Hej dziewczyny,
Dobra nie będę ściemniać i przyznam się Wam, że nawaliłam w 300 %... Bardziej już nie mogłam... 9 dni kompulsów.... 9 dni czystego obżarstwa... Tak moje drogie... Mogę się tylko trochę usprawiedliwić tym ,że miałam okres, jeszcze większą ochotę na słodkie niż zwykle podczas okresu, a wokół było pełno słodyczy
Myślałam, że już trochę wyzbyłam się tej kompulsowiczki, która we mnie siedziała, ale nie... Ona ciągle we mnie jest i niszczy mnie od środka. Wyglądam o wiele gorzej, czuję się i jestem gruba, czuję się ciężka, nie wiem ile przytyłam, nie chcę wiedzieć, boję się wejść na wagę....
Nie poddam się. Od jutra podejmuję walkę. Wiem, że już na prawdę dużo zjebałam i dużo czasu zajmie mi naprawianie tego ale nie mogę się poddać. Nie poddam się, muszę osiągnąć wymarzony wygląd....
Koniec o tym, bo mi się przykro robi. Teraz opowiem Wam jak było we Włoszech:D
Było fajnie, choć ostatniego dnia miałam niezłą przygodę. Byłam tam na nartach, zjeżdżałam pierwszy raz z pewnego stoku i pomyliłam trasy. Była do śliczna trasa we Peio. Robiłam zdjęcia i przez to pomyliłam trasy. Wjechałam na jakąś podejrzaną... Jadę... I nagle trasa kończy się rozwidleniem. Z jednej strony parking, z drugiej boisko.... Jacyś Włosi powiedzieli mi żebym jechała przez boisko. Ja zamiast się wrócić posłuchałam. Przejechałam przez nie a tam jakaś taka jakby trasa... ale kamienie na niej leżą... Pojechałam. Wyrypałam się na kamulcu. Pomógł mi wstać jakiś Włoch. Pytam się go po angielsku jak wrócić... Nie znał angielskiego ani niemieckiego ciągle mi coś gadał po włosku.... A ja tylko odpowiadałam NON KAPITO! Próbuje dzwonić do taty... brak zasiągu, nie mołam się dodzwonić. Pokazałam Włochowi mokrą i porwaną mapę. Pokazał mi że znajdujemy się na trasie nr 3. Czarnej trasie. I że mam dwie drogi do wyboru. Albo iść do miejscowości Peio albo do Peio Fonte... Poszłam do Peio Fonte. Droga prowadziła przez jakieś strome łąkobagna... A ja w butach narciarskich z nartami szłam przez nie. Ubrudziłam suię jak nie wiem. Nie wiedziałam czy wogle trafię do naszego samachodu... Szłam ponad godzinę, wywaliłam się nieskończoną ilość razy i w pocie czoła dotarłam na miejsce... Masakra. Przebi łam nawet mojego brata który wpadł do lasu do rowu pod choinkę i którego przejechała kanapa...
Podobał mi się tam jeden sklep. Sprzedawano tam pamiątki, wina i mięso. Na półce z alkoholami wisiał napis po polsku: Alkohol tańszy niż w supermarketach:D Heh. Włoch próbował coś mówić po polsku, podawał rodzicom wina i mówił np. to śliwka, to jabłko itd. Nam dał kiełbasę z sarny na spróbowanie. Nawet niezła. Mieli w tym sklepie nawet słownik polsko- włoski. Trzeba przyznać, że umieją robić interesy, bo sporo u nich kupiliśmy...
Chciałam Wam pokażać zdjęcia, ale nie chcą się wgrać. Następnym razem:D
Od jutra startuję z dietą!!!!!!!