- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Znajomi (30)
Ulubione
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 40078 |
Komentarzy: | 347 |
Założony: | 8 stycznia 2012 |
Ostatni wpis: | 30 grudnia 2019 |
kobieta, 49 lat, Czarnków
153 cm, 71.90 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Masa ciała
co zjadłam:...?
6: kefir, 9 jogurt naturalny z platkami, 12 dwie parówki i jogurt naturalny, 15 - kostka czekolady (wiem wiem zgrzeszyłam :( ), 18 - nic
jak tak patrze to chyba za zdrowo to nie wyglada :(
chyba powinnam to zmodyfikować...
a jutro do 15.30 w pracy (oj jakbym sie chciała urwać...), na 17.30 ide sobie zrobić stópki, na 19tą fitnesik na 20.30 grill u psiapsióły... (hmmm coś skubnę coś wypije.... postaram sie być grzecz(sz)na). Moja Madzia ma doła... tak mi Jej żal, nie potrafie Jej pomóc... Za dużo wzięła sobie na glowe i sie nie wyrabia w pracy, siedzi po 10-12 godzin, zaniedbuje dzieci, męza... (jak tak dalej pójdzie to On sobie znajdzie taką co nie bedzie bręczeć i bedzie miła)... kurde znam ją od 25 lat i nigdy nie widziałam Jej w takim stanie... i może źle zrobiłam, bo ona koniecznie musi jutro tez pracowac do 23.... a ja bezczelnie "zgwałciłam" ją na flaszke... mam ochotę Jej nawtykać... dać tzw.kopa żeby sie ogarnęła i poprostu ponatychać.... mam nadzieje ze mi sie uda .... proponowanie pomocy nic nie daje, bo tylko ona umie to najlepiej ;) tylko ze jak tak dalej pójdzie to obudzi sie z ręką w nocniku w jakimś psychiatryku... to juz nawet nie jest depresja....:(
echhh no to tyle o sobie... ;) buziole :-*
rano na wadze 51,4
Za namową pewnego Dobrego Duszka (dzięki Marlenko)... będę tu meldować się codziennie.
Dziś zjadłam bardzo malutko... pewnie ok 700 kal by się uzbierało ;) tak mam od 3 dni... na wadze dziś po pracy 52 kg... może wracam do normy... jestem przed @ i wszytsko jest czarne .... Boziu (i Wy wszystkie Dobre Duszki) dajcie siłę by wytrzymac w postanowieniu i nie żreć... zawsze miałam wymówkę, że okres, że .... i wpychałam w siebie. Teraz jak go przeżyję bez podjadania to gdy się skończy na pewno miło się rozczaruje patrząc na wagę;)
Echhh przeżyć sobotnią babciną imprezkę... własnie sie dowiedzialam że bedą balety.... alkohol i fuuuuuuuuuuuura żarcia.... (a ja taka wygłodniała) ;)
18 czerwca ważyłam 52...
przedwczoraj tj 1.07 - 54kg....
pasaka nie dotykam... tylko staram się opamietać....
chyba coś ze mna jest nie tak... funkcjonuje jak narkoman albo alkoholik... nie potrafię "troche", nie potrafię "raz w tygodniu"... przez EURO, przez Zloty motocykolwe, przez to, że 'dziś ostatni raz" mam 4 kg do przodu.... (przy wzroscie 153 to dużo... i spodnie robią się ciasne)
od wczoraj koryto wyżej i o dziwo dziś pokazalo już 53 z małym hakiem, ale Glodzilla mnie atakuje przeokrutnie... staram sie nie poddawac... tak bardzo sie boje, ze znów bede "Duża" :(....
za tydzien impreza urodzinowa babci (95 lat), za dwa tygodnie zlot w Łagowie :), za 3 tygodnie wesele.... jak tu normalnie żyć????????...
przecież to, że przez cały tydzień katuje sie na silowni i nie jem a w weekendy pozwalam sobie na obżarstwo ( o ochlejstwie nie wspomnę)... to sie chyba nazywa bulimia.... masakra jakaś... niepotrafie sie pozbierac...:(
... może nadszedł czas by sie opamiętać???
okres sie skończył a bziuch jak duży byl tak nadal jest.... i jesli pójdzie tak dalej to będzie coraz większy....
własnie wyżeram paluszki... od trzech tygodni pochłaniam wszystko na co mam ochotę... no i widać.... na wadze 52... mierzyć się nie będe bo w pasie mam jakieś 3 cm więcej :(.... a było tak pieknie....
Żarcie rządzi mną.... i jak tu przestać... nie da sie "tak poprostu"...
stresa zażeram paskami czekolady.... dała bym sie pociachać za browarka i chipsy....
a do końca czerwca chcialam ważyć 48.... :( to do zrzucenia 4 kg...
eeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee źleeeeeee mi.............................. :(
...ech coś się ze mną dzieje złego...
w weekend było bardzo aktywnie, bieganie, ćwiczenia, basen, ale też.... żarcie, picie... achhhh
może to tylko głupie tłumaczenie ale od czterech dni pochłaniam wszystko co się rusza tłumacząc się tym, że mam głodzillę przez zbliżajacy się okres... na wagę nie wchodzę, bo po prostu się boje... myślę ze będzie ok.51,5 :(
a bylo tak piknie... nawet zmienilam pasek na 48kg ...........
dziś zdżarłam 2 grahamki, jogurt jogobella, 6 kabanosów (masakra tak bardzo chcialo mi się mięcha).... to do godziny 15tej...
po powrocie do domu wciagnęłam piers z kurczaka z sałatą lodową, papryka i rzodkiewką... jakbym udawała ze wcześniej nic nie jadłam...
ok 19tej wtedy gdy powinnam zjeść kolacje zdżarłam 2 pettiberry z nutellą... czuje się wielgaśna........................................... :( :( :(
no i najgorsze... wczoraj i dziś zero ruchu.... pozostały tylko zakwasy po weekendzie.... (a było tak pięknie)....
... w tygodniu waga wahała sie okrutnie... po Dniu Matki w piątek oraz wczorajszym komunijnym obżarstwie osiągnęła apogeum... ale bede udawała ze tego nie zauwazyłam, półtorej godzinki rowera w terenie "prawie" gorskim i dzisiejsza dietka i na wadze 50,2... więc chyba nie jest źle ;)
jutro cały dzień w rozjazdach... sroda czwartek szkoelenie w Stolicy... ale wytrzymam. dzieki Ci Boziu za twrożek ;)
ok biore sie za mierzenie.... raczej zmian nie przewiduje... w sumie to tylko sobie dogadzałam i poza jednorazowa wizytą na spiningu i wczorajszym rowerem w terenie aktywnosc ruchowa=zeru ...
nie wiem jakim cudem, ale dzis rano ujrzałam 50,5 kg :D
wczoraj rano pokazywało 52.... co będzie jutro... to jak narkotyk....
otwieram oko i myślę... waga...
w sumie to dobry czas (znaczy się wtorek) by zacząć ważyć się co tydzień... ale najnormalniej w świecie się boje... że znów zaniedbam.... echhhhh