Oj nie mam kiedy zabrać się za ten wpis, zdjęć od fotografki jeszcze nie mam jedynie te z pozbieranych od gości aparatów.
Nerwów było co nie miara, w piątek wieczorem dopiero odbiór sukienki, miało być w czwartek ale przy ostatniej przymiarce zaciął się zamek od sukienki i musiała krawcowa wszywać nowy. Kwiaty na stoły sali tez zamiast w piątek na 13.00 były dopiero na sobotę rano. Wieczór kawalersko panieński odbył się w skromnym gronie i z zaskoczenia w dzień moich urodzin choć uprzedzałam że nic nie organizuję z tej okazji. Oj było załatwień na ostatnią chwilę...zmówienie ostateczne samochodu, dekoracja samochodu, dekoracja kwiatami, spowiedź stresu na każdym kroku co nie miara. Ale ostatecznie wszystko pięknie się odbyło, było FANTASTYCZNIE, goście bardzo zadowoleni, wytańczeni, najedzeni, bardzo miło wszystko wspominają. Z prezentów dostałam zestaw garnków i trzy kosze jeden od świadków z czekoladkami, ręcznikami kąpielowymi z tytułami MĄŻ, ŻONA, wina, kosz z tulipanami, od kierowniczki w pracy również kosz z alkoholami i słodkościami. Pogoda trochę straszyła ale wytrzymało ciutkę pokropiło nas przy wejściu do kościoła. Bramę i ogrodzenie siostrzenice zorganizowały że udekorują w białe balony i wstążki. Fryzjerka była w domu czesała, kolor zrobiłam ombre gorzka czekolada przechodząca w bordo. W kościele ksiądz nas trochę wkurzył bo nie pozwolił by fotografka robiła zdjęcia, ale jakieś się udało zrobić i to bez lampy więc pewnie nie wyjdą za ciekawe. ogólnie czekam na foto książkę która się robi . Nie było obecnej mamy męża, no cóż wcale mnie tym nie zaskoczyła, z resztą od zawsze nie przepadaliśmy za sobą, dała przed ślubem kopertę i powiedziała że na ślub nie przyjedzcie bo się bardzo źle czuje, pozostawię to bez komentarza. Ogólnie jesteśmy miło zaskoczeni z ilości uzbieranej kasy, w zasadzie 2/3 kosztów nam się wróciło. jako mąż i żona jesteśmy jeszcze mocniej kochającym się małżeństwem jest na razie między nami jakby ponowne zakochanie no nie umiem wam tego opisać, ta dotychczasowa rutyna dnia codziennego przerodziła się w jeszcze głębsze uczucie miłości i szacunku do siebie.
Na drugi dzień byliśmy odebrać ciasta sałatki alkohole wszystko co zostało a za co zapłaciliśmy, było tego tak duzo że od razu rozwieźliśmy po gościach weselnych, dla każdego po 3 paczki z ciastami i wędlinami.
Minęło wesele, minął stres i nerwy, minął urlop czas było wrócić do pracy i do codzienności. Akt małżeństwa z urzędu już odebrany, wniosek o wymianę dowodu złożony, reszta spraw związana ze zmianą nazwiska jak już będę mieć nowy dowód osobisty z nazwiskiem męża. W tygodniu udało się nam na szybkiego posadzić ziemniaki bo pogoda kapryśna i nie przewidywalna a pole zarastało trawą.
Kończy mi się teraz w maju umowa o pracę kolejną dostanę przedłużoną na dwa lata.
Wczoraj zorganizowaliśmy sobie całodzienny wyjazd aż na Śląsk do Goczałkowic pozwiedzać piękne ogrody państwa KAPIASÓW , jako zapalona ogrodniczka był to dla mnie raj na ziemi , a pogoda dopisała gorącym słoneczkiem. Pozwiedzaliśmy, zrobiłam też w ich centrum ogrodniczym spore zakupy jak klon palmowy, świerk biały kulka szczepiona na pniu cisy, goryczka, prusznik, dziś to wszystko sadziłam. Samochód czeka na mechanika i wymianę zajechanych już amortyzatorów. Kolejne koszta. Urlop ja i mąż mamy zaklepany na koniec lipca początek sierpnia. Może uda się nam gdzie wyjechać razem.
P.S z tego całego stresu zeszło ze mnie 2 kg i sukienka w gorsecie musiała znów iść do przeróbki na ostatnią chwilę.
A tu jeszcze masa fotek z wczorajszej wycieczki
No i tak to wszystko wyglądało w dużym skrócie. Nie obyło się bez wpadki, wychodząc do sali restauracyjnej potknęłam się o sukienkę i wywinęłam orła na schodach, dobrze że mało kto widział .
Zdjęcia od fotografki wrzucę jak już je będę mieć.