Święta dobiegają ku końcowi i dobrze bo dość już się przejadlam aż ciężko oddychać. Psychicznie już się przestawiam i plan jest taki ze od jutra ostro biorę się za dietę bo stanęłam dziś na wadze i się przerazilam. Pasek wymagał aktualizacji . Od ostatnich świąt przybralam aż 10 kg o zgrozo. Jestem juz mocno zmotywowana by znów zawalczyć o sobie. Jak to lekko wracają te kilogramy a jak ciężko się ich pozbyć.
Same święta minęły spokojnie , rodzinnie w zdrowiu i strasznym obzarstwie do rozpuku. Nie chce juz prowadzić takiego stylu zycia bo aż ciężko człowiekowi funkcjonować i oddychać.
Pogoda na czas swieconki piękna i słoneczna a teraz już śnieg z deszczem. U nas świeci się pokarmy na wioskach w dworkach.
Niedziela wczas rano do kościoła na pierwsza msze o 6.30 a potem wielkanocne wspólne sniadanie a po poludniu odwiedziny u rodziny w gronie najbliższych a dziś juz na lenia w domu. Śmigus dyngus udany i bardzo mokry. Mój W. kilka razy zlal mnie do suchej nitki oczywiście nie pozostalam mu dłużna jeszcze rano zanim wstal z łóżka był już cały mokry
Spotkania z vitalijka niestety nie było. Sprawy się skomplikowaly i temat z dziewczyną wyjaśniony.
Jedno mnie tylko zabolało... postanowiłam ze tego roku pierwsza nie wyślę kartki z życzeniami ani tzw smsowych życzeń do rodziny czy znajomych bo zawsze tak było ze dopiero jak ja pierwsza wysłałam życzenia to ktoś dopiero odpisaI. I wiecie co od nikogo nie otrzymałam życzeń. Nie mam tu na myśli Was internetowych znajomych ale takich z życia realnego.
Dobra kończmy już to świętowanie bo co za dużo to nie zdrowo.