Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

No to znów dobiłam do 76 kg. To już 20 kilogramów, które chcę zrzucić z początkowych kilku, które chciałam zrzucić zakładając konto dekadę temu. Jem emocjonalnie, jem z nudów, jem by regulować emocje. Myślę, że jak to opanuję, reszta przyjdzie sama. Uprawiam sport, lubię być na świeżym powietrzu. Lubię jeść warzywa, nabiał i białe pieczywo. Moim problemem jest przede wszystkim ilość, a nie to, co jem.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 123518
Komentarzy: 4907
Założony: 26 marca 2022
Ostatni wpis: 17 stycznia 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Babok.Kukurydz!anka

kobieta, 39 lat, Piernikowo

172 cm, 77.90 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

17 maja 2023 , Komentarze (2)


Dziś wpis pod linkiem. https://kolekcjonermarzen.word... Nie zdążyłam skopiować tutaj przed pracą. 

16 maja 2023 , Komentarze (3)

Zawsze mnie uczono, że bycie patriotą to branie udziału w wyborach. Wolność w demokracji polega na samo stanowieniu w wyborach, wolność osobista w samostanowieniu w ogóle. Nie wyobrażam sobie być świadomą i myślącą istotą bez decydowania o swoim losie. Na takie życie skazujemy psy prowadzone na smyczy, które niby cośtam chcą jeszcze powąchać, gdzieś się zatrzymać, ale właściciel ciągnie za smycz i pies choć nie chce, musi iść za nim. Człowiek jest wart więcej niż tylko, aby go na smyczy prowadzić i dać limitowane opcje w życiu.

Znam wiele osób, które narzekają na sytuację, ale nie głosują. Są takie osoby, które gadają „ale to nic nie zmieni”. Które mówią „tam i tak wszyscy są w kółko ci sami i tak samo nic nie robią”. Ale nie trzeba głosować na największe partie polityczne i największego kandydata. Gdyby wszyscy niedowiarki skrzyknęli się jak na imprezę plenerową na facebooku i zagłosowali na najmniejszego kandydata, najmniejszą partię, to sytuacja polityczna by się zatrzęsła. I może by wyborów nie wygrali, ale ci wyżej usłyszeli by wolę ludu. Bo głosowaniem nie wybiera się osoby, która dostanie teraz najlepszą pensję, ale tego, kto ciebie reprezentuje. Bliżej ci do Spurek, to oddajesz na nią głos. Wielbisz prezesa to oddajesz na niego głos. Chcesz w polsce kato-talibanu – to w zasadzie też prezes to załatwił. Ale jak ci to nie leży, nie podoba się obecny układ sceny politycznej, czujesz, że ciebie nie reprezentuje – to w tym roku w wyborach jest czas, by to powiedzieć kartą do głosowania, a nie tylko narzekając, że „kiedyś to było”…

Czy ja głosuję? Owszem. Uważam, że nic o mnie beze mnie. Mieszkam w Holandii i mam prawa obywatelskie tutaj i brałam udział w ostatnich wyborach do rad prowincji oraz do rad gmin wodnych. Bo to ode mnie [między innymi] zależy, jak będzie się dbało o wały powodziowe, o rozwój sieci komunikacyjnych w moim regionie, podejmowało decyzje o nowych inwestycjach i zarządzało finansami. Wybrałam dwie partie, które moim zdaniem miały najrozsądniejsze programy i były również ukierunkowane na bioróżnorodność, której w krajobrazie Holandii Północnej trochę brakuje [ale to specyfika życia między wałami].

W poniedziałek chciałam się poruszać. Kiedy stwierdziłam, że nie chcę iść 3 dzień z rzędu biegać, wybrałam trening z Martą Henning na Pumatrac, mąż powiedział, że zaraz idziemy na lekcję tenisa. Niby pamiętałam, a jednak wyleciało z głowy. Nic to – poszliśmy wcześniej na lekcję i sobie pograliśmy. Później Jesper uczył nas serwów w określonym kierunku, backhandów z celowaniem w zakres pola oraz manewrowania pomiędzy uderzeniem z pierwszej a spokojnym odbiciem. Godzinka zleciała szybko, w międzyczasie się trochę rozpadało, więc zmarzłam mimo bluzy, a piłki stały się nasączone i nie można było nosić zapasu w kieszeniach. Do domu wracaliśmy już w regularnym deszczu. Po nas było jeszcze 3 panów czekających na lekcje i nie wiem, czy się odbyła. Mieliśmy szczęście.

W pracy przerzuciłam się na tortillę z owsianek. Jednak kurczak wędzony, który do niej zawsze kupowaliśmy ostatnio jest jakiś słony. Poprosiłam męża czy mógłby mi wkroić do tortilli jajko gotowane. Białko to białko. Dziś zobaczę, jak to wychodzi w smaku i czystości podczas jedzenia. Muszę też podjąć decyzję ile jajek, bo jeśli wezmę jedno to może być za pusto w tej tortilli, a jak dwa to przy dwóch tortillach na dwóch przerwach to wychodzi sporo kcal. A w domu jem jeszcze kanapkę z 3 jajkami sadzonymi. Wczoraj dostałam jeszcze górę surówki z weekendu na kanapce. Wychodzi 1750 kcal bez śniadania i ponad 2000 kcal ze śniadaniem. Sporo.

Wczoraj przyjrzałam się moim liliom. Wygląda na to, że rozwija się na nich jakaś choroba. Prawdopodobnie ten sam grzyb. Dam im czas, aby zakwitły. Jak to się nie uda to będę również wyrywać.


15 maja 2023 , Komentarze (5)

Pisałam o tym kilka wpisów temu. Bardzo lubię dzień króla. 27 kwietnia urodziny obchodzi król Willem-Alexander, władca Królestwa Niderlandów. Królestwo to złożone jest z czterech krajów składowych: Holandii (część europejska), Aruby, Curaçao i Sint Maarten[6] oraz trzech gmin zamorskich: Bonaire, Saba i Sint Eustatius (część karaibska). Była jakiś czas temu zmiana oficjalnej nazwy Holandii na Niderlandy i mam wrażenie, że w Polsce wiele osób to źle zrozumiało. Holandia istnieje nadal i jest częścią Niderlandów. Zaś Niderlandy, czyli Królestwo Niderlandów zawiera w sobie część europejską, czyli Holandię. To tak, jak wtedy, kiedy Polacy nazywają Wielką Brytanię – Anglią. Anglia jest południową częścią Wielkiem Brytanii, na którą składają się też kraje takie jak Szkocja, Walia i Irlandia Północna. Niderlandy mają być używane w odniesieniu do całego kraju, a Holandia do jego europejskiej części. Zatem ja mieszkam w Holandii, ale jeśli polecę na Curaçao to nie będę już w Holandii, ale będę nadal w Niderlandach. Zmiana oficjalnej nazwy nastąpiła, aby nie mylić terytoriów zamorskich słynących z gościnności i pięknych widoków z Holandią, która kojarzona jest z narkotykami i przestępczością. W Polsce zaś tak się tego przyczepili, że kiedy ktoś mówi, ze mieszka w Holandii lub mówi po holendersku, to Polacy od razu go poprawiają, że nie ma czegoś takiego jak Holandia. Niedouczenie czasem idzie łeb w łeb z arogancją. Swoją drogą czy ktoś z tu obecnych zauważył, że kilka lat wcześniej Czechy zmieniły oficjalną nazwę swojego kraju?

Wracając do dnia króla. Tego dnia dozwolony jest handel uliczny bez konieczności odprowadzania podatku. Jest więc to raj pchlich targów i okazji nie z tej ziemi. Można kupić książki, ubrania dla dzieci, gry planszowe, rzeczy to wystroju wnętrz, wszystko co zalegało ludziom na strychu po krewnych czy remontach, a czego mogą teraz się tanim kosztem pozbyć i dostać za to kilka euro. Dzieci często montują kartoniki z niewiadomymi malutkimi fantami, gdzie za 1 euro można wsadzić rękę do środka i sobie coś wyciągnąć. Inne dzieci zaś za 1 euro opowiadają dowcipy lub robią psikusy.

W miastach odbywają się imprezy plenerowe, zawody sportowe, a dużo ludzi chodzi poubieranych na pomarańczowo. Na domach wiszą flagi kraju z pomarańczowymi wstążkami – symbolem monarchii.

Próbując znaleźć więcej informacji o tym dniu [po polsku] dowiedziałam się, że Polaków dzień króla obchodzi z zupełnie innych powodów niż mnie. Jak wygląda dzień króla z perspektywy osoby pracującej i czy jest to dzień wolny czy zabiorą ci z puli wakacji. W sumie logiczne, jestem tu 8 lat i jak zwykle się wyzerowałam – nie pamiętałam czy pracujemy czy nie w dzień króla. Pamiętam, że w dzień wyzwolenia szklarnie pracują, ale o dniu króla zapomniałam. Rok temu chyba z resztą był w weekend.

Podoba mi się to święto ponieważ jest świeckie i nie wiąże się z żadną tragedią. Po prostu ktoś ważny dla kraju ma urodziny i wszyscy uznają to za świetny powód, aby wystawić grilla, wyjść do rodziny, zjeść pomarańczowe ciastko z kremem i dobrze się bawić. Wiele osób bierze wolne następnego dnia, aby odespać zabawy lub wyjechać na długi weekend gdzieś na camping czy za morza. Moja szefowa tak była w Szwajcarii na rowerach z dziećmi i mężem, ja pojechałam kupić co nieco w ogrodniczym, sąsiadka spakowała dzieci do karawanu i pojechała dwie prowincje dalej na kajaki i ogniskowanie. Co kto lubi.

Holandia ma około 20 procent chrześcijan w tym sporo katolików, protestantów. Święta kościelne są świętowane raczej jako okazja spotykania się z rodziną niż faktyczne chodzenie do kościoła. Te są z roku na rok coraz bardziej puste i budynki trafiają w ręce prywatne czy stowarzyszeń. Na przykład u mnie we wsi w jednym kościele mieszka rodzina – siostra naszej koleżanki Anne wraz z chłopakiem i dzieciakami; a w drugim kościele odbywają się wystawy i koncerty. W Andijk w kościele jest restauracja, a w Zuid Scharwoude pracownia malarza. Boże Narodzenie to okazja do wspólnego śniadania w pierwszy dzień, a Wielkanoc to rodzinne spotkania, gdy dzieci szukają jajek w ogrodach dziadków. Najbliższe święto, kiedy jest dzień wolny to nadchodzący czwartek – Hemelvaartdag. Również odbędą się festiwale, czterodniówki – czyli rajdy terenowe, kiedy przez 4 dni pod rząd ludzie maszerują zadane kilometraże ustalonymi trasami, zloty, koncerty, uliczne kramy z drobiazgami, czego dusza zapragnie. Nie mam zaś pojęcia czy to jest wniebowstąpienie czy wniebowzięcie, coś takiego – nigdy nie była aż tak blisko kościoła, by wiedzieć kiedy kto cośtam w niebie. Jedną z imprez cyklicznych jest zjazd oldtimerów.

A jakie jest wasze ulubione święto?

Kolejnym dniem, na który czekam od kilku lat – jest dzień biegu na 5 km w Schagen – naszym mieście gminnym. Przed coronawirusem byłam zapisana, ale odwołano. W końcu, gdy ruszyła edycja 2022, wybraliśmy się z mężem.

Ukochany nie biega prawie wcale. Ostatni raz był chyba biegać jakoś w zeszłym roku, może na jesieni albo zimą. Pamiętam jeszcze, że mu getry termiczne kupowałam do biegania. A mimo to niedzielny bieg określił jako nietrudny. Powiedział, że w pewnym momencie kolano zaczęło go boleć i bał się, że będzie musiał przerwać bieg, ale uznał, że jakoś doleci. Ja wypluwałam płuca obok, choć w tym roku trzymałam stabilniejsze tempo niż rok temu, i miałam chwile sporego zawahania po 4 kilometrach – bałam się, że nie dobiegnę do mety, a tymczasem wszyscy przyspieszyli to i my przyspieszyliśmy. On zaś na pytanie: „czy ten bieg był dla ciebie trudny” bez wahania powiedział: „nie”. I widać było po nim, że lepiej oddycha niż ja, nie tracił regularności kroku, nawet się nie zgarbił. Ja zaś kombinuję jak koń pod górę, obwiniam się jak nie idę pobiegać na czas, a mimo to idzie mi fatalnie. Fatalnie, bo to nie jest moja życiówka, ale z drugiej strony to jest chyba najlepszy czas, jaki udało mi się osiągnąć w tym roku.

Mój najlepszy czas na 5k to 27 minut. Wtedy jeszcze biegałam z GPS w telefonie i aplikacją endomondo. Od tamtej pory – od 2016 roku – nie udało mi się tego pobić. Co roku jest to moim celem. Może w tym roku się uda? Próbuję znaleźć swój sposób na to. Na razie podążam treningami z książki „Jak zacząć biegać?” W sobotę ten sam dystans zajął mi 2 minuty dłużej. Jest coś w tłumie z którym się biegnie, on poniekąd niesie człowieka. Całą trasę biegłyśmy za dwiema dziewczynami w niebieskich koszulkach. Potem one ruszyły trochę bardziej do przodu, a my mając je wciąż w zasięgu wzroku, biegliśmy kawałek z tyłu. Pod koniec biegu byliśmy znów za nimi i zgubiłam je z oczu jakieś 200m przed metą, kiedy ja miałam ochotę się poddać, a mąż dopingował mnie, że mam dać radę. Na mecie chciałam im podziękować, bo to był świetny zajączek do gonienia. Jednak stchórzyłam na końcu. Widziałam tylko z bliska, że obie miały pod 50-tkę. Z tyłu wyglądały jak dwie dwudziestolatki :)

Tydzień mogę zaliczyć więc do udanych. Szczególnie weekend. Nie malowałam obrazu, ale miałam fajny czas spędzony z mężem. Choćby takie zwykłe wyciągnięcie frytkownicy do ogrodu i smażenie frytek do obiadu. Mąż przygotował rybę i surówkę z białej kapusty, więc do tego testowaliśmy smażenie frytek we fryturze zamiast oleju – nie wiem czy to gatunek ziemniaka, czy ta frytura, ale frytki nam się ugotowały, a nie usmażyły. W dodatku po którejś turze, wychodziły brązowe nawet, gdy nie były dogotowane w środku! Następnym razem spróbujemy inny gatunek ziemniaków, a jak to nie pomoże to wracamy do smażenia na oleju. Nadal jednak na zewnątrz – aby nie mieć salonu i ubrań o zapachu smażonego oleju.

Ciesze się, że moje pomidory i fasilka są już tak duże, ze można pomyśleć o przesadzeniu. Dokupiłam w Lidlu doniczek 8cm [P8] do dalszych zabaw w ogrodzie. truskawki zawiązują się na krzaczkach. Wszystko wydaje się iść we właściwym kierunku. Trochę odzyskałam pogodę ducha.

14 maja 2023 , Komentarze (14)

Dziś zawody, a może nie tyle zawody co wyścig, bieg miejski. Ścigać się nie będę, bo ja jestem od obstawiania tyłów, ale pobiec chcę. Byle dobiec. Dostanę na mecie koszulkę i będę happy.

W sobotę poszłam pobiegać. 40 minut biegu. Tempo z początkowym marszem wyszło mi 7:15, a samego biegu wahało się między 6:35 a 7:35. Zbyt entuzjastycznie zaczęłam i potem zdarzało mi się maszerować. wróciłam do biegania z muzyką na uszach, a to zawsze podkręca mi tempo. Jednak moje ciało nie umie iść na tempo i szybko kończy mi się oddech i tętno skacze do 180. Pogoda była ładna, więc posmarowałam się kremem na słońce i wybrałam bardziej słoneczną trasę niż moja aleja. Tam bym zmarzła.

Po powrocie do domu chciałam malować, ale pokusiło mnie, aby się po prostu poopalać. Słuchając kolejny raz Prochów Babilonu [James SA Corey], po prostu sobie poleżałam słuchając ptaszków w tle. Raj na ziemi.

Zdecydowałam się przesadzić truskawki do większych donic, bo ciężko je podlewać. Szybko ich ziemia kamienieje od przesuszenia, trzeba było dodać więcej luźnej ziemi, aby nie przelać i nie zasuszyć roślin. A już mają niektóre z nich owoce. Chcę spisać sobie jakie mam odmiany i która jak smakuje. W przyszłym roku będę mogła kupić więc już konkretne odmiany, a nie testować wszystko jak leci.

Pomidory są już dość duże do przesadzenia do worków z ziemią i donic. Przeżyło więcej roślin niż się spodziewałam. W tym cała jedna roślinka pomidorów gałązkowych. Liczę na duże zbiory.


12 maja 2023 , Komentarze (13)

Z racji, że nagle pojawiło mi się bardzo dużo miejsca w ogrodzie, postanowiłam posadzić mojego ziemniaka. Miała to być róża w ziemniaku, ale nie dała rady, ziemniak za to ma się świetnie. Znalazłam też na dziko rosnącego ziemniaka w innym miejscu – nie wiem jak, skoro na jesieni przekopałam cały ogródek i wsadziłam tulipany. Tak czy inaczej – ziemniako-róża ma już mini bulwy. Będę miała kilka ziemniaczków zatem do zjedzenia za jakiś czas.

W domu wschodzi wszystko z zestawów „zrób to sam”. W mini szklarence siedzi obecnie papryczka peperoni, żółte pomidory i póki co jedna truskawka opisana jako bardzo słodka.

Mąż kupił smaczne truskawki, więc wycięłam z nich nasiona i po lekkim podsuszeniu, włożyłam do pojemnikach po śledziach na wilgotnym ręczniku. Pomidory tak kiełkują, to może i truskawce się uda.

Ukochany kupił mi też miks kwiatków. Posiałam co nieco w ogrodzie i niech mi rośnie. Chyba mam jeszcze więcej facelii, więc zawsze jest nadzieja na kwitną łąkę pod koniec sierpnia.

Słucham regularnie podcastu o psychologii sportu. Zazwyczaj są to rozmowy z innymi trenerami, sportowcami, którzy robią coś więcej niż tylko sport i tak było i tym razem. CO prawda trener ten nie zajmuje się sportem ale rozwojem w biznesie, ale rozmowa jest bardzo ciekawa i trochę nawet podchodząca pod odchudzanie i fitness. Głowa rządzi -jak budować i przebudowywać nawyki Przesłuchałam tego 2 razy, zrobiłam notatki i zobaczę, co się uda. Póki co przypomnienie w zegarku, aby iść zrobić sporty nie działa, bo łapie mnie albo jak jem czy odpoczywam po jedzeniu – kiedy wracam później – albo kiedy zaangażuję się z coś innego – jak kopanie ogródka – i nie chcę przestać. Muszę znaleźć sobie inny wyzwalacz. Ubieranie się zaraz po pracy w ciuchy biegowe nie wchodzi w grę, bo leginsy do biegania są dość ciasne w pasie, a ja po pracy potrzebuję uwolnić brzuch i dać mu przestrzeń.

Jednak Andrzej Bernardyn w tym podcaście mówił, aby robić choćby małe kroki, ale codziennie, aby ten nawyk wyrobić. Mieć wyzwalacz i na niego zawsze reagować, choćby w znikomym stopniu. Więc skończyło się pranie – poszłam robić jogę. Kiedyś to działało. Jedno pranie dziennie = trening codziennie. Nie wiem, czemu przestałam. Czas do tego wrócić.

Trafiła mi się znów fajna pozycja – rozciąganie klatki piersiowej przez leżenie na wykręconym ramieniu. Zostałam aż mi krew przestała krążyć.

Dziś impreza firmowa. zazwyczaj wypatrywałam ich z daleka, ale w tym roku jakoś nie mam ochoty. Mam umówione spotkanie z psychologiem i staram się zebrać w głowie myśli tak, by nie zjebać go za moje ostatnie myśli samobójcze. Poszłam szukać nowej pracy, bo on naciskał. Nowa praca pokazała mi dużego faka i powiedziała, że nie jestem typem osoby, z którym oni chcą pracować. On miał mnie naprawić, a tymczasem moja osoba jest powodem, dlaczego siedzę w fizycznej pracy mając wyższe wykształcenie. Czuję, że wprowadził mnie na minę i mam mu to za złe. Z drugiej strony wiem, że to nie on aplikował i nie on miał rozchwiany głos na rozmowie kwalifikacyjnej.

11 maja 2023 , Komentarze (13)

Wszyscy żyją, bez paniki. Jednak z mojego punktu widzenia przytrafiło się coś bardzo złego. Mój ogródek, moja duma i radość, nawiedziła choroba grzybowa – szara pleśń tulipanów. Kwiecień był mokry, niektóre cebulki które posadziłam miały lekkiego grzyba, ale uznałam, że co zgnije to trudno. Do tego koleżanka dała mi znalezione gdzieś cebulki przy drodze – wyrosły z nich karłowate, poskręcane rośliny [teraz już wiem, że powinnam je była od razu usunąć, bo to pierwszy objaw choroby]. Ich zdjęcia są tutaj w różnych wpisach. Kilka z tych roślin normalnie zakwitło, ale większość wyglądała źle. I albo to te od koleżanki, albo to te przechowywane przeze mnie w domu, któreś cebulki zawierały zarodniki grzyba Botrytis. W weekend zauważyłam, że niektóre kwiaty mają zahamowany wzrost, kwitną bardzo nisko i główki kwiatów im gniją. Uznałam, że to pewnie z cebul przybyszowych, bo tych miałam sporo w minionym roku i mała cebulka – mały kwiatek. Jednak w środę zauważyłam, że duże kwiaty, które miały piękne kielichy – mają nagle jakieś plamki. I dupa. Zapytałam na reddit co to może być i dostałam konkretną odpowiedź.

Mamy w pracy przypadki grzyba z tego rodzaju, ale na begoniach daje zupełnie inne objawy [gnije dolna część łodygi], a na alstromeriach gnije czubek wzrostu. Żadna z tych roślin nie zwija się ani nie ma objawów na kwiatach. Nie wiedziałam, że istnieje odmiana roślin cebulkowych. No ale mieszkam w zagłębiu kwiatów cebulkowych, więc pewnie też są jakieś spory w powietrzu zawsze.

W polskim internecie znalazłam taki opis.

Choroba, która opanowała te tulipany, to jedna z ich najgroźniejszych chorób grzybowych – szara pleśń (Botrytis tulipae). Objawy chorobowe występują przy wilgotnej i chłodnej pogodzie, najczęściej podczas kwitnienia roślin. Na płatkach i liściach pojawiają się małe brązowe lub szare plamki gnilne, które stopniowo pokrywają się szarym pylistym nalotem (szarą pleśnią). Na gnijących cebulkach pojawiają się czasami drobne czarne wypryski – sklerocja. Choroba ta bardzo szybko się rozprzestrzenia, dlatego, jeśli wystąpi, należy niestety jak najszybciej wykopać i spalić wszystkie zainfekowane rośliny, wraz z cebulami. Jeżeli pozbędziemy się tylko części nadziemnych, w przyszłym roku z zainfekowanych cebul wyrosną rośliny chore i zniekształcone, porażając nam dodatkowo pozostałe, zdrowe okazy


https://muratordom.pl/ogrod/porady-ogrodnicze/choroba-tulipanow-aa-QRwZ-WjZD-jAtB.html

Przekopałam więc wszystko i wykopałam możliwie każdą cebulkę tulipanów, narcyzów, hiacyntów, szafirków. Zostawiłam lilie i frezje. Jedną lilię musiałam usunąć, bo wyglądała nieciekawie, ale mam nadzieję, że się nie rozprzestrzeniło na lilie.

Żeby mi kot nie urządził toalety w świeżo skopanej ziemi, musiałam założyć siatkę oraz porozkładać warzywa ze szklarni. Mam nadzieję, że przeżyją i że grzyb szarej pleśni tulipana nie szkodzi pomidorom – jest gatunek szarej pleśni, który atakuje owoce jagodowe jak pomidory i truskawki i mam nadzieję, ze ten tulipana nie jest tak wszechstronny. Zatem na wierzchu są moje krzaczki malin, alstromerie, fasolka szparagowa, kalarepa, rzodkiewka, 3 rodzaje pomidorów. Zamontowałam też drewnianą barierkę, aby zmniejszyć kotu ilość wolnej przestrzeni i ją zniechęcić. Powbijałam patyczki od pomidorów i zobaczymy co dalej. Moja wysiana fasolka szparagowa teraz to już w ogóle została przehakana i przegrabiona na wszystkie końce świata. Facelia już wschodziła i też wielkie nic z tego będzie. Mogę jeszcze kupić mieszankę kwiatków i je wysiać. Posadzić piwonię do ziemi w nadziei, że kot jej nie wykopie. Może na nowy sezon wkopię agrest bardziej do słońca, a szklarnię przesunę bliżej domu. Na pewno przez kolejne około 3 lata nie mogę mieć tulipanów…

Jak skończyłam pracować w ogrodzie to było już szaro. Słońce niedawno zaszło. Godzina 22, powinnam być już dawno w łóżku. Cały dzień przeleciał, a ja znów nie poszłam biegać. 

Bez jest tak obfity, że się ugiął pod swoim ciężarem.

Z mojej doniczki z narcyzami i tulipanami, usunęłam na razie tulipany. Narcyze nie wiem czy zachowują. Mam ochotę je zostawić jako eksperyment. Tulipany były na 100 procent chore.


10 maja 2023 , Komentarze (8)

Bardzo lubię rozmawiać o filmach. Oglądam ich sporo i do niektórych lubię wracać. Chciałabym mieć wokół siebie osoby, które oglądają również filmy i mogłyby mi coś polecić spoza mojego kręgu zainteresowań. Niestety większość osób, z którymi przebywam na co dzień nie chodzi do kina, nie ogląda filmów w domu, nie interesuje się nowinkami technicznymi ze świata kina.

Lubię poszerzać horyzonty na tematy ze świata nauki. Czasem chodzi o botanikę, czasami o medycynę, innymi razy o astronomię. Byłam nawet w klubie astronomicznym 20 lat temu. Chodziłam z kolegą obserwować marsa na niebie. Teraz zaś lubię pobiegać wieczorem, pogapić się w niebo, ale nie mam z kim o tym porozmawiać. Lubię czytać artykuły ze strony NASA i przeglądać foto of the day. Fajne tapety na komputer można z nich zrobić. [link do NASA]

W poniedziałek mieliśmy lekcję tenisa. Najpierw jednak dałam się wygnieść Erikowi. Bolało mnie ramię, na co on stwierdził, że mam nadal skrócone mięśnie piersi od pracy z rękoma uniesionymi przed sobą – zapylanie roślin wymaga utrzymanie takiej pozycji godzinami. Kolejny raz odradził mi bench press-ów z hantlami, bo jego zdaniem nie powinnam ćwiczyć ani mięśni ani ramion, bo w pracy dostają one dość w kość. Mam je rozciągać. Obkurczone mięśnie ściągają mi ramiona do przodu, powodują, że się garbię i powodują ból w ramieniu. Ponaciągał mi i pougniatał całe ramię, łopatkę i mięsień piersiowy i ból jak ręką odjął. Fakt, bolało jak smok, kiedy uciskał mi mięśnie wykręcając przy tym rękę w stawie, ale po fakcie błogi brak bólu. Zakwasy wyszły jeszcze tego samego dnia.

Lekcja tenisa trochę mnie poirytowała. Naprawdę jestem w tym kiepska. Z jednej strony cieszę się, że mój mąż faktycznie robi postępy i sprawia mu to frajdę, z drugiej strony ciężko jest być tą gorszą. Do tej pory poza gotowaniem, większość rzeczy potrafiłam zrobić lepiej niż mój Ukochany. A teraz widzę, jak on patrzy na mnie wspierająco i trochę z politowaniem, a ja nie potrafię posłać piłki tam, gdzie Jesper mówi. Ja jestem na etapie radości, gdy trafię paletką w piłkę, a tymczasem mam posyłać piłkę w określony sektor pola przeciwnika. Myślę, że dużo pracy przede mną.

Na tenisa szłam trochę przymulona. Złapała mnie senność w domu, więc zrobiłam sobie 10 minutowy power nap. Pomogło. Po tenisie, choć była to 20 godzina, byłam nie tyle pełna energii, co chętna psychicznie, aby iść pobiegać. No i poszłam. Stałym tempem przebiegłam 40 minut i to nawet całkiem dobrym jak na mnie tempem. Jak tak pobiegnę w niedzielę, to powinnam wytuptać 35 minut na mecie. Jest to satysfakcjonujący dla mnie wynik.

Wbrew wcześniejszym deklaracjom, umówiłam dredy na ten rok. Póki co – tymczasowe, zobaczę jak się będę w nich czuła. Jak mi się nie spodoba, to zawsze można je ściągnąć. Wybrałam salon koło Lejdy, więc wzięłam wolne z pracy. Kolejny dzień też mam wolny, abym miała czas się z nimi oswoić. Powiedziałam szefowej po co mi to wolne, była bardziej podjarana niż ja. Spodobał mi się jej entuzjazm. Wydaje mi się, że wszyscy są sceptyczni, bo mam raczej radiową urodę i dready mogą to tylko spotęgować. Ja sama boję się, że będzie jeszcze bardziej widać, że mam głowę jak garnek i wielkie uszy.

Inna sprawa, to mam średnio fajne środowisko w pracy. Jest spora szansa, że będę pośmiewiskiem. Przytoczę kilka cytatów z internetu, bo takich opinii słyszałam też wiele od rodziny i znajomych.

Skomentuję od siebie – my zadbani i weekendowo zdezynfekowani studenci na zajęciach z mikrobiologii robiliśmy wymazy na pożywce z naszych dłoni, twarzy i włosów. Co tam nie urosło po tygodniu! Magia. Tyle grzybów i bakterii człowiek na sobie nosi i to z samego rana w dzień roboczy. Roztocza żyją na co dzień na naszej skórze i w naszych włosach. Insekty? to ktoś musi mieć generalnie problem z higieną, a nie TYLKO posiadać dready.

Miałam kiedyś włosy do tyłka. Słyszałam wiele komentarzy, że sobie pewnie dupę nimi podcieram w kiblu i że jem zupę z włosami. Prawda jest taka, że włosy zwyczajnie można uwiązać lub odgarnąć na bok.

Mój mąż nie jest tak entuzjastyczny jak szefowa. Uważa, że nie będę dobrze wyglądać i że stanę się obiektem kpin w pracy. Myślę, że może mieć rację co do tego drugiego. Ale trudno, nie zrobię to się nie przekonam. Najwyżej mi się nie spodoba. Robię je we wrześniu, bo wcześniej nie było terminów. Szkoda, bo myślałam, że zrobiłabym je sobie na urlop w czerwcu. Będę się robić u tych pań.

9 maja 2023 , Komentarze (4)

Kiedyś miałam taki zeszycik, gdzie spisywałam mądre rzeczy zapisane w książkach, które czytałam. Miałam fazę na Kinga, bo w domu było go wiele. Jednak książki Kinga mają trochę negatywnego ducha. Jego bohaterzy często są smutni i depresyjni, więc porzuciłam tego autora. Dziś sama mam kilka książek Kinga w domu i większość nadal nieprzeczytaną. Szczególnie zapamiętałam jeden cytat tego autora.

I jest to taka powracająca do mnie myśl. Że nie zawsze warto się dla wszystkich dookoła starać. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie miał za złe. Miałam choćby takie koleżanki na stancji jednego roku – dwie przyjaciółki, które jak znalazły sobie mnie – trzecią – to obmawiały siebie nawzajem do mnie i miałam wrażenie, że rywalizowały, która zdobędzie mnie na wyłączność. A gdy przyszło co do czego – skumały się z powrotem, a mnie wykopały z mieszkania, bo ich trzecia koleżanka dostała się na studia i chciały zamieszkać razem. Nie warto się starać.

Drugi cytat pochodzi z książki, gdzie jest jeszcze więcej złotych myśli. Nie znalazłam mojego ulubionego – coś w myśl, że prawdziwy uśmiech trwa tylko kilka sekund, później zostają tylko zęby. Palachniuk ma też dość specyficzny klimat w swoich książek. Nawet jeśli ktoś nie czytał, to na pewno widział film Fight Club. Z tym cytatem też się zgadzam i daje on trochę sensu rzeczom, których nie rozumiem. Najbardziej paskudne osoby, które poznałam w życiu, faktycznie najwięcej problemów mają ze sobą. Mamy chociażby taką współpracownicę, z którą po latach męczenia się zerwałam wreszcie kontakt. Ma ona bardzo specyficzne poczucie lojalności i w zasadzie złorzeczy nawet na ludzi, z którymi aktualnie się trzyma. Natomiast miała epizod kilkuletni kiedy upijała się do nieprzytomności na imprezach firmowych i włączały się jej żale i wychodziło na wierzch sporo niepewności i problemów życiowych. Najwredniejsza osoba w firmie to ta sama osoba, której trzeba najbardziej współczuć.

W niedzielę nie miałam nastroju na wychodzenie z domu poza spacerem z mężem. Waga wzrasta, sił coraz mniej, chyba za dużo sobie na plecy wrzuciłam i teraz to wszystko mnie przytłacza. Przygotowałam za to album i więcej kwiatków. klik Z sobotniego spaceru w ogrodzie polderowym. Tym razem był on odwiedzony głównie przez Ukraińców. Nie mam pojęcia skąd w okolicy tylu Ukraińców, ale całe rodziny przyjechały. I znów włazili w kwiatki. Więc nie tylko Polacy. Zero poszanowania dla cudzej pracy.

Ta dmuchana lala ze zdjęć to taka ozdoba, którą wystawia się przed dom, kiedy ktoś obchodzi 50 urodziny.

9 maja 2023 , Komentarze (16)

Słyszałam raz teorię internetowego guru o produktywności – najbardziej produktywni jesteśmy, gdy się nudzimy. Powinniśmy pozwalać sobie na godzinę nudy dziennie, abyśmy osiągnęli szczyt naszej produktywności.

Gdy jestem w pracy to mam miliony myśli, co by tu zrobić, jak zrewolucjonizować swoje życie, jak ważyć znów 50-kilka kilogramów. Potem wracam do domu, jestem zmęczona, mam opuchnięte nogi, jestem głodna jak wilk i wszystkie plany idą w piach. Z głodu i zmęczenia zjem za dużo, potem łapie mnie cukrowe zmęczenie [choć to pewnie gówno prawda, bo mierzyłam cukier i nie leci mi ani super wysoko, ani potem super nisko] i nie chce mi się nic. Wchodzenie po schodach mnie męczy i piecze mnie w mięśniach nóg, a kanapa sprawia, że zasypiam w pół docinka serialu.

W planach mam bieganie i dupa. Mam ćwiczenia od poniedziałku i dupa. Mam trzymanie postów i deficytu i dupa.

Mija dzień za dniem, a ja wciąż mam 73 kilo i serdecznie dość siebie i swojego życia. Nieudane staranie się o nową pracę szczególnie zachwiało tym, za kogo się uważam. Za kilka dni bieg na 5km, na który się zapisałam i póki co, nie mam ochoty tam się pojawić. Przyszedł numer startowy, koszulkę z zeszłego roku sprzedałam, nie mam siły psychicznej i fizycznej podjąć się tego wyzwania.

Mój najbardziej produktywny czas to ten, kiedy jestem w pracy i nudzę się. Gdy zaś jestem w domu to jestem zbyt zmęczona by coś robić i myśląc o tym kolejnego dnia i nudząc się, jestem tylko coraz bardziej i bardziej na siebie zla.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.