No to znów dobiłam do 76 kg. To już 20 kilogramów, które chcę zrzucić z początkowych kilku, które chciałam zrzucić zakładając konto dekadę temu.
Jem emocjonalnie, jem z nudów, jem by regulować emocje. Myślę, że jak to opanuję, reszta przyjdzie sama. Uprawiam sport, lubię być na świeżym powietrzu. Lubię jeść warzywa, nabiał i białe pieczywo. Moim problemem jest przede wszystkim ilość, a nie to, co jem.
Wczoraj kolejne wieści z Polski. Najpierw bratowa dzwoniła, bo mój brat jest w kolejnym ciągu alkoholowym. Ona pomału przejmuje rolę mojej matki, która poelegnowala go i wyciągała z każdego zatrucia. Teraz zadzwoniła do mnie. Nie wiem. Po wsparcia może. Ale nie umiem pocieszać. Dawno bym uciekła od niego, rozwiodła się, zmieniła adres i telefon. Ale ona chyba tego nie zrobi.
Wieczorem pisała moja mama, że tata znów będzie pił. Nawet mi nie zal, bo sama też pije. W nocy pisała dalej. Belkotem. Więc oboje pili.
Jak to się stało, że z normalnej rodziny, z wykształceniem, pracą, ambicjami, zostało takie coś. Patologia. Brat pewnie straci wszystkie zlecenia, jeśli będzie przychodził jak mu się zachce. Rodzice na emeryturze zaniedbuje zdrowie i finanse. Czy będę kolejna osoba, która dziedziczy długi? Czy mój brat zostanie bezdomnym? Czy zapije się na śmierć?
Jak myślę o ich piciu to trudno mi nie myśleć o moim jedzeniu kompulsywnym. Niby wiem, że nie jestem głodna. Wiem, że nie jest to dla mnie dobrze. Ale co oni wypiją to ja zajem. Wpadam w ciągi jedzenia. Rozpychanie brzucha. Dni, kiedy sobą gardzę za to kim jestem. Jaka jestem. Mam wszystkiego dość. Widzę tą równie pochyłą i boję się że ja też zacznę pić. Stoczę się.
Za miesiąc jedziemy na 4 dni do Polski. Często czuje, że jadę tam za karę. Podobnie jest tym razem. Masakra jakaś. Odcinalam się wiele razy ale zawsze wracam. Nie wiem co zrobić. Nienawidzę siebie.
I może samo bieganie nie byłoby tak źle gdyby nie zadzwoniła moja rodzicielka. Chyba pijana. I nie gadała głupot. W którymś momencie pytała czy do mnie tam strzelają. Nie wiem o co chodzi. Mam dość. Ale pobieganie. Wróciłam do domu zmęczona, mokra i wkurzona. Dobrze, że nie mieszkam blisko rodziny.
Dziś chce iść pobiegać. Miało padać cały dziś, ale pewnie za żenię dopiero jak wyjdę z pracy. Wczoraj za malowali nam dach w pracy, więc słońca nie zobaczę aż do końca sierpnia. Rośliny, które hoduje my nie lubią, kiedy jest zbyt ciepło i zbyt słonecznie, zwłaszcza, że mamy głównie siewki. Przyszedł więc pan i zrobił nam cień. Nie wiem więc, jaka jest obecnie pogoda, ale mam nadzieję, że będzie bezdeszczowo I będę mogła pobiegać. Ostatnio łapie ten flow. Byle by utrzymać. Gdyby udało się również na siłownię dotrzeć to dzień byłby kompletny.
W ostatnich dniach ciężko mi usiedzieć w miejscu. Czuję, że tu gdzie jestem nic się nie wydarzy, co miałoby mnie jakoś uszczęśliwić. Że wszystko jest do dupy. I nie wiem, czy chodzi o moją pracę, mój dom, moje relacje z ludźmi, czy moją wagę, która znów rośnie czy jeszcze coś innego. Potrzebuję zmienić otoczenie i nie bardzo wiem jak. W minioną sobotę byłam pomagać na dziale, na którym kiedyś pracowałam. Zmiana otoczenia, inni ludzie dookoła i jakoś tak mi lepiej było. Jutro idę ponownie tam i nawet szef przyszedł do mnie dziś na ploty i powiedział, że mam ubrać szorty, bo ma być słoneczne 25 stopni!
Ale to może być za mało. Mam ochotę wybyć gdzieś na weekend. Przyszła mapa na trasę rowerową na przyszły rok. Pomyślałam sobie, że może zrobię ją w tym roku sama? Albo nawet niekoniecznie tą trasę, ale może wziąć namiot i pojechać gdzieś rowerem. Po prostu pobyć gdzieś indziej chwilę. W zeszłym roku takie wyjazdy bardzo mi pomogły w wietrzeniu głowy. Spodobały się także mojemu mężowi, choć wtedy nie braliśmy rowerów. Musiałabym mieć tylko jakiś malutki namiot.
Obecnie mam namiot 2" Quercha oraz klamota, którego widać na zdjęciu poniżej. Żaden nie wydaje się rozsądnym wyjściem dla jednej osoby na rowerze.
Z mężem też chcemy sprawić sobie nowy namiot. Quercha nie ma przedsionka i w czasie deszczu nie można sobie posiedzieć przy stoliku poza sypialnią. Zostaje opcja przespania niepogody lub spędzenia urlopu w siadzie skrzyżnym. Chcemy namiot, który ma część salonową, gdzie mogą stać krzesła, stolik, czajnik do kawy, lodówka itp. Na razie są dwie opcje do wyboru. Obie to 4-osobowe namioty, ponieważ nie robią tego typu namiotów 2 osobowych. Poza tym dodatkowa przestrzeń będzie na ubrania na rower lub trekkingowe. Pierwszy namiot to tego typu namiot jak ten z dwiema sypialniami, a drugi jest szerszy i ma dmuchany stelaż. Trzeba do niego dokupić pompkę. Ma większy salon i niższą sypialnię oraz kosztuje 400euro, podczas gdy ten mniejszy 200. Jest nad czym pomyśleć.
Na rower zaś muszę mieć lekki namiot 2 osobowy. Miejsce drugiej osoby zajmą graty potrzebne do namiotowania, jak grubsze ciuchy, plecak, jedzenie, aparat fotograficzny...
Najchętniej kupiłabym ten mały namiot już teraz [choć się waham bo kosztuje 250 euro] i wyjechała sobie już za tydzień. mogę wziąć koc elektryczny i 10 stopni w nocy mi nie jest straszne. Kusi, strasznie kusi.
Z drugiej strony za miesiąc jadę do Polski. Zaraz potem do Czech. Cośtam pozwiedzam, cośtam zobaczę. Może wystarczy zacisnąć zęby i się jakoś samo w głowie naprawi?
Nie wiem. Póki co jest piątek, wieje okrutnie, ale pogoda jest ładna, więc chyba wezmę auto i pojadę gdzieś posiedzieć w ciszy. Może zabiorę matę do jogi i się gdzieś położę [choć to mogę u siebie w ogródku zrobić równie dobrze].
Wkrótce ruszam z kolejnym projektem koca. Ostatecznie nie będę robić granny squares tylko takie kwadraciki haftowane na swoich krawędziach bezpośrednio. Domówiłam więcej wełny i czekam na sygnał od koleżanki, kiedy mogę zacząć robić.
Trafiłam ostatnio na taki wzór koca. Nazywa się on "Love yourself"
Za miesiąc jest bieg miejski, w którym lubię brać udział. Jednak ostatnio w ogóle nie biegam i moja forma jest daleka od idealnej. Zmiana czasu i dłuższe wieczory dały mi nowa energię aby znów biegać, więc wczoraj nie szukając kolejny raz wymówek - założyłam buty i wyszłam z domu. Zrobiłam 5km marszobiegami z średnim czasem biegu 5.30 minpkm. Średnia całego odcinka to 7.29 minpkm, więc też nie najgorzej.
Niestety późne bieganie dało mi zły wypoczynek nocny, więc dziś tylko spacer i siłownia.
Czy są tu fani śledzia lisnera? Do tej pory zajarałam się śledziem w sosie koperkowym ale obecnie nie jestem w stanie go zdzierżyć. Macie podobnie? Smakuje mi samym octem. Jaka jest wasza opinia?
Nie wiem, co to za problemy od kilku dni mam na Vitalii.
Trochę łapie mobilizację do życia. Nawet zaczęłam sprzątać. Po kilku dniach leżenia odłogiem na kanapie. Jutro po robocie mam nadzieję zrobić też co nieco.
Odkąd mam panele słoneczne to wstawiam pranie, gdy jestem w pracy. W ten sposób pralka zużywa prąd z panali a nie sieci. Choć i tak jesteśmy rozliczeni, ani 1 do 1 więc co się wyprodukuje to dostaniemy zwrot. Ale chodzi mi o to, że przynajmniej w tym moim braku mobilizacji, idzie jedno pranie dziennie i zaczynam odgruzowywac pralnie.
Chcę zrobić też małe przemeblowanie w szklarni. Wtedy zmieszczę więcej roślin w środku i mogłabym z pralni zabrać co większe rośliny i zwolnić trochę podłogi. Rozłożyć matę i się rozciągać. Jogować.
W Wielkanoc byliśmy w lokalnym parku. Muszę przygotować zdjęcia na blogu.