No to znów dobiłam do 76 kg. To już 20 kilogramów, które chcę zrzucić z początkowych kilku, które chciałam zrzucić zakładając konto dekadę temu.
Jem emocjonalnie, jem z nudów, jem by regulować emocje. Myślę, że jak to opanuję, reszta przyjdzie sama. Uprawiam sport, lubię być na świeżym powietrzu. Lubię jeść warzywa, nabiał i białe pieczywo. Moim problemem jest przede wszystkim ilość, a nie to, co jem.
Chyba pomimo tego, że miałam tydzień przerwy od biegania, to jednak algorytm wodzi poprawę, bo wydłuża mi treningi. Dziś jestem bardzo z siebie zadowolona. 4km truchtu, 1.6 km średniego tempa i 600m szybkiego tempa na koniec.
Zrobiłam trening z hantlami. Wybrałam sobie górna część ciała. Normalnie nie robię treningów z pauzami i fazami odpoczynku, ale spróbowałam. Głowy mi nie urwało.
Tydzień objadania się sernikami i lodami odbił się na wadze. A jakże. BMI 25. Jestem zła na siebie. Ale nie ma co się załamywać. Pchamy dalej ten wózek.
Znów upał. Wyszłam biegać pół do 22.biwg z narastającym tempem. Dwie mile truchtu, kilka zdjęć w międzyczasie. Potem ponad 1km szybszego tempa i 600m szybkiego tempa. Wyszło fajnie. Serce dawało radę pomimo, że było strasznie duszno. Już się mgła formowała. Tętno spadało samo.
Idzie kolejna fala upałów. Postaram się pobiegać jeszcze jutro, bo w środę mamy gości. Mąż ma urodziny, odwiedza nas jego przyjaciółka ze studiów. Czekałam na tą wizytę od marca, kiedy wspomniała, że będzie w okolicy (w Niemczech) i chciałaby wpaść na dzień lub dwa.
Pobiegalam sobie ćwiczenia na kadencję. Chciałam wracać do domu truchtem, ale bieganie rusza mi perystaltykę i musiałam zadzwonić po męża, by nie zabrał do domu. To nie pierwszy raz kiedy jelita zepsuły mi bieganie...
Wczoraj pocięłlam moje alstromerie ogrodowe. Przerosły doniczkę w rok.
Posadziłam 8 roślin - wycięłam 29. Bydlaki.
Nadal nie biegam, nie ćwiczę. Upały zelżały, ja zaś zasypiam na siedząco. Dziś zrobię paznokcie, bo jutro po pracy jedziemy kibicować koleżance podczas triatlonu, w którym startuje, a wieczorem mamy kolację urodzinową. Mój brak kreatywności jeśli chodzi o wybieranie mu prezentów kończy się często na dobrej restauracji. Mam nadzieję, że i tym razem będzie smacznie.
Przejrzałam moje cebulki, które mają teraz okres odpoczynku w garderobie. Kilka było zgniłych, a reszta się nada. Z wsadzonych 70 cebulek fioletowych tulipanów, po rozdaniu i wysłaniu części do Polski, zostało mi jeszcze ponad 230 sztuk. I tak z wszystkim. Kilkanaście-kilkadziesiąt sztuk więcej niż posadziłam.
Dziś miały zelżeć upały, miała być burza, miał być deszcz.... A było 28 stopni. Nie biegam, nie ćwiczę. Zasypiam w pracy, zasypiam w domu. Nie nadaję się do niczego. Jestem przemęczona na amen.
Dziś byłam też z kotem u weta. Nadal chrapie, nadal kaszle. Wcześniej była dwa razy na antybiotykach, ale nie pomogło. Więc to nie infekcja. W poniedziałek jedziemy na rentgen ponieważ kicia ma prawdopodobnie zapadnięte oskrzela i tym samym astmę. Jeśli będzie poważnie to dostanie kortykosterydy, a jeśli nie to po prostu będzie dalej chrapać i kaszleć. Nawet cieszy mnie taki obrót spraw, bo wcześniej była mowa o operacji, a bałam się, że operacja może więcej z kici życiu skomplikować niż pomóc. Zaś sama astma, jeśli jest łagodna, nie zmieni jakości ani długości życia kici. Natomiast jej chrapanie nadal będzie mnie budzić.... Jakbym w domu miała mopsa czy jakiegoś innego płaskiego psa.
Bo i czemu nie? Jak dobre klopsy? Jak mąż policzył do jednego klopsa zmielił średnio 150g karkówki, więc mają po 300 kcal. I tak jak zrobił tego mięsa sporo, to można albo mrozić, albo jeść do porzygu. A to drugie jest u mnie w domu niemal tradycją. W minionym tygodniu skończyliśmy jeść leczo, które mąż ugotował w ilości siedmiu kilogramów. teraz czas na klopsy.
Można na obiad:
Można na śniadanie:
Byłam rano biegać. Pół do siódmej, bo od kilku dni mamy upały i nie biegam wcale. Jak wracamy z pracy to jest już pod 30 lub powyżej 30 stopni. W niedzielę zaś nie pracuję, a że wstaję i tak o 5 to mogłam iść równie dobrze pobiegać. Jednak około 7 już nie było czym oddychać. Słońce wschodziło szybko i szybko robiło się gorąco.
Mam koleżankę, która mieszka w missouri - od późnej wiosny ma takie temperatury i to całymi tygodniami. Podchodzące pod 37 stopni. Nie dałabym rady. Nie dziwie się, że nie mają tam chodników, bo nikt nie chodzi. Że mają klimatyzacje w domach. Że mało kto uprawia sporty na zewnątrz. po prostu się nie da jeśli pół roku jest taki piekarnik. Czasami bywa, że jednego dnia ma 10 stopni, a drugiego 32. Potem znów 10, bo to marzec.
Ale wracając do pięknej i czystej Holandii. Oto kilka zdjęć z dziś.
Dziś było 31 stopni. Wybraliśmy się do ubezpieczalni upewnić się ze zgłoszono szkodę, która wyrządzono nam w maju. Później pojechaliśmy na plażę. Popływać, schłodzić się. Stwierdzić, że w sumie to od 8 godzin nic nie jadłam. Więc do domu na kolację.
Jutro jesteśmy umówieni do znajomych i do fryzjera, więc morza raczej nie będzie.