Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tarantula1973

kobieta, 51 lat, Gorzów Wielkopolski

164 cm, 66.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 stycznia 2011 , Komentarze (2)

Mam doła i to bardzo.

Dowiedziałam się, że mój dziadek jest w szpitalu, być może czeka go operacja... trafił z jednego szpitala do drugiego z bólami brzucha... Kilka lat temu, moja babcia też trafiła do szpitala z bólami brzucha, po otwrciu jamy brzusznej okazało się, że ma tak dziurawe jelita, że nic się nie da zrobić, parę dni później odeszła.... Ja wiem, ze to jest nieuchronne, że po to się rodzimy... żeby umrzeć.

W marcu tata idzie do szpitala bo ma niedrożne tętnice (jest po by-passach, i udarze, który na szczęście nie pozostawił zmian), tata ma cukrzycę, dziadek ma cukrzycę, babcia miała cukrzycę.... ja jeszcze nie mam ale spodziewam się.

Zajadam stres... moja dieta poszła w las, właśnie pożarłam 2 liony, parówkę żółty ser,

Małżonek poszedł oglądać z kolegami ręczną i wiem, że na 1 piwie się nie skończy, a ja będę się wściekać. W takich chwilach mam ochotę zapalić. Mam ochotę zostać sama, tylko ja i córka... Po prostu to małżeństwo mnie czasem dobija, czasem mam dość...

21 stycznia 2011 , Skomentuj

Wczoraj cały dzień trzymałam dietę ale poległam po godzinie 19stej...na urodzinach szwagra. Zjadłam kilka paluszków  z sezamem, 1 ciastko (mała markiza ) i wypiłam pół piwa. W ramach samobiczowania pozbawiłam się kolacji.

dziś:

-musli, kawa,

-fitella, mały jogurt malinowy, paczuszka lu go z rodzynkami,

-jabłko, sok jabłkowy (330 ml), 2 cienkie kromki bagietki staropolskiej z sałatą, żółtym serem i szynką z indyka,

-zupa owocowa z makaronem, woda, woda, woda, herbata, kawa

kolacja jeszcze nie wiem, bo idziemy z córcią do babci

Najważniejsze z całego dnia jest wiadomosć, że uradzilismy z małżonkiem wakacje w ciepłych krajach Już się cieszę na ciepłe morze i słoneczko!! Kocham to

Tak więc mobilizacja musi być. W ramach wczorajszych ćwiczeń sprzątałam mieszkanie: odkurzyłam pokoje i kuchnię, umyłam podłogi, wycierałam kurze, umyłam piekarnik, wysprzątałam łazienkę. Rezultat : czysta chata i bolące ręce.

W GW spadł śnieg. I zrobiło sie zimno...

20 stycznia 2011 , Komentarze (1)

Witam!

Wczoraj w miare trzymałam dietę. zrobiłam nawet sałatkę z kiełkami i jajecznicę, mmm pyszności.

Tak wogóle to staram się jeść zgodnie z dieta SB, różnie mi to wychodzi, cóż tak bywa.

Wykluczyłam z diety ryż, pieczywo jem naprawdę rzadko, używam mąki pełnoziarnistej i takich makaronów, nie potrafię zrezygnowac niestety ze słodyczy i to mój ból. Do tego niedoczynność tarczycy i świadomość, że waga stoi jak zaklęta. Zaczynam łapać doła i mam ochotę się nażreć jakichś shitów, np. cały tort bezowy albo kilogram cukierków czekoladowych. Do tego nie mam energii, po pracy nic mi się nie chce. Ech pojechać nad ciepłe morze....zabrac się stąd, i do tego mój lutowy urlop w zawieszeniu. Nie wiem czy dostanę czy nie a nastawiliśmy się  z mężem i córką na narty.

Moje menu na dziś:

musli, kawa (z 1/2 łyżeczki cukru brązowego, bo słodzik w pracy został)

-jogurt malinowy jogobella (mały), paczuszka fitelli

- sok witaminka, pomarańcza, wczorajsza sałatka z kiełkami i gotowanym kurczakiem

obiad w domu: potrawka z kurczaka, makaron pełnoziarnisty 1 gniazdko

kolacja : surówka, jako sadzone z mikrofali, pieczone jabłko.

A to wszystko zalane 1.5 l. wody mineralnej z cytrynką.

19 stycznia 2011 , Skomentuj

witam dzisiaj.

Oczywiście wczoraj do mojego menu dodałam jeszcze 2 cieniutkie kromki ciabatty (ale bagietki), tosta pełnoziarnistego z serem i szynką drobiową (na ciepło) i parówkę maślaną gdyż na obiad zostało mi pół bulionówki zupy, Aha jeszcze kubeczek kisielu truskawkowego. Jajecznicy nie zrobiłam... niestety, zrobię dzisiaj.

A oto przepis (ja znam to jako jajecznica po szwedzku, ale pewnie inaczej się ona nazywa):

na odrobince masła lub margaryny podsmażam szynkę, jak się zrumieni dodaję pokrojone w paski lub kostkę pieczarki, paprykę, pomidory ( ale sam miąższ bez pestek i tej wodnistej części, bo inaczej jajka się nie zetną), wbijam jajka, scinam je i na koniec posypuję szczypiorkiem. Taka wersja jest sycąca i pyszna. Uwielbiam ja.

Menu na dziś:

-płatki 6ciu zbóż z mlekiem, rodzynkami i żurawiną, kawa ze słodzikiem

- twarożek z pomidorem i szczypiorkiem, pomarańcza, woda z cytryną

- 2 roladki z sałaty, sera żółtego light, szynki z piersi indyczej i pomidora

- surówka grecka - mały pojemniczek

- obiad w domku : makaron pełnoziarnisty 1 gniazdko, potrawka z kurczaka gotowanego,

- kolacja - jak mi się uda to wspomniana wczoraj jajecznica.

Moje ćwiczenia ograniczyły sie wczoraj do : spaceru po centrum handlowym w poszukiwaniu sera light ( nie było, kupiłam topiony za którym nie przepadam), prasowania góry ręczników, ściereczek i ciuchów na stojąco w domu, 2 rund darta z małżonkiem ( jest remis).

 Mam zamiar  wejść na stepper, no zobaczymy, w każdym razie za każdy brak ćwiczeń płacę 5 zeta do skarbonki, może to mnie bardziej zepnie.

Niestety zauważyłam, ze mam coraz mniej czasu dla siebie, nawet jakbym chciała chodzić na fitness to nie wiem kiedy i o której godzinie . Straszne. muszę bardziej  zrewidować swój plan dnia, bo coś mi tu szwankuje a czas przecieka przez palce.

18 stycznia 2011 , Komentarze (1)

Dzień dobry.

Obiecałam moje wymiary i wuala:

- talia 78

biodra - 103

udka - 63 (masakra)

łydka - 41 (masakra bis)

Wstyd wstyd wstyd! Wyglądam masakrycznie, no cóż.

Następne pomiary za 3 m-ce czyli 18.04.2011 i proszę mi przypominać. Z góry dziękuję.

Weekend był troszkę rozpasany, a to z racji tego, że w niedzielę u mnie w domu jest słodki dzień (jemy wtedy słodycze ).

Poniedziałek był masakryczny, pracy full, wszystko co miałam do zjedzenia zjadłam o 10tej, a poźniej przymusowa głodówka. zresztą w takim młynie nawet nie miałam czasu myśleć o jedzeniu. Po pracy szybko do domu, miseczka zupy gulaszowej i biegiemna wizytę do stomatologa. pani doktor tak mnie znieczuliła, że od 16:30 do 21 miałam zamiast ust kawał drewna, więc o prawdziwym jedzeniu nie było mowy.

Poza tym ćwiczyłam wczoraj chodzenie w moich butach narciarskich (ważą tonę chyba) więc inne ćwiczenia odpuściałam ( no i późno wróciałam od stomatologa). Dzisiaj nadrobię.

moje menu na dziś:

-musli, kawa

-twarozek z jogurtem naturalnym, bananem i kiwi, jabłko, 330 ml soku z wiśni

surówka z sałat, papryki, ogórka i pomidora, gotowanego kurczaka i sera żółtego z vinegretem

miseczka zupy gulaszowej

-jajecznica po szwedzku ( z warzywami). Mam nadzieję, że nic nie dojdzie do menu i nie polegnę.

Dziś wybieram się po ser żółty light ( uwielbiam sery), kiełki i płatki zbożowe. Kupno sera light w tym mieście graniczy z cudem! trudno w to uwierzyc ale nawet zaopatrzenie w Bomi jest kiepskie z miesziąca na miesiac.  Sama sobie wyhodowałam kiełki alfa alfa ale wolałabym brokuła lub słonecznika. Alfa alfa są cienkie i małe, wyglądają jak niteczki. brokuł i słonecznik są większe. to była moja pierwsza hodowla kiełków w słoiku i nie wiem czy nie pójdzie do kosza.

A. Zainteresowała mnie dieta białkowa. Nie wiem czy to jest ta dukanowska, czy nasza rodzima, bo z produktami różnie bywa, wolałabym coś co można zakupić w moim mieście.

To tyle na dziś.

14 stycznia 2011 , Skomentuj

Nareszcie piątek, nareszcie się wyśpię. Mam dość wstawania o 5:30, naprawdę w piątek wstaje mi się najgorzej.

Za oknem okropna mgła, nie widać tego, co jest po drugiej stronie ulicy. Ogólnie brr nie lubie takiej pogody.

Miałam dziś wpisać swoje wymiary i dodać fotkę sylwetki ale jak zwykle wczoraj zabrakło mi czasu po pracy na siedzenie przed kompem. Do domu wróciłam o 17stej, a potem to już normal : zajęcia domowe, przygotowanie kolacji, zadzwoniła mama więc przegadałam pół godziny, później zadzwoniłam do znajomego przegadałam z nim 15 minut i ... zrobiła się 21 a o tej porze to już mi się nie chce...

Moje menu na dziś:

-musli, kawa z mlekiem i słodzikiem

twarożek z mandarynką, herbata

330 ml. soku wiśniowego, 2 mandarynki

gotowane brokuły i pieczone skrzydełko, jogurt Ale owoc Danona

w domu: pierogi z kapustą i grzybami - kilka 4-5 sztuk

pieczone jabłko z żurawiną lub szklaneczka budyniu na mleku 0.5% lub surówka.

Uff to wszystko, strasznie dużo tego jedzenia.

dziś nie ćwiczę bo  muszę po pracy:

1. zrobić rtg zęba (dojechać autobusem, przejść kawałek i w drugą stronę to samo)

2. zrobić zakupy (w lodówce mam pastę z makreli i światło)

3. zająć się moją szynszylką, bo mąż i córka nie potrafią jej na wybiegu upilnować, a potem krzyk, że tapeta pogryziona.

Ale za to jutro córa idzie na urodziny z noclegiem, więc mamy z mężem chatę wolną, to sobie poćwiczę nawet więcej niż 30 minut na stepperze.

Chciałam dodać, że po wczorajszym torcie było mi niedobrze, bardzo niedobrze. Cóż odzwyczaiłam się od takich rzeczy, mi nawet po mleku 3.2% jest niedobrze. Konkluzja: zostałam ukarana za swoją łapczywość. To tyle.

13 stycznia 2011 , Komentarze (1)

Dziś 13nasty, dobrze, że nie piątek...

menu moje na dziś:

-musli, kawa z mlekiem i słodzikiem

-twarozek z wiśniami, jabłko

-surówka z sałat, ogórka, pomidora, papryki z sosem vinegret (mooja nowa miłość) i kawałkami piersi z kurczaka, herbata

- 300 ml soku z czerwonego grapefruita

bulionówka zupy grochowej na piersi z kurczaka

sałaty z sosem vinegret, jajko na twardo, jakaś wędlina

A teraz ...uwaga uwaga: pochłonęłam mały kawałek tortu bezowego z orzechami i daktylami (urodzinowy prezia). Było bardzo bardzo dobre mmmm. No tak chwila w ustach a kilogramy na tyłku, no cóż.

Poza tym wybrykiem od poniedziałku byłam grzeczna i nawet już 2 razy ( w poniedziałek i środę) ćwiczyłam : 30 minut steppera, 60 brzuszków, 60 przysiadów, 60 wspięć na palce. i muszę przyznać, że polubiłam te ćwiczonka. A córka wczoraj powiedziała mi, wiesz mamo widać , że schudłaś.

Co prawda we wtorek zaliczyłam dół w przymierzalni w promodzie, kiedy mierzyłam sukienkę (fakt wzięlam z wieszaka za małą, nie wiem czemu). Kiedy się rozbierałam zobaczyłam moje ogromne uda i szerokie biodra i się załamałam. Jeśli lustro w tej przymierzalni było z tych odchudzających to jak ja naprawdę wyglądam??? Kosmos.

Postanowiłam jutro wpisać tu swoje wymiary i dać zdjęcie sylwetki, a co tam, najwyżej będę wysmiana. Ale może to mnie zmobilizuje do odchudzenia się.

5 stycznia 2011 , Skomentuj

Wracam w nowym roku !!!

I wszystkim Wam życzę sukcesów i radości, wytrwałości w swoich postanowieniach i osiągnięcia celów w tym Nowym Roku! ( sobie też tego życzę)

Mój sukces to stała waga : przez święta nie przytyłam!

No żeby nie było tak różowo to też nie schudłam

Ale co tam, mam nadzieję, że jednak coś tam drgnie na wadze w dół.

Ciągle męczę SB II fazę. Unikam ryżu, ziemniaków, chleba...żebym tak jeszcze słodycze rzuciła ( no proszę) to byłoby ok. No i powinnam jednak zmniejszyć objętość moich posiłków.

Składam więc postanowienie noworoczne, że w moje urodziny zobaczę 55 kg. Trzymajcie kciuki

9 grudnia 2010 , Skomentuj

Doła ciąg dalszy.... Nie mam sił, jestem wyprana z energii. Swięta się zbliżają, powinnam jakieś porządki zrobić ale jak... ja po prostu nie mam sił na pracę fizyczną, na umysłową zreszta też nie. Te 8 godzin w pracy to katorga, po przyjściu do domu marzę o łóżku i spaniu. A tu niestety trzeba przygotować obiad na następny dzień, zrobić kanapki do pracy, kolację. Umycie włosów wieczorem to też wymaga ode mnie nadludzkiego wysiłku. Szkoda gadać.

Menu jak menu ciągle to samo : owsianka, biały ser, jajka, sałatka albo roladki z sałaty, sok pomidorowy, mandarynka. Zapomniałam już jak smakuje jabłko.

Wczoraj znów miałam atak jedzeniowy, na szczęście skończyło się na zjedzeniu jakiejś szynki drobiowej i plasterka sera zółtego a nie jak poprzednio na 1/2 kg kiełbasek z fileta. A i tak mi wstyd.

W domu córa chora, nie chodzi do szkoły, mąż wczoraj narzekał na bl gardła i mięśni więc się też rozłoży. Ja jutro do dentystki idę na przegląd. Nie cierpię dentystów i się ich boję. Mam swoją dentystkę, chodzę tylko do niej i jakby jej zabrakło to  zęby mi powypadają jak nic

To tyle u mnie. Właściwie dno.

8 grudnia 2010 , Komentarze (1)

Kurcze mam dość, chciałabym zasnąć i przespać ten zły czas zimowy.

Wściekłam się wczoraj na życie, na boga, na ludzkość...

przeczytałam artykuł o piesku, który przy budzie jadł swoje odchody i pił mocz, żeby przeżyć, bo pani właścicielka nie uznawała za stosowne go karmić. Piesek był wzięty ze schroniska do piekła. I jak takie coś może nazywać się człowiekiem??? Ja się wstydzę za takich ludzi, wstydzę się za tych wszystkich zwyrodnialców. Wiem, jestem obłudna bo sama jem mięso, ale cholera, mam o to do siebie pretensje, nienawidzę siebie za to. Mam nadzieję, że dojrzeję jeszcze do wege. Póki co jem tylko drób, jajka tylko z wolnego chowu. Wiem, wiem, że to ciągle mało... I tak bardzo boli mnie ta znieczulica wobec zwierząt, nawet w kościele nie słyszę, żeby ksiądz zająknął się na temat zwierząt: żeby miały ciepłe schronienie, ciepłe jedzenie choć raz na dzień, czy miskę czystej wody w upał. Zeby szanować każde życie a nie tylko poczęte, każde życie czy to ludzkie czy zwierzaka. Mam dość!

Jakby tego było mało to miałam nerwowy dzień w pracy, w domu i nagle okazało się, że zajadam złość. Nie mogłam się opanować. Nie kontroluję tego koła: złość=jedzenie.

Menu na dziś mam ciągle to samo. Już nawet myśleć mi się nie chce co zjeść, jak przygotować. Machnalnie pakuję do pudełek:twarożek, jogurt, jakaś sałatka, biorę sok pomidorowy i bakalie. Zero inwencji, zero pomysłu. Totalny marazm.

Dobija mnie jeszcze to, że święta sie zbliżają, że sylwester, że ciągle muszę robić dobrą minę do złej gry. Tylko czego ja chcę? Przecież mam całkiem udane małżeństwo, dobrego męża,mądrą i zdolną córkę, dom, pracę. Ja się nie nadaję do tego życia. Dobra koniec marudzenia bo i tak nikt mnie nie zrozumie. Przecież ja sama siebie nie rozumiem.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.