Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tarantula1973

kobieta, 51 lat, Gorzów Wielkopolski

164 cm, 66.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

28 września 2012 , Komentarze (5)

Ciężko się dziś wstawało, oj ciężko...dobrze się śpi po nalewce rodzynkowej mojego taty...Cóż chyba powiedziałam już wszystko

Odezwało się starostwo powiatowe...cóż papiery przeleżały już miesiąc więc czas było się do czegoś przyczepić...żeby nie było, że jest łatwo. Otóz złożyliśmy papiery występujac jako inwestorzy oboje...I tu zonk, ponieważ dołączyliśmy tylko jeden egzemplarz warunków zabudowy. Jeśli chcemy oboje być inwestorami to muszą być 2 egzemplarze warunków. Tak więc mam wypierniczać do Deszczna po warunki albo inwestorem ma być tylko mój mąż. Paranoja kompletna jak dla mnie, kolejny papier do kolekcji tylko po to, żeby biurokracja miała się dobrze. Jeśli oboje składamy papiery na budowę tego samego domu, na tej samej działce, jesteśmy małżeństwem to po co drugie warunki zabudowy> Przecież one się nie zmienią, a ja nie odpicuję tam pałacu, bo każą mi to rozebrać i przypierniczą karę. No ale papier musi być !

Pałacowe szachy w firmie trwają dalej w najlepsze. Dziś pojawił się pan dyrektor, sekretarka spłakana pozbierała kasę na kwiaty i odwalają mu pożegnanie. A nasza kadrowa klnie jak szewc, bo pan dyrektor niezeły cwaniak jest i próbuje ugrać, by jak najwięcej z firmy wyciągnąć kasy...im kto więcej ma tym więcej chce mieć - stara prawda.

dolegliwości zołądkowe raz bardziej raz mniej nasilone. Ale jesteśmy razem, ja i mój żołądek, trzymamy się.

Dziś w planach takie jedzenie, niekoniecznie dietetyczne, chyba nie miałam weny wczoraj :

I - musli z mlekiem, kawa

II - owoce : nektarynka, kiwi, płatki zbożowe

lunch - ciastko półfrancuskie z brokułami (taa, wiem, masakra....)

obiad - wegetariańskie leczo

kolacja - jakaś sałata, wędliny lub ser, lub nabiał

Wczoraj na kolację był chlebek orkiszowy z masłem. trochę mnie później muliło ale nie tak bardzo jak się spodziewałam. Myślę, że bedzie dobrze.

Zległam wczoraj nawet nie na futonie ale w kuchni z kawą i gazetą, poczytałam Peszkową, poczytałam o rodzinie z Pucka, o wysychaniu Wisły. Trochę się zawiodłam na Maryśce, trochę powiało snobem...ja niestety nie mogłam leżeć godzinami pod prysznicem, bo za chwilę miałabym rachuneczek uzdrawiający za wodę, nie śliniłam się w hamaku na azjatyckiej wysepce ...ale rozumiem ją, rozumiem doskonale. I w wielu rzeczach sie zgadzam, i fajnie , że otwarcie  mówi, że nie chce mieć dzieci i odcina się od tego całego katoszału, i tez nie oddałabym zycia za ten kraj...Jestem anty, jestem egoistką, snobem...i dobrze mi z tym.

Od poniedziałku biorę się za ćwiczenia, doopa mi nie schudnie od książek, od niejedzenia ani  tym bardziej od siedzenia na kanapie. Trza spiąć poślady.

Jutro minie tydzień jak Zuzia zawinęła się do zwierzątkowego raju. Pusto jest, za dużo mam czasu, za mało obowiązków...i ciągle mi się wydaje, że gdzieś ją tam słyszę. smutno

 

27 września 2012 , Komentarze (4)

Wypowiedziałam wczoraj w komunikacji zastępczej magiczne życzenie i ...masz spełniło się...qwa dlaczego inne moje życzenia się nie spelniają ha?!

Otóż zachciałam, zeby już przestało być słonecznie, bo znów zaczynają dziady śmierdzieć w autobusach ! Ludzie, szczególnie męzczyźni !! Myjta się ! Zmieniajta odzież ! Bo jak się człowiek poci to śmierdzi! To tyle.

No więc pada, leje wręcz....szaro, ponuro...deszczowo.

Dziś od rana w pracy same niespodziewajki : własnie się dowiedzieliśmy, że nasz dyrektor produkcyjny został powołany wczoraj na prezesa w innej firmie...no i tu zaczynają się schody bo : autoryzacje przelewów, strruktura, zależności, urlop...no i on łaskawie musi wyrazić zgodę na rozwiazanie umowy o pracę. Oficjalnie oczywiscie żadnych paierów nie ma...Dodatkowo po akcji kontrolnej z centrali ( okazało się teraz, że mieliśmy prawo tej kontroli nie wpuscić) poleciały głowy na 3 miesiące i właśnie wczoraj im się te przesunięcia pokończyły ... i znów nie wiadomo co robić, bo już jeden był na rozmowie, prezes chciał, zeby zrezygnował z kierownictwa a on powiedział,że nie wyraza zgody i formalnie jest od dziś dalej kierownikiem. Masakra u nas podobna do tej we wczorajszym Predatorze...nie mówiąc juz o tym, że prezes zarzucił focha niedawno i pojechał do warszawy złożyć rezygnację z prezesury...niby nie przyjęto ale nie wiadomo. Teraz kombinujemy czy na produkcyjnym  będzie wakat czy też podrzucą nam w ramach oszczędnosci jakiegoś nowego spadochroniarza.... Tak się toczy życie na wysokich szczeblach, nie to co my w dziale - najniższa półka.

Dziś dla odmiany żołądek nie boli ale mam mdłości...piję więc cherry coke, bo podobno cola ma właściwości przeciwwymiotne. Ale w ramach testowania własnego organizmu spożyłam wczoraj na kolację sałatę z sałaty lodowej z sosem francuskim i odrobiną jogurtu naturalnego i piersi z kurczaka. Organizm posiłek przyjął, nie buntował się więc myślę, że bedzie ok. I tak sobie przypomniałam, że będąc w Bornem stosowałam super dietę złożoną z piwa marki Lech, kajzerek, nutelli oraz pizzy i czułam się świetnie...nie wspominam juz o tym, że jadałam siedząc w otwartym bagażniku i spałam na tylnym siedzeniu auta...Cholera nic mi wtedy nie szkodziło ! Moze należałoby wrócić do tego?

Dzisiejsza racja żywnosciowa obejmuje :

I - musli z crunchem i mlekiem, kawa

II - kaszka manna i owoce

lunch - 1/2 kurzęczej piersi, szpinak

obiad - wczorajszy kotlet mielony, ogórki konserwowe

kolacja - jajko na miękko, wedlina, szpinak (mój nowy zajob)

Poza tym przymierzę się dziś do upieczenia chleba dla reszty mojej 3 osobowej rodziny i spocznę na futonie celem zatopienia się w literaturze popularnej tudzież ogarnę wywiad z Marią Awarią. Weny do ćwiczeń brak. Myślę, ze w poniedziałek rozpocznę swoje zmagania.

Zapisałam dziecię moje i jej kolano na wizytę do lekarza, który poskładał naszego żużlowca, specjalisty wysokiej klasy....wizyta odbędzie się, uwaga, 7 grudnia. I nie, nie jest to wizyta na NFZ, jest to wizyta prywatna, słono kosztujaca....masakra ! Coraz bardziej rozważam ewentualnosć wyprowadzki do Australii . Jak najdalej od tego kraju...

Wracam do roboty...niestety mnie pałacowe gierki nie obejmują, muszę ciężko zapracować na ten chlebek, którego nie jem.

 

26 września 2012 , Komentarze (5)

Dolegliwości żołądkowo-jelitowych ciąg dalszy....O warzywach nawet nie myślę, sama myśl wywołuje u mnie mdłości. I nie, to nie jest ciąża...

Dzisiejszy jadłospis :

I - musli z crunchem i owocami suszonymi, kawa z mlekiem, szklanka coca-coli

II - kaszka manna, 1/3 pomarańczy, 1/2 nektarynki, 1/2 kiwi

lunch - 1/2 fileta z kurczaka

obiad - 2 ziemniaczki, 1 mielony

kawa z mlekiem

kolacja - pewnie nie będzie, tak jak wczoraj  - zamiast kolacji mdłości, ból

Mam ochotę na szpinak i chyba tylko szpinak nie spowoduje u mnie odruchu wymiotnego. Dokształcam się książkowo w dziedzinie diety bezglutenowej i cukrzycowej. Zbieram się do zrobienia jakiejś sensownej listy produktów, które mogę jeść bez konsekwencji. I zbieram się do wizyty u jakiegoś specjalisty, bo to już przestało być śmieszne.

Poza tym wczoraj znów siedziałam przed TV i rozpalonym wzrokiem oglądałam moich Pool Pirates....Pochłaniam opowieści o Matterhornie i Eigerze. Chciałabym pojechać latem do Szwajcarii i przejechać się kolejką wewnątrz góry...marzenia. Póki co to czekamy na decyzję urzędników...oni jak zwykle mają czas. A chcielismy fundamenty lać w tym roku, fantaści z nas nieźli.

Dziś znów słonecznie i ciepło...to już pewnie ostatnie takie dni. A gdyby tak lato zostało na zawsze...chyba w Australii zaczyna się teraz lato...

Do pracy.

25 września 2012 , Komentarze (1)

Po co komu te tytuły?! Nie mam koncepcji...

Przyszła jesień, zaczęła się smutno dla nas...straciliśmy Zuzkę . Cóż, musimy się z tym pogodzić. Póki co zero zwierzaków, choć wczoraj pojawiła się myśl, że mogłabym mieć .... jaszczurkę, dużą jaszczurkę - wegetariankę.  Nic to, damy radę...

Pisałam wcześniej, że mi się przytyło...otóż szczęsliwie już mi się schudło...co prawda tylko 2 kg ale to zawsze coś. Spiełam poślady, zarzuciłam słodycze (na rzecz kilku kostek gorzkiej czekolady raz w tygodniu) i  weekendowe obżarstwo i tadam...na wadze jakby trochę lżej. Co nie zmienia faktu, że nadal w lustrze widzę grubego paszteta. czekam teraz na wenę do ćwiczeń z Chodakowską. Rozstałyśmy się przed urlopem i jakos nie możemy spiknąć na nowo. Na szczęście PiW wraca do swoich treningów to i ja się zmobilizuję.

Dodaję jadłospisik, tak ku pamięci co jem ( właściwie powinnam przejśc chyba tylko na płyny, bo moje życie wewnętrzne się buntuje przeciwko stałym pokarmom ).

I - 2 łyżki twarogu, plaster szynki drobiowej, kawa z mlekiem

II - do wyboru : kaszka manna lub miseczka prażonych jabłek

lunch - grahamka z almette, sałatą i makrelą

obiad - zupa gulaszowa

kolacja - pomidor, papryka, jajko, wedlina lub ser żółty - po plasterku.

To tyle, pomidora i paprykę pewnie odchoruję - cóż,czy surowe, czy gotowane generalnie warzywa mi szkodzą. Nie wiem, w czym jest problem?!

Poza tym zrobiło się słonecznie, Staleczka dokopała falubazom i jest w finale, szkoda, ze z Tarnowem ale jak wygrywać to z najlepszymi (teoretycznie). Czekam na finały, zachwycam się angielskimi torami żużlowymi ( takiej masakry jak tam to nie widziałam nawet w ...no nigdzie), martwię się Gollobem, pieję z zachwytu nad jazdą Jensena i Kaspra. No i zastanawiam się jak będę żyć jak się liga skończy. No myślę też, czy pani kiero da mi urlop w styczniu, żebym mogła na nartach pośmigać, choćby i w Karpaczu. No i koresponduję mailowo z Wolfem w sprawie nowego obrazka. Czyli proza życia.

A teraz spadam do pracy, ciężko mi się ogarnąć....

 

 

6 września 2012 , Komentarze (1)

Dawno mnie tu nie było. Wracam po urlopie z bagażem, niestety, dodatkowych kilkogramów. Niestety, obiektywnie trzeba przyznać, że sumiennie na to pracowałam i przed wakacjami i podczas wakacji. Zdziwienie moje jest całkiem nie na miejscu, więc nie dziwię się, nie złoszczę. Stało się, ot co.

Nie ogarniam jeszcze całosci ale jak tylko uporam się z nawałem obowiązków to zacznę zmieniać siebie. Póki co, proszę nie wyrzucac mnie ze znajomych, bo nie komentuję...czytam, czytam tylko nie mam czasu i weny.

No to wracam do pracy.

14 sierpnia 2012 , Komentarze (4)

Zegnam się przed urlopem. Jak będzie po 2 tygodniach - nie wiem.

wczoraj mnie ktoś pytał o omlet cesarski...ja robiłam według tego przepisu :

http://whiteplate.blogspot.com/2009/07/sniadania-omlet-cesarski-kaiserschmarrn.html

Zmniejszyłam ilość jajek do 2 sztuk i 1 1/2 łyżki mąki. Nie karmelizowałam cukru, nie dodawałam cynamonu. Zamias powideł i dżemu - zrobiłam sobie sos z rozgniecionych borówek i malin. Pyyyszne było.

To wczorajsza kolacja. dzisiaj natomiast tak :

I - parówka w zołtym serze, kawa z mlekiem

II - banan, pomarańcza

lunch - 1 grahamka z serem i szynką z indyka + 1/2 grahamki wcięta na sucho, bez okladu

obiad - 2 gołąbki

kolacja - jajko w chlebowym koszyczku. Robi się jke tak : z chleba tostowego odkrawamy skórki, resztę smarujemy masłem i układamy w wytłuszczonych żaroodpornych kokilkach. Do takiego koszyczka wbijamy jajko (można posypać szynką lub czym innym, co kto lubi) i zapiekamy w piekarniku. Tyle teoria, dzisiaj postaram się wypróbowac w praktyce.

Właśnie zjadłam gruszkę....zaczynam puchnąć w rejonie pasa....matko czemu ja tak mam?!!!

Ciąg dalszy historii z blenderem. Okazało się, że jednak się go nie da naprawić, a sama taka koncówka rozdrabniająca to koszt 75 zł. na zamówienie. Niby nic, a jednak uważam, że cena wygórowana za kawałek blachy i plastikową nakrętkę. Mam to w du...pomyślę o tym po urlopie.

Praca ogarnięta, dom ogarnięty. Dziś pakowanko a jutro bujamy się nad morze.

Pa pa !!!

                                                                                           T.

 

 

13 sierpnia 2012 , Komentarze (1)

Jeszcze troszke, jeszcze tylko jutro i...urlop!! Cieszę się !

Plany juz sprecyzowane na 80 % : wyjeżdżamy nad morze do moich rodziców, w tzw. międzyczasie wybieramy sie na weekend do Bornego Sulinowa, pod namiot....cóż pewnie będę spać w samochodzie. Namiotowe atrakcje przestały być dla mnie atrakcyjne jakoś tak w liceum, kiedy to spaliśmy w październiku pod namiotami podczas jakiegoś rajdu...Stare, dobre czasy.

Już mi się chce wyciagnąc na rozgrzanym słońcem piachu, wygrzać stare kości, zacisnąć zęby i popływać w zimnym Bałtyku..., spiec raka no i wogóle cieszyć się urlopem !!

Weekend udany, zaliczyłam wpadkę z miseczką lodów mlecznych z chrupkami czekoladowymi i karmelem ale było to zaraz po tym jak przesunęłam biurko z dwoma komputerami i 2 regały pełne książek  (przemeblowanie pod nieobecnosć PiW). I muszę powiedzieć, że marzyłam o takich lodach, niewyobrażalnie lepkich, ciagnących, słodkich aż do bólu zębów....takich snikersowo-marsowo-twixowych. Ale to jednorazowy wyskok.

Byłam na basenie, prawie puściutko, cały tor do mojej dyspozycji...cóż kiedy nie chciało mi się pływać. Dawno nie pływałam więc ramiona bolały, poza tym opanował mnie irracjonalny strach, że coś się stanie i pójdę pod wodę jak kłoda. Straszne to było. Następne 20 minut spędziliśmy z PiW i córką w jaccuzzi  i na bulgoczących łóżkach  wygłupiając się jak dzieci. Fajnie było.

Teraz ogarniam pracę, zakończyłam to, co do mnie należy, kiedy kończymy miesiąc i jutro tylko ostatnie szlify...w środę pakujemy plecaki, klatkę z Zuzką i ładujemy sie  do autka...i wiooooo nad morze!!

Dzisiejszy jadłospis taki sobie :

I - 2 jajka, salami, ser żółty, kawa z mlekiem

II - owoce (maliny, borówki) z jogurtem naturalnym, banan

lunch - 2 bułeczki z ciasta francuskiego (kończyła się ważność) z nadzieniem z pora, pieczarek i żółtego sera. Do tego sałatka, która poczęstowała mnie koleżanka : ogórki, papryka, cebula, marchewka - wszystko marynowane w zalewie z octu, cukru i oleju. Sałatka do słoików ale bardzo pyszna, chrupiąca, lekko winna. No po prostu pycha.

obiad - chyba nie zjem, na pewno kawa z mlekiem

kolacja - omlet cesarski z konfiturą śliwkową. Mam ochotę na słodka kolację. Albo jajka zapiekane w chlebowych miseczkach - sama nie wiem, na co się zdecyduję. W każdym razie jajko musi być !

PiW wyprawiony wczoraj na spływ odrzański, wraca jutro. a tu pan projektant przysłał propozycję usytuowania domu i garazu na działce....a ja nie wiem czy to tak ma być?! Jakby co, to mi się podoba.

 

9 sierpnia 2012 , Komentarze (3)

Straszne nieszczęście wczoraj nastąpiło w moim domu....zepsuł mi się blender. Jako że nie kupuję już i nie pasę moich najbliższych (głównie córki, mąż to przecież nie rodzina ) jogurtami owocowymi ze sklepu a robię sama z jogurtu greckiego i świeżych owoców, końcówka rozdrabniająca w blenderze była eksploatowana na maxa. No i wczoraj pierdykło, odkręciłó się i juz nie rozdrabnia . Dzisiaj musze zapierniczać do MM z reklamacją...ciekawe czy uznają ?

Fotomenu nie ma i do września raczej nie będzie, bo nie ogarniam swojej diety...a jak wyjadę na urlop to wogółe nie ogarnę niczego. Kiepsko ze mną, potrafię do południa ładnie sie pilnować po to by wieczorem...pogrążyć się w rozpuście wyjadania sera z opakowania bądź pasztetu prosto z puszki (taaak). I to jest złe. I nie wiem jak sobie poradzić z tym, co sie dzieje. Postanowiliśmy rodzinnie ( 3-osobowo), że będziemy zapisywać co jemy, ile to waży i ile ma kalorii. Nabyliśmy w tym celu 3 notatniczki...mój jest pusty...bo co ja tam wpiszę ? Paczka sera mierzwionego Gouda czy moze 10 plastrów salami jako dodatek do obiadu? Boszzz, moze to zabrzmi fatalnie ale chciałabym mieć czasem jadłowstręt, znielubić jedzenie i żywic sie poprzez fotosyntezę albo żyć jak pustelnik o wodzie i korzonkach. Niestety kocham jeść, zwłaszcza jeśli to jest słodkie albo pikantne albo słone....Do doopy z takim życiem. No i jeszcze to, nie ciągnie mnie do mięsa jako mięsa ale jak juz zobaczę salami albo pasztet to....jestem w stanie wciągnąć każdą ilość. Natomiast kalafior, brokuł i ogórki powodują u mnie odruch wymiotny..

Dobra wiadomosć pośród złych wiadomosci jest taka, że nadal pilnuję ćwiczeń. Ale cóż po ćwiczeniach skoro jem za troje ?! Nnnno.

To co dziś wciągnełam i jeszcze wciagnę :

I - jajko po wiedeńsku, kromka grahama z 2 plasterkami sera i salami, pomidor, kawa z mlekiem

II - brzoskwinia i pomarańcza w jogurcie naturalnym + kulki zbożowe

lunch - pudełko fasolki szparagowej z wody

obiad - zupa pomidorowa z ryzem, kawa z mlekiem

kolacja - twarożek, pomidor

Napisałam do Wolfa w sprawie tatuażu. troche się zawahałam, przez moment zastanowiłam się, zcy napewno chcę go mieć...taka krótka chwila...ale jednak zwycieżyła we mnie chęć mienia. Jeszcze nie powiedziałam PiW, ze chcę ale wlaściwie jego zdanie nie jest ważne. Zresztą sie nie sprzeciwi. Kiedy Wolf odpisze i co odpisze nie wiem.

Derby z falubazem na remis. Ale miałam mega ciśnienie jak to oglądałam. Najlepsze "kwiatki" z meczu to :

1. kierownik druzyny falubazu dzwoniacy do sędziego : panie sędzio ale na podanie nominowanych to 4 minuty są bo tu goście się ociągają...". Taa, kiedyś falubazy poleciuały do sędziegfo, że goscie za wcześnie motory zapakowali do busów i powinni być zdyskwalifikowani...cały falubaz i jego magia. jak się nie da na owalu to moze w parkingu coś się skręci

2. KK i jego słynne : "ale ja wygram ten bieg" po tym jak dał sie 3 razy objechać jak dziecko i tracił pierwsze miejsce i nie mniej słynne "Tomek zrób coś" do G.

3. ostatni, 15sty bieg, objechane 4 kółka, Gollob 1wszy mija linię mety a Protas jedzie dalej szczęśliwy, że myknał Golloba. Taaa, na zużlu to trzeba do 4 umieć liczyć, nie do 5ciu

To tyle.

Enjoy.

                                                                                                    P.

3 sierpnia 2012 , Komentarze (5)

Piątek. nareszcie. Jestem już zmęczona tym tygodniem choc wlaściwie nic wielkiego sie nie działo. Z niecierpliwością czekam na urlop.

Straszna burza przeszła wczoraj nad gorzowem, lało tak, że świata nie było widać. A błyskawice...makabra, chmury się paliły. Niby się nie bałam, bo w domu ale jak raz pierdykło to aż podskoczyłam.

Wraca dziś dziecko, zachciało placków z jabłkami....a ze ja w pracy to wczoraj jej nasmażyłam (wiem, odgrzewane to nie jest to ale cóż...). No i odkryłam fajny sposób na placki ....maczam cienko pokrojone jablka w cieście i na patelnię. wiem, ameryki nie odkryłam ale co za radość !

Dziś do dentysty...jak ja tego nienawidzę. Później dom, ogarnięcie i na woodstock. Luxtorpeda gra koło 1 w nocy...jakoś  trzeba będzie sie ogarnąć z kawą, bo póki co to ja już teraz zasypiam.

Wczoraj znów działka. mój mąż mnie wykończy....tą działką. A ja wcale nie wiem czy teściowa zadowolona, że ktoś jej tam grzebie ...syn to syn, wiadomo ale ja - synowa ! A może by chciała, żebym nie robiła, bo się nie znam.

Miałam fajny sen dzisiaj...śniło mi się, że wybierałam podłogi do mojego domu. O matko tak bym chciała już zacząć ta budowę. Ciągle o tym myślę, ile czasu to zajmie, jak długo będą powstawały same mury, jak długo ma to schnąć i wreszcie - kiedy tam zamieszkam i co zrobię w ogrodzie....Cieszę sie tym jak dziecko.

Jadłospis :

I - płatki kukurydziane z mlekiem, kawa

II - owoce : brzoskwinia, winogron, borówki z jogurtem naturalnym greckim ( w drodze wielokrotnych prób i degustacji wybrałam swego faworyta : jogurt naturalny typu greckiego z Biedronki), garść cinni mini

lunch - 2 miniaturowe papryki czerwone nadziewane fetą, mała kanapka z bagietki czosnkowej z serem zółtym i pomidorem (zapiekana w piekarniku)

obiad - placki z jabłkami (o ile szarańcza mi coś zostawi)

kolacja - 1/2 makreli, surówka z pomidorów

Odnowiłam kartę biblioteczną więc po pracy śmigam odebrać zamówione ksiażki : antologię lit. s-f i Murakamiego. Będę miała co przeglądac w poczekalni u dentysty.

A teraz ogarniam się i do pracy, bo szefowa goni.

Ps. Mam znów nowy projekt na tatuaż. I tym razem ze wszystkich moich projektów ten mi sie najbardziej podoba i ten chciałabym mieć. Oryginalne wykonanie tylko w Wurzburgu......mają tam zaje...ty styl. Cóż nie pojadę tam i nie wiem czy ktoś (Wolf) ze szczecińskich tatuatorów się podejmie, bo styl jest charakterystyczny i nie do podrobienia...No i kwestia czasu i ceny, jeśli więcej niz 500-600 zł to niestety trzeba będzie oszczędzać troszkę dłuzej i odłożyć to na jesień, zimę - początek roku.  Tak sie zbieram do napisania maila do Wilka z tym projektem....Co robić?!

2 sierpnia 2012 , Komentarze (7)

Nie mam koncepcji co do tytułów.

Jadłospis na dzień dzisiejszy :

I - płatki kukurydziane z mlekiem, kawa

II - nektarynka, 4 duże winogrona, garść borówek, jogurt naturalny grecki, garść cinni minis

lunch - pudełko fasolki szparagowej z wody

obiad - makaron pełnoziarnisty z groszkiem i zółtym serem i sosem śmietanowym

przekąska - zmiksowane owoce z jogurtem nat. greckim i mlekiem (50/50)

kolacja - 1/2 makreli, surówka z pomidorów lub bagietka pełnoziarniasta zapiekana z serem i pomidorami (skłaniam się ku tej drugiej opcji)

Ćwiczenia wczorajsze z Chodakowską zrobione, coraz szybciej mi te 40 minut przelatuje i coraz mniej się męczę. Trzeba będzie sobie obciążnenie dołożyć.

Jutro wraca dziecko (: (((), jutro do stomatologa i jutro woodstock i luxtorpeda. O masakra nie wiem jak ogarnę ten jutrzejszy dzień. Zwłaszcza, że wczoraj o 22giej tak mi się słodko przysnęło...Chciałabym przespać cały dzień ale nie jest to mozliwe, ciągle w niedoczasie, ciągle niedospana....

Dziś biegiem na działkę, moze przyniose sobie ogórki i pokusze się o zrobienie ogórków w curry ( nigdy jeszcze nie robiłam przetworów !). Koleżanka dała mi też przepis na nutellę ze śliwek, wydaje mi sie,że kiedyś coś takiego jadłam i bardzo mi smakowało więc moze trzeba zakupić śliwki, kakao i też wysmażyć takie cudo?! Ale to chyba  w sobotę....I zjadłabym pizzę, ma ktoś z was przepis na łatwe ciasto na pizzę ?

Nadal swędzą mnie ślady po ukąszeniu komarów, nadal mam spuchnięte bąble w dwóch miejscach, których nie podrapałam do krwi. Nienawidzę komarów!

                                                                                                      P.

 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.