Jestem już po I śniadaniu. Jestem także po ważeniu. Pokusiło mnie rano wleźć na wagę. oczywiście waga pokazuje już od x czasu ciągle te same 2 cyferki. I nieważne czy na czczo, czy w ciuchach, czy bez, czy po sutym obiedzie....ciagle tyle samo. I nawet już mi się nie chce złoscić.
Co ja dzisiaj jem i będę jadła?
I - płatki kukurydziane, kawa z mlekiem
II - owoce : kilka winogron, brzoskwinia, banan, garść cinni mini, danio waniliowe
lunch - 1/2 ciabatty z oliwkami z sałatą, żółtym serem i sardynkami
obiad - koncówka zupy fasolowej
przekąska - kawa z mlekiem
kolacja - jajko, surówka z pomidorów
Fotek nie mam , bo btrak mi czasu. postaram sie poprawić.
Jestem po Prometeuszu. No cóż....to nie było to czego się spodziewałam ale też nie było takie złe jak mówią. 3D fajne, jest na co popatrzeć, fabuła moze i banalna, akcja taka średnio wartka ale nie nudziłam się ani sekundy (no moze za wyjatkiem czasu przeznaczonego na reklamy), 2 godziny myknęły nie wiem kiedy. Moze nie będę obiektywna, ja po prostu lubię klimaty takie jak tam : obce cywilizacje, obce planety, wszechświaty...No i fajnie było wirtualnie, w 3D postawić noge na obcej planecie, przelecieć sie statkiem kosmicznym....Podobało mi się i nie żałuję kasy wydanej na bilet. Powiem jedno : fajnie zrobione 3D z najgorszego gówna zrobi fajny film. Teraz pewnie małżonek wyciagnie mnie na Residenta (o jezuuuuuu), a ja osobiscie poszłabym na epokę lodowcową.
W kinie wpadł mi do brzucha popkorn karmelowy (ale ilość nieznaczna) oraz 1 kulka lodów - sorbetu pomarańczowego. Niestety sorbet był tak słodki, że oddałam po kilku liźnięciach facetowi. On lubi słodkie, miał odmianę po swoich nutellowych.
Dobra , wolają mnie na przetarg. spadam.