Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tarantula1973

kobieta, 51 lat, Gorzów Wielkopolski

164 cm, 66.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 sierpnia 2012 , Komentarze (1)

Jestem już po I śniadaniu. Jestem także po ważeniu. Pokusiło mnie rano wleźć na wagę. oczywiście waga pokazuje już od x czasu ciągle te same 2 cyferki. I nieważne czy na czczo, czy w ciuchach, czy bez, czy po sutym obiedzie....ciagle tyle samo. I nawet już mi się nie chce złoscić.

Co ja dzisiaj jem i będę jadła?

I - płatki kukurydziane, kawa z mlekiem

II - owoce : kilka winogron, brzoskwinia,  banan, garść cinni mini, danio waniliowe

lunch - 1/2 ciabatty z oliwkami z sałatą, żółtym serem i sardynkami

obiad - koncówka zupy fasolowej

przekąska - kawa z mlekiem

kolacja - jajko, surówka z pomidorów

Fotek nie mam , bo btrak mi czasu. postaram sie poprawić.

Jestem po Prometeuszu. No cóż....to nie było to czego się spodziewałam ale też nie było takie złe jak mówią. 3D fajne, jest na co popatrzeć, fabuła moze i banalna, akcja taka średnio wartka ale nie nudziłam się ani sekundy (no moze za wyjatkiem czasu przeznaczonego na reklamy), 2 godziny myknęły nie wiem kiedy. Moze nie będę obiektywna, ja po prostu lubię klimaty takie jak tam : obce cywilizacje, obce planety, wszechświaty...No i fajnie było wirtualnie, w 3D postawić noge na obcej planecie, przelecieć sie statkiem kosmicznym....Podobało mi się i nie żałuję kasy wydanej na bilet. Powiem jedno : fajnie zrobione 3D z najgorszego gówna zrobi fajny film. Teraz pewnie małżonek wyciagnie mnie na Residenta (o jezuuuuuu), a ja osobiscie poszłabym na epokę lodowcową.

W kinie wpadł mi do brzucha popkorn karmelowy (ale ilość nieznaczna) oraz 1 kulka lodów - sorbetu pomarańczowego. Niestety sorbet był tak słodki, że oddałam po kilku liźnięciach facetowi. On lubi słodkie, miał odmianę po swoich nutellowych.

Dobra , wolają mnie na przetarg. spadam.

31 lipca 2012 , Komentarze (1)

Dziś mam :

I - owsianka słoikowa, kawa z mlekiem

II - garść płatków cinni mini, 1/2 brzoskwini, 1/2 banana, serek danio

lunch - surówka z mieszanki sałat, 2 pomidorów, papryki i cebuli czerwonej + ser feta - 2 plastry, resztka mięsa z piersi kurczaka. Zjedzone bez soli, przypraw, sosów.

obiad - zupa fasolowa - bez mięsa, zasmażki

przekąska - kawa z mlekiem

kolacja ...nie wiem...idziemy do kina...tam zdarzyć się moze wszystko.

Mam w pracy taki nieogar, że nie mam czasu dodać tu nawet wpisu, nie mówiąc o fotkach. ale postaram się poprawić.

A jednak mięsko mi szkodzi. Od niedzieli mam same nieprzyjemności ze strony mojego organizmu stąd wysnułam wniosek, że to mięso. Powoli, powoli odstawiam więc to, co mi szkodzi. Przerzucam się na rybki.

Wczoraj poćwiczone z Chodakowską, dodatkowo szybki marsz na działkę. trochę się poobijałam, pomarudziłam "misiu...no chodź już....komary gryzą". Zebrałam fasolkę szparagową - będzie na jutrzejszy lunch.

Dziś kino. Jaram się tym, że już w wkrótce woodstock ...i luxtorpeda...i jeszcze jakby owsiak zaprosił Acid Drinkers, Metallicę i Foo Fighters to już byłby orgazm. Niestety , marzenia!

Spadam.

                                                                                           P.

Ps. derby we wtorek - 7 sierpnia. Nie wytrzymam chyba.

 

30 lipca 2012 , Komentarze (4)

Boszz dlaczego weekendy są takie krótkie? Znów poniedziałek i znów praca. Jedna koleżanka wróciła już z urlopu, druga wczoraj się czymś zatruła i dziś sie leczy w domu. A do mojego urlopu jeszcze długie 16 dni...

Co robiłam w weekend? byliśmy na Długim, o sorry to chyba miejscowośc nazywa się Długie a jezioro Lipie czy na odwrót, nie wiem. Trudno uwierzyć ale po 12 latach mieszkania nie ogarniam jeszcze lubuskiego i wyjeżdżając za Różanki czuję lekki stres, bo nie wiem co dalej. Z jeziora oczywiście nie skorzystrałam, dlaczego: nie wiem. czasem tak mi odwala, że masakra a później wracając byłam zła na siebie. No przeiceż moglam popływać...ludzi było mało, bo godzina już wieczorna a ja nie i nie. Doopa ze mnie.

Sobota : odgruzowałam chatę, poszliśmy na działkę z PiW, siedzielismy tam ze 3 godziny z czego 1 godzine spędzilismy w altanie, gdyż lało. Później ogarnęłam 1 duży zagon, pogryzły mnie komary i już nie chcę chodzić na działkę.

Niedziela : 2 seansy filmowe ( nadrabiam zaległości - oglądam starocia. Film, który mnie powalił na kolana - Druga Ziemia - wszystko mi się tam podobało, wszystko ), później rower z PiW i szybki powrót na derby, których nie było. Wiedziałam, ze nie będzie bo skoro do południa w gorzowie lało to dlaczego po południu nie miałoby lać w Zielonej. ale na fejsie się jarali, ze słońce, że fajny tor....no później to były pola ryżowe a nie tor. A mogliśmy tam coś ugrać : Tomasz nareszcie się ogarnął, w Gorican był 3ci, komentowac miał Noga i ten drugi a nie te dwa jonasze gorzowsko-zielonogórskie...Nic to poczekamy, zobaczymy...

Mój prywatny sukces : ogarnęłam słodycze niedzielne i zjadłam, uwaga uwaga, tylko 2 maxi kingi, raz nałożyłam sobie lody. Jak na moje niedzielne szaleństwa to uuuuuu sukces. w sobotę za to 3 mrozone kawy mi wpadły. Ale na mleku 0.5 %.

Jadłospis na dziś nieszczególny :

I - płatki na mleku, kawa, garść prochów

II - owoce : 1/2 brzoskwini, maliny, borówki, mały banan z serkiem homo 0%

lunch - tu porażka na całego : mała pizzerka (nie miałam ochoty wczoraj na kombinowanie żarcia )

obiad - fasolka szparagowa

przekąska - kawa z mlekiem

kolacja - sałatka : mieszanka sałat z mojego balkonowego ogródka, pomidor, paryka żółta, mała mozzarella

Tydzień niejedzenia mięsa minął, za mięsem nie tęskniłam, zjadłam co prawda wczoraj kawałek piersi z kurczaka na obiad ale moje wnętrznosci chyba się buntują przeciwko temu, bo niezbyt komfortowo się czułam.

dziś w planach oczywiście Chodakowska, i pewnie pobiegniemy na działkę.

Poza tym zrobiłam czystkę wśród znajomych z reala, wyrzucam toksyczne znajomości, nie daję się nakręcać, nie daję sie prowokować, nie narzekam. Wywaliłam kilka numerów z komórki...Czas się ogarnąć i żyć dla siebie, nie dla innych.

Dowodzik mam do odebrania, jutro do kina...nie wiem czy Prometeusza obejrzec w 3D czy normalnie ?

 

27 lipca 2012 , Komentarze (5)

Jadłospis na dziś też bez zdjęć, bo...nie ogarniam się od wczoraj. no i jak chcę od 16 sierpnia bryknąć na urlop, to musze się spiąć, porobić swoje i jeszcze ważny projekt przede mną. Mam nadzieję, że jakaś kaska za to wpadnie...najpierw 5 dni siedziałam nad inwentaryzacją magazynów z częściami a teraz nowa instrukcja. Mam nadzieję, że nie będzie to twórczosć charytatywna .

Jadłospisik na dziś :

I - płatki z mlekiem, kawa

II - jogurt naturalny bałkański (boszzz nie chce mi się samemu robić jogurtu) + brzoskwinia i banan

lunch - cukinia i kalafior w tempurze : 3 rożyczki kalafiora i kilka grubszych plastrów cukini

obiad - zupa ogórkowa z kaszą, której wczoraj nie tknęłam

kolacja - jajecznica ze szczypiorkiem

To plany a jak sie skończy ? Wczoraj po wyżerce pracowej w domu zjadłam (a moze raczej wypiłam) lassi. Dziś, jak będzie tak gorąco to tez pewnie zatkam się lassi brzoskwiniowym, chyba że jakimś cudem dostanę mango - wtedy będzie oryginał.

Po ćwiczeniach z Chodakowską i siłowni PiW ( skończył wczoraj cykl treningowy - do września bez siłki) pognaliśmy na działkę teściowej. A tam orka ...nazbierałam sobie ogórków, fasolki, marchwii, pietruszki....zabraliśmy się do podlewania (konewką, aha, aha - moja teściowa wyznaje filozofię podlewania konewką, odstałą wodą - nie prosto z kranu). Na działke też nie autkiem tylko z buta - wróciłam zmachana jak koń po westernie. I do tego masakrycznie pogryziona przez te okropne komary !!! Nie wiem, co mi strzeliło do łba, wiedząc, że mam uczulenie, nie popryskać się jakimś badziewiem od komarów. wszystkie ugryzienia napuchnięte ja balony, w domu 3 tabletki wapna na raz i antyhistaminka. Nie wiem, jak ja na tej mojej wiosce będę żyć. A już nie wspomnę o ilości pająków jaka do mnie wczoraj lgnęła. WTF? Co ja matka pajęczyca jestem?

Tydzień wege zbliża się do końca...do drobiu tak i srednio tęskno, myślałam, że będzie trudniej. No bo ja wielu rzeczy nie jadam, a wielu też musze unikać (np. soi, orzechów ziemnych, wszelkich kapustnych na surowo), z nabiałem też nie powinnam szaleć  a szaleję... Być może pociągnę to dalej, bo nie jest źle. Wykańcza mnie jedynie to, że gotuję naście obiadów na raz..no bo małżonek z mięsem, ja bez, a jak dziecię czegoś nie jada (np. ziemniaków, moje dziecko  nie jada ziemniaków!) to jeszcze jej trzeba coś wymyślać. Masakra. No ale do adremu...tydzien fajny lecz niestety nie przyniósł spodziewanych efektów w postaci zrzutu kg. Tak jak myślałam, nawet głodówka nie spowodowałaby ubytku wagi u mnie. I to jest wkurzające.

Na szczęście już weekend po poludniu. i z ta myślą was zostawiam.

                                                                                           Pająk.

 

26 lipca 2012 , Komentarze (3)

Jadłospis na dziś, który kompletnie się właśnie posypał. Z powodu imienin Anny. W moim dziale jest nas 4 sztuki z czego 3 sztuki to Anny. No więc właśnie zostałam ugoszczona 2 naleśnikami ze szpinakiem i fetą, naleśnikiem z pieczarkami i Magnum w białej czekoladzie (♥). Tym samym mam dodatkowy posiłek. Nażarłam się jak bąk i chyba do końca dnia nie będę już jadła...

Wczoraj zapuściłam się do kuchni, masakra...Nie było bułeczek, było za to przygotowywanie 3 obiadów. PiW zarządził sobie meksykańską zupe na obiad, ja chciałam ogórkową z kaszą (bez mięsa) i dodatkowo przygotowałam sobie chłodnik do pracy (nie wiem po co, mogłam się domyśli, że w pracy będzie grubo). No i w związku z tym, wiem już co będę jadła przez ostatnie kilka dni : chłodnik. Przepis z blogosfery, porcja w sam raz na jedną osobę, robiony na tzw. oko czyli trochę tego, trochę owego. Zakupiłam wczoraj półlitrowe opakowanie jogurtu naturalnego z eko sklepu i praktycznie cały zużyłam do chłodnika, dodałam jeszcze trochę kefiru, by go rozrzedzić. Cukier, sól - do smaku, a do środka gotowane tarte buraczki, tarte ogórki gruntowe, koperek na wierzch. Jako wkładka - jajko gotowane. Pyyszzzzności.

a oto on, chłodnik w moim wykonaniu :

Właśnie przyszedł pracownik, żeby mu wystawić zaświadczenie do sądu, bo płaci alimenty. i poprosił mnie, żebym mu naliczyła mniej niż bierze, bo za duzo zarabiał....no masakra. Przecież to jego dzieci a on kombinuje, żeby jak najmniej na nie płacić. Ale to chyba typowe podejście panów....

Zapomniałam się pochwalić, że nadal wytrwale ćwiczę z Chodakowską. Ćwiczenia fajne, męczące ale widzę efekty tych tortur i podoba mi się to. Fakt, chodakowska to pewnie produkt marketingowy...jednak przyjemnie jest gdy ten "produkt" odpowie na swoim profilu na fejsie, podpowie, okaże zainteresowanie. w koncu to przecież obca osoba a ja znam ją tylko z fejsa właśnie. I na podstawie fejsowych doświadczeń uważam ja za fajną, kontaktową dziewczynę. I dalej będę się torturować z jej płytą, może kiedyś nawet uda mi się wyjechać na jej metamorfozy i ćwiczyć twarzą w twarz.

Wczoraj dodatkowo jeszcze zrobiłam 2 kursy do apteki w drugim końcu osiedla  (tam i z powrotem), bo odbierałam zamówienie a w domu okazało się, że dostałam nie te tabletki, które zamawiałam. Już 3ci raz mi tak robią w tej aptece i wkurza mnie to.

Goraco i słonecznie w gorzowie a ja muszę tu gnić, w pracy i wysłuchiwać jak pod oknem fizyczni rzucają mięchem....masakra, niezły słownik łaciny.

Enjoy.

                                                                                             Pająk

Ps. Jednak fobia pająkowa nie minęła. dziś rano otwierajac okno spłoszyłam pająka, wielkości z 5 cm, grubego i szarego, z przednimi kończynami dłuższymi i grubym odwłokiem. Spierniczył gdzieś po ścianie na zewnątrz  ale jak tu siedzę w pobliżu okna to mam ciary ze strachu. Skąd takie olbrzymy mutanty się biorą ?!

25 lipca 2012 , Komentarze (3)

Nadal trwa przygoda z wege...widzę, że brak mięcha rekompensuję sobie żółtym serem. Właściwie co mi tam, zawsze lubiłam żółty ser...Do mięcha mnie nie ciągnie, choć codziennie robię PiW kanapki z wędliną do pracy. Nie podjadam, nie odkurzam resztek. No fajnie jest, gdyby nie ten ser...Dziś zamierzam wyprodukować w  swojej kuchni bułeczki jogurtowe i warzywa w tempurze z przepisów  z bloga "mojetworyprzetwory". Zamierzam, bo jak zwykle nie wiem jak się dzień potoczy... A nie wiem, bo wczoraj pozbyłam się dzieciora i znów z mężem jesteśmy sami. Nie wykluczam, że będzie jak w piosence Kazika. A okazja po temu jest, gdyż wczoraj małżonek ponownie zdał egzamin na uprawnienia sep (a musi je odnawiać co 5 lat) - ciżęko miał : 2 dni praca-kurs, praca-kurs w domu po 20stej i czytanie notatek. Załamka.

Wybieramy sie na Prometeusza do kina. Nakręciłam sie na ten film, obejrzałam wszystkie trailery, przeczytałam recenzje...mam nadzieję, ze się nie rozczaruję. Bardziej chyba tylko czekam na ekranizację Hyperiona.

Nadal nie mogę się pogodzić z tym, co się wczoraj stało. A raczej pogodziłam się ale ciagle nie wiem, jak można być tak bezczelnym, żeby karaćporządnych ludzi samemu nie mając czystych rąk. Ostatni sprawiedliwy ! Fakt, korektora nie wolno uzywać, miałyśmy jednak po temu powody. Szefowa napisała wyjaśnienie, rozsądne moim zdaniem, powiedziała, że jak mają kogos karać to tylko ją. Stało się, ale w obliczu tego, co działo się do tej pory to ten korektor to pikuś. Zresztą biegły rewident nigdy nie kwestionował tego typu praktyk choć oglądał te papiery milion razy. No tak, w centrali sami święci pracują...wiadomo Warszawa.

Dość zanudzania. teraz fotożarcie. Nudziłam się z rana i pobawilam się instagramem, że takie niby artystyczne i wogóle.

I - śniadanie : płatki ryżowe z owocami

  

II - tost z mozzarellą i pomidorem, jogurt z musem owocowym

 

obiad/lunch - naleśniki z twarozkiem czekoladowym - 2 na lunch, 3 na obiad w domu, reszta dla PiW

kolacja - 1/2 makreli, pomidor

A wszystko to okraszone i podlane grubo Flapjackiem, Acid Drinkers, AC/DC i Lipali

Wkurzam się, bo jak widać, uwielbiam pomidory a jak do tej pory dopiero raz udało mi się na rynku kupić pomidory żółte. A gdzie pozostałe gatunki : tygrysie, zielone, malinwki, bawole serca? Na działce moja teściowa sadzi co prawda pomidory ale tylko czerwone.... Tradycjonalistka...ale jej gołąbki z dodatkiem oregano (tak, tak...oregano do mięsa) to mistrzostwo świata o ile ktoś jest otwarty na kulinarne doznania.

Na deser moja szyszka, a raczej nie moja tylko dzieciaka :

Enjoy !

                                                                             Pająk.

24 lipca 2012 , Komentarze (7)

Dziś bez fotek, bo właśnie całkowicie odeszła mi ochota na wszystko. Nie, nie załamuję się, przetrwam ale sprawa jest tak głupia i wydmuchana, że straciłam na dzis ochotę na cokolwiek poza %.

Otóż dotarł wczoraj protokół (przeznaczony dla głównej szychy z centrali) pokontrolny  z kontroli majowej w naszej firmie. Owszem, stwierdzono nieprawidłowości (magazyny), poleciały głowy ale do finansówki nikt się nie przypierniczał. Poszło nawet pismo o premie dla nas,ze tak super. Premii nie było bo jak zwykle nie ma kasy dla tych na dole ale to inna inszość i my tu nawykłe jesteśmy do takiego traktowania. Jak panu p. się zachciało nowego auta to kasa się znalazła, jak nam trzeba było wypłacić za wdrażanie nowego planu kosztowego to już nie było.... Nieważne. Otóż jednak kontroler wysmarował, że u nas nie było : uwaga, uwaga : czytelnych podpisów na dekretach oraz używałyśmy korektora do poprawek dekretów. Wymienione jesteśmy z imienia i nazwiska jako odpowiedzialne za uchybienia (które nie wpływają na finanse - jak zaznaczył kontroler). Jednak dla pana prezesa korektor to taaakie przestępstwo !! O matko ! Byłam dziś na zebraniu i wyszło na to,że to nie nieprawidłowości (poważne) w magazynie ale właśnie ten pieprzony korektor to skaza i występek godny publicznego biczowania. No i właśnie ważą się losy nasze - mamy zostać ukarane naganą z wpisem do akt. Szefowa nasza stanęła murem przeciw, powiedziała pouczenie owszem ale nie nagana ! I wqrwia mnie ta obłuda, bo oczywiście szef jednostki bierze kupę kasy ale wychodzi na to,że nie jest odpowiedzialny za nic. a przecież dostaje papiery, nadzoruje, podpisuje...no ale to ty szary człowieku dostaniesz kopa w dupę bo raczyłaś wykorektorować pomyłkę. To co się tu wyprawiało za jego wiedzą, przyzwoleniem i nakazem z tekstem "bo na koniec miesiąca musimy być na plus, bo rada.." to nieważne, on jest święty, on nic nie kazał, nie robił, nie narzucał. I to mnie właśnie tak bulwersuje.

Dobra, kogo to obchodzi. Będę z podniesioną głową obnosić swoją karę. Ale ostrzegam, jak mi ktoś nadepnbie na odcisk - gorzko pożałuje. Ja też posiadam pewną wiedzę i dokumenty...

Jadłospis na dziś :

I - owsianka słoikowa  z owocami.

II - tost graham z sałatą i serem zółtym, serek jabłkowo-cynamonowy 0% tłuszczu, śliwka

lunch /obiad - gulasz warzywny z wczoraj

przekąska - kawa z mlekiem

kolacja - 1/2 makreli, pomidory

Dalej jadę na warzywach i rybach ale widzę po wczorajszym dniu, że nadrabiam żółtym serem...i to mnie trochę martwi.

dziś młoda wybywa na obóz. wczoraj pojechałyśmy na zakupy i ...spędziłysmy całkiem miłe popołudnie. Zaliczyłyśmy lody - tu bije sie w pierś - to ja sprowokowałam i spożyłam aż 2 kulki : sorbet malinowy i karmelowo-waniliowe. I nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, no moze jedynie to, że tak miło było znów widzieć, że moje dziecko jest zadowolone (a ostatnio raczej kosa była między nami). Pkowanie wieczorem było troszkę bardziej nerwowe ale ogarnęłyśmy się i już późnym wieczorem zasiadłyśmy współnie do oglądania ligii angielskiej i kibicowania Iversenowi.

No i słońce jest i ciepełko. I zdjęłam swój czarny polar...nareszcie!

Zmykam do pracy, bo tu u nas teraz moda na nagany...

                                                                                      Pająk.

23 lipca 2012 , Komentarze (2)

Dziś rozpoczynam tydzień z warzywami, taki prawie wege tydzień. Mięso wyrzucam, ryb nie wyrzucę, moze innym razem. Zyczcie mni wytrwałości, bo niestety kiełbaski to ja lubię...

Weekend tak extremalny, ze nie wiem kiedy dojdę do równowagi. Będzie ciężko... Sobota : pojechaliśmy na nasze rancho, żeby odebrać mapki od geodety, poznałam sąsiadów (kolega z byłej pracy PiW), którzy wybudowali się naprzeciw naszej ziemi. Nie byłam tam chyba z dwa lata i już nie moge się doczekać, kiedy stanie tam nasz domek...Po prostu już chcę tam mieszkać, nawet nie musi być otynkowany, kompletnie urządzony...Chcę, żeby ta budowa juz się zaczęła.

Po południu pojechaliśmy na imprezę do znajomych, oni też niedawno wybudowali chatę. Widoki mają nieziemskie. Było dużo dobrego jedzenia, ja zjadłam fileta z owocami z grilla, kilka pieczonych ziemniaczków z masłem pietruszkowym, sałatkę. Oczywiście pozarłam 2 porcje ciasta bezowego z owocami, galaretkę i migdałowego murzynka. Jeśli chodzi o napoje %towe to lepiej zamilczę ... bo popłynęłam. Do domu wróciliśmy dobrze po 2 w nocy...Impreza towarzysko i żarciowo super udana.

Wczoraj żużel oczywiście. Takich emocji to ja dawno nie wiedziałam !!! Po 4tym biegu stwierdziłam, że idę do domu bo skończy się na tym, że wyląduję na pogotowiu. Stal się podniosła, rozwaliła tarnów w proch. Szkoda tylko Tomka G., bo widać, ze facet już nie wróci do czasów sprzed wypadku. Ewidentnie boi się jeździć, zamiast złożyć się na wirażu on kładzie motor i po wszystkiemu. Zawodnik takiej klasy...aż żal patrzeć co się z nim dzieje. A te wszystkie oszołomy co na niego z trybun gwiżdżą, wyzywają _ polecam zaliczyć dzwon, wsiąść na motor i przejechać choć jedno kółko na motorze bez hamulców  i w pełnym gazie. Ogarnijcie się tłuki. Dobrze choć, że jak wyszli po meczu to ludzie stanęli na poziomie i Golloba nie wygwizdali tylko klaskali. Za tydzień ciężki, derbowy mecz w Zielonej....masakra, juz się boję o wynik. Oby byli w takim gazie jak u nas w drugiej połowie !!

Do domu zwaliliśmy się o 23 : 30...taksówką bo MZK i klub się pewnie nie dogadały i nie było autobusu...Masakra, to co dzieje się z komunikacją miejską w tym niby mieście...godzina 22ga a tu człowiek nie ma czym wrócić na osiedle.

A teraz do adremu :

I śniadanie - owsianka słoikowa (zdjęcie było kilka razy to juz nie wstawiam)

II -śniadanie - kasza manna z owocami

lunch/obiad - gulasz warzywny a w nim : ziemniaki, marchewka, cukinia, pomidor, fasolka szparagowa

przekąska - kawa z mlekiem, owoce

kolacja - owoce, jogurt, płatki, herbatniki

Dobra, wracam do pracy...będzie ciężko, bo powieki mi się keją, gardło mnie boli (darłam sie na żużlu do nieprzytomności) i ogólnie czuję się rozbita (tak, słońce dziś, zapowiada się ciepły dzień - nareszcie a ja ciągle w polarze...). Zmykam.

                                                                                                               Pająk

Aha, zapomniałam, w piątek poszłam do zoologicznego i w ramach terapii antypająkowej przyglądałam się olbrzymiej tarantuli pożerającej chrząszcza. Wytrzymałam 3 minuty, stałam z nosem przy szybie terrarium...Nieźle, co biorąc pod uwagę, że zwykle dostaję drgawek na widok pająka wielkości 1 groszowej monety...

20 lipca 2012 , Komentarze (3)

Nareszcie piątek. Dziś wraca moja dziecina. Będę się nią cieszyć do wtorku. We wtorek znów wyjazd.

Dzisiejsza noc minęla bez niespodzianek typu telefony alarmowe...trochę się bałam tych ostrzeżeń o burzach i wichurach. Pościągałam z parapetu surfinie (i bez burzy są nędzne) tak na wszelki wypadek. Ranek jak zwykle szary, pochmurny, zimny. Do pracy wychodze w polarze...Kto to widział, żeby w lipcu w polarze chodzić?! Ja cierpię na totalne zmrożenie, ciągle mi zimno, juz dłużej nie wytrzymam...Chcę upałów !!

Weekend się zapowiada bardzo fajnie, bo :

1. jutro odbieramy mapki od geodety, jedziemy na swoje włości. Dawno tam nie byłam, już nawet nie pamietam jak ta działka wygląda. Teraz do architekta po zmiany i wystepujemy o pozwolenie. I od tego momentu zaczną się pewnie schody...

2. jutro impreza u znajomych a u nich zawsze jest super żarcie. Nareszcie wyjdę do ludzi !

3. żuzelek w niedzielę. Nie chce mi się, bo jak zobaczyłam wyczyny Stali na torze w Lesznie, to słabo mi się robi...Fakt, tor w Lesznie był okrutny ale to nikogo nie usprawiedliwia. Dali dupy i tyle. Teraz przyjeżdża Tarnów, oni są mocni. Nie wiem czy chcę oglądać to przedstawienie...no ale karnet zobowiązuje. Pewnie będę kląć w sześciopaku lub więcej.

Co do wege, postanowienie mocne. Co prawda nie mam nadziei, że waga drgnie (pewnie nawet gdybym pościła 40 dni to i tak waga pokazałaby to samo....nie wiem co się dzieje) ale przynajmniej zrobię coś dla siebie. Ta myśl kiełkowała u mnie juz dostatecznie długo. Czas sprawdzić, czy już dojrzałam do wege. Nie mam jeszcze koncepcji co do obiadów...nie wolno mi jeść soi, tofu w gorzowie też nie do zdobycia, kalafiory i brokuły moge ale ostrożnie... Pozostaje sałata, pomidory, ogórki...Macie jakieś sugestie, koncepcje?

Moje dzisiejsze żarcie w obrazkach :

I -owsianka słoikowa

II - mało oryginalnie, bez polotu - banan, brzoskwinia, jogurt

lunch i obiad w jednym - wariacje nt fritaty : ziemniaczki, papryka, pomidor, filet, szczypiorek, zapieczone z jajkami

kolacja - odpuszkowana ryba i warzywka, herbata owocowa

 Miłego weekendu ! Sobie życzę 28 stopni Celsjusza i słonka !

                                                                                                     Pajączek.

19 lipca 2012 , Komentarze (4)

Ciemno...noc...coś mi się śni...nagle słyszę przez sen Toola...otwieram oczy...taaa świeci się ekran komórki PiW. Mówię :telefon. A on całkowity nieogar, przewraca się na drugi bok, coś tam marudzi....powtarzam : telefon. Podrywa się, widzę ten tępy wzrok wpatrzony w ekran, Tool napiernicza w najlepsze ( a Tool w środku nocy to jak znaleźć się w najgorszym horrorze). W końcu odbiera i słyszę : blablabla...ja wiem, że pan nie ma dyżuru ale (zawsze to k...wskie ale)....Awaria. Jest 4 rano. PiW konferuje przez telefon, ogarnia się, je śniadanie (bo przecież wychodzi i wróci dopiero po południu), znika z domu o 5. Zasypiam na 30 minut - śni mi się, że jestem w innym mieście, na policji, jest koło 7 rano a ja wiem, ze spóźnię się do pracy, bo nie mam się jak wydostać.Wstaję o 5:30. Mam totalny nieogar, grzebię się...Masakra.

Ostatnio często zdarzają się nam takie akcje. A ja nienawidzę niedospać. Nie ma dla mnie nic gorszego niż zbyt mało snu, niż zarwana noc. Ciekawe ile kaw dziś wypiję ?

Fotożarło na dziś :

I - śniadanie  -  owsianka słoikowa z malinami, borowkami, bananem i kakao, kawa z mlekiem.Tak wygląda przed zalaniem mlekiem i wstawieniem do lodówki (ta mniejsza moja, ta większa PiW - jego z nutellą) :

a tak wygląda efekt końcowy (niektórym może odebrać apetyt )

II śniadanie to kasza manna na mleku 0,5 % z owocami :

lunch w pracy i obiad w domu to naleśniki kakaowe z galaretką porzeczkową (3 w pracy, 3 w domu), później kawa i garśc owoców:

kolacja - to co na talerzu : ogórki, twarozek z papryką, jajko

To tyle.

Zapomniałabym o najważniejszym : nadchodzący tydzień będzie u mnie tygodniem bez mięsa. Przymierzam się do wege, takiego raczej pseudowege, bo ryby, jajka, nabiał dalej będzie w mojej diecie. Ci, którzy czytają moje wypociny wiedzą, że rzadko jadam wieprzowine, raczej drób...Teraz postanowiłam, ze mięso odstawię, na razie na tydzień, na próbę. Jeśli pójdzie gładko to ok, będzie super. No i na szczęście sery mierzwione, które uwielbiam są produkowane z podpuszczki mikrobiologicznej a nie tej zwierzęcej, pochodzącej z żołądków cieląt...Polecam czytanie etykiet !

Właśnie zapowiadają w radiu burze, wichury, gradobicie, trąby powietrzne...ja prdlę mam dosć tego lipca ...co to za pogoda?

                                                                                                 Pajączek.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.