Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tarantula1973

kobieta, 51 lat, Gorzów Wielkopolski

164 cm, 66.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

9 września 2011 , Skomentuj

Pobiegłam z rana do laboratorium zrobić wyniki. Oczywiście lab czynne od 8 rano, siłą rzeczy 2 godziny w pracy w plecy, bo kolejka taka, że około 9tej wlazłam. Jak zwykle nie obyło się bez problemów, sympatyczna pani laborantka nie mogła znaleźć miejsca do wkłucia. A ja tam spękana cała, już bym chciała mieć to za sobą...no jakoś poszło. Wyniki po 16stej.

Chciałam sie dziszarejestrować do mojej endo...taa mam zadzwonić w grudniu - rezerwacje na przyszły rok. DO KOŃCA 2011 NIE MA MIEJSC. I co teraz? Ja naprawdę moge chodzić do lekarza prywatnie, no problem. Ale proszę NFZ o niepotrącanie składek na zdrowotne. Bo NFZ nie wywiazuje sie z umowy. Cóż, pozostało mi zarejestrować się z POLMED-u, tylko to już 4ty lekarz, znów cała historia od nowa. I czy wydadzą mi moją kartę, jak sie będę wynosić z Polikliniki? Ja chcę moją dr. Staszak. Z drugiej strony to się cieszę, bo takiej zołzy ja ta obecna endo to dawno nie miałam "przyjemnosci " spotkać...

Dobra, koniec tych utyskiwań, każdy przez ten dramat przechodzi, a jeśli nie to i tak przejdzie, bo nasza słuzba zdrowia jest niereformowalna...tylko :daj,daj,daj! Ciągle postawa : bo im się należy! A mi wizyta się nie należy, płacę składki bo mam nadmiar gotówki i nie wiem co z nią zrobić.

Jedzonko :

cienko dziś bo do 9 na czczo ( a zawsze miałam w dupie to na czczo i robiłam wyniki po jedzeniu)

I i II w jednym - duży jogurt 0% truskawkowy, 2 ciacha LU GO, kawa z mlekiem i słodzikiem

lunch - warzywa: pomidor żółty, papryka, ogórek rzodkiewka, kawałek fritaty

obiad - makaron pełnoziarnisty z zielonym groszkiem, szynką, sosem śmietanowym ( mało to dietetyczne, wiem, ale wczoraj musiałam zrobić szybki obiad na dziś)

kolacja - płatki ryżowe na mleku, owoce.

Ruchowo znów nic. Już nie mam siły do siebie samej. Muszę sie ukarać jakoś. Jakieś pomysły?

Wczoraj byłam na zebraniu w szkole. Pani wychowawczyni jakaś taka bez życia, bez energii...Dam jej szansę, nie skreslam jej, bo podstawy i pomysły jakieś ma. Do pani Moniki się nie umywa niestety. Fizycznie zmeczyłam się słuchając jej i miałam dusznosci, bo ona tak jakby miała problemy z równoczesnym oddychaniem i mówieniem. No i bez obrazy, ale wygląd ma katechetyczny ( nie mam nic do nich), nie wiem czy ona będzie potrafiła te dzieciory wziąć za mordę. to tyle, wracam do pracy, bo leseruję dziś, a w poniedziałek kierowniczka będzie smecić, że jak jej nie ma, to nam się nie chce pracować, a tu przecież terminy gonią...

 

8 września 2011 , Komentarze (2)

Deszczowo, pochmurnie, zimno...dołująco, depresyjnie....Nienawidzę takiej pogody. Jeśli już musi przyjść jesień to niech chociaz będzie słoneczna, złota, kolorowa....

Po wizycie u dermatologa : pani doktor od razu przypieła się do moich włosów. Pierwsze pytanie : czy nie wypadają mi włosy? Owszem, wypadają garściami. Myślałam, ze to efekt ostatnich eksperymentów ( rozjaśnianie + 3 farby w ciagu tygodnia). No więc wyszłam z gabinetu ze skierowaniem na badania : morfologia + rozmaz, tsh, keratynina, glukoza, żelazo...Powiedziała mi, że wyglądam na przemęczoną... no generalnie ostatnie tygodnie to złe samopoczucie. Faktycznie ciągle mi zimno, jestem senna, zmęczona, brak mi energii. A już zasypianie przed telewizorem to norma. Nawet 22 :00 nie mogę doczekać! Myślę, że moze to wina tarczycy. Ostatnie badania robiłam w lutym, pani doktor dawki euthyroxu nie zmieniała, kazała przyjść w grudniu ( ona jest beznadziejna, swoją drogą. Ja chcę moją poprzednią panią z Zielonej Dziury!). Myślałam, zeby sama sobie zwiększyć dawkę, ale w tej sytuacji zrobię wyniki i zawitam do lekarza. Generalnie mam dość. Cwiczenia zawieszone w próżni, dieta raz jest raz nie ma, głównie dlatego, ze nie mam siły psychicznie i fizycznie. Wczoraj sobie trochę pofolgowałam, dzis mam wyrzuty sumienia. Do dupy takie życie. Dostałam recepty na leki na włosy, na cerę - zapłaciłam 120 zł. w aptece, drugie tyle w księgarni za 4 podręczniki....Ja pi...lę!

Jadłospisowo na dziś :

I - maślanka straciatella + otręby i zarodki - 1 szklanka, kawa z mlekiem

II - jogurt naturalny 1%, 2 ciacha LU GO, małe jabłko

lunch - podróba obento czyli : paseczki papryki żółtej i czerwonej, żółty pomidor, paseczki ogórka, 3 plastry pasztetu (już go kończę, ale uwielbiam), 2 plasterki polędwicy łososiowej (lubię takie surowe mięsko)

obiad - 2 gołąbki

kolacja - twarozek 0% menu B (pyszny...), pomidor żółty i czerwony, czerwona papryka, ogórek.

Ruchu nie będzie niestety, idę dzis na zebranie d o gimnazjum, więc zapowiada się nasiadówka. Będąc 2 lata w trójce klasowej w podstawówce, postanowiłam odpuścić w gimnazjum. Nie akceptuję tej formy kształcenia, uważam, że gimnazja robią krzywdę młodzieży, dlatego w ramach protestu : foch.

w ramach nadrabiania zaległości kinowych przysiadłam do "sali samobójców". Dramat. Dobry film, wali w łeb. Tyle wiemy o swoich dzieciach, ile zechcą nam powiedzieć. A młodzież potrzebuje zbiorowej terapii, sami siebie nakręcają. ten świat zmierza do nikąd.

 

7 września 2011 , Komentarze (4)

Ofkors wczoraj się okazało, ze moja poniedziałkowa awantura była od czapy. Powiedziałam PiW, że owszem, będe płacić za tańce młodej, ale dopiero wtedy, gdy zobaczę poprawę. Daję jej miesiąc na zastanowoenie. O on mi na to, że on bedzie płacił dalej, tylko, że kazał jej w tym miesiacu zapłacić samej, żeby miała nauczkę za to, ze nie zapłaciła rachunków jak jej kazał w sierpniu. (matko, co za zdanie....moja polonistka grzmotnęłaby mnie w łeb za to). No więc nie mozna było mi powiedzieć że o to chodzi? Nie, bo matka musi się nakręcić, wywrzeszczeć...inaczej matką nie jest. Koniec końców młoda ma cały wrzesień na przemyślenia. Wczoraj nastąpił cud : sama zrobiła tatusiowi kanapki do pracy, sama zrobiła mu kolację. Nie proszona, nie błagana. Szok.

Dzisiaj wizyta u dermatologa, siedzę krócej w pracy. Pani dermatolog dokonała cudów z moją cerą i będę ja za to wielbić do końca świata.

Dzisiejszy jadłospis :

I - tak, tak, kefir i maślanka z otrębami, kawa z mlekiem

II - podobnie : jogurt, 2 ciastka LU GO, gruszka

lunch - inspirowane obento (tylko bez ryżu) : paski papryki, ogórka, ćwiartki pomidora ze szczypiorkiem, 3 plasterki pasztetu z cukinii

obiad - bulionówka fasolowej (bez zasmażki, bez śmietany), kawa z mlekiem

kolacja - 2 plastry polędwicy łososiowej, pomidor, twarozek ze szczypiorkiem.

Z ruchem gorzej : wczoraj PiW przegonił mnie jak charta na działkę i z powrotem. Aż miałam pianę na ustach.

Juz w niedzielę derby lubuskie!!! Jeszcze nie odebrałam biletów, ale juz czuje ciśnienie na ten mecz. oby tylko pogoda dopisała.

 

6 września 2011 , Komentarze (3)

Zaliczyłam wczoraj totalny wk..w, trzyma mnie do dziś i jestem między młotem a kowadłem. Po prostu jestem bezradna, moje słowa nie docierają do nikogo.

Pożarłam sie wczoraj z PiW. młoda ma jakieś kiepskie dni w gimnazjum, nie moze się pogodzić z pewnymi rzeczami. Zawsze była taką księżniczką, taka "wszystko mi się należy", zawsze w pretensjach. Do tej pory jakoś się dogadywałyśmy, generalnie nie było problemu. PiW jest w stosunku do niej nad wyraz wylewny, stara się być z jednej strony kumplem, z drugiej ciągle chce jej okazywać swoją miłość : a to przytuli, to pocałuje (nie mylić z pedofilem). On taki jest ; ma nadmiar pozytywnych uczuć, które przelewa na dziecko. Ona tego nie lubi, nie znosi. Jak ma zły humor to potrafi po chamsku się odgryźć. Problem w tym, że traktuje go jak natrętnego kolegę. Bywa róznie, raz świetnie się dogadują, trzymają sztamę, raz jest kosa. Parę razy PiW powiedział jej, żeby wyhamowała, bo potraktuje ja w końcu tak jak ona jego. Ja rozmawiałam milion razy.... w końcu stało się. Pyskówka, foch. W efekcie PiW powiedział, że nie opłaci jej zajęc tanecznych. Fakt, tańczy sama i chcielismy, zeby już odpuściła te tańce....Powiedział jej, zeby sie dogadała ze mną jak dalej chce chodzić. Ja nie jestem w stanie wyłozyć takiej kasy, poza tym będzie wiecej nauki, angielski...Juz właściwie pomyślałam, że ok, opłacę jej te tańce. Ale z drugiej strony : ona musi w końcu mieć nauczkę, że pewne zdarzenia pociagają za sobą konsekwencje. Musi zrozumieć, ze z rodzicami mozna być na stopie przyjacielskiej ale szacunek to też wazna rzecz. Nigdy jej nie karalismy, sytuacja stała sie nie do zniesienia. Pozarłam sie z PiW, padło kilka gorzkich słów z mojej strony... Głupio mi, bo PiW chciał dobrze, głupio mi bo zal mi dziecka i 7 lat tańców...Jestem na nią zła bo wiedziała, ze moze się tak skończyć, bo moje ględzenie i prośby spływały po niej jak po kaczce. Nastąpił pat. I nie wiem co mam zrobić, czy stać po srodku czy opowiedzieć się po czyjejś stronie. Córka jest mi dużo bliższa niż PiW, taka jest prawda niestety...Jessu, czemu życie jest takie poj...ne?

Jadłospis:

I - pół na pół kefir i maślanka truskawkowa z otrębami

II - jogurt wiśniowy light, 2 ciastka LU GO, gruszka

lunch - inspirowany "obento" : słupki ogórka, ćwiartki pomidora, słupki żółtej papryki, 3 cienkie plastry pasztetu z cukinii i wątróbki

obiad - bulionówka zupy fasolowej na mięsie indyczym

kolacja - jajecznica z mikrofalówki, papryka, ogórek, pomidor

Koniec końców weekend był bardzo udany : w sobotę rower - 10 km, w niedzielę basen -11x25 m. W sobote i niedzielę produkowałam tartę - 1 ze śliwkami, 1 z brzoskwiniami. To kolejne ciasto, zaraz po sypanym jabłeczniku z kaszą manną, którym się zachwycam. Mało ciasta duuużo owoców - to jest to!

Owoców pod kruszonką nie zrobiłam, ale przepis mam, moge na życzenie podac.

Wracam teraz do pracy, do rozkminiania wczorajszej sytuacji w domu....Wracać mi się tam nie chce, żyć też mi się nie chce.

 

2 września 2011 , Skomentuj

 

2 września 2011 , Skomentuj

 

2 września 2011 , Komentarze (2)

Nooo....News dnia : mam termin do Wolfa!!!! Uwaga, uwaga 24 września 2011. Tego cudownego dnia moje plecy zmienią się na zawsze. Tego słonecznego (mam taką nadzieję) dnia zostanę wytatuowana. Cieszę się jak dziecko na słodycze. Nie ukrywam, że też się boję. Ale cóż słowo się rzekło....chcę tego i dam radę. PiW mnie zawiezie do śledziowa, ciekawe czy będzie chciał być przy tym.

Od wczoraj biore controloc 40 mg przepisany przez lekarza i muszę powiedzieć, że czuję się lepiej. Coś zaczyna się dziać, przewód pokarmowy się odtyka, nawet wczoraj byłam już porządnie głodna (dziwne, bo od ponad 3 tygodni nie odczuwałam łaknienia, jadłam wtedy, kiedy robiło mi się ciemno przed oczami, ale nie czułam głodu).

Dziś od rana za to ból głowy i katar. Nadal śpię pod kocykiem, przy otwartym oknie, nadal nie moge się przestawić na zimniejsze ranki, więc bose stopy, krótki rękaw. A przecież o 6:20 zimno jest. Kiedy ja sie ogarnę, nie wiem!!!

Jadłospis

I - kefir z czarną porzeczką (ble, co mnie podkusiło) i zarodkami, kawa z mlekiem

II - jogurt naturalny, 2 ciasteczka zbożowe LU GO, czerwony grapefruit

lunch - 4 małe babeczki jarzynowe

obiad - zupa z warzyw (chyba zjem, jak bedę głodna)

kolacja - jajecznica z mikrofalówki (bo na parze i bez tłuszczu), plaster kurczaka z żurawiną, pomidory

Ruch

dziś zakupy z Panną Foch, więc męka niewyobrażalna, 100 przysiadów

Wczorajsze ćwiczenia przykładnie odrobiłam, był i spacer (a razcej energiczny marsz) z pracusi pod filharmonię, z rynku do domku, no i stepper ofkors.

Weekend będzie moim sprawdzianem. Mam nadzieję, że dam radę wytrzymać i nie nażreć się. Wczoraj co prawda z okazji imienin teściowej dostałam ciasto - i babkę i z jabłkami. Cóż, prawda jest taka, że zjadłam kawałek jabłecznika (no kawałaek to za dużo powiedziane...to był cienki pasek). W weekend, żeby mieć cośtam do żarcia planuję sobie zrobić owoce pod kruszonką lub tartę ze śliwkami. Mam nadzieję, że ogarnę sie trochę i nie nadrobię w 1 weekend tego co zrzuciałam.

Ruchowo w weekend mam zamiar pojeździć na rowerze, o ile będzie sprzyjająca pogoda. Basen olimpijski mamy jeszcze zamknięty (wymiana wody), więc nawet się nie pcham. Moze nad jezioro na rowerach?

Póki co cieszę sie nadchodzącym weekendem ( dziwne to, ) Wam tez tego życzę!

Enjoy!

 

1 września 2011 , Komentarze (1)

Smutno mi...bo już wrzesień, bo już mam świadomość, że nie będzie upału, słoneczka. Bo rano, jak wstaję, to jest ciemno... bo wieczory chłodne. A tam, nie powinnam mieszkać w tym kraju, to nie dla mnie klimat.

Wczoraj zadzwoniłam do rzeczonego Wolfa. Ręce mi się trzęsły, z tego wszystkiego dostałam nerwowego słowotoku. Gość sympatyczny, konkretny, kontaktowy. Wie o co chodzi, nie straszy, doradza, miły. No a jaki głos ma...mmmmm do tej pory miękły mi kolana jedynie na dźwięk głosu Barry White'a, wczoraj zaczarował mnie Wolf. Wysłałam dziś maila ze wzorem, teraz czekam na odpowiedź z terminem, a termin zapewne odległy, wszak to gość utytułowany, z nagrodami to i kolejka oczekujących zapewne porównywalna do tej w NFZ.

A propos NFZtu, odwiedziłam wczoraj mojego lekarza rodzinnego o nazwisku polskiego owocu, celem porady w sprawie moich dolegliwości. Wypytał mnie, nie ruszył nawet zza biurka, żeby zbadać (po co?), przepisał lek, który biorę obecnie ale w dawce 2xwiększej, kazał wybrać całe opakowanie (28 tabletek) i jak się nie polepszy przyjść jeszcze raz. Na moje nieśmiałe pytanie, że moja mama ma helikobakter pylori i długo o tym nie wiedziała, czy mogłam się zarazić (objawy mamy takie same, mama leczy się juz ponad rok) usłyszałam, cytuję : "pani, 60 % społeczeństwa ma helikobakter, a nie wszyscy mają wrzody...". A gdzie ja powiedziałam o wrzodach? a moze mam tą bakterię i ona się właśnie uaktywniła i moze lepiej skierowac na badanie....(np. z krwi). No tak, przecież to kosztuje. Moje dolegliwości żołądkowo-jelitowe ciągną się od lat bodajże 15stu, jak nie lepiej, z mniejszym lub większym natężeniem, ale krótkie są okresy kiedy żoładek nie daje o sobie znać. Poza tym nadużywanie lekarstw, ba, codziennie biorę coś - więc może te wrzody to nie jest taka abstrakcja? Oczywiście wszystko sprowadził do stresu....Ja naprawdę nie reaguję na stres w ten sposób, i nie przypominam sobie, żebym po śmierci ukochanej babci dostała zgagi, ja nawet jadłam normalnie. A większych stresów niż ten w moim życiu póki co nie było.

Dieta, którą sobie zaaplikowałam ma zbawienny wpływ na moje odchudzanie. Porcje są małe, jedzenie gotowane lub pieczone. Waga nareszcie drgnęła. W sumie same plusy, poza tym, że boli.

Jadłospis na dzis:

I- kefir i zarodki, 1/2 banana, kawa z mlekiem

II- jogurt naturalny, 2 ciasteczka LU GO, 1/2 banana, łyżka płatków, 2 śliwki

lunch - 2 babeczki jarzynowe

obiad - wczorajsza gulaszowa

kolacja - mozzarella, jajko, pomidory, ogórek (spróbuję, i tak boli )

Ruch

odpękałam wczoraj 100 przysiadów, poza tym 2x spacer

Dziś 30 minut steppera mnie czeka.

Boszzzzz, ale miałam sen dziś....śniło mi się, że mnie w łóżku oblazły takie czarne spore pająki, łaziły po pościeli, po nogach, rękach....masakra. Ja panicznie boję się pająków!!!

A i news dnia : koleżance przeszło jakieś 1,5 godziny temu, przemówiła do mnie!!! Klękajcie narody.

 

31 sierpnia 2011 , Komentarze (3)

Ofkors, wiedziałam, że tak będzie...

Koleżanka się obraziła i nie odzywa się do mnie, bo....to śmieszne. Oczywiście wypisała się z wyjazdu do Karpacza, socjalnik się kurzył, powiedział parę gorzkich słów (ma rację), ja stwierdziłam, że tu nie warto nic organizować. I oczywiście zaraz zaczęły się z jej strony głupie żarty, że niektórzy jadą się lansować z preziem, że jadą po to żeby chlać...Po co te komentarze głupie? Takie to śmieszne, że chcę jechać w góry? I ten świętoszkowaty ton, że jaka to ona lepsza od wszystkich, a jaki to dowcip...tylko ja nie mam poczucia humoru....Mam owszem i lubię się pośmiać z siebie ale na poziomie, nie lubię jak się kogoś po chamsku w żartach obraża. Bo ani nie jadę tam na lans, ani chlać. Powiedziałam, że ja jadę i nie odpieprzam cyrków. Tylko tyle, ale obraza majestatu jest.

I tak oto atmosfera zgęstniała. Ja jestem cholera i nie mam zamiaru odzywac się pierwsza. a ona zapewne będzie musiała, bo już wczoraj prosiła mnie o pomoc w obsłudze skanera (tak, tak w obsłudze skanera) w zwiazku z jej sprawami. Mało tego skaner jest na jej potrzeby, a kiedy przyszedł informatyk, to maślane oczy i zamiast jej szkolić, szkolił mnie... A ja mam dość bycia dobrą ciocią, pomagania żeby ktoś w ramach podziekowania darł ze mnie łacha. Czas wypieprzać z tej pracy zanim całkiem zdewocieję.

To tyle moich porannych rozkmin pracusiowych.

Przewiało mnie w poniedziałek i siedzę dziś z febrą na ustach. Nienawidzę tego, nienawidzę. To mi cholernie komplikuje życie osobiste.

Po wielu wielu rozkminach w końcu wybrałam wzór tatoo. Jest banalny aż mdli ale podoba mi sie od pierwszego wejrzenia, jest taki jak chciałam - od łopatki do karku. No i pauje do mnie, do moojej osoby...Tadam oto on

Tak wygląda w realu :

Podobał mi się jeszcze ten, ale boję się, że nie wytrzymam fizycznie tego dziabania skóry. Poza tym on nie jest tak rozległy jak ten pierwszy:

Pozostało mi jeszcze zapisać się do studia, dowiadywałam się pokazywałam prace i wyszło na to, ze w Gorzowie to lepiej nie robić, padło więc na Szczecin i Wolfa (bo jest przyjemniejszy w obyciu). I wuala spełniam swoje marzenie (chociaż jedno). Cieszę się tym jak Murzyn blaszką, moze ktoś powie, że to głupie.

Ruchowo wczoraj nie było nic prócz krótkiego spaceru do sklepu zoo po szynszylowe żarełko. I ofkor mamusia musiała kupić swojej puchatej kulce suszone pomidorki. A na działce pomidory aż gniją. Jak suszyć w piekarniku elektrycznym owoce i warzywa? Wie ktoś?

Wypierniczam do tego rodzinnego, dziś jestem bez tabletki i już czuję palenie w gardle, gorycz i przepełnienie. A wypiłam tylko szklankę kefiru z zarodkami i 1/2 banana.

Jadłospis :

I - wspomniana już szklanka kefiru 0% z zarodkami pszennymi, kakao i 1/2 banana, kawa z mlekiem

II - jogurt z musli, figami i winogronem, 1/2 banana, 1 ciastko LU GO

lunch - fritata - mały pojemnik (rozwaliła mi się na patelni, ofkors jadę z tym co lubię)

obiad - bulionówka zupy gulaszowej (nie zabielana, nie zasmażana)

kolacja - babaeczki jarzynowe ze szpinaku, pieczarek, marchewki fety light i chudej wędliny (zrobię więcej, będzie na jutro)

Ruch

marsz do przychodni, i zrobię te przysiady, no postaram się chociaż.

Dziecko jutro do szkoły i już ma dramat, szkoła co prawda ta sama, klasa też w połowie ta sama, do tego jeszcze jej przyjaciółka, która mieszka 2 piętra nad nami też jest w tej klasie, ale  nowi nauczyciele, nowe przedmioty i wogóle : gimnazjum. I już widzę, zacznie się...jeden wielki foch. Poza ty za chwilę znów angielski dodatkowy, tańce, z których nie chce zrezygnować...Rok szkolny to dramat.

 

 

30 sierpnia 2011 , Skomentuj

Ja nie chcę, żeby wakacje się kończyły...i lato...i słońce...chociaż tego lata słońca i ciepła było jak na lekarstwo.

Trawają negocjacje w sprawie wycieczki wrześniowej do Karpacza. Nasza sekretarka mnie rozwaliła, bo stwierdziała, że jak ona ma w góry iść to ona nie chce...A co myślała, że się będzie po Karpaczu lansować? Śmieszna jest, cóż. Szkoda tylko, że śniegu nie będzie, bo ma wielką ochotę pośmigać na nartach.

Dolegliwości żołądkowo-trawienne jakby mniejsze, ale mama moja mnie piłuje, żebym poszła do lekarza...pójdę pewnie jutro (taa, miałam być wczoraj, po prostu omijam pośredników).

Żarełko na dziś:

I - znany wszystkim czytającym koktajl, do tego kawa z mlekiem

II - serek homo 0% naturalny, ciastko zbożowe, 1/2 banana

lunch - 1/2 fritatty : ziemniak, papryka, marchewka, szynka drobiowa, jajka

obiad - wczorajsza pierś z kurczaka, fasolka szparagowa

kolacja - jajecznica z mikrofali, pomidory lub babeczki jarzynowe z chudą wędliną.

W-F

100 przysiadów, 50 półbrzuszków

wczorajszył zaplanowany trening na stepperze miał miejsce - całe 30 minut dreptania i tępego wpatrywania się w TV.

Zauważyłam, że uwsteczniam się intelektualnie. W pracy przestałam sie rozwijać już dawno, powinnam zainwestowac w jakieś kursy ale mam wrazenie, że mój mózg nie przyswaja materiału, powinnam szlifowac angielski, mam płyty do nauki arabskiego (uwielbiam ten język) ale nie potrafię sie zmobilizować. Dalej więc tkwię w marazmie.

Na sobotę umówilismy się wstępnie do znajomych, i tu problem, bo ja ostatnio panicznie boję się wychodzić do ludzi. Nie mam ochoty na spotkania ze znajomymi z jednej strony, a z drugiej jestem zła jak siedzę w domu. taka moja pokręcona natura. Mam wrazenie, że jestem do niczego, tkwię tu juz ponad rok i co ? Właściwie nic się nie zmienia, przecież przez ten rok powinnam już ważyć z 50 kg, a ja co zrzucę to nadrobię. a wszystko przez ten mój brak samozaparcia, bezkrytyczność...Są dni kiedy patrzę na siebie i myślę " fajna jesteś, fajnie wyglądasz", ale więcej jest dni kiedy stojąc przed lustrem spuszczam wzrok, bo brzydzi mnie moje odbicie w lustrze. Wynajduję coraz to nowe mankamenty w ciele jednocześnie nic z tym nie robiąc. Dno. Nie umiem się cieszyć z tego co mam, posiadam rozbuchane ego i nic poza tym.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.