Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tarantula1973

kobieta, 51 lat, Gorzów Wielkopolski

164 cm, 66.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

26 września 2011 , Komentarze (4)

Mam go. Mam swój pierwszy tatuaż !!! Jestem tak szczęśliwa, ze nie do opisania. Mogłabym się w niego gapić godzinami. Jest naprawdę szczegółowy...

Sam proces tatuowania nie był straszny. Raz, ze znieczuliłam sie już o 10tej rano maścią, dwa - to plecy, które są mniej unerwione. Tam, gdzie miałam znieczulenie czułam tylko, że ktoś mnie dotyka - jakby tępym długopisem, na karku - tam gdzie nie było znieczulenia - czułam tylko kłucie i pieczenie. W każdym razie nic strasznego, czego nie można wytrzymać. To już znieczulenie górnych jedynek czy depilacja, lub zacięcie się papierem boli gorzej.  Mam się jeszcze pokazać na ewentualne poprawki, uzupełnienie tuszu. Wogóle tatuaż mój wygląda jakby był już całkiem zagojony i jakbym zrobiła go z miesziąc temu a nie w sobotę. Tak wogóle to planuję juz następny - na drugą łopatkę, to pióro, które kiedyś już pokazywałam. Przy okazji dowiedziałam się, ze mój tatuaż to projekt grafiki Banksy'ego.

Sam Wolf to cudowny facet, miły, sympatyczny, kontaktowy. No miłość od pierwszego razu> A wydawało mi się, że tatuator to zarozumiały gośc, drący łacha z ciebie. Wolf jest inny, a przynajmniej takie sprawia wrazenie. No i ofkors jest żywą reklamą sztuki zdobienia ciała. Co wcale mi nie przeszkadza.

Tyle o tatuażu. teraz żużel. Niby poszłam, ale wcale nie miałam zamiaru kibicowac. Nawt byłam zła, ze tam idę. Ale w końcu zobaczyłam, pot,krew i gryzienie toru ze strony mojej Stali. Naprawde pokazali klasę, a Apator był w ciemnej d..pie. Bez kombinacji z torem, bez napinki. A Bartek Zmarzlik - Pokazał klasę wszystkim na stadionie. taki żużel chcę oglądać.

Teraz do meritum.

Dolegliwosci żoładkowe w sobotę ustały, co utwierdza mnie w pewności, że to jednak nerwy były. Ale żeby aż takie?! Jestem w szoku.

Dziś dietkowo nie będzie, bo się ogarniam dopiero (przez te boleści, wyjazd, wyjście na żuzel mam syf w chacie, pustki w lodówce).

I - owsianka 1/2 wody, 1/2 mleka, sól, trochę cukru, kawa z mlekiem

II - musli + 1/2 jogurtu do picia, 1/3 drożdżówki z serem

lunch - reszta drożdżówki z serem (ale się popisałam)

obiad - curry z kurczaka, kasza jęczmienna, surówka

przekąska - koktajl z pomarańczy, kiwi, brzoskwini

kolacja - jajecznica z mikrofali, pomidor, plaster szynki.

Ruch : mam zamiar udac się na działeczkę, bo wiem, że teściowa siała jakieś kalafiory i brokuły, moze jeszcze coś zostało dla mnie.

To tyle, wracam do pracusi.

A, pogoda dopisuje, słońce, ciepełko - mam nadzieję, ze utrzyma się taka przez weekend, bo w sobotę rano uderzam do Karpacza!

23 września 2011 , Komentarze (1)

TO JUŻ JUTRO!!!! godzina 12 : 00 - trzymajcie kciuki.

Zdrowie- bez komentarza, wczoraj znów atak. Zasatanwiam się, że może to rzeczywiście objawy jakiejś nerwicy, nerwowki, stresu. Jak tak dalej będzie to w poniedziałek pójdę do lekarza.

Wczoraj bylam u rodzinnego po receptę na Emla, niestety on akurat wychodził na pilną wizytę, receptę wypisywała pielęgniarka a mi się juz nie chciało czekać. Wieczorem natomiast gorzko tego pożałowałam, i jeszcze się okazało, że tylko 1 tabletka laremidu mi została. Nosz dramat.

Moje jedzenie dzisiaj jest równie dramatyczne, zresztą ostatnie dni to albo jedzenie do oporu byle czego, albo suchary i herbata. Efekt w każdym razie jest jednakowy - kibel.

Tak więc dziś zjadłam (lub zjem) :

I - płatki ryżowe z sokiem malinowym, kawa z mlekiem

II - kanapka z serem żółtym (2 kromki chleba masło i plaster seraz - iście dietetyczne frykasy)

lunch - takoż samo jak na II śniadanie tyle,że ser pleśniowy, jogurt grapefruitowy do picia

obiad - pikantne skrzydełko, surówka

przekąska - prażone jabłko z budyniem

kolacja -nie mam koncepcji

Tak się wczoraj użalałam nad naszymi galacticos....tak marudziłam, tak złorzeczyłam. A tymczasem w niedzielę o godzinie 17:15 zasiądę na Jancarzu na swej ulubionej niskiej trybunie w sektorze 5. Cóż, nie nastawiam się na nic, wiem, że brąz jest poza zasięgiem. Musieliby nasi flaki wypruć na torze nie tylko u nas, ale przede wszystkim w piernikowie. I co ja poradzę na to, że kocham żużel? Widocznie za mało mi było upokorzeń w Zielonej, muszę po chrześcijańsku nastawić drugi policzek i upaść w swym upokorzeniu na dno. Zobaczymy.

22 września 2011 , Komentarze (2)

Jestem zdołowana, załamana, oszukana............Jak zwykle pier...ny falubaz przejechał się po "niepokonanej" Stali. Przegrać z nimi to jak śmierć, to jak koniec świata.....Jeszcze żeby nasi coś jechali, walczyli........nie, dali dupy koncertowo.

A ja nie moge się pozbierać. wiedziałam,że tak bedzie. Było tak : serce kazało wierzyć, rozum mówił, że nie ma w co. O brązie nie mamy co marzyć. Z taką jazdą, z takimi startami "atomowymi". Apator nie da nam wyjść z 30stki. Póki co mam żal do włodarzy o te ciągłe awantury i wojenki lubuskie. Moze tak by nie bolało, gdyby Komarnicki nie strugał takiego buraka przed każdym meczem. Czy naprawdę w gorzowie nie ma człowieka z klasą, z kulturą, z elokwencją, który mógłby zarządzać klubem. ? A nadszym jeźdźcom sugeruję porządne trenowanie stratów i wizyty u psychologa. Bo, że takie tuzy jak Gollob, Pedersen łamią się jak herbatniki w ligowym meczu to śmieszne. Bo Andersen to porażka nie tylko sezonu, ale wszechczasów. Od Zmarzlika nie można cudów wymagać, jest młody, ma prawo się spalić, cyran - dno. Reszta żałosna.

Napisałam się, wylałam gorzkie żale.

Dolegliwości ciąg dalszy. Nic się nie zmienia. Jak wezmę laremid - jest ok, jak nie wezmę - sraczka.

Mój jadłospis na dziś to : (coś w końcu muszę żreć)

I - płatki ryżowe na mleku z sokiem malinowym, kawa z mlekiem

II - fitella (mała paczka) truskawkowa z małym truskawkowym jogurtem

lunch - spagetti z pieczarkami, szpinakiem i tuńczykiem z puszki - małe pudełko

obiad - pikantne skrzydełko pieczone w piekarniku, surówka

przekąska - jabłko prażone

kolacja - jajecznica z pieczarkami, pomidor

Coż, muszę przyzwyczaić się do boleści brzucha - to chyba jednak stres, bo wczoraj przed derbami zaczęło mnie tak strasznie rwać....zresztą kładłam sie spać z bólem brzucha, głowy, pognębiona, zdołowana...nawet umizgi PiW nie zrobiły na mnie wrazenia. Przylepiona do ściany z nosem pod kołdrą rozpamietywałam porażkę.

21 września 2011 , Skomentuj

Mój powrót do zdrowia jest trudny.

Dzięki wszystkim za troskę i życzenia powrotu do zdrowia.

Biegunki już wczoraj  nie było. Ale bóle brzucha zostały, co prawda nie są już tak intensywne, jednak są, biegunka mam wrazenie że znów zaatakuje. Wczoraj byłam cały dzień na sucharach, wieczorem zrobiłam sobie prażone jabłko. Dziś rano znów suchary, ale na lunch wzięłam gortowane warzywa i gotowane mięso.

Pani z warzywniaka, u której robię zakupy wczoraj mi powiedziała, że wychudłam na twarzy. No, źle pani wygląda - usłyszałam. Cóż, mam świadomość tego co się ze mną dzieje, nie jest to wynik tylko biegunki ale też tarczycy i przeziębienia. A na twarzy najszybciej to widać - robią mi się dołeczki w policzkach, mam zapadnięte i podkrążone oczy. I to ciągłe zmęczenie i senność...Wiem, marudzę. jak mam już chudnąć to wolałabym, żeby widoczne to było w innych partiach ciała.

wczoraj pół wieczoru wybieraliśmy z PiW projekt domu. Niby mamy wybrany, niby jest kompromis - obojgu nam się ten dom podoba. Ale wiadomo, człowiek szuka lepszego. No więc przegladamy te katalogi...o jezuuuu, nie myślałam, że to takie trudne. Ja wolę nowoczesne, kubiczne, designerskie bryły, drewno i dużo przeszkleń, otwarte przestrzenie... Mój PiW woli klasykę...Jak tu się pogodzić. Chyba zostaniemy przy tym pierwszym projekcie, który obojgu się podobał. Gdybym wywaliła taki dom, jaki mi się podoba na tej mojej wsi, to bym miała pielgrzymki i wycieczki od lata do zimy Mogłabym za kustosza robić.

dziś wielki dzień - derby nareszcie się odbędą. Sercem jestem za Staleczką, bo chcę żeby w finale spotkała sie z unią. Niestety rozum mi mówi, ze falusy jak zwykle nam dokopią na ich "selektywnym" torze, a o trzecie miejsce z apatorem nie mamy szans.

Zbliża się wycieczka do Karpacza. Oscypki bójcie się! Przybywam za 2 tygodnie.

20 września 2011 , Komentarze (3)

Poradzono mi suchary na moje dolegliwości. Zakupiłam wczoraj paczkę i takoż się żywię. Póki co brzuch z rana trochę bolał ale biegunki nie ma (stan na godzine 12:10). Mam nadzieję, że stan taki się utrzyma i nareszcie odżyję. Jestem trochę słabiutka, zamulona, ale czego się spodziewać : herbata i suchary. PociągnE takie jedzenie moze do jutra i jak wszystko będzie ok to dorzucę sobie płatki i gotowane warzywka.

Zdaję sobie sprawę z tego, że powinnam do lekarza. Jednak jak pomyślę o tym, że zacznie znów oczami wywracać i poczęstuje mnie tekstem w stylu : pani, 60 % ludzi ma helikobakter a nie skarży sie na wrzody....Odechciewa mi sie wizyt. Najgorsze jest to, ze nie ma dobrego rodzinnego w okolicy. Czasem się zastanawiam, z czyich pieniędzy opłacane są skierowania ? Z jego portfela czy z moich skladek? Bo już sie pogubiłam. I tak większość badań robię za swoje, a le co innego wydać 30 zł a co innego 300 zł. Specjalistów mam już tylko prywatnych, stomatologa już od dawno tylko prywatnego....Czy rodzinny nie moze być normalny? Widać na NFZ się nie należy.

Jedyny jasny punkt tej całej sytuacji to paskowa waga z tendencją zniżkową. Mimo wszystko wprawia mnie to w dobry nastrój.

Mam już stracha przed sobotą. I cieszę sie a jednocześnie boję. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie szybko i dobrze i moje plecy będą tak wyglądać:

Myślę już o tym , kiedy wstaję rano. Trzymajcie kciuki!

19 września 2011 , Komentarze (2)

Taa, mam dość. Dolegliwości nie ustępują. Ciągłe bóle brzucha, ciągle chce mi się wymiotować. Boshe...co mi jest? Ofkors lekarz rodzinny uważa, że nic. A ja jestem już wykończona tym bólem, biegunką....Zawieszam się w próżni. Zawieszam dietę i życie. Bo co tu wypisywać? jem bo muszę, jak jem to zaczyna się ból...Błedne koło. Tyle razy myślałam, że nie chcę mi się żyć i właśnie zostałam ukarana. Muszę odcierpieć swoje. Oby to nic poważnego nie było.

16 września 2011 , Skomentuj

Choruję, dalej męczę się z biegunką.Zżarłam już 1/2 opakowania Laremidu - bez efektu. Zrobiłam sobie wolne od pracy, życia, diety....Zal i dramat.Katar dusi, nos jak u Rudolfa,usta popękane od gorączki. Nienawidzę chorować. Jutro wysyłam PIWpo ecomer. Mam gdzieś życie rekinów grenlandzkichjeśli ich wątroba ma podnieść moja odporność! Za tydzień o tej porze będę już myślami w Szczecinie. Bye, zdrówka wszystkim życzę!

14 września 2011 , Komentarze (1)

Jestem załamana. Znów mam doła. Samopoczucie coraz gorsze. Do tego stałam się kłótliwa. W poniedziałek obraziła sięna mnie jedna znajoma - ona zawsze zarzuca focha i bierze wszystko do siebie, to fakt. Moze i odpowiedziałam coś obcesowo ale ja naprawdę nie mam ochoty rozkminiać życia o godzinie 6:45!

Dziś zaliczyłam kłótnię z socjalnikiem, on uważa się za niewiadomoco, bo studiował psychologię...Od kiedy apisałam sięna wycieczkę, spotykają mnie z jego strony niewybredne żarty. Czasem żartowałam, czasem milczałam. Ale dziś przegiął : przylazł z tym okropnym uśmieszkiem i spytał, czy mojemu mężowi nie będzie przeszkadzało to, że będzie w pokoju z 7 kobietami...no i zaczęło się...Ja naprawdę go nie lubię, to taki mały okularnik z wybujałym ego, uważający sie za macho i super kochanka, zawsze wszystko najlepsze, on taki super a jego zona dzwoni do niego spytać, czy moze sobie banana kupić!Boszzzz, ja oszaleję.

Wczoraj u endo naczekalam sie 1,5 godziny na wizytę, później pani doktor powiedziała mi, ze wynik TSH mam ok i nie będzie mi nic zmieniać, mam sobie żeńszeń pobrać.  Moje argumenty kwitowała : moze stres, moze ginekologicznie, może cośtam...W końcu przyznała mi rację : starsi ludzie lepiej się czują gdy ich TSH znajduje się blizej wyższej granicy, młodsi - gdy koło dolnej granicy. A ja wiem, ze dobrze się czułam, gdy miałam TSH=0,78 ! I włosy też mi nie wypadały. W końcu ustąpiła, zmieniała dawkę na 7x100 mg. Zobaczymy.

Poza tym żoładkówka ustąpila prawie (tzn. biegunka), dalej jednak boli mnie brzuch i zbiera mnie na wymioty. Ale jeść mi sie chce. Wczoraj pobiłam już rekord wszystkiego : zjadłam pierogi ruskie okraszone filetami śledziowymi w sosie salsa! Szok, nie?! ale to było dobre.

Sezon grypowo-przeziębieniowy rozpoczęty, od wczoraj z katarem.

Plany jedzeniowe :

I - otręby i zarodki z maślanką pieczone jabłko, kawa z mlekiem

II - jogurt naturalny, musli kokosowe, wielka brzoskwinia

lunch - kalafior po indyjsku, 2 paluszki rybne

obiad - paluszki rybne, surówka Coleslow

kolacja - jajo, wędzona ryba, twarozek, warzywa.

Ruchu nie ma niestety. Ja zwariuję! Nie potrafię się zmobilizować! Niestety. I to jest załosne.

13 września 2011 , Komentarze (1)

Jestem chora. Przez tą cholerną burzę i przemoknięcie przyplątała mi się grypa...żołądkowa. Może zresztą to z innego powodu... nie wiem. Od wczoraj ostra biegunka, nudności, osłabienie. Cholera jaki nie urok to przemarsz wojska. W pracy też wolnego nie mozna wziać, bo kończymy miesiąc. O Jezu!

Wydostałam historię choroby. Małe spięcie było, ale i tak luz.

Jeszcze nie zjadłam drugiego śniadania. Dieta dziś idzie w las.

Zjadłam dziś :

maślanka z otrębami i zarodkami, kawa z mlekiem

4 kostki czekolady gorzkiej (na biegunkę)

zamierzam zjeść :

jogurt naturalny z ciachem LU GO

pierogi ruskie

jakieś warzywa na kolację i kawałek ryby. Strasznie mi się chce ryby!!

Zakupiłam dziś żelazo do suplementacji, myślałam o kwasach omega 3 ale muszę spytać endo czy przy chorobie autoimmunologicznej można zażywać leki na odporność. A i dziś wizyta u nowej endo. Trochę się boję. Ok, wracam do pracy.

12 września 2011 , Komentarze (3)

Wczorajsze derby to porażka! Mimo tego, że wynik jest korzystny dla Stali (8 punktów) to wczoraj zobaczyłam na torze tragedię, której w swojej karierze nie widziałam. Falubazy od 3 lat jadą na fuksie i tyle. Co za debil robi mecz o 20:30, kiedy od paru dni trąbi się o burzach i deszczach... O tym , że ludzie idą do pracy na drugi dzień to już wogóle nie mówię, bo...no właśnie nikt mnie przecież nie zmuszał, żebym lazła na stadion. Nie wierzę w totalną preparację toru...wiadomo, że był on pod siebie, ale to co się teraz mówi...ja pierdziu...eksperci żużlowi. Największe preparacje zawsze były w zielonej, cieślak to też jest "miszcz"... Osiem punktów to bardzo mała przewaga.  Poza tym jak zwykle MZK dało dupy. Zdążyłam wyjść ze stadiuonu, dojśc do 1 przystanku (byłam już mokra aż do gaci), postać 10 minut pod dachem, po czym zapieprzać ze śląskiej pod Łaźnię i .... nie pojawił się żaden, dosłownie zero, autobus typu 125, 102, S. Co to k...a jest? Na torze wyścigi traktorów za 45 zł, MZK -dramat!

Dobra koniec narzekania, jeszcze tylko jadłospis i spadam, bo szefowa wierci dziurę.

Jadłospis

I - maślanka truskawkowa z otrębami i zarodkami, kawa z mlekiem

II - jogurt naturalnu z ziarnami, 2 ciacha LU GO, jabłko

lunch - pokrojone warzywa : pomidor żółty, ogórek, papryka, kawałek mięsa z wędzonego kurczaka, 1 plaster dera zółtego

obiad - zupa burakowa na udkach, niezabielana

kolacja - fritata, surowe warzywa

Zapomniałabym : odebrałam wyniki : są w normie, a nawet niektóre (obce dla mnie) sa przekroczone. Ale żeby nie było tak wesoło :

- glukoza : 100 - norma 104 ( a więc na czczo i przy zdrowym jedzeniu ten cukier jednak za duży)

- TSH - 2.14 - norma do 4.00 czyli w normie u zdrowego. ja jako chora powinnam mieć TSH w okolicach 1. Poza tym w lutym miałam już TSH = 0.78. Jest znaczny wzrost i pewnie to powoduje takie złe samopoczucie u mnie. Oczywiście chciałam się zarejestrować do "mojej" lekarki ale mam na ten rok limit się wyczerpał. I co ja mam teraz zrobić? Jaki limit? Gdzie moje składki? - Pytania retoryczne. Dobrze, że płacę ubezpieczenie prywatne, już zleciłam umówienie wizyty. Tylko teraz zabawa zaczyna się od nowa : nowy lekarz, trzeba wydobyć kartę choroby... To jest kpina, to co się dzieje w tym kraju. I jaka służba zdrowia? powinni zmienić nazwę na wykańczalnia. Nic się nie zmieni w tym kraju, nieważne kto rządzi, ciągle to samo. Ale ofkors ogólna szczęśliwość bo nuduje się drogi, bo stadiony...mam to w dupie. ja chcę mieć dostęp do lekarza, chcę mniejszego vatu, tanich książek...Gdzie to jest? W czarnej dupie. I co - wybory? Jakie wybory!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.