Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tarantula1973

kobieta, 51 lat, Gorzów Wielkopolski

164 cm, 66.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

13 października 2011 , Skomentuj

Errata do wczorajszego jedzenia : w domu pożarłam jeszcze z PiW na połowę batony vitalkrust (zbożowy w czekoladzie - mały batonik), no i ponadprogramowa wędlina była, serek też. Zrobiłam też 50 wspięć na palce w łazience. Nie moge się pozbyć tego nawyku podjadania, kiedy coś przygotowuję. Byliśmy z PiW w Lamusie wczoraj, było fajnie. Chyba lubię znów gdzieś wychodzić.

Jadłospis na dzis:

starter : owsianka z 4 łyzek płatków owsianych, 1/1 mleko i woda, suszone owoce i pestki dyni, kawa z mlekiem

II śniadanie : jogobella malinowa, fitella truskawkowa, gruszka

lunch : 2 roladki z szynki pod nazwą "faszerowany indyk" posmarowane serkiem almette śmietankowym, sałatka z pomidora i szczypiorku, 1 kubek - słodka chwila malinowa

obiad w domu : kilka kokardek makaronowych, 2 łyżki kurczaka w sosie śmietanowo-ziołowym

owocowa przegryzka

kolacja : jajko, 1/2 mozzarelli, 1 pomidor

Ruch :

stepper - 15 minut, 50 wspięć

Ambitny plan na dziś : zakupić cukinię i upiec pasztet z cukinii i wątróbki, zakupić paprykę i pomyśleć o nafaszerowaniu jej. Z niejedzeniowych planów - kupic kołdrę - jaką? Z pierza nie bardzo - córka ma alergię na sierść i wolę nie ryzykować. Zakupy kosmetyczne też : jakieś cienie matowe do oczu w neutralnych kolorach, tusz, ręczniki papierowe...Od niedawna zakupy nie sprawiają mi już żadnej przyjemnosci, ciężko mi cos wybrać, kupić....Obeszłam całe centrum handlowe w poszukiwaniu zimowego płaszcza puchowego...i nic mi sie nie podoba, we wszystkim wyglądam jak debil - za niska, za gruba....Zaczynam miec doła.

12 października 2011 , Skomentuj

Zdaję sobie sparwozdanie za wczoraj. Czyli rachunek sumienia :

WCZORAJ :

I - owsianka z suszonymi śliwkami, żurawiną, rodzynkami i pestkami dyni, kawa z mlekiem i łyżeczką cukru brązowego

II - musli fitella truskawkowe, mała jogobella malinowa, jabłko

lunch - duża porcja surówki z mieszanki sałat, pomidora i ogórka, mięso z wędzonego kurczaka, łyżka majonezu, łyzeczka musztardy francuskiej

obiad - nie jadłam

przekąska - 10 śliwek węgierek, plasterek kiwi

kolacja - pietka chleba, 2 łyżki twarogu, plaster sera, plaster wędliny, kęs tortilli

Ruch - szybki marsz po Askanie w poszukiwaniu płaszcza zimowego, przymiarki w ciasnych przymierzalniach.

DZIS :

I - owsianka taka jak wczoraj (no tak zawiesiłam się na tej owsiance, bo jest pyyycha), kawa z mlekiem

II - musli fitella tropikalna, jogobella mała z ananasem, jabłko

lunch - makaron z pełnoziarnisty (wstążki szerokie - 1 gniazdko) z pesto i warzywami : szpinakiem, brukselką, pieczarkami - takie sobie, ale zjem, jednak nie jestem fanką pesto

obiad - zjem lub nie ale mam krupnik

przekąska - kiwi

kolacja - jajko, twaróg, sałatka z pomidorów

Ruch - idziemy chyba z PiW na wernisaż do Lamusa (ja pierdziu....ale lans), jeśli nie to będzie stepper.

Jako że powzięłam postanowienie zrobienia następnego tatuażu dopiero po zrzuceniu zalegającego balastu w wysokosci 10 kg, postanowiłam zbudować sobie prywatny system motywacyjny z punktami, nagrodami, karami. Muszę go szczegółowo w weekend opracować i zamieścić tutaj ku pamięci. Moze ktos się przyłączy? Muszę też poprawić jadłospis, miałam być na II fazie SB, ale nie wiem czy nie zacząć tego wszystkiego od nowa, tak prawidłowo. Co prawda I faza reguluje zapotrzebowanie organizmu na insulinę....chociaż właściwie mam z tym problem, dziadkowie-cukrzyca, ojciec - cukrzyca, ja  w ciąży - wysoki cukier, duże dziecko, obecnie - cukier na czczo w górnych granicach. Zagrożenie istnieje. Cóż, muszę to porozkminiać... Motto na nadchodzące miesiące :

            

 

10 października 2011 , Skomentuj

Poweekendowy rachunek sumienia : jednym słowem popłynęłam. Było podjadanie, były krówki, jabłecznik, żelki. No i w piątek był w City słodki koktajl alkoholowy pod nazwą : POrzeczkowe Ciasteczko. A i jeszcze w piątek około 23 :00 był mcwrap w macu. Biję sie w piersi i załuję za grzechy.

Ale słowo się rzekło i od dzisiaj dietka (w miarę mozliwosci), wracam na II fazę SB, raczej taką ściślejszą. No i ruch, trzeba sie ruszać.

Jako że dzisiaj mój środek transportu o godzinie 6:20 nie przybył, nastawszy się 15 minut na zimnie pojechałam następnym (też spóźnionym) i w zwiazku z tym nie byłam w sklepie po II śniadanie. Na szczęście mam jakieś zapychacze w biurku typu kaszka manna, owsianka. Wiem, takie gotowce niezbyt są zdrowe i dietetyczne, ale co mam zrobić? Nie chciałam spóźnic sie do pracy...albo jedzenie albo praca! Nie mogę nadużywać pani Kierownik, bo muszę z nią zagadać o urlopie w lutym (no bo skonsolidowane i własne robimy do 14 lutego, i właśnie zaczynają sie ferie...). Chciałabym urlop właśnie od 14 lutego, bo moglibyśmy ze znajomymi PiW na narty do Liberca pojechać. Już widzę jak ona się kwasi....Ja pi..lę gdzie ja pracuję? Tu zawsze twój urlop jest nie w czas.

Dobra, eot.

Jadłospis :

I - owsianka z kiwi, kawa z mlekiem

II - owsianka ze śliwkami lub kaszka manna waniliowa, jabłko

lunch - 2 kotleciki warzywne ( z brokuła i kalafiora)

obiad w domu : kawałek piersi z kurczaka, kotlecik warzywny, garść śliwek

kolacja - jajko na twardo, plaster szynki z indyka, pomidor

 

Ruch :

30 minut steppera, 50 wspięć na palce. Jesuuuu mam nadzieję, ze ten ruch wypali.

Poza tym mam zamiar trochę zadbać o ciało : balsam brązujący na zmianę z ujędrniajacym lub anty, dbanie o cerę (szczególnie nakladanie mazidła od pani dermatolog regularnie co 3 dzień - straszny śmierdziuch,) i inne takie tam babskie cuda. Tak , żebym na wiosnę nie musiała sie wstydzić.

Pogoda koszmarna, jedyne czego pragnę to schować się pod koc i przespać jesień i zimę.

no, właśnie pojawiła się temat wypoczynku zimowego i już usłyszałam to czego się spodziewałam, podniesiony ton i tekst : no przecież pani wie jakie są terminy. No właśnie wiem, no właśnie jestem nie do zastapienia. Pani kierownik beze mnie sobie nie radzi.Amen

6 października 2011 , Skomentuj

A właściwie zastój, dno muł i wodorosty.

Ciągle nie mogę się wbić w dietę. Jesli nawet w pracy jestem "grzeczna" to w domu grzeszę za dwoje. Drzwi od lodówki juz się nie domykają, tak jest często otwierana...mamo! zmobilizujcie mnie!!!

W pracy dalej młyn, jutro idę do Urzędu skarbowego, w sprawie wezwania. Dziewczyny z pracy się śmieją, żebym zabrała szczoteczkę do zębów i zmiane bielizny, bo moge juz nie wrocić...Kurczę, ja tylko chciałam być jako współwłaściciel tej działki, nie jako główny posiadacz!!

Nakupiłam wczoraj na rynku warzyw : mieszankę sałat, młody szpinak, kalafiora, brokuła, paprykę, ogórka....Problem jednak w tym, że warzywa leżą w lodówce a ja nie mam na nie pomysłu. Zrobię dziś chyba kotleciki warzywne z kalafiora i brokuła w sosie curry (uwielbiam to). Nie chce mi się stać przy garach, tym bardziej, że wczoraj się nastałam.

Dziś pożarłam :

I śniadanie - owsianka pół na ół z mlekiem i wodą, szczyptą soli, kawa z mlekiem

II - 1/3 małej kostki chudego twarogu, mała jogobella truskawkowa, herbata z łyzeczką brazowego cukru

lunch - pudełko surówki z mieszanki sałat, pomidora, paryki, ogórka z dodatkiem wiórków sera zółtego, szynki szwardzwaldzkiej, kurczaka wędzonego, do tego pikantny sos winegret z suszonym chilli, jabłko, mały Kubuś

Po pracy mam zamiar zjeść :

obiad - bulionówka botwinki z jajkiem i mięsem z udek kurzych

kawa z mlekiem

kolacja - ??nie mam koncepcji, zapewne będę podjadać  podczas przygotowywania posiłku na jutro. Wiem : podjadanie jest złe.

Poza tym muszę się zmobilizowac do ćwiczeń na stepperze i na łydki, no i plecy trzeba odchudzić. Mam zamiar uderzyć od poniedziałku ze wszystkim i z SB i ćwiczeniami. Wiem, powinnam po prostu już i nie czekać ale mam niezły nieogar. Wkurza mnie moja sylwetka, moje nieproporcjonalne ciało, moje lenistwo i wogóle, pora umierać.

Jedyne czym się jaram to projekt nowego tatoo. Wiem już czego chcę i gdzie chcę to coś mieć. Muszę jedynie poczekać na wiosnę. O, wiem, zrobię go dopiero wtedy, gdy zobaczę 5 z przodu (przy moim trybie życia długo to moze potrwać).

Poza tym włosy lecą na potęgę. Wcieram przepisany przez dermatologa novoxidyl (nie codziennie, to fakt) ale nie widzę rezultatów. Zamówiłam juz Vitapil z biotyną. Moze od środka też muszę się wzmacniać. Ogólnie mam lekowego pierdolca, mogłabym sobie sama recepty wypisywać, nosz lekka lekomania. Boszzzz, co robić?

5 października 2011 , Komentarze (1)

Mam dość, od poniedziałku mam dość pracy ale dzisiaj to już przegięli.

Od wczoraj mamy nowego dyrektora-członka zarzadu. Stary dziadyga, przed emeryturą (no gdzieś musieli go upchnąć), śmierdzący, z jakimiś rybimi rękami...no taki rozmemłany, wygląda jak nędzna podróba Szymona Kobylińskiego (tego, co tak rysował, starsi pamiętają). No i właśnie ów członek zaczyna swoje rządy : a czemu poczta przez outlook a nie cargo, a czemu papiery, a czemu to a czemu sramto....Nasz prezio zaszył się u siebie i siedzi cicho. Podobno do końca roku mamy dostać podwyżki - tak stwierdził nowy pan dyrektor. I już go lubię!!! Ale dzisiaj nastąpiło apogeum : moja korespondencja z bankiem (no bo dla niego token, uprawnienia do programu bankowego). Moja pani kierownik nie potrafi napisać maila więc przychodzi i mówi : mam dla pani zadanie (do niedawna mówiła, mam prośbę) i ja piszę jej maila, wklejam załaczniki, które przesyła mi sekretarka i wysyłam maile do banku....szok. Pani sekretarka nie ma czasu tego robić, ale wysłać maila do mnie ma czas, ja odrywam się co chwilę od papierów bo zajmuję się wysyłaniem maili do banku. Ja pier...ę organizacja pracy jest w tym zakladzie zaj..sta. Tak mam dość, że klnę tu jak szewc.

Dieta dalej leży w gruzach, przed przejściem na SB postanowiłyśmy z kumpelami pofolgować sobie. Wczoraj kumpela przyniosła ciasto z kremem (nie zjadłam bo było blee, rozdałam innym) a dziś druga kumpela przyniosła jabłecznik. Jabłecznikowe cudo - sztuk 2. No takie ciasto to ja mogę jeść. Ale jutro już będę grzeczna, promiss.

Moje nogi, a właściwie łydki dochodza do równowagi. Dziś juz nie schodzę po schodach jak cyborg. Ale jeszcze nie jestem w stanie ćwiczyć, PiW też zresztą nie.

Pogoda się popierniczyła, dobrze, że ten ostatni weekend był taki super.

Dalej zasypiam nie zdążywszy przyłożyć głowy do poduszki, nie doczekawszy godziny np. 21:30. Martwię się, że może to cukrzyca?

A tu fotka katastrofy jaką napotkaliśmy na szlaku. Musieliśmy mykać przez strumyczek z tej okazji.

3 października 2011 , Komentarze (1)

Wrociłam z Karpacza. Mam lekki nieogar, miałam przykrą rozmowę z panią kiero. Dojrzewam do zmiany pracy. Jeszcze jestem jak ta gruszka, zielona, ale zaczynam się zażółcać lekko. Po prostu męczy mnie ta atmosfera, jestem na celowniku od lutego, kiedy to wyprosiłam wyjazd w góry z dzieckiem, podczas bilansu. No dobra, moze i tak, ale swoje sprawy miałam podopinane. Naprawde to nie mój problem, że ona nie potrafi exela, worda obsługiwać...Ja nie jestem jej służbą, nie się wali. Nigdy się nie sprzeciwiałam, robiłam wszystko na czas i kiedy chciała, chora - do pracy, bo przecież nie opuszczę dnia, bo jak pani kiero sobie poradzi... I teraz zbieram owoce, bo przez koleżanke powiadomiłam ją, że przyjdę godzinę później do pracy. Wiem, powinnam jej to zameldować...ale ja mam juz dosć tego krzywienia się, marudzenia. Cóż chciałam ominąć drogę słuzbową - dostało mi się. Nieważne. Ale mam żal, bo objechała mnie trochę nie fair...widocznie mi to nie uchodzi na sucho.

Karpacz cudowny. pogoda przepiękna, widoki super. Spaliłam chyba z milion kalorii. Trasa spod Wanga, przez Samotnię i Strzechę Akademicką do Domu Ślaskiego - tam nocleg, a rano Snieżka, Czarny Grzbiet, Sowia przełęcz i zejście do Karpacza. Teraz wiem skąd nogi wyrastają...Ale jestem zadowolona, PiW też i córa także (co dziwne). Atmosferę popsuł tylko powrót, szlakiem orlenowskim. Powiem jedno : dosyć dyktatury pijanych dupków!!

Stal ma brąz i jest to cudowna wiadomość. Niestety meczu nie oglądałam (powrót z Karpacza się opóźnił, bo autobus zdefektował). Muszę nadrobić zaległości.

Dieta do dupy, na szlaku wiadomo - batoniki, słodycze, 1 piwo pod śnieżką, 1 piwo w Jelenku....Oscypki kupione, więc będę konsumować.

Ale uwaga uwaga, od poniedziałku wracam na South Beach. I nie ma zmiłuj, ćwiczenia też będą.

30 września 2011 , Komentarze (1)

Jutro , o tej porze, będę już w drodze do Karpacza.  Cieszę się jak diabli, choć ilość osób na tym wyjeździe przeraża mnie trochę. Jest 53 osób. Szok, no nie?! Ale jak zwykle peleton się rozjedzie i będzie spoko. Nadal nie wiem, kto z kim śpi. Po tamtej awanturze z socjalnikiem nie rozmawiam z nim, tylko cześć-cześć, same służbowe rzeczy. A pani sekretarka, która na wieść o tym, że mężczyzna ma spać w pokoju zaczęła robić zadymę, łazi i rozpowiada po biurach, ze będzie w biustonoszu spać, bo ma obwisłe piersi.....Ludzie !!!! Błagam, ona ma prawie 5 dych na karku.... jak mozna być takim...pustym? Już widzę jak mój wyposzczony PiW rzuca się na wszystkie baby z pokoju, szczególnie na panią Janeczkę ....O matko żal. Trochę się obawiam jazdy autobusem. Zimą, jak jechaliśmy do Karpacza to było ok, ale powrót - masakra, jak zaczęły się te serpentynki, zakręty - musiałam Aviomarin brać (nic innego na mnie nie działa). Później byłam trochę taka nieobecna. Ale i tak już nie jest tak źle jak w dzieciństwie, po aviomarinie musieli mnie wynosić z pojazdów mechanicznych, bo brak było ze mną kontaktu.

Dziś spotkała mnie miła rzecz już na samym starcie. Przechodząc koło hotelu Qubus, kierując się do pracy, natknęłam się na znanego gorzowskiego polityka, który w ramach kampanii wręczał kwiaty. I dostał mi się gerber w pięknym odcieniu czerwieni. To chyba na osłodę dnia wczorajszego. Otóż odebrałam wczoraj polecony i ...szok, wezwanie do skarbówki. Nogi się pode mną ugieły, wizja przesłuchania i krat (chociaż nie mam nic na sumieniu). Czytam, a tam wezwanie do stawienia się jako strona w sprawie sprzedaży nieruchomośći w 2006 roku. Jaka sprzedaż i jaka strona?! Chodzi o ziemię, którą kupiliśmy z myślą o budowie domu i która sobie leży odłogiem pod gorzowem....odprowadziliśmy wszelkie podatki i opłaty. Ja mam czyste sumienie. pewnie ci, od których kupowaliśmy coś nakręcili. Ale jednak stres jest.

Dalej marnuję czas na głupoty, dalej nie ćwiczę, jem co popadnie. Mam nadzieję, że to ostatnie dni takiego marazmu. Po weekendzie wezmę sie ostro do pracy. I promisssssss

Ciekawe czemu po tej modernizacji poznikały fotki ? Co to za żenujące obyczaje?

Teraz znikam, udaję się do pracy. Do poniedziałku.

29 września 2011 , Skomentuj

Czwartek? Mocno się zastanawiałam jaki dziś dzień mamy...gdzieś mi się pogubiły dni.

Zaczynam przygotowania do wyjazdu, ma być super pogoda, słońce. I już nie mam koncepcji co ubrać : kurtkę na narty (bo ma kaptur, jest ciepła, przeciwdeszczowa), czy polar (1 blisko ciała, 2gi 4 rozmiary za duży, na wierzch), adidasy, czy buty do trekkingu...gdyby to było lato - a tak sama nie wiem. No i prowiant ? Na dwa dni, bo w schronisku mamy obiadokolację i śniadanie. Na drogę i chodzenie trzeba wziąć żarcie. I co w taki razie : bułki z serem, czy moze ze 2 chleby krojone, paczkę kabanosów, jakiś ser w plasterkach, batony zbozowe, snikersy?

Niby fajnie, cieszę się na wyjazd, ale przygotowania ....masakra, jak dziecko we mgle.

Nie wiem dlaczego, ale po dzisiejszej konserwacji vitalii wcięło moje fotki tatoo. Gdyby ktoś chciał go zobaczyć to foty są w galerii (ale sie lansuję, no no). Mam już projekt na 2gą łopatkę i na nadgarstek. tatuaże wciagają, na wiosnę robie natępny. Zapewne ktoś zapyta po co ? Nie mam logicznej odpowiedzi, po prostu złapałam bakcyla, czuję że chce kolejne...Zawsze byłam zafiksowana na tatuaż, powstrzymywał mnie tylko strach przed bólem. teraz strach zniknął, droga otwarta.

Wczoraj oczywiście nie ćwiczyłam, znów zległam w fotelu z kubkiem kawy. Na moje usprawiedliwienie dodam tylko tyle : wolna chata. Ni PiW, ni dziecka...Tylko ja i Zuzka. W tak zwanym międzyczasie zrobiłam i wywiesiłam pranie, upiekłam kurczaka na dzisiejszy obiad, pomaszerowałam na rynek i do sklepu. I to tyle z ćwiczeń ruchowych. Zległam około 21 : 30, kiedy tylko zamknęły się drzwi od łazienki za PiW, nie przeszkadzał mi właczony TV i odgłosy pluskania za ścianą...Otworzyłam oczy tylko na chwilę, gdy PiW wszedł do sypialni, wstałam i załozyłam skarpetki, po czym zasnęłam. No żal. Nie mam już sił do siebie. Co ja mam z tym spaniem? Wogóle było mi cholernie zimno w nogi...Marznę w pracy, marznę w domu...zaczyna się. Nienawidzę zimna.

Jadłospis mój jest nudny jak flaki z olejem. Znów zaczyna się zgaga, więc kończę controloc, który zapisał mi doctor G. I znów pewnie go nawiedzę, a on znów na mój widok trzaśnie maskę.

Tradycyjnie, dziś na śniadanie zjadłam owsiankę, popiłam kawą z mlekiem.

II - płatki fitella z truskawkami, banan, serek danio, herbata

lunch/obiad - kurczak pieczony na butelce, marchewka z groszkiem, Kubuś żółty

przekąska - jabłko prażone z cynamonem, lub deser płatkowo-owocowo-jogurtowy

kolacja - sałatka z pomidorów, plaster szynki, ser pleśnowy - 3 trójkąciki

Ruchu poza spacerem do sklepu i na pocztę ( a jest to długość 1 przystanku) nie planuję. Jestem po prostu leniwa. Zresztą nachodzę się w Krapaczu : spod Wanga idziemy szlakiem schronisk ( Samotnia, strzecha akademicka ) do Domu Śląskiego. Rano po sniadaniu wejście na Snieżkę, i zejscie przez Sowią do Karpacza. Plan wyśrubowany, ciekawe czy będzie czas zakupić oscypki.

28 września 2011 , Komentarze (3)

Wrzucam fotki tatuażu. Błagam nie kontemplujcie moich piegowatych, tłustych pleców i stroju (niedzielny poranek). Wiem, są tragiczne. Chciałabym te plecy odchudzić ale kompletnie nie wiem jak. Są jakieś ćwiczenia na plecy, które można wykonywać w domowym zaciszu ? Od kiedy zrobiłam te fotki, marzę o szczupłych plecach i wystajacych łopatkach (ha, kiedyś takie miałam).

A oto one tadam!!!

No to tyle. I jak wam się podoba?

Teraz kwestie jedzenia. Waga nadal paskowa, więc cholernie się cieszę. Chciałabym żeby jeszcze tendencja spadkowa sie pojawiła, ale poczekamy, zobaczymy. Do pracy wezmę się juz po weekendzie, po Karpaczu.

Dzisiaj jem :

I - owsianka, kawa z mlekiem

II - serek danio, 1/2 paczuszki musli, kiwi, 1/2 brzoskwini, kawałki pomarańczy, Kubuś żółty

lunch - 3 placki cukiniowe (mam mieszane uczucia co do nich, pewnie coś pochrzaniłam w przepisie, bo źle się smażyły)

obiad - pomidorowa z ryżem (ble, nienawidzę ryżu)

przekąska - śliwki - kilka sztuk

kolacja - jajecznica z mikrofalówki, sałatka z pomidorów i czerwonej cebuli

Zauważyłam, że nie moge jeść smażonego. Reakcja mojego organizmu po smażonym jest taka jak po meridi, kiedy je się tłuste - biegunka. Powinnam napisac chyba poradnik : Jak pokochać biegunkę. Nie wiem, moze też to reakcja na olej - zawsze miałam Kujawski, teraz Oliwera (z oliwą). Sama nie wiem.

Cieszę się słońcem, samopoczucie poprawia się, już nie mam takich napadów senności wieczorem, więc zwiększenie dawki przyniosło jednak efekty! I kto tu powinien być lekarzem?

27 września 2011 , Komentarze (1)

Jutro wstawię fotki mojego tattoo. Wczoraj nie miałam czasu ogarnąć się ze zdjęciami. Właściwie czas przepłynął mi przez palce, nie wiem jak i kiedy.

Byłam wczoraj na działeczce i u szwagra (tak? brat męża to chyba szwagier?) prosić o opiekę dla Zuzy na weekend i po filmy. Na działce prawie nic już konkretnego nie ma : jakieś malutkie brokuły (poczekam 2 dni aż trochę podrosną), dużo marchewki, pietruszki i selera, pory, jakieś jesienne kwiaty. Nie lubię jesienią chodzić na działkę, nieuchronność przybycia zminych dni mnie w tym miejscu poraża.

Wcześniej jeszcze poleciałam na ryneczek po pomidory i cukinię, mam zamiar zrobić dziś placki cukiniowe na kolację i do pracy, do tego surówka z pomidora i czerwonej cebuli z sosem vinegret. Mam nadzieję, że to będzie zdrowa kolacja.

Ofkors całą godzinę zmitrężyłam na odmóżdżanie przed TV z kubkiem kawy. No moze nie całągodzinę, jakieś 40 minut. Zamiast ćwiczyć, czytać, sprzątać - siedziałam skulona w fotelu i kontemplowałam program " dlaczego ja?". I ja też zadaje pytanie : gdzie reżyser znalazł takie egzemplarze? Ja wiem, jest taki przycisk na pilocie, zazwyczaj czerwony - "wyłacz"...Ale nie uwierzycie, to wciąga jak najbardziej k..ski narkotyk, po prostu musisz, musisz dooglądać do końca ! Hipnotyzują czy jak?

Moje jedzenie dalej jest w czarnej d..pie. Nadrabiam chyba zaległosci z poprzednich 2 tygodni i za chwilę znów waga będzie dużo powyżej paskowej.

Ranek rozpoczęłam od owsianki - woda/mleko, szczypta soli, szczypta cukru brązowego, kawa z mlekiem

II - jogurt 0% z ziarnami zbóż, 2 ciacha LU GO, jabłko

lunch - resztak curry z kurczaka, brukselka gotowana

przekąska - 1 średni suchy kabanos lub 2 małe frankfurterki (taka fanaberia, niczym nie uzasadniona)

kolacja - wspomniane placki z cukinii i surówka z malinówek

Muszę wziąc sie w garść (łatwo powiedzieć) i zacząć naprawdę ograniczać żarcie a wprowadzać ruch, bo nigdy w życiu nie zejdę ponizej 6 z przodu. A chciałabym nowy rok powitać 5czką.

Cieszę sie na wyjazd do Karpacza, szkoda, że nie na narty...Zawsze jednak coś. Trochę mnie szarpie na myśl o jeździe autobusem tyle godzin. O jezuuuu.

Fajnie się zapowiada, bo PiW ma od dzis 2gą zmianę. Będę mogła trochę się poruszać, pocieszyć sie swoją osobą. Córa jak zwykle zamknie się w swoim pokoju z "Krzyżakami". Cóż, niektóre lektóry są nieśmiertelne, dzieci jednakowoż tak samo marudzą przy ich czytaniu. Też pamiętam jak męczyłam Krzyżaków....

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.