Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Clarks

kobieta, 48 lat, Warszawa

170 cm, 63.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 sierpnia 2011 , Komentarze (2)

Nawet bardzo. Strułam się czymś niefajnym. Wydaje mi się, że zaszkodziły mi grzyby. Oczywiście nie mam jakiś mega sensacji. Tak na serio to mam tylko mdłości i bulgotanie w brzuchu niczym w gejzerze. Plusem tej całej sytuacji jest fakt, że do końca dnia nic już nie tknę. Minusem - że nie mam tych mdłości od zeszłego miesiąca Gdybym miała, dziś byłabym już 50 - cio kilową chudziną. Moje dzisiejsze menu to śniadaniowa owsianka, drugośniadaniowe jabłko i obiadowe grzyby. Kalorycznie więc jest najwspanialej na świecie. Ponadto zaliczyłam poranny szybki marszobieg oraz godzinne pływanie w basenie. Planuję jeszcze wieczorny szybki spacer oraz (ewentualnie) trampolinę.... aaa!!! ... i seks planuję jeszcze   ... będę nieco aktywniejsza od kłody drewna

14 sierpnia 2011 , Komentarze (2)

Od jutra (czyli od poniedziałku) biorę się na serio za siebie. Waga taka jak na pasku ALE najwyższa pora wprowadzić zmiany -> czyli schudnąć. Do końca wakacji zostały 2 tygodnie. Planuję w tym czasie schudnąć 2 kg i wkroczyć do szkoły w charakterze top modelki
Plan na jutro : głodowa dieta plus dużo ruchu (poranna przebieżka, pływanie, trampolina). Skoro postanowiłam to wiem, że zrealizuję. Dotychczas pieściłam się, żartowałam i udawałam odchudzanie. Teraz zrobię to z przytupem, spektakularnie dążąc do sukcesu.
Trzymajcie kciuki - koniec kropka pl

6 sierpnia 2011 , Skomentuj

Na tydzień tylko ... ale jednak!!!   Tydzień temu o tej porze nawet przez myśl mi nie przemknęło, że będę jeszcze się wakacjować. Dzieciaki wróciły do domu, zrobił się jazgot, hałas. Dom wypełnił się po brzegi. Ja, oczywiście w trybie urlopowym, przechadzałam się z kąta w kąt i rozmyślałam- czego absolutnie NIE robić w wakacje Mąż natomiast zupełnie przeciwnie - zakopany w pracy po uszy, sapał znad projektów, planów i programów ... i wciąż marudził, że brakuje mu kilku dób (nie dup) by obrobić się z wszystkim.Rzecz jasna - harmider nie nastrajał go pozytywnie do pracy więc dyskretnie sugerował bym zabrała ferajnę i wyjechała nad morze. Opierałam się całe 15 minut, potem spakowałam walizkę, zadzwoniłam do zaprzyjaźnionego pensjonatu, zarezerwowałam noclegi i ruszyłam do Cetniewa by lansować się na tamtejszych plażach Tydzień minął jak z bicza trzasnął. Pogoda dopisała w 100%,  mąż codziennie dzwonił, opowiadał jak bardzo tęskni, jaki dom pusty bez nas itp , by na koniec rozmowy dodawać -> zarezerwuj sobie jeszcze z 10 dni Oczywiście nie mogłam pozwolić by umarł z tęsknoty i wróciłam wczoraj wieczorkiem. 
Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że zjeździłam niemal całe Polskie wybrzeże - od Świnoujścia, poprzez Dziwnów, Kołobrzeg, Mielno, Łebę, Dąbki, Dębki, Karwię, Jastrzębią Górę, po Mikoszewo, Jantar, Stegnę, Jastarnię itd i absolutnie nic mi tak nie podpasowało jak Władysławowo. W Cetniewie (dzielnica miasta) czuję się ciągle młoda, wolna, beztroska. To miasto niesamowicie pozytywnie nastraja mnie do świata. Gdyby ktoś wybierał się w tamtym kierunku chętnie dam namiar na fajny pensjonat oddalony około 1 km od plaży (20 minut spacerem), położony z dala od centrum, dzięki czemu można również napawać się ciszą, spokojem jak i szybko dostać się do miejsc tętniących życiem, radością, muzyką. Bywam tam rokrocznie od 3 lat. Po wielu poszukiwaniach swojego miejsca nad Bałtykiem - znalazłam miejsce, do którego chcę wracać.  .... ech! .... wiecie coooo? Uwielbiam być nauczycielką w wakacje Gdy patrzę na mojego męża, który ma ściśle określony czas urlopu to ze zdwojoną mocą doceniam swój zawód.

25 lipca 2011 , Komentarze (1)

Moje dzieci ZNÓW wyjechały na wakacje (huuuurrrrraaaa!!!!).  Kocham JE nad życie, ale chwilowy odpoczynek przyda się wszystkim członkom stada. Mam wolną chatę. Nooo prawie (mąż jest). Nie żebym się skarżyła, nie, nie, nie - przeciwnie - możliwe, że wreszcie uda nam się uprawiać sex nie pod kołdrą i nie po ciemku .... chociaż ... czy warto go tak stresować???? Nawiązując do tytułu popełnianego w chwili obecnej posta pochwalę się mega aktywnością fizyczną jaka uskuteczniłam dzisiejszego dnia. Otóż - po pobudce bladym świtem o 10:30 raźnym kroczkiem powędrowałam do kuchni by skonsumować śniadanko, po posiłku wróciłam do łóżka gdzie czekała na mnie super ciekawa książka "Cukiernia pod Amorem" cz.I. Przed 15 uświadomiłam sobie, że warto byłoby zamienić desusy na odzież codzienną. Po szybkim prysznicu (woda była szybka, a nie ja), ubrałam się i ... wróciłam do łóżka czytać książeczkę. O 18:00 zjadłam kolację i szybko wróciłam do czytania książki. Lekturę zakończyłam przed 20. Tyłek mnie bolał od siedzenia, ale warto było. Książka fantastyczna. Z niecierpliwością czekam jutra, pobiegnę do księgarni kupić kolejny tom. Co ciekawe - wskazanie wagi nie zmienia się. Przyznam szczerze, że niezmiernie mnie to cieszy.

22 lipca 2011 , Komentarze (3)

Hurrra!!!!!
Od razu zaznaczam - nie oglądałam pogody, nic nie wiem na ten temat. Po prostu uważam, że to najwyższa pora aby zrobiło się upalnie. Uprzejmie donoszę, że wakacje zaczęły się miesiąc temu, a ciepłych dni było tyle co na lekarstwo. Nie zgadzam się na to! Protestuję! Kategorycznie żądam upałów! Liczę na to, że od poniedziałku temperatura wzrośnie do 35 stopni.
Moja dieta jest co najmniej dziwna. Jejku! Co zrobić żeby mieć motywację? Nie wiem ... może przytyć? Hmmm .... Czasami przemknie mi przez myśl, że wcale nie jestem taką top modelką jak mi się wydaje, ale wówczas szybko biegnę na wagę, patrzę na wskaz i oddycham z ulgą. Póki nie przekraczam 60 kg - jest ok.   Ewidentnie brakuje mi motywacji. Przyznaję bez bicia - w mojej łepetynie toczy się wojna. Anioł mówi : "weź się w garść, jesteś mądrą kobietą, masz poukładane w głowie, można na tobie polegać - schudnij te marne 2 kg." Diabeł na to : "och maleńka! Jesteś taka mniam, wypij sobie grzańca takiego pysznego, opędzluj michę tłustego popcornu i zagryź tabliczką czekolady. Jesteś słodka, jesteś sexi, każdy facet marzy o tobie" I co ja robię? Wiadomo! Łykam jak młody pelikan diabelskie pokusy i w nosie mam dietę i sport.  Co robić? Ludzie ratujcie!
... tak rozmyślam, że może to wakacje mają taki destrukcyjny wpływ na mnie? Zacznie się rok szkolny, zepnę pośladki, znów ruszę na aerobik, będę biegała itd. Nie, nie, nie - nie myślcie, że bajam. Od wielu lat regularnie chodzę na aerobik 2 razy w tygodniu od września do czerwca i codziennie uprawiam marszobiegi.

19 lipca 2011 , Komentarze (6)

Zanim wstałam z łóżka postanowiłam pomysł wdrożyć w życie. Dlaczego? Czułam się totalnie pełna, objedzona, spuchnięta (okres zbliża się wielkimi krokami). I wiecie coooo? Świetnie sobie radzę z powziętym postanowieniem. Jestem pełna energii, zadowolona, uśmiechnięta i zrelaksowana. Niewiele dziś miałam ruchu, ale wieczorem zamierzam pojeździć na rowerze. Naprawdę cieszę się z tej głodówki ...


 ...  Tym bardziej, że od rana zjadłam : jogurt naturalny, jabłko, 2 śliwki, brzoskwinię, 3 skrzydełka marynowane, 1 gołąbka i 2 plastry kabaczka zrobionego na parze. Głodówka jest wspaniała! Ale nie będę jej często stosowała, bo przytyję



Wieczorne wieści : głodówka trwa w najlepsze! Wciągnęłam jeszcze pół gorzkiej czekolady, pół paczki orzeszków, 2 lampki wina i pół kabaczka ugotowanego na parze.
Boże uchowaj mnie przed pomysłami na głodówki Samo myślenie o głodówce wzmaga mi apetyt

16 lipca 2011 , Komentarze (6)

Najpierw hurra, hura, jabadabaduuuu!!!!  Zważyłam się i jest bosko!!!  

teraz mogę zacząć zrzędzić ...

Przyznaję bez bicia - brak mi motywacji, bo sama wiem, że mam superową wagę. Czuję się nie fair przy osobach, które rzeczywiście muszą się odchudzać, wiem natomiast, że moje odchudzanie to fanaberia. Pomijam to, że nie jestem pierwszej świeżości - mam 35 lat, a nie 18. Mam dwoje dzieci, mam też 170 cm wzrostu. Ważę poniżej 59 kg więc ... to waga lepsza niż idealna. Nie chcę się wygłupiać i popadać w jakieś durne paranoje. Nie chcę świrować, ani też lamentować, że olaboga!!! nie ważę 57 kg, bo to świadczyłoby, że mam nierówno pod sufitem. Owszem - zamierzam dążyć do tego celu, ale bez ciśnienia - bo nie ma takiej potrzeby. Lubię siebie taką jaką jestem. Natomiast najbardziej na świecie nie lubię szczupłych kobiet, które skamlą " jestem grrruba" "mam nadwagę" "muszę schudnąć"

13 lipca 2011 , Komentarze (1)

Kiedy wreszcie będę mogła zmienić wskazówkę na paseczku wagi? Zważę się dopiero w sobotę, ale myślę, że będzie bardzo ok. Usatysfakcjonuje mnie nawet 0,4 kg Dietowo trzymam się doskonale. Smaki lata sprzyjają mojej dietce. Dziś na śniadanko jak zawsze była owsianka, na drugie śniadanie jogurt z jagodami, na obiad płatki pszenno - zbożowe z mlekiem, a na kolację wielki kawał arbuza (pewnie z kilogram). Teraz siedzę objedzona jak bąk, ale jednocześnie z poczuciem, że kalorycznie źle nie było. Ilość ruchu wzbudza umiarkowany entuzjazm, ale też mam poczucie, że kręciłam się nieustannie. Rano zaliczyłam ossstre sprzątanie domu, który po naszych wakacyjnych wojażach wyglądał na nieco zapuszczony, a ja NIESTETY lubię niemiecki porządek (ku rozpaczy rodziny), Potem poleciałam na wyprzedażowe zakupy (mmmm... lubię to!) , a po południu pływałam, pływałam, pływałam, aż mąż wygonił mnie z basenu, strasząc, że widzi pojawiające się płetwy pomiędzy moimi palcami u stóp .
ech! Fajnie jest. Jestem szczęśliwa.


11 lipca 2011 , Komentarze (1)

Niech nikt nie myśli, że zlekceważyłam swój pamiętnik i postanowiłam nie popełniać w nim żadnych wpisów. Ależ skąd!!! Przed ubiegłym weekendem mąż znienacka poinformował mnie, że musi natychmiast wziąć urlop - jeśli chce się urlopować w tym roku, natomiast jeśli planuje spędzić cudowny, błogi wypoczynek w miejscu pracy - niech koniecznie składa podanie o urlop pod koniec lipca (tak jak chcieliśmy) wówczas na pewno NIE OTRZYMA URLOPU. Cóż było czynić - w trybie pilnym spakowałam 4 walizki (po jednej dla każdego członka rodziny i... adijos amigos!!!!  Wyjechaliśmy natychmiast (bez planów, bez pomysłu, po prostu przed siebie). Wylądowaliśmy w Małym Cichym kilka km od Zakopca. Miejsce wypadowe boskie! Pensjonat nie tylko śliczny, komfortowy, wygodny, pięknie położony, to jeszcze z wyjątkowo sympatyczną atmosferą wewnątrz. Gospodarze - przemili, młodzi ludzie, dbali o to byśmy chcieli jeszcze kiedyś do nich wrócić. Wyjeżdżając przyrzekałam sobie solenie, że to będzie moje miejsce na letnio - jesienno - zimowe wypady górskie. Oczywiście czas i portfel pokaże czy uda mi się to zrealizować Dodam jeszcze, że zaskoczyły mnie tamtejsze ceny. Wyjeżdżamy rokrocznie, ale na ogół na północ. Pierwszy wypad w Tatry był dużą niespodzianką. Ceny za noclegi w fajnym pensjonacie dużo niższe niż na kwaterach nadmorskich. Poza tym dodam (norrrmalnie jakbym folder reklamowy miejscowości tworzyła) położenie Małego Cichego jest kapitalne -> blisko wszędzie, a zarazem nie ma zgiełku typowego dla Zakopanego. Mieliśmy bardzo aktywny krajoznawczo tydzień. Zaliczyliśmy Kraków, Wieliczkę, Tatralandię na Słowacji, Niedzicę, obowiązkowo Gubałówkę, Kasprowy Wierch, Morskie Oko, Wielką Krokiew itd, itp. Było super. Dietowo też całkiem ok. Gospodyni pensjonatu za psie pieniądze przygotowywała posiłki, realizując konkretne życzenia gości dotyczące sposobu przygotowania, kaloryczności tudzież innych preferencji osobistych. Nie było oczywiście obowiązku wykupywania jedzenia, robili to tylko chętni goście. Rano pijałam sobie kawkę na balkonie patrząc sobie na otaczające góry, a potem już tylko chodziłam, zwiedzałam, oglądałam. Wróciliśmy szczęśliwi, wypoczęci i [UWAGA!!!] opaleni Mieliśmy niesamowite szczęście, ponieważ za każdym razem udało nam się uciec przed deszczem. Padało w Zakopcu - my byliśmy w Niedzicy, Padało w Niedzicy - my byliśmy w Zakopcu itd, itd. Na wadze bez zmian. Szczerze mówiąc trochę mnie to dziwi, liczyłam na spadek.

27 czerwca 2011 , Komentarze (5)

Sobotę wyznaczyłam sobie jako dzień ważenia i jak na razie chyba tylko raz udało mi się zważyć w tym terminie. W miniony weekend znów mi to umknęło. Tym razem mam jednak mega wymówkę - byłam na spływie kajakowym W sobotę rano bladym świtem całą familią zapakowaliśmy się do auta i pomknęliśmy na Mazury do Krutyni. Słów brak by opisać widoki, które miałam okazję oglądać. Krutyń jest niesamowicie malownicza, urokliwa i zarazem (do pewnego momentu) płytka. Przyznaję, że to był mój debiut kajakowy. Nigdy wcześniej nawet nie trzymałam wioseł od kajaka, nie mówiąc o siedzeniu w nim. Na spływ wybraliśmy się ośmioosobowym zespołem, wynajęliśmy 4 kajaki i popłynęliśmy 13 km trasą. Pierwszy odcinek - cud miód - ja zachwycająca się wszystkim. Po 5 km stan absolutnej euforii, po 8 km naładowane akumulatory na całe wakacje, po 10 km lekkie zmęczenie, ale szczęśliwość trwa, po 11 km zmęczenie umiarkowane i sztuczny uśmiech na twarzy, na 12 km lekka irytacja, na 12,5 km - jedno pragnienie : DO DOMU!!!! Dopłynęłam. Całą trasę płynęliśmy około 4 - 5 godzin. Pogodę mieliśmy zamówioną specjalnie na nasz spływ, gdy tylko w Ukcie zsiedliśmy z łodzi i weszliśmy do firmowych aut odwożących nas do miejsca startu lunął deszcz. Była to tak niewiarygodna scena, że w pierwszej chwili myślałam, że kierowca spryskuje szyby. Potem już lało jak z cebra, a my wróciliśmy opaleni, zmęczeni fizycznie, ale absolutnie zrelaksowani psychicznie. W domu byłam przed dwudziestą, zaliczyłam tylko szybki prysznic i padłam jak mucha.
Dziś gdy przypomniało mi się o ważeniu byłam już po 2 kubkach wody, kubku kawy i śniadaniu (owsianka, na kubasie mleka). Wiadomo więc, że wskazanie byłoby totalnie niewiarygodne. Poczekam do jutra i zważę się tak jak zawsze - rano, na czczo. Liczę na zmianę paseczka.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.