Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Clarks

kobieta, 48 lat, Warszawa

170 cm, 63.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 marca 2014 , Komentarze (3)

Wróciłam z dalekiej, długiej  podróży ... w głąb siebie ...aż mi głupio ... nigdy się chyba tak nie uzewnętrzniałam. Zaliczyłam (chyba) początki deprechy. Dzielnie walczyłam o to by stanąć mocno na nogach. Myślę, że mi się udało :)

Ostatni wpis jaki tu czyniłam dotyczył moich planów wakacyjnych. Już wtedy bujałam się ostro ze swoimi emocjami, a ponieważ jestem dzielną dziewczynką i jednocześnie super mamą, żoną, siostrą, córką, przyjaciółką, srułką, pierdułką, dziubdziułką, fiubździułką, to z uśmiechem na ustach i jednoczesną wojną w serduchu znosiłam te stany, nie dając po sobie poznać, że dzieje się coś niefajnego w mojej głowie. (klaun) Czułam się skrzywdzona, oszukana, poniżona, zawiedziona.Oczekiwałam przeprosin i to oczekiwanie chyba mnie najbardziej przygnębiało, bo oczywiście nie miało nigdy nastąpić. Mój dobry kolega (psychoterapeuta) uświadomił mi, że wspomniane przeprosiny są tylko moją potrzebą, natomiast kobieta, która mnie tak bardzo zraniła, wcale nie musi jej odczuwać. Kolega wypunktował też moje mocne strony, nakazał mi myśleć pozytywnie i żyć dniem dzisiejszym, bez nieustannego rozmyślania : why???? why???? (smiech)(smiech) Wzięłam to sobie do serca. Codziennie jak mantrę powtarzam, że głupia baba nie jest warta moich rozmyślań. Mam przy sobie cudownych ludzi, a pozwalam by taki mól (czy mol?) wyżerał wełnę mojego życia. O nie! Koniec ceregieli. Wracam do siebie (puchar)  Zamiast cieszyć się, że mam fajowego mężczyznę w swojej własnej chałupie, superowe dzieci i siebie samą też fajną mam, to ja taplałam się w beznadziei oczekując przeprosin. E tam! W dupie mam już te przeprosiny (palacz) Z tej sytuacji ona może odnotować tylko straty : a)straciła mnie (uważam, że to najważniejsze) (smiech)b)straciła zaufanie mojej rodziny, tzn męża, synów, c) straciła honor, d) straciła twarz.  Ja natomiast liczę zyski : a) wiem komu ufać, b)wiem kto zionął do mnie utajoną niechęcią, c)wiem na czym stoję (w kwestii otaczających mnie przyjaciół). Wygrałam!

Na wycieczce w Rzymie oczywiście byliśmy. Było cudownie. Pierwszego dnia zaliczyłam udar cieplny (smiech)... niemalże nie skończyło się pobytem w szpitalu. Potem już było "z górki". Zwiedziliśmy wszystko co możliwe, Objadaliśmy się makaronami w każdej postaci, pizzami i owocami, raczyliśmy winami, zajadaliśmy pyszne lody i tiramisu. Z pełną stanowczością stwierdzam, że Rzym jest pierwszy na mojej top liście miast, które koniecznie trzeba zobaczyć. Wrócę tam kiedyś ....  :)

Na temat wagi milczę z premedytacją. 

9 lipca 2013 , Komentarze (12)

Kupiliśmy dziś mieszkanie, jestem przejęta do granic możliwości. Inwestycja ma być dla nas zabezpieczeniem na czas emerytury. Hmmm .... mam stracha Oczywiście nie była to decyzja pięciominutowa. Woziliśmy się z tym od paru miesięcy, ale bardzo lekko traktowałam temat. Dopiero dzisiejsza wizyta u notariusza i podpisana z deweloperem umowa uzmysłowiła mi rangę zobowiązania.
Planujemy wynajmować je studentom. Myślicie, że będą chętni?


Lokalizacja : Warszawa, Wola - kilka minut do planowanej linii metra.

ps. wyjazd dopięty na ostatni guzik. Hotel zarezerwowany, dwie walizki dokupione. Będzie fajnie!

2 lipca 2013 , Komentarze (5)

Przeżyłam ten koszmarny, ciężki rok. Ufff!   Oddycham, wypoczywam, relaksuję się. Jest dobrze. Ostatni miesiąc jechałam na rezerwie .... nie! to nie była rezerwa tylko nędzne opary. Zbyt dużo miałam na głowie. Z jednej strony - hurrra! Wspaniale. Wiadomo : jestem potrzebna, sprawdzam się; są wymierne korzyści w postaci uśmiechniętego całą gębą konta. Z drugiej : buuuu! Na nic nie mam czasu. Dzieci ssąc kciuka kiwają się w kątach. Obraz nędzy i rozpaczy
Wreszcie wakacje! Nadrobię wszystko. Popełnię nowe wpisy na Vitalii, może nawet schudne (??? eeee ... takie rzeczy to tylko w erze).  I zrobię jeszcze coś fajnego : pojadę do Rzymu!   3 minuty temu zakupiłam przelot w te i nazad i jestem gotowa   Mentalnie oczywiście jestem gotowa, bo rzeczywistość wygląda następująco :
- nie mam gdzie mieszkać (wciąż szukam hotelu, hoteliczku, hotelątka)
- nie mam planu wycieczki
- nie wiem co zwiedzać
 I najważniejsze : czy mnie na to stać   Odpowiedź jest prosta: ani trochę! Po powrocie będę wypasać swoje dzieci na pobliskiej łące, żywiąc nadzieję, że pojawi się tam jakaś zbłąkana krowa sąsiadów to przynajmniej nabiał będzie.



14 lutego 2013 , Komentarze (11)

Na górze róże na dole fiołki, a my się kochamy jak dwa aniołki

albo

Na górze róże na dole bez, a my się kochamy jak kot i pies

Kto to pamięta?


Dostałam różę od mojego Walniętego więc wierszyki akuratne. Też go kocham.

5 lutego 2013 , Komentarze (3)

Jeszcze rozemocjonowana popełniam posta z londyńskim duchem.
Było cudownie (albo lepiej). Gdy wylatywaliśmy w naszym kraju panowała zima (śnieżyca, zamiecie, minusowe temperatury). Trochę niepokoiłam się czy zdążę wrócić na czas (jutro maszeruję raźnym kroczkiem do pracy). Zamknięte lotnisko lub odwołany z powodu złych warunków pogodowych lot mógłby bardzo skomplikować mój plan urlopowy. Ale udało się! Jestem w swoim domku, na swojej kanapie, ze swoim laptopem na kolanach Okazało się, że w Londynie wiosna :) Miasto powitało nas słonkiem, wysoką (jak na styczeń) temperaturą i absolutnie przyjazną atmosferą. Londyńczycy są bardzo przyjaźni, pozytywnie nastawienie do turystów, służący pomocą każdej napotkanej na drodze gapie (czyli mnie). Zarezerwowaliśmy sobie noclegi w hotelu Premier Inn. Był to strzał w dziesiątkę. Budynek usytuowany obok (dosłownie) stacji metra. Wygodny, czysty, cichy, ze sprzątającymi krasnoludkami pod naszą nieobecność (to szczególnie fajne) Dodatkowym atutem oczywiście niska cena.
Co zobaczyłam? Turystyczny standard: London Eye (obowiązkowa przejażdżka), Muzeum Madame Tussauds (polecam!), oraz Muzea : Natural, Science, British, także Tower, Tower Bridge, Westminster Pałac i Abbey, Buckingham. Pozachwycałam się Big Benem. Poszwędałam się po Notting Hill. Zubożałam do granic możliwości na Oxford Street Z młodszym synem zaliczyłam londyńskie zoo (warszawskie lepsze) oraz odwiedziłam stadion Arsenalu (starszy nie popuścił) Mój debeściarski mąż zabrał nas też na rejs stateczkiem po Tamizie, gdzie popijaliśmy sobie grzane wino i podziwialiśmy widoki za oknem. Było naprawdę wspaniale. Naładowałam tak akumulatory, że do majowego weekendu będę pracowała jak mrówka.
Ale ! (Tak! było ALE!!!) Ale o co chodzi z brytyjskimi mamami??? Pomimo, że było ciepło (około 10 stopni), to jednak zasuwałam w ciepłej kurtce, rękawiczkach, szaliku,czasami czapce. Natomiast wielokrotnie widziałam mamuśki z  niemowlętami na rękach bez czapeczki, bez kurtki, tylko w śpioszkach. Krew w żyłach zmroził mi widok mamy próbującej karmić płaczące dziecko (bez czapki, w cienkich rajstopkach i kaftaniku) oraz kobiety, która niosła (uwaga!!!) dziecko w body na krótki rękaw (też płaczące) - w obydwu przypadkach miałam ochotę powiedzieć im, że dzieci płaczą, bo im zimno. Dodam, że mamy też były rozebrane. Co Wy na to? Ok, wiem, jestem zmarźlakiem, ale to chyba jednak przesada.


A!!!Zapomniałam!!! Dlaczego w tytule Lady Chapel?  Ponieważ to miejsce wywarło na mnie ogromne wrażenie. Rzeczywiście jest jednym z cudów świata. Niewątpliwie zapytana na szybko o najlepsze wrażenie z Londynu wskażę właśnie to miejsce.

21 grudnia 2012 , Komentarze (6)

Hej, co się stało z 2012r?  Przed chwilą zaliczałam Sylwestra, potem krótką chwilą mignęła wiosna, zaraz za nią kilkuminutowe lato, jesieni nie zauważyłam, a dziś okazuje się, że zaraz koniec roku. Jak to?  Co się dzieje z tym czasem? Czy ktoś mógłby nieco zwolnić ten rollercoaster ?! Jak tak dalej pójdzie to nie zdążę zestarzeć się z godnością. Po prostu któregoś dnia obudzę się jako starsza pani, obok starszego pana i CO NAJGORSZE ze starszymi dziećmi   Ok, ok .... żarty żartami, ale każdy kolejny rok mija mi coraz szybciej. Myślicie, że to możliwe aby Ziemia z większym impetem wirowała? Innego wytłumaczenia chyba nie ma
A co u mnie? Nic ciekawego. Nie mija mi fascynacja pracą. Nadal jestem na totalnym haju wykonując zadania z zakresu moich obowiązków. Od dziś urlopuję do 27. XII. Fajnie! Przyda mi się mimo wszystko trochę odpoczynku. Z niecierpliwością oczekuję Świąt. Uwielbiam ten czas, oczywiście już naspraszałam gromadę ludu na świąteczny obiad, teraz zastanawiam się nad tym czym podjąć gości. Macie jakieś fajne sprawdzone przepisy na pyszności?
Oczekuję też Mikołaja, zważywszy na to, że byłam bardzo grzeczną dziewczynką, powinnam dostać naprawdę fajne prezenty. Mikołaju - liczę na to ! 
Boję się, że moje młodsze dziecię będzie trochę rozczarowane tegorocznym podarunkami, bo niezbyt  licują z jego potrzebami Młodszy dostanie gitarę, starszy Assassin'a , obydwaj dostaną torby ze słodyczami, mąż - portfel i tomik Szymborskiej, kupiliśmy też wycieczkę do Londynu, dzieci znajdą bilety pod choinką. Ciekawe jak zareagują
Na moją dietę spuszczę zasłonę milczenia, szkoda gadać. Nie wiem jak to się dzieje, że mieszczę się we wszystkie ciuchy ... ale profilaktycznie się nie ważę, nie chcę psuć sobie humoru przed świętami

18 listopada 2012 , Komentarze (8)

 ... jakie upłynęły od mojego ostatniego wpisu. Nie mam czasu :)
Na wadze nic się nie zmieniło. Nie miałam zbyt dużej motywacji do działania, ponieważ cały czas uważałam, że mam fajną figurę  ...do czasu ... mianowicie - za tydzień idę na wyjątkową imprezę, na której spotkam wiele osób niewidzianych od stuleci. Dlatego też zapragnęłam natychmiast ważyć o 5 kg mniej. Tak, wiem, że to niemożliwe więc zrobię wszystko aby zrzucić chociaż 5 dag.   W związku z tym zdjęłam z haczyka w pralni swoje wysłużone hula hop  i powróciłam do kręcenia 20 minut dziennie. Co ciekawe - sięgnęłam swoje dwa sklejone taśmą kółka ze sklepu zabawkowego. Zdecydowanie lepiej kręci mi się tym, niż wielkim, ważącym ponad 1 kg  młyńskim kołem z wypustkami. To koło jest dla mnie za ciężkie - po chwili kręcenia odczuwam mdłości od uderzeń w brzuch, ponadto bardzo boli mnie kręgosłup. Boję się, że będę miała problemy z kręgosłupem. Natomiast kręcąc zwykłym hula hop wiem, że pracuję na ładny brzuch. Ach! Przy okazji pochwalę się - wczoraj zaproponowałam mojemu 15-latkowi test mięśni brzuszka.Małolat ochoczo przystał na sprawdzenie by udowodnić, że nie mam z nim szans iiii ... wymiękł!!! ależ zyskałam szacun w jego oczach Oczywiście dziś z  samego rana ćwiczył mięśnie brzucha.
Oczywiście nadal dwa razy w tygodniu biegam na aerobik (TBU) prowadzony przez Super Ciacho (zmieniono prowadzącą na chłopaka, który za punkt honoru postawił sobie zrobienie z nas chińskich gimnastyczek )


Co ponadto? Praca, praca i jeszcze raz praca. Czasami mała wycieczka, czasami kino, czasami teatr, czasami kanapa, pilot i telewizor


10 sierpnia 2012 , Komentarze (11)

Pod wpływem przeczytanego u jednej z Vitalijek postu przypomniał mi się dowcip: "Mąż patrzy z zachwytem na swoją żoną i mówi : tyłeczek masz naprawdę całkiem, całkiem. Cycuszki jak u nastolatki, nogi długie i zgrabne, buźka śliczna ... ech! wzdycha rozmarzony i dodaje : żebyś ty jeszcze obca była"   Cóż ... bardzo życiowy dowcip 

Ponieważ nie mam ponadto nic ciekawego do powiedzenia, powtórzę za moją ulubienicą Annie Wilkes : jeśli będziecie potrzebować natchnienia - pomyślcie o mnie

23 lipca 2012 , Komentarze (15)

Nie chcę, nie zamierzam, nie planuję się chwalić, chcę tylko uprzejmie poinformować, że ... BYŁAM W PARYŻU !!!!!!!!!!! 
Wyjazd był absolutnie spontaniczny. Planowaliśmy urlop w przeróżnych miejscach na kuli ziemskiej, ale ani trochę nie braliśmy pod uwagę Francji. Kilka dni przed wyjazdem, mój mąż i starszy potomek wertowali oferty Interhome i zupełnie dla żartu sprawdzili propozycje noclegów w Francji. Po 30 sekundach było pewne, że pojedziemy do Paryża. Co ciekawe z oferty Interh. nie skorzystaliśmy, natomiast przez internet znaleźliśmy wygodny, czysty hotel z cenami na kieszeń zarabiających w zł, a nie euro . Dobra lokalizacja (8 minut do metra) sprawiła, że zarezerwowaliśmy pokój dla naszej familii.
Pokonaliśmy 1700 km autem i wiadomo co było dalej : każdego dnia zakochiwałam się w tym mieście. Mój mąż opracował plan zwiedzania na każdy dzień, dzięki temu uniknęliśmy chaotycznego biegania po mieście. Zobaczyłam wiele pięknych zabytków. Dotarło do mnie co uczyniło szereg wojen naszemu krajowi. Zrozumiałam co straciliśmy przez zabory, grabieże itp. Jeden cały dzień poświęciliśmy na oglądanie skarbów zgromadzonych w Luwrze (ulegałam urokowi Mony). Zaliczyliśmy oczywiście Katedrę Notre Dame,  Łuk Triumfalny oraz Grande Arche. Zachwycałam się uliczkami Montmartre oraz podziwiałam Sacre Coeur. Oglądałam Pałac Inwalidów odwiedzając grób Napoleona. Kawkowałam się w Ogrodach Luksemburskich i rozpływałam podczas podróży tramwajem wodnym po Sekwanie. Bratałam się Bruce Willisem, Jeanem Reno i Putinem w Muzeum Figur Woskowych. Natomiast nie zapałałam miłością od pierwszego wejrzenia do Wieży Eiffla To uczucie narodziło się we mnie w nocy 14 lipca, gdy pojechaliśmy na Trocadero obejrzeć pokaz sztucznych ogni z okazji święta narodowego. Błyskająca światełkami wieża sprawiła, że stałam oniemiała, podtrzymując podbródek by moja szczęka z hukiem nie spadła na ulicę. Ostatniego dnia na Moście Zakochanych przypięliśmy kłódeczkę z zapisanymi swoimi imionami i datą ślubu. Wrzucając kluczyk do Sekwany obiecałam sobie, że kiedyś tam wrócimy ...
Jestem totalnie zakochana.
I wiecie coooo ... chudsza też!

17 czerwca 2012 , Komentarze (4)

Hmmm ... nie jestem ortodoksyjną katoliczką, ale poniższa historia (biblijna na pewno) sprawia, że rozważam powrót do obżarstwa i nicnierobienia w pozycji horyzontalnej.

Była sobie para z 60-letnim stażem małżeńskim. Nie byli bogaci, ale dawali sobie radę, ostrożnie gospodarując pieniędzmi. Mieli po 85 lat, ale byli dobrego zdrowia, głównie dzięki żonie, która przez ostatnią dekadę kładła wielki nacisk na zdrowe jedzenie i ćwiczenia. Z pewnością żyliby jeszcze długo, jednak podczas podróży rozbił się ich samolot. Tak więc trafili do nieba. Stanęli przed niebiańskimi wrotami, a św. Piotr wprowadził ich do wewnątrz. Zabrał ich do pięknego dworku, umeblowanego w złoto i jedwabie, z pięknie wyposażoną kuchnią i wodospadem w głównej łazience. Zobaczyli służącą, wieszającą ich ulubione ubrania w szafie. Westchnęli oszołomieni, gdy Piotr powiedział:
- Witamy w niebie. To będzie teraz wasz dom. Staruszek zapytał Piotra, ile to wszystko będzie kosztować.
- Ależ, nic - odpowiedział Piotr - Pamiętajcie, to nagroda, którą otrzymujecie w niebie za wasze życie na ziemi.
Staruszek wyjrzał przez okno i zobaczył wielkie pole golfowe, wspanialsze niż jakiekolwiek na ziemi.
- A jakie tam są opłaty? - mruknął.
- To jest niebo - odpowiedział św. Piotr. - Tu możesz grać codziennie, za darmo.
Potem udali się do klubu i zobaczyli obficie zastawiony stół, z każdą kuchnią, jaką sobie można wymarzyć. Staruszek patrzył na owoce morza, steki, egzotyczne desery i przeróżne rodzaje napojów.
- Nawet nie pytaj - św. Piotr uprzedził staruszka. - To jest niebo, to wszystko jest za darmo dla was, cieszcie się.
Staruszek rozejrzał się wokół i nerwowo spojrzał na żonę.
- Dobrze, a gdzie są niskotłuszczowe, niskocholesterolowe potrawy i bezkofeinowa kawa? - zapytał.
- To jest najlepsza część. - odpowiedział św. Piotr. - Możecie jeść i pić ile chcecie i nigdy nie będziecie grubi ani chorzy. To jest niebo!
Staruszek wciąż nie dowierzał.
- Żadnej gimnastyki, aby to zgubić? - zapytał
- Nie, chyba że chcecie - odpowiedział Piotr.
- Nie ma badania poziomu cukru ani ciśnienia krwi ani...
- Już nigdy. Wszystko co tu robicie ma wam sprawiać radość. Staruszek spojrzał na żonę i powiedział:
- Ty i te twoje pier****ne otrębowe płatki! A mogliśmy tu być już dziesięć lat temu!

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.