Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tarantula1973

kobieta, 51 lat, Gorzów Wielkopolski

164 cm, 66.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

5 listopada 2012 , Komentarze (3)

Powróciłam szczęśliwie z wojaży rodzinnych. Ofkors nie bez przygód, ale i tak musze powiedzieć,że miałysmy fuksa.

Wczoraj jeszcze byłam na przywitaniu/pożegnaniu żużlowców (lał deszcz...ludzie jak się pchacie pod scenę to zwińcie parasole i nie birzcie dzieciorów na "barana" bo ci z tyłu też chcą coś zobaczyć...poza tym nie każdy lubi być popychany lub kopany przez bachory siedzące na oklep na rodzicach). to w nawiasie to takie moje fobie, nienawidzę tłumów, nienawidze być dotykaną, przesuwaną, poklepywaną ...no i co tu kryć nie lubię dzieci.

Później z racji moich wczorajszych urodzin i z racji zbiórki organizacyjnej przedandrzejkowej zrobiliśmy rundkę po lokalach od PRLu poczynając (speluna) na Biesiadnej kończąc (dobra pizza) - tam pokonało mnie piwo Celtyckie i trzyma mnie do dziś. No cóż, jak ktoś ma słabą głowę...i tak dalej. Na koniec w łóżku kieliszek szampana. A dziś do pracy, a we łbie huczy, w oczach karuzela....i już wiem, dlaczego tak nie lubię alkoholu. Goopia ja!

Mój jadłospis na dziś obejmuje :

I - płatki cheerios, kawa

II - jogurt, danio truskawkowe, jabłko

lunch - 2 gotowane pulpety

obiad - miseczka mojej wariacji nt spagetti, makaron pełnoziarnisty

kolacja - jajko, sałatka z mixu sałat pomidorów papryki.

Cwiczenia - 40 minut na stepperze ( nie dam rady Chodakowskiej na kacu).

Poza tym wyruszam na poszukiwania "małej czarnej", bo taki strój będzie obowiązywał na imprezie.... O jessssuuuu ...w co ja sie wpakowałam ?!

Dobra, spadam!

31 października 2012 , Komentarze (7)

No i stało się. Torba spakowana, młoda gotowa, mąż pożegnany. Jedziemy po pracy. Mam tylko nadzieję, że młoda się nie spóźni !

Wczoraj dzień zakręcony na maxa, dom pełen nastolatek drążących 15 kilogramową dynię i kombinujących przebranie na halloween. No i dziewczyny mnie obsiadły i zaczęły się żalić...bo dostały opiernicz od katechetki, że Halloween, że dynia....siostra poczuła misję i próbowała ostro nawrócić dziewczyny na właściwe tory.No masakra. Ja wiem, religia, pogaństwo i te sprawy. Rozumiem. Z jednej strony to, z drugiej strony szkoła (świecka) organizuje młodzieży takie imprezy...Przecież nikt nie jest głupi, ma swój rozum.... a takie demonizowanie Halloween to chyba też przesada. Czy moje dziecko będzie opętane jeśli przebierze się za zombi, pozbiera cukierki i postawi dynię? Ludzie , nie dajmy się zwariować ! Albo ja mam takie luźne podejście do tego albo zwariowałam i stącam duszę mego dziecięcia w odmęty pogaństwa i bezeceństwa !

Wczoraj też spędziłam mnóstwo czasu tam, gdzie nie za bardzo chciałam być. I cóż, powiem tak, nawet tam, w oazie dobroci i miłości braterskiej brzydka ludzka natura wychodzi w całej okazałości. I mnie to też dotyczy, po 2 godzinach oczekiwania ja również nie miałam ochoty przepuszczać matki z dzieckiem, bo wiedziałam, że to będzie dodatkowe 15 minut czekania ( a godzina juz raczej była mocno wieczorna). A matka z dzieckiem nawet nikogo o to nie poprosiła, na szczęście! Poza tym nikt z gospodarzy nie zainteresował się tłumem kłębiącym się w poczekalni, cóż wszyscy jesteśmy tacy sami - odbębnić swoje i zniknąć, czy to święty czy świecki czy....życie. Stąd też, jak wróciłam około 22 do domu to padłam na futon z plastrem sera żółtego w jednej ręce i parówką w drugiej. I to była moja kolacja tego dnia.

Dziś moja dieta nie wygląda wcale lepiej...należałoby spuścić grubą zasłonę milczenia na to co spożyłam i spożyję w dniu dzisiejszym....

Rano - twarożek, plaster gotowanego kurczaczka (matko ...jak to wstrętnie brzmi)

II - śniadanie - ciastko z brokułami

lunch - ciastko z szynką (oba ciastka z piekarni obok pracy...ciacha wytrawne, lajtowe jednak nie zmnienia to tego, że ciastka)

poza tym w czekają kanapki z serem, paczka kabanosów i milky way. Kompletnie nie umiem jeść w drodze, zapakować jedzenia na drogę. Wogóle dzień przed wyjazdem mam taki nieogar, że nie wiem jak się nazywam.

Ale żeby nie było, że jestem taka beznadziejna : mam power, mam motywację, mam chęci ! Wracam w niedzielę zwarta i gotowa.

 

30 października 2012 , Komentarze (4)

Dziś, godzina 6:20 rano...wychodzę przed dom...i wkraczam w świat, w którym ktoś rozerwał pierzynę ! Padał przecudny, gruby, puchaty śnieg !!! Niestety zanim dojechałam do pracy te piora zamieniły się w mżawkę.... Sama nie wiem, czy chcę już tego śniegu czy nie...raczej wolałabym słońce szczególnie jutro, na podróż. No bo jak ktoś jest debilem (tak jak ja) i przez 3 lata unika jak ognia jazdy autem dalej niż do Kłodawy lub Nierzymia, i nagle tydzień przed Wszystkimi Świętymi stwierdza, że jednak było się doskonalić  w jeździe autkiem - to teraz musi liczyć na busy, autobusy i takie tam środki transportu publicznego. A mój mąż mówił...prosił ale nie, gdzieżbym ja go posłuchała. I od 3 lat jest tak samo...on zostaje w Gorzowie, bo tu pochowany jest jego ojciec, ja z młodą zapieprzam w rodzinne strony ofkors komunikacją z kilkoma przesiadkami...W tym roku jeszcze nie wykupiłam sobie uprawnień na pociag i pozostaje mi bus. No i ok. Na przyszły rok pojadę już autkiem, sama, bez gpsa w postaci małżonka siedzącego obok.

Wczorajszy dzień dziwny. Wychodziłam wcześniej z pracy bo dalej pierniczę sie z zębami. I oczywiscie wczoraj stało się to, o czym od wielu lat myślę za każdym razem, kiedy siedzę na fotelu u dentysty. Tak, właśnie wczoraj uroczyście, z przytupem stało się to - otóż pękło mi wiertło podczas pracy, w gębie !!! Boszzz, masakra. Raczej będę miała traumę na resztę wizyt. Dobrze, że byłam znieczulona, niewiele poczułam. No. Na szczęście te grube roboty wiertnicze już się skończyły. Mam juz miarę, prace poszły do technika, i za tydzień skończą sie moje męki ostatecznie.

Siedzę w pracy, popijam zieloną herbatę (której nie cierpię !) i marzę, żeby już stad wyjść. Mam początki raisefiber, jak zwykle, nienawidzę podrózować środkami transportu publicznego, zawsze mam traumę, ze nie zdążę, że gdzieś utknę na noc...masakra.

Jadłospis na dziś jest następujacy :

I - twarożek z jogurtem greckim, kawa z mlekiem ( tak mnie zamroczyło, że posłodziłam dziś kawę - niedobra była!)

II - Danio czekoladowe, jabłko

lunch - sałatka z pstrągiem (kupna - tak wiem, porażka...), gorący kubek - rosół (chyba baranka sobie strzelę moze mi rozum wróci)

obiad - zupka warzywna

kolacja - jajeczniczka, warzywka

Jestem w fazie jadania nabiału na śniadanie. Jest więc monotematycznie - twaróg albo z jogurtem, albo pokrojony w paski, posolony, popieprzony...Na razie płatki, owsianki odstawione. I nie wiem, czy to zdrowe, bo od paru dni czuję się pełna ponad miarę, choc wcale duzo nie jem. Andrzejki się zbliżają a ja czuję się tak jak wieloryb wyrzucony na plażę, żołądek mam w połowie przełyku....Oj..źle się dzieje, źle...a wczoraj usłyszałam w radiu, że wrzodowcy źle znoszą nadmiar błonnika w diecie, wszelkie chleby ciemne, z ziarnami....no wypisz wymaluj moje dolegliwości. Powinnam się przerzucić na gęste, pełne gotowanych warzyw zupy, i ziemniaki w zupie, bo ziemniaki jako ziemniaki nie tuczą, tuczą natomiast ziemniaki z tłuszczem. I ztą mądrością medycyny wschodniej zostawiam Was...bo szefowa za plecami rozwiązuje poważny problem, czuję że powinnam w tym uczestniczyć...

26 października 2012 , Komentarze (2)

No i po imprezach. Było miło, sympatycznie, luzacko....a nie spodziewałam się tego po pracowej imprezce. Był kawałek torta i kawałek ciasta z kokosem. Był obiad : pyszna zupa-krem z brokuła i filet z kurczaka z ananasem. No i później zimne przekąski. No i trzy kieliszki czerwonego wytrawnego wina...Najadłam się ale nie objadłam, pelna kultura. Były śpiewy, śmiechy, śmieszne focie...Ale żeby nie było tak rószowo to zaraz po wypłacie lece po kieckę, bo widzę, że jednak bez tego się nie obejdzie. Zostałam odwieziona do domu wielkim samochodem...zapadłam się na siedzeniu jak w pierzyny!

W domu czekał na mnie bukiet 15 bladoróżowych róż i pudło rafaello (mmm uwielbiam). Rafaello będę sobie dawkować w niedzielę, skoromnie. No i były 2 kielich szampana a szampan pyszny. Mmm mogłabym tak codziennie.

Dziś juz niestety proza życia. Ofkor dopadła mnie wczoraj oprycha...a tu w poniedziałek do dentysty...Faszeruję się więc tabletkami z acyklovirem i mam nadzieję, ze szybko przejdzie.

Jadłospis na dzis :

I - 4 plastry chudego twarogu, pomidorki koktajlowe, kawa  z mlekiem

II - jogurt brzoskwiniowy, ciastko Bel-vita, jabłko (baaardzo duże jabłko)

lunch - wątróbka duszona (dojadam resztki, zresztą nie chciało mi się wieczorem kombinować)

obiad - gulaszowa

kolacja - jakaś sałatka, nabiał

A teraz do pracy. Miłego weekendu !

 

25 października 2012 , Komentarze (5)

O boszzz...tak, to dzisiaj jest ten dzień ...dzień mojej klęski. I uiwerzcie mi, chciałabym już być w domu, wykąpana leżeć w pościeli i popijać szampana (nie wino musujące, PiW szarpnął sie na prawdziwego francuskiego szampana  ) z moim "ukochanym" od 15lat tym samym mężem . A tu niestety najpierw praca, później ten spęd u p. H. A idąc do pracy przypomniała mi się historia z jej udziałem i jej słowa "modlę sie za was". A było to po aferze, kiedy to w dziale zbuntowałyśmy się przeciwko niej i poniżaniu nas przez nią...Pani H. matą nieznośną cechę, że niby taka uczynna, dobra a tak naprawdę uwielbia wydawać polecenia, rządzić i tyrać ludzi. I dlatego nie pałam do niej sympatią, nie powinnam iść na to pozegnanie...z drugiej strony mama uczyła, że należy sznować ludzi ( ciężko mi to przychodzi )  i zachowywać się przyzwoicie ( no mamo !!! przegiełaś!!). Więc postanowiłam nie robić trzody ( sama się dziwię) i pokazać swoją wyższość poprzez swoje zachowanie na poziomie ( pokrętna logika). Mam nadzieję, ze ten dzień szybko minie !

Mój jadłospis bedzie dziś tragiczny :

I - 3 plastry białego sera chudego, 2 plastry szynki szwardzwaldzkiej, 3 pomidorki koktajlowe, kawa z mlekiem

II - danio truskawkowe, 2 figi

lunch - 2 kawałki banana bread

obiad i kolacja - imprezowo, alko

wieczór - upiję sie szampanem przed snem!

Jurto pewnie będę zdychać, trudno się mówi.

A propos banana bread. Tyle razy miałam to robić i sama nie wiem jak mogłam tak długo zwlekać. Ale zrobiłam i zakochałam się ! Banana bread jest pyszny, wilgotny, ma chrupiącą skórkę, pachnie bananami ! Nie jest pewnie zbyt dietetyczny ale ... napewno zmniejszę ilosć cukru do minimum, napewno dodam mąkę pełnoziarnistą. Jeden kawałek spokojnie moze zastapić lunch do pracy, czy poranne śniadanie. No bo jak ktoś je całą blachę (jak mój PiW) ...to waga niestety nie pozostanie obojętna!

Dobra, spierniczam do pracy, samo sie nie zrobi!

A, Esterka - cięty dowcip, bardzo smaczny!! Ale ja i tak wolę srebro, srebro jest piękne, złoto postarza. A chłopakom bardzo do twarzy w srebrze.

Tak , napawałam się wczoraj powtórką z porażki falubazów. To miód na moje serce!

24 października 2012 , Komentarze (4)

Waga uparta nie spada. Czy ja jestem goopia czy ta waga?! Brak mi już sił, bo ciągle nie ma efektów. Pewnie to moja wina, tak, to moja wina. ciągle coś robię nie tak i efekty, a raczej ich brak, są widoczne

Wczoraj PiW próbowal mnie skusić czekoladą (gorzką). Nie dałam się ! Poza tym spacerujac wczoraj szybkim krokiem po Gorzowie (w poszukiwaniu pewnej ulicy...) z cukierni wołały mnie różne ciastka, ciasteczka, pączki...nie, nie nic z tego, nie jadłam, nie kupiłam. Obeszłam się smakiem. Za to jutro...masakryczny dzień dla mnie : dwie imprezy jednego dnia. Bo i pożegnanie koleżanki, która odchodzi na emeryturę - szykuje się gruby melanż z obiadem, ciastami i dużą ilością alko...no i rocznica ślubu. Jak ktoś chce, to moze mnie podmienić - i na imprezie i na rocznicy...a ja spokojnie po cichu oddalę się w kierunku Antypodów.

Wczoraj na kolację usmażyłam sobie małe naleśniczki. Nadziałam je szpinakiem i fetą. Pysznosci ale nie był to dobry pomysł na wieczór. Biorac pod uwagę moje ciągłe problemy jelitowo-żołądkowe, chyba powinnam miec parcie na rośliny i gotowane. i chyba znów wrócę do jedzenia samych warzyw, nabiałów, pozegnam się znów z mięsem.

Dzisiejszy jadłospis :

I - płatki z mlekiem, kawa na szybko wypita w biegu między kuchnią a przedpokojem

II - danio brzoskwiniowe, kisć winogron

lunch - 2 małe naleśniki z feta i szpinakiem, jabłko

obiad - nie chcecie wiedzieć....wątróbka duszona (uwielbiam, jedyna okazja żeby ją zjeść to nieobecnosć dziecka)

kolacja - juz nie będę taka goopia...kolacja bedzie białkowa- nabiałowa

Zamiast Chodakowskiej było 30 minut na stepperze podczas oglądania gotujacej Anki Starmach...ja nie wiem mam obsesję albo oglądam programy kulinarne albo żużel ...no właśnie dziś powtórka meczyku z Zielonej ...już słysze darżynkiewicza " brązowe medale zostaną jednak w Zielonej Górze .." a tu doopa na ostatnich metrach Sullivan wywiózł falubaza i medale pojechały do torunia.

Muszę znaleźć pomysły na lanczyki, bo jednak wydaje mi się, że to co jem jest za bardzo kaloryczne. Zagłębię się zatem w wuja google, poszukam, przy okazji pogapię się na goldi...

uparcie wizualizuję sobie w głowie to.... jak będę mocno tego pragnąxc to się uda, no nie ?

a, zapomniałabym, chcę kota....syjamskiego ! 

  Samo piękno na czterech łapkach

23 października 2012 , Komentarze (1)

No i doopa....Swindon skopał dupę w finale Piratom, na pirackim torze...No i Piraci nie mają złota. A tak liczyłam, że jak nie Stal to chociaż oni. No i dobra, fajnie, że polsat sport to pokazał bo już przestalam liczyć. tak więc obejrzałam wczoraj ostatni meczyk żużlowy w tym sezonie, trzeba teraz czekać do lanego poniedziałku.

Piraci po meczyku eh...choć raz się tak ubłocić, sponiewierać, bujnąć choć pół kółka...

Cieszy natomiast wynik niedzielnego spotkania i widok brązowych medali spoczywających na piersiach Torunian ! Ja wiem, to jest świństwo, pewnie fajnie by było jakby dwie lubuskie drużyny były na podium z medalami...Niestety nienawiść jest silniejsza, ja się zainfekowałam wirusem antyfalubazu, ta sprawa jest nie do przejścia. I jeszcze ta obsada komentatorska....boszzz widzisz, słyszysz i nie palniesz tych dwóch pacanów w te końskie łby!! Masakra !

Byłam u lekarza w piątek, zostałam osłuchana, lekarz stwierdził, że nic nie słyszy złego. Jestem zdrowa. dokuczają mi tylko bóle pleców, górnego odcinka (płuca) - to mnie właściwie wystraszyło i zmotywowało do pójścia do przychodni. Dostałam lek przeciwbólowy na receptę, po nim ból ustępuje...no ale nie można go nadużywać, a plecy bolą....

Wczoraj zaliczyłam spotkanie z Chodakowską, zakwasów nie ma - nie jest źle ale kondycja pożal się boszzz. Dziś też mam chodakowską na tapecie. Jutro sobie zrobię dzień przerwy.

Wczoraj dziecię me pojechało z klasą na wycieczkę do stolycy. Napisała wieczorkiem 3 smsy (na cały dzień były 4). Fajnie się wraca do pustego mieszkania, PiW ma popołudniówki, młodej nie ma...można robić co sie chce!!!

Co dziś zjadłam i zjem?:

I - płatki + crunchy owocowe, kawa z mlekiem

II - sałatka owocowa z jogurtem greckim ( kiwi, filecik z czerwonego grapefruita - a co, ogląda się masterchefa, to wiem!, 1/2 banana), ciastko belvita

lunch - łosoś - mała porcja, 2 łyżki szpinaku,jabłko, 1 belvita

obiad - sznycel z indyka, ziemniaki, ogórki konserwowe w chilli

kolacja - jajeczniczka, pomidorki koktajlowe / twarożek chudy, pomidorki

Wago spadaj!!! Póki co, nic się nie rusza..mam podejrzenie, ze zepsuta, no bo jak inaczej to wytłumaczyć (po prostu babo za dużo żresz!).

Nadal nic nie wydumałam na andrzejki, już nawet mi się odechciało wychodzić. Odechciało mi się też jechać do rodziców w przyszłym tygodniu....Najchętniej wyeksmitowałabym się na bezludną wyspę lub australijskie golden coast, ofkors nie sama, o nie! Póki co jestem tam myślami ....chcę tam

          

Pięknie !

18 października 2012 , Komentarze (6)

Dziś od rana potworny atak kaszlu.....aż mi się niedobrze zrobiło. Boszzz niech to się już skończy !!

Jadłospis :

I - twarozek, 1/2 kubka kawy

II - owsianka słoiczkowa z kiwi i śliwkami - w słoiczku po koncentracie pomidorowym z Łowicza (tym większym)

lunch - płatki ryżowe z kiwi (jedyna postać ryżu, którą akceptuje to sushi i płatki ryzowe)

obiad - zupa szczawiowa z kaszą jęczmienną i jajkiem

kolacja - tost na słodko ( takie małe szaleństwo z okazji czwartku) lub rybka

Dalej nie spożywam warzyw. Mam jakiś wstręt. No już nie wspomnę o tym, że cały czas od wiosny trzymam się z dala od ogórków. Na ich widok mi się robi niedobrze. Nie wiem co to jest, tak samo mam z kalafiorem, brokułem...o co chodzi?!

Za to nadrabiam jabłkami, muszę jednak je obierac i kroić (jak bezzębna stara babcia) bo boję się o licówkę. O boszz czy ja nie moge być normalna? ciągle tylko jakieś problemy z jedzeniem mam...

Wybieram się na działkę, być może...dawno tam nie byłam, zobaczę co się święci. Przy okazji zahaczę o sklep rybny...potrzebuję rybki, a mój sklep na ryneczku zamknięty

Jutro meczyk finałowy Poole - Swindon, mam nadzieję, ze Piraci się podźwigną (7 punktów to nie jest strasznie dużo  ) i będą mieli złotko. Jak się ma Krzysia w składzie to nie moze być źle (no szkoda, ze u nas się nie sprawdziło, ale w tarnowie raczej twardo i ślisko było). Angole raczej kartofliska robią więc wierzę, że będzie złotko!!! Ofkors tv nie pokaże tego, no bo po co....oszołomy! No ale ja znów o żużlu...

Wczoraj Pan i Władca zaplątał się w lesie, przyniósł podgrzybki...były na kolację. A ja ani razu w lesie nie byłam tego roku, tu w lubuskich lasach straszny wysyp pająków jest a poza tym, po historii rodzinnej jaka miała miejsce w lecie - boję się kleszczy i boreliozy.

Właśnie wklepuję sprawozdanie na portalu gus..masakra, czuję sie jakbym zjechała do kopalni na szychtę !

 

17 października 2012 , Komentarze (2)

Samopoczucie dużo lepsze niż wczoraj. Nareszcie odzyskuję głos, z nosa mniej cieknie. Ufff dochodzę do siebie. Niestety jutrzejsza wizyta u dentystki nie dojdzie do skutku, no bo jednak jeszcze chora, kaszlę, smarkam - jak usiądę na fotel na 2 godziny piłowania, wiercenia itepe...No i tu zonk : cały następny tydzień pani doktor nie będzie...i nie wiem, kiedy mnie przyjmie, kiedy mnie tam wciśnie w swój kalendarz ( a niestety albo stety rozchwytywana jest). Cóż, pozostaje mi czekać na telefon z gabinetu. I zaraz kasa mi się rozejdzie....

W słuchawkach dalej Marley, rozchmurza mi nawet niechmurzasty dzień. Aż chce się żyć...ofkors gdzieś na rajskiej wyspie, gdzie jest ciepło, słonecznie i spokojnie. A do czytania dalej Atlas chmur...i wiem już, że nie moge czytać przy jedzeniu, bo wczoraj ze śmiechu o mało co nie udławiłabym się.

Mam ubaw także z wczorajszego meczu. Piłką nożną się nie interesuję ale z racji tego, że mam kibica piłkarskiego pod dachem, byłam świadkiem cyrków odprawianych na Narodowym....No ładnie panowie pojechali, dziś w sieci oglądam memy z Narodowym i po prostu...brzuch mnie boli od śmiania. No ale takie rzeczy tylko tutaj. Dach, który otwiera się, gdy zapowiadają ulewę, murawa dostosowana do koncertów a nie "haratania w gałę"...co to qwa jest?????

Mój jadłospisik na dziś :

I - twarożek, plaster szynki, jajko

II - kaszka manna

lunch - 2 kromki chleba orkiszowego z wędliną i serem (boszzz musze odstawić ten chleb...na co mi to?), jabłko

obiad - wczorajsza meksykańska

kolacja - jakaś rybka / a moze twarozek z pomidorami.

Ćwiczeń jeszcze nie będzie, jednak nie dam rady. No ale od poniedziałku wracam do chodakowskiej, słowo się rzekło. W poniedziałek będę już zdrowa.

Z rzeczy z doopy : nareszcie wczoraj kupiłam jesienne botki. Bo ileż można śmigać w obuwiu trekkingowym lub reebokach ? W końcu nie jestem już gimbusem. No więc zakupiłam, jestem zadowolona. Nie jest to moze szczyt moich marzeń ale ...nie jest źle.

16 października 2012 , Komentarze (2)

Heloł

Nadal chora, ale juz na ACC maxie - jest lepiej, nie czuje już w płucach/oskrzelach galarety, lżej mi się oddycha. Głos niski, schrypniety, sexi...no moge w sextelefonie pracować i kokosy zbijać .

Nadal pod wpływem skoku. Nadal fascynacja ludźmi, którzy przekraczają granice nieprzekraczalnego. Joe Kittinger - ten to dopiero ma cohones wielkości balonu wynoszącego w stratosferę. Właśnie obejrzałam video z przygotowań i jego skoku...masakra. To co zrobił Baumgartner przy wyczynie Kittingera jest trochę mniej heroiczne. Ale nadal szacun, technicznie to on miał jednak łatwiej. No i inny gość z jajami - pułkownik Stapp, który zrobił z siebie królika doświadczalnego ...klękajcie narody . Tacy ludzie są wśród nas i chwała im za to, bo nadal byśmy mieszkali w jaskiniach krzesząc ogień, albo i nie krzesząc...Kusi mnie biografia Kittingera ale przez  moją wrodzoną niechęć do czytania w języku lengłydż pewnie na kuszeniu się skończy. Moze ktoś przetłumaczy na polski..plisss.

A propos czytania....pani Kostova mnie już tak znudziła swoją książką, że będą 200 stron do zakończenia porzuciłam jej opasłe tomiszcze i rozpoczęłam "Atlas chmur". Już jej Drackula ciągnął się jak flaki z olejem ale to...boszzz ta książka nie ma w sobie życia. Fajny pomysł ale jest tak rozwlekła, tak przekombinowana, i te wydumane studium psychologiczne bohaterów...i znów jakieś listy z epoki...nie, miałam po tym niestrawnosci i z niechęcią czytałam kolejne rozdziały. Natomiast "atlas"...mmmm miód na moje serce. Czytam, czytam i tylko opadające od gorączki powieki zmusiły mnie do odłożenia. I z radością dziś zlegnę na futonie by czytać dalej...

ligi angielskiej znów wczoraj nie pokazali ale wiem, że kasper 10 pkt, a Swindon ma 7 pkt przewagi nad Piratami. I nie podoba mi się to. No bo jak nie Stal złoto, to chociaż Piraci osłodzą mi to srebro złotem!!

Poza tym odebraliśmy wczoraj pozwolenie na budowę i papiery do rozpoczęcia. Za 2 tygodnie dziennik i decyzja się uprawomocni. A od tej daty - 7 dni i można działać !!! Ofkors ja też musiałam być obecna w urzędzie mimo tego, że kazano mnie wykasować z inwestora. Ale chociaż pani urzędniczka miłą się okazała. Zresztą z moimi problemami głosowymi i tak nie zdołałabym jej ofuknąć więc...nie ma to znaczenia.

Mój jadłospis na dziś :

I - 2 jajka, 2 plasterki piersi z kurczaka, kawa

II - kaszka manna, nektarynka

lunch - kanapka : chleb orkiszowy z Almette śmietankowym i sałatą. Mam nadzieję, że moja licóweczka to zniesie i nie będę świecić szczerbą z powodu ułamania

obiad - zupa meksykańska (rodzina zadecydowała, ja wolałam krupnik ale zostałam przegłosowana)

kolacja - nie mam pojęcia ...moze 1/3 wedzonej rybki.

Od soku porzeczkowego niesłodzonego mam w gębie masakrę, od wycierania nosa mam jesień średniowiecza.... bardziej przypominam renifera Rudolfa niż człowieka.

Jak widać warzywa w mojej obecnej diecie są w zaniku, podobnie jak ćwiczenia fizyczne. jedyny sport jaki uprawiam to zwleczenie się rano do pracy, przyjście z niej, zwleczenie się z futonu po kolejne porcję rutinoskorbinu. Cóż szału nie ma, doopy nie urywa ale mam nadzieję, ze to tylko chwilowe, po weekendzie będzie lepiej! Niech tylko ta choroba minie.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.