Chyba wreszcie do mnie dotarło, że jestem gruba. Powinnam częściej patrzeć na siebie z boku, nie z przodu. Brzuchol wystaje i wygląda to okropnie. Czuje wystający brzuch, kiedy się schylam do butów, blee. W kurtce rozłażą się kieszenie, koszmar. Dla mnie 5 kilo robi dużą różnicę w wyglądzie i o te 5 kilo mniej, chcę i muszę powalczyć. Dziś na wadze 71.8kg, wrrr.
Wyciągnęłam dżinsy odłożone, bo za duże. Wkładam, pasują jak ulał. Porażka.
Wczoraj udało mi się opanować wieczorem i nie wrąbać słoiczka powideł, ale w sumie to chyba powinnam zrezygnować całkowicie z kolacji. Byłoby prawie IF, gdyby nie poranna kawa z mlekiem. Zobaczę… Nie chcę za bardzo wychodzić ze strefy komfortu, bo mnie to zniechęci. A poranna kawa, to najprzyjemniejsza część dnia i ciężko byłoby z niej zrezygnować. Próbowałam i czułam się nieszczęśliwa.
Żadne liczenie kalorii, bo to już hardcore, ale mniejsze porcje i bez podjadania, które ostatnio było zmorą. Nie zakładam terminu, ani ilości kilogramów jakie w nim zgubie, ale mam nadzieje, że pomału będzie szło w dół.
Nie chcę być gruba!