Jako, że odchudzanie mi nie idzie, motywacja szwankuje, a brzuch rośnie i ciuchy coraz ciaśniejsze, czas na działanie innego typu. Z pomocą, niespodziewanie przyszła mi reklama, która wyskoczyła mi na fb. Liposukcja kawitacyjna... oczywiście mnie zainteresowała bo bez wysiłku i nieoperacyjnie można zmniejszyć obwód brzucha, wiec hurra :) Nie wiem jak to będzie realnie i czy efekty będą tak powalające jak oczekiwane, ale byłam dziś na pierwszym zabiegu. Pół godziny masowania brzucha głowicą z ultradźwiękami. Wykupiłam pakiet dwunastu zabiegów za 1200zł i czekam z niecierpliwością na cud :) Jedynie picie hektolitrów wody psuje mi całą radochę, ale dziś zaliczone już ponad 1.5 litra i to niegazowanej, więc jest dobrze. Zastanawiam sie nad zakupem urządzenia do domowych ,samodzielnych zabiegów, ale tu muszę sie jeszcze skonsultować. Koszt nie taki wielki, a mogłabym sie rozprawić z tłuszczykiem na pupie, udach i innych częściach ciała, w domowym zaciszu i w dogodnym czasie. Działa też na cellulit i zmarszczki i w ogóle och i ach. Pomyślę...
Ostatni czas to po fazie na czekoladki, Która mi przeszła, pojawiła sie faza na lody. Moje ulubione koktajlowe były codziennie,ech łakomstwo. Na wadze oczywiście codziennie troszkę więcej, a ja codziennie obiecuje sobie, że od jutra dość, stop i w sumie to większą częśc dnia sie trzymam, ale potem wracają domownicy z lodami i szlag trafia cały grzeczny dzień. Dziś też w zamrażalniku moje ulubione koktajlowe i muszę się mocno trzymać, żeby ich nie ruszyć.