Pamiętnik odchudzania użytkownika:
eszaa

kobieta, 58 lat, Wałbrzych

162 cm, 77.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

2 stycznia 2021 , Komentarze (13)

Wszyscy biorą się za podsumowania i postanowienia. Ja, znając swój słomiany zapał, postanowień nie robię. Nie obiecam sobie, że będę więcej piła, bo to bez sensu, kiedy potrzeby picia nie mam. Mogę sobie co najwyżej obiecać, że schudnę, ale konkretnej liczby nie obstawiam. Tak niby postanawiam, ale nie do końca :) Waga robi mi ostatnio psikusy i wzrasta w tempie zastraszający i wstyd się przyznać do ilu kilosów doszłam. Nie powiem, że tyję z powietrza, ale coś jest na rzeczy, bo to aż niemożliwe, żeby przybierać kilogram dziennie. Całe szczęście, że koniec tego świętowania i można już normalnie, dietetycznie jeść. Nie kusi mnie nic poza dietą, o ile nie mam w domu. A nie mam w domu, bo nie mam potrzeby kupować. Niby takie świąteczne kilogramy szybko schodzą, ale jednak mnie to dołuje. Odrabiane strat zawsze u mnie polegało na przeróżnych kombinacjach dietowych typu dzień płynny, czy dzień białkowy, a teraz jakoś mi się nie chce. Mam powtarzalne menu, które lubię i czułabym sie nieszczęśliwa nie mogąc jeść jak dotąd. Wiem, dieta wymaga czasem wyrzeczeń, ale chyba mam chwilowo dość. Zmęczenie materiału...

29 grudnia 2020 , Komentarze (5)

Konkretny powrót na dobre tory planuje dopiero po Nowym Roku. Na razie jest niespecjalnie dietetycznie, bo np. dziś w ramach obiadu, ostatni kawałek makowego tortu. To koniec ciast, więc może być już tylko lepiej... do Sylwestra. U mnie tradycją sylwestrową jest jedzenie o północy jakiegoś tortu mojej produkcji, więc... no jakże by nie świętować tradycyjnie. Skromnie, bez wariacji, bo koło południa mam pogrzeb teściowej:( więc nastroje będą minorowe.

Jakaś ta końcówka roku niespecjalna. Zaczęłam niedomagać na jedną nogę, problem z kolanem, boląca łydka, jakby przykurcz i nawet nie wiem do jakiego lekarza sie udać po pomoc. Póki co, wzięłam leki przeciwzapalne i jest lepiej. Dobrze, że wiem jak sobie pomóc w razie wu. Nie dobrze, że te leki powodują u mnie tycie. Nie wiem czy zatrzymują wodę, czy spowalniają metabolizm ,ale zawsze mam minimum dwa kilo na plusie, kiedy to łykam. No nic to, zdrowie najważniejsze. Schudnę potem, nie pali się.

Z plusów tego roku, to zakupiliśmy w grudniu ogródek działkowy, więc wiosna zapowiada się pracowicie i większość roku na świeżym powietrzu. Już się nie mogę doczekać tych malin, czereśni i węgierek, które tam są. Planowania, siania, sadzenia i dbania.

To musi być dobry rok, czego i wam życzę...

27 grudnia 2020 , Komentarze (15)


Jakoś tak się przeciąga to świętowanie i staram się nie mieć wyrzutów sumienia. Jem co wszyscy, bez diety, bez liczenia kalorii, a waga sobie rośnie i rośnie. Wiem, że głupotą jest się ważyć co rano w święta, no ale cóż, siła przyzwyczajenia. Jednak trochę dołuje, a szkoda, że nie mobilizuje. Chwilowo nie mam ochoty na odchudzanie. Dopóki nie poznikają mi ciasta :) cukroholizm w natarciu. Jak tu nie grzeszyć, kiedy syn znów mi wyczarował tiramisu

Odkupione to obżarstwo bólami brzucha, ale cóż... na własna głupotę nie ma rady.

Cieszę się za to na piękne spadki, kiedy już mi się uda wrócić na właściwe tory.

Ruch znikomy, tylko poranny spacer z psem. Rowerek poszedł w odstawke, bo taka napakowana nie mam siły na pedałowanie. Kopnijcie mnie w zadek niech się wreszcie ogarnę, bo waga znów ponad siedemdziesiąt. A było tak pięknie...

Cieszę się, że jutro już normalny dzień, z normalnymi obowiązkami, bo to lenistwo już mi bokiem wyłazi.

14 grudnia 2020 , Komentarze (23)

Moje odchudzanie idzie jak powinno. Powoli, bez spiny, po prostu robię swoje. Jakoś tak bez fanfar przekroczyłam kolejny próg w dół i waga pokazuje 67 z kawałkiem. Kawałki bywają różne:) bo jednak lubię jeść to na co mam ochotę. W limicie kalorii, oczywiście.

Dziś były naleśniki z farszem z pieczarek, na jutro planuje makaron o smaku ruskich pierogów. Staram sie przeplatać węgle z białkiem. czyli jak węglowodanowy obiad, to białkowa kolacja i na odwrót. To chyba klucz do sukcesu. Przynajmniej dla mnie. Niezmienne jest śniadanie-owsianka z bananem i podwieczorek- gotowane jabłka. Obiad i kolacja powtarzalna, bo jak mi cos podpasuje, to mogę jeść na okrągło, a jeszcze jak słodkie, to wiadomo :) Dlatego śniadanie jest na słodko i kolacja często też, mimo że białkowa.

Powoli przygotowuje sie do Świąt /zakupy, porządki/ i boje się tego czasu. Nie wiem na ile starczy mi silnej woli, żeby się nie napakować tym czego jeść nie powinnam. Niby będą potrawy dietetyczne, ale ciasta za bardzo nie odchudzę, a ono jest moja zmorą. Syn zażyczył sobie karpatkę, o nieee! :) Będzie też tort makowy i sernik na zimno. Jak zwykle ciasta u mnie na święta musi być dużo :)

10 grudnia 2020 , Komentarze (4)

/Dziwny wygląd ma pamiętnik, nie wiem po co ktoś tu mieszał/

Od dłuższego czasu boli mnie żołądek, jakieś pół roku? postanowiłam  wreszcie zdecydować się na gastroskopie, na którą już jakiś czas temu mnie internista namawiał. Zadzwoniłam na teleporade, ale lekarz chciał mnie najpierw osobiście zbadać. Miałam więc wczoraj full service, bo mnie obadał, znaczy pougniatał obolały brzuch, nawet ekg kazał zrobić, do tego usg, gastroskopia i pakiet badan krwi, plus mocz. No szok co za opieka.

Dziś rano miałam być na czczo, bez mojej życiodajnej, porannej kawy, bez pokrzepiającego śniadania i nie wiem czy to z tego żalu, czy z czego, ale potwornie rozbolała mnie głowa. Ledwo sie doczłapałam do przychodni na dziewiątą. Zaliczyłam badania i przespałam pół dnia, żeby znów po południu zaliczyć kolejne badania. Usg tarczycy, która wyhodowała sobie guzy, niby niegroźne, ale jakby mnie ostatnio zaczyna coś dusić. Według radiologa, nic niepokojącego sie nie dzieje, nie urosły do rozmiarów, które mogłyby mnie udusić i wymagały chirurgicznej interwencji, uff.

Drugi plus, to moje poranne badania , wyniki które na spokojnie mogłam sobie przeanalizować, po pobraniu z neta- wszystkie w normie :) będę żyć? 

Jutro gastroskopia, oczywiście prywatnie, bo na nfz miałabym dopiero w kwietniu. Usg brzucha na koniec grudnia. Oby i tu obeszło się bez sensacji. Nie wiem tylko jak przeżyje cały dzień bez jedzenia, a na 6h przed, nawet bez picia.

Czasem się przydaje taki konkretny przegląd. 

6 grudnia 2020 , Komentarze (12)

Ostatnie dni mało dietetyczne, a już tak ładnie było. Najpierw zachciało mi sie naleśników, ale nie takich z dżemem, tylko z farszem pieczarkowym. Wspomnienie z dawnych lat, kiedy były pierwsze pseudo hod dogi z pieczarkowym farszem właśnie. Ten smak odtwarzam czasem właśnie w farszu do naleśników. No pycha, choć to nie uwielbiane słodkie. Niby zgodnie z rozpiską, tylko 100g mąki, ale farszu nie było w vitaliowym menu. Waga zareagowała wzrostem jak zwykle po naleśnikach.

Następny dzień... obiecałam rodzince lasagne. Miałam nie jeść bo to węgle, a przecież dieta, ale... tak dawno nie jadłam, więc... pojadłam. Dziś znów na wadze troszke więcej:(

I dziś... Mikołajki

No jak tu przejść obojętnie obok mojego uwielbianego tiramisu? :D Rzuciłam dla jaj, kiedy syn spytał co bym chciała od Mikołaja- pół kilo tiramisu :) stanął na rzęsach i mi przyniósł. Wyobraźcie sobie, że zjadłam ten cały kawał ze zdjęcia...

Chyba się jutro nie zważę z rana :)

 Obiecuje grzecznie odrabiać straty w najbliższym tygodniu. Taki mam plan, bo na wadze było dziś 68,8 kg, a kilka dni temu tylko 68,2. 

Padłaś, powstań!

26 listopada 2020 , Komentarze (21)

Miałam wczoraj napisać post jak to uwolniłam sie od cukroholizmu, jak świetnie sobie radzę i jaką robote robi morwa biała z chromem. Pech chciał, że syn kupił czekoladki... no i się podziało. Jak sie dopadłam to zjadłam prawie całą bombonierke, aż mnie rozbolała głowa. Wściekła byłam na siebie, ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz. Widocznie musiałam uzupełnić braki.

Słodyczy nie mam zwykle w domu, bo mężowi przeszła ochota i już nie musi być na stanie czekoladek. Nie ma, nie kusi, jakoś w sklepach udaje mi sie oprzeć i nie kupować, tyle co sobie czasem tęsknie popatrzę. Są mleczne cukierki i gorzka czekolada, ale to takie słodycze co mnie nie ruszają. ot są.

Paradoksalnie dziś spadek wagi o 200 gram i jest piękne 68,5 kg :) Pewnie jutro dopiero wzrośnie, ale na razie niech sie nacieszę. Dziś pojem więcej białka, to może mi się uda uratować wagę, bo jutro kontrolny pomiar. Będą pierogi leniwe i jajecznica :)

Udaje mi sie ostatnio pić trochę więcej. Nie nierealne dwa litry, ale myślę, że do litra spokojnie  dochodzę. Gotuje sobie kompot z jabłek, bo na surowe źle reaguje mój żołądek.

Przedłużyłam abonament diety o kolejne trzy miesiące, bo była promocja 50%, to czemu by nie skorzystać. Mam nadzieje, że do kwietnia waga będzie na tyle zadawalająca, że już kolejne przedłużanie będzie zbędne.

 To tyle z placu boju:) 

18 listopada 2020 , Komentarze (21)

Niestety nie udało mi sie utrzymać wagi na poziomie 68,9. Krótko trwało i cieszyło, a teraz jakiś zastój na 69,3 od prawie dwóch tygodni i nie chce ruszyć niżej. Dieta ta sama, ruch na stałym poziomie i kiszka. W dodatku wczoraj skusiłam sie na kilka rafaello, wiec masakra się zrobiła na całej linii, Wpadłam się pożalić bo i tak pozostaje czekać na cud. Jedyny plus, że to nie przebrzydłe siedemdziesiąt tylko szóstka z przodu. Trzeba dostrzegać plusy, żeby się nie poddawać. Pewnie dopóki sie nie zmuszę do picia wody to będzie tak opornie szło, a /nie/picie to mój koszmar. No nie umiem sie zmusić i praktycznie poza trzema kawami nie pije nic więcej.

6 listopada 2020 , Komentarze (11)

ja to tylko tu zostawię :)

30 października 2020 , Komentarze (14)

Nadal odchudzam się według rozpiski z vitalii. Nie umarłam:) nie odpuściłam. Jestem, działam.

Szóstka z przodu pokazała się dobrych kilka dni temu i teraz lecimy do 68:) Idzie powoli, ale zawsze jednak w dół. październik z wynikiem -1,8kg

Na wadze dziś jest 

Cały ten czas było grzecznie, poza jednym kryzysem, kiedy to zjadłam 8 czekoladek z męża imieninowej bombonierki. Nawet nie dlatego, że akurat były i mnie skusiły, tylko akurat tego dnia mnie ciągnęło na słodkie i planowałam sobie, że nazajutrz polece do biedry po tiramisu i kilka pączków. Paradoksalnie te 8 czekoladek uratowało mnie przed wykonaniem planu, bo następnego dnia mi całkiem przeszła chęć grzeszyć. Oczywiście po zjedzeniu czekoladek, zaraz wskoczyłam na rowerek. Spaliłam 200kcal, plus 300 z niezjedzonej kolacji i jakoś się rozeszło po kościach :)

I kilka ostatnich dań

Gulasz z łopatki z kaszą, placki twarogowe, rybka z pieczarkami, frytki z buraka i pierogi leniwe, mniam :)

 i mój najnowszy zakup, którym jestem zachwycona. Przepiękna torebka. Zwykle noszę jednokolorowe ,ale ta mnie urzekła i musiałam kupić :) 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.