Tym razem mnie dietetyczka nie rozczarowała. Miła, przyjemna i nie wstydziła się powiedzieć, że czegoś nie wie, nie patrzyła na mnie z góry, jak poprzednia. Za to stwierdziła, że moje nietolerancje są mało wiarygodne, tak samo test na Sibo, czy badania na obecność lamblii. Dysbiozę skonsultuje z bardziej obytą w temacie koleżanką.
Nie rozumiem po co się robi te badania, skoro ich przydatność jest żadna. Przyznała, że jestem trudnym przypadkiem i zaczniemy od Fotmap.
Jadłospis dostanę dopiero za tydzień na kolejnej wizycie i nie będzie to rozpiska typu śniadanie, obiad, kolacja, a propozycje dań do wyboru. Nie robiła problemu z tego, że używam słodzik/sprawdziła jaki/ ani, że nie piję wody. Kompot może być. No i moje trzy kawki z mlekiem, też się mieszczą w normach dietetycznych. Obiecała, że uwzględni w menu, moją miłość do banana z jogurtem. Będę mogła jeść i twaróg i jajka. Taka dietetyczka, to ja rozumiem. Ja ze swej strony zgodziłam się na marchewkę, selera, sałatę i pomidory. Krakowskim targiem, jak to mówią 😁
A i procent tłuszczu mam w normie, waga lekko za wysoka, ale to się skoryguje, jak będę przestrzegać diety. Bo ma być i odchudzająca i lecząca.