Odpuściłam totalnie wszystko w te święta. I dietę i ruch i okno żywieniowe i picie wody. Jak do tej pory robiłam sobie raz w miesiącu słodki dzień, tak tu mi się zrobiły trzy. Już w sobotę zaczęłam grzeszyć od pizzy na obiad, wieczorem ciacho, bo trzeba spróbować. Niedziela na słodko od rana, poniedziałek to samo. No pyszne to ciacho mi wyszło i nie mogłam się pohamować:) Nie piekłam, znalazłam na yt, takie na herbatnikach, mające wszystko czego potrzebowałam. I banany i krem karpatka i krówka i bita śmietana. Full wypas :) banatoffee Tyle dobrego w jednym cieście :) Trochę co prawda je odchudziłam, ale kalorii to miało i tak dużo za dużo. Herbatniki były pełnoziarniste, krem karpatka bez masła i śmietana z torebki, a nie kremówka. Za to kupny sernik był całkiem normalny, nie odchudzony. Pycha.
Rozpusta trwała do dzisiejszego popołudnia, kiedy to nic nierobienie zaczęło mi bokiem wychodzić. Popedałowałam na rowerku, poćwiczyłam z EvaFitness i zaczęłam okno żywieniowe już przed szesnastą. Wody ponad 1,5 litra. Jest dobrze.
Jako, że dużo siedziałam w necie, doszukałam się kuracji oczyszczającej jelita i mam zamiar spróbować. kuracja siemionowej Poza tym wyczytałam, że mogę mieć pasożyty, więc tu też jakaś mikstura by się przydała. Taki system naprawczy, poświąteczny :) bo wiadomo, że waga wzrosła, a część to zawartość jelit.
Jutro zatem ruszam od rana poczynić stosowne zakupy.