Mieli męża wypisać w środę, ale decyzja była jednak żeby został i nauczył się chodzić o kulach. Co okazało się fikcją. Poza tym, jak oznajmiono, transport medyczny się nie należy i powrót do domu na własną rękę . Gnoje! Babka ,która na dwóch nogach dylała z kulami po korytarzu, czekała na transport medyczny, a mój mąż jedną nogą ma sobie radzić sam. Karygodne!
Wypożyczyłam wózek, bo nie mogłam spać przez te czarne scenariusze, że nie będzie miał jak wejść do bloku i to był strzał w dziesiątkę. Za chiny ludowe nie dałby rady o kulach. Robi mu się słabo kiedy opuszcza w dół chorą nogę, więc w ogóle kiszka i wózek niezbędny. Udogodnienie kibelkowe przypadło mu do gustu, więc jakby wszystko gra.
Za dwa tygodnie ściągnięcie szwów, za pięć tygodni wyjęcie haków. Żadnej ortezy nie dostał. Noga leży tylko na szynie zabandażowana. Mam mu dawać zastrzyki w brzuch/ pikuś, dawałam synowi/ i dostał antybiotyk. Zmiana opatrunku co drugi dzień i noga w górze.