Ciężko mi się wstaje...już nie mam koncepcji na co zwalić mój stan fizyczny...
Wypogadza się, jestem happy bo kocham słońce.
Wczoraj z kultury fizycznej zaliczyłam 30 minut steppera. Na działeczkę nie polazłam, gdyż straszne chmury sie kotłowały nad moją dzielnicą i nie chciałam ryzykować. Za to dosadziłam sobie jeszcze 1 skrzynkę pelargonii, 2 doniczki fiołków. Chyba lubię być ogrodnikiem.
dzisiaj bez steppera, ale na działkę to już koniecznie muszę się udać, taki 2 kilometrowy szybki spacer to samo zdrowie
moje menu : (planowane, jak będzie z realizacją nie wiem)
I - tradycyjnie, monotematycznie 3 łyżki musli tropikalnego, kubek jogobelli light brzoskwiniowej, 2 małe herbatniki, kawa z mlekiem
II- moja wariacja nt surówki z pizzeri ok. kapusta pekińska, pomidor, ogórek, szynka, kilka wiórków sera żółtego, jajko, sos koperkowo-ziołowy - 1 łyżka
lunch - mozarella, pomidor, jabłko
obiad - (zjem lub nie) - wczorajsza zapiekanka w ilości 2 łyżek
kolacja - mmmmm coś specjalnego
Otóż zapałałam miłością do bruschetty i zamierzam dziś spędzić w kuchni trochę czasu by to przygotować. Niestety potrzebny jest chleb, ale kupię jakiś ciemny, żeby mieć poczucie, że jest to zdrowe (no bo jest przecież, prawda). z tego wniosek, że dalej mam zakrętke na dziwne jedzenie, ale popatrzcie taka bruschetta... samo piękno (tak jak ja)
Poza tym chce mi się zupy...a jak twierdzi Bosacka zupa to najlepszy posiłek pod słońcem. A więc takiej zupy - kremu, z warzyw, z odrobiną masła, doprawionej delikatnie solą i pieprzem, z łyżką jogurtu...No i to też zamierzam wdrożyć do menu. Wiem, że pora na zupy może nieszczególna, ale co tam....Boszzzz a ja tu o jedzeniu tylko....zamiast myśleć o odchudzaniu. Na takiej lekkiej zupie pełnej warzyw można przecież schudnąć, bez zasmażki, tłuszczu, mięcha...
Słucham sobie Foo Fighters, taka energetyczna muza, musze sobie ich ustawić jako budzik...może będę miała więcej energii