Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tarantula1973

kobieta, 51 lat, Gorzów Wielkopolski

164 cm, 66.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 czerwca 2011 , Skomentuj

Wszystkim Dzieciom dużym i małym życzę spełnienia marzeń. I sobie takze życzę, no i żeby waga spadała....

Do rzeczy, jadłospis na początek :

I- jajko, 1 parówka drobiowa, 1/2 pomidora, plasterek szynki z kurczaka, kawa z mlekiem, ketchup, mały oscypek (za dużo tego)

II- sok pomidorowy, kiść winogron różowych, twarozek z bananem i kakao

lunch - sałatka ala pizzeria ok

obiad - barszcz ukraiński (tyle go nagotowałam, że chyba do piątku będziemy jeść)

kolacja - warzywa, plaster sera żółtego, wedlina, albo carpaccio

Oczywiście wczoraj grzeszyłam ponad miarę, ale z racji imienin (które rzadko występuja w kalendarzu) udzieliłam sobie dyspensy na : 4 kulki sorbetu cytrynowo-limonkowego, 3 kawałki ptasiego mleczka. No i w pracy 2 kawałki ciasta od koleżanki. Ale teraz już grzecznie. W końcu do końca czerwca mam 5 na wadze zobaczyć. Wiem, wiem, to nierealne.

Dzień nie skończył się różowo, wbrew pozorom. Otóż wieczorem usiłowalam zarejestrować sie przez polmed do mojej dermatolog i znów dostałam info, że polisa nieaktywna. Dziś od rana koleżanka, która się tym zajmuje usiłuje to odkręcić, wyjaśnić i co? Wszystko ok, składki opłacone, pesel, nazwisko zgodne, wszystko w porządku, poza tym, że nie mogę korzystać z ubezpieczenia. To po prostu kpina, wykonała z 7 rozmów telefonicznych, zanim ktoś kompetentny odebrał telefon...Czuję się zlekceważona, oszukana wręcz przez PZU. I mam zamiar domagać się zadośćuczynienia. A termin u lekarza bije, od dzisiaj była rejestracja, i już wiem, że w czerwcu się do niej nie dostanę, mimo prywatnego ubezpieczenia...Takie to wszystko z dupy jest.

Pogoda się zchrzaniła, ja wiem, nie każdy kocha upały...Tylko po co tak wieje i wieje?

31 maja 2011 , Komentarze (3)

Dziś mam baardzo miły dzień, baardzo miły. Dostałam 2 super prezenty i to jeszcze w mój dzień :

1. skarbówka nareszcie zwróciła mi kasę za PIT !!

2. córa bedzie miała 6 z muzyki, więc z góry do dołu same 6 i średnia 6.0 na zakończenie podstawówki!!!

Poza tym grzeszę dziś troszeczke, koleżanka przyniosła ciasto z komunii swojej córki, zjadłam kawałek cytrynowca, porzeczkowca, napoczęłam torta ale nie zjadłam, bo mi nie smakował. Kawałki małe, bo wszystkie 3 gwiazdy na diecie, więc skromnie było. Będę miała też gości w domu, więc też coś słodkiego muszę zakupić i jakieś lody na deser, bo gorrąco dziś. Moje wyczekane upały!!!

Menu :

I - jajko na twardo, 1/2 pomidora, 2 łyzki twarozku ze szczypiorkiem, kawa z mlekiem

II - twarozek ze szczypiorkiem, activia

lunch - sałatka ala pizzeria ok z wędzoną piersią kurczaka i żółtym serem, wyżej wspomniane ciasta, gorąca herbata

obiad - barszcz ukraiński

kolacja - yyyy dylemat, napewno pomidor, ogórek może- ale boję się tych ogórków, papryka, wędlina.

Ogólnie muszę powiedzieć, że miły dzień był w pracy, sympatyczne życzenia, dużo śmiechu, oglądanie zdjęć...taki dzień w pracy bez pracy. To i tak słabo, bo PiW przysłał mi mmsa znad jeziora - a też jest w pracy. Taki to pożyje...

30 maja 2011 , Skomentuj

I po weekendzie. Praca, obowiązki, kierat. Uff nie lubię tak, a jeszcze za oknem piękne słońce, cudownie błękitne niebo....ja chcę nad morze!!

W weekend trochę pogrzeszyłam, a mianowice było : oscypki szt 3 (świeża dostawa prosto z Karpacza ), słodycze : kilka  żelków, 1/2 opakowania paluszków czekoladowych z sokiem cytynowym (mmm pyszności kupione w Biedronce!!), jeden batonik zbożowy z jogurtem i totalna porażka  - młode ziemniaki z masłem i koperkiem. A już miałam ziemniorów nie jeść!!! Ale dobra już więcej nie będę. W sobotę miałam placki z jabłkami dla moich pasożytów, oparłam się im i dla siebie zrobiłam rybkę z grilla, no to w niedzielę musiałam ziemiaki wpierniczać. Bo tak wogóle to ja kocham ziemniaki, a tak szczególnie to puree. to mój lek na depresję, na żale, nasmutki. Nie czekolada a właśnie ziemniaki!! Jestem nienormalna, tak wiem.

Byłam ofkors na żużlu, znów siedziałam na martwym sektorze ale i emocji jakoś nie było. Poderwało mnie co prawda ze 4 razy z miejsca, ale co to jest... Gollob cieniem samego siebie, Dzik jak zwykle dziki, wywiózł swojego na bandę w wyniku czego ten zaliczył kontakt z bandą i szlaką (no i wykluczony ). I z 5:1 dla stali zrobiło się 4;2 dla unibaksu. W parkingu Mroczka przypierniczył dzikiemu w łeb i obrzucił go słowami powszechnie uznanymi za niecenzuralne. ja tego nie widziałam, bo to w TV pokazali, a pan komentator R. D. (zielonogórzanin) miał używanie i wodę na młyn. Muszę sobie w TV powtórki zobaczyć z tej sesji. Zagar klasa dla siebie, nareszcie się spasował, Iversen przeciętny, Zmarzlik idzie jak burza, Cyran - takise. Nie ma co się rozpisywać - u siebie jesteśmy mocni. Nowe tłumiki mają jedną zaletę - mocniej czuć metanol, a ja kocham ten zapach.

Po meczu oczywiście galopem spod Jancarza pod Łaźnię, kto zna GW ten wie jakiego rzędu sa to odległosci... i jakby co chętnie wynajmę mojego PiW, gdyby ktoś szukał trenera - kata-sadysty. Wszystko spaliłam po drodze, łącznie z dzisiejszym obiadem.

A dziś bosie nicnierobienie : w pracy nuda, cisza przed burzą, w domu sama, PiW w pracy, córa na tańcach....tylko ja i ja i stepper.

Menu dzisiejsze :

I - jajko, 2 łyżki twarożku ze szczypiorkiem, pomidor, 2 plastry szynki surowej, kawa z mlekiem

II - twarozek ze szczypiorkiem, activia do picia, banan

lunch - 3 zawijaski z sałaty, oscypka, szynki surowej, łososia (każdy z czym innym), warzywami w postaci pomidora i papryki, do tego 1 jajko

obiad - kurczak pieczony na butelce piwa ( kawałek piersi), surówka z kapusty młodej

kolacja - pomidor, papryka, ogórek, jajko, szynka.

poza tym woda, woda, 2 herbaty, kawa z mlekiem.

jedzeniowo to tyle. ćwiczeniowo - 40 minut steppera mam w planach.

27 maja 2011 , Komentarze (1)

Weekend, nareszcie, się wyśpię, wyleniuchuję, poodleżam boczki. a co...

Wczoraj Był dzień Matki, córa sprezentowała mi pralinki (uszczknęłam 2 sztuki), piękną laurkę z napisanym specjalnie dla mnie wierszykiem. Aż mi się mokro zrobiło w oczach. A myślałam, że jestem twardzielką.

Od dziś diametralna zmiana menu. Porzucam makarony i mączne wyroby (nawet te pełnoziarniste), wywalam z menu płatki, musli, granolę. Widzę, a raczej czuję, że te produkty spowalniają mi przemianę materii, od czasu przejścia na 2 fazę SB nie ubył mi nawet 1 kg.

Wobec faktu, że stałam przed murem i waliłam w niego swoim czerepem, podjęłam decyzję o wyrzuceniu tychże nieprzyjaznych mi wyrobów. Moje menu na dziś :

I - 1 jajko na twardo, pomidor, 1/3 papryki żółtej i czerwonej, 1/2 ogórka gruntowego (mam nadzieję, że to nie te skażone i nie dostanę krwistej biegunki!), 4 plastry mozarelli, kawa z mlekiem

II - twarozek, 1/3 papryki zółtej, 3 rzodkiewki, activia do picia

lunch - 5 różyczek gotowanego brokuła, kawałek papryki czerwonej, tuńczyk w sosie własnym, sos tzatziki

obiad - wczorajsza szczawiowa z kaszą (niestety to obiad z odzysku, ale od jutra znów podział obiad dla PiW i córki, obiad dla mnie)

kolacja - plaster sera żółtego, 2 plastry szynki drobiowej, pomidor, ogórek, papryka

Porzucam też słodycze (niestety) za wyjatkiem galaretek i gorzkiej czekolady oraz coli light - wszystko z umiarem i nie na tony - 1 raz w tygodniu - kilka kostek czekolady, 1 szklanka galaretki. Dorzucę sobie trochę owoców. Czyli SB II faza ale z pominięciem makaronów, ryżów, mąki, chleba. Mam zbyt ambitny cel, wiem, do końca czerwca 59 kg. Zobaczymy, moze się uda, jak nie to dramatu nie będzie... Głównie chodzi mi o to, żeby waga ruszyła. W sumie niby czuję, ze wyglądam nieźle, ale to chyba przypływ dobrego humoru.

Cieszę się weekendem, ale już nie cieszę się na żużel. Mam wizję, ze stal wdupi ten meczyk, do tego te nowe tłumiki, które zabiły całe widowisko. Teraz mam wrażenie, że ścigają się na skuterach, a nie żużlowych motorach. Cóż...okaże się w niedzielę.

Cieszę się też nadchodzącym tygodniem, bo nareszcie PiW ma II zmianę, odpocznę od niego. Zaczyna mi doskwierać jego obecnosc, niczym nie jest to uzasadnione, ale szukam jakiegoś problemu, żeby zrobić aferę. Czas więc trochę pobyć sam na sam ze sobą.Paradoksalnie, lubię ten stan...

Pogoda się zrąbała, nie cieszy mnie to, chciałam trochę słonka na działce wchłonąć a tu nic z tego. Jak tak ma być, to juz mam wizję swojego lipcowego urlopu nad morzem, wizję w czarnych barwach, a raczej szarych, pochmurnych i wietrznych.

26 maja 2011 , Komentarze (1)

A jednak podjadam. Boszz jak ja tego nienawidzę!!! Już nie wiem co robić, zakneblować sobie gębę czy co ?

Oczywiście wczoraj niby wg planu, ale kilka plastrów kiełbaski i serka było poza planem, no i kilka kulek winogronu....przesada! I steppera nie było, bo PiW powiedział, żebym sobie robiła dzień przerwy między ćwiczeniami. w końcu on wie lepiej, ćwiczy tyle lat na siłowni....

Czuję się dzisiaj fatalnie, nie mam w sobie żadnego życia, nawet mój tasiemiec się wyprowadził. ze strachem myślę o tych godzinach w pracy, napawa mnie to odrazą... dziś nadaję się tylko do leżenia i pachnienia.

Plan jedzeniowy na dziś :

I - owsianka z proszkiem budyniowym i kostką gorzkiej czekolady, kawa z mlekiem (zaliczone)

II - twarozek z jogurtem pana cotta truskawkowa, sok grapefruitowy (szklanka)

lunch - tortilla z grillowanym kurczakiem

obiad - szczawiowa z jajkiem

kolacja - pomidor,mozzarella

Międzyczas : graść orzeszków, woda, woda, woda.

I dzisiaj stepper koniecznie. No i zakupy : więcej chudego twarogu, ryba wędzona, mięso z kurczaka i indyka,activia naturalna,jajka, warzywa. Po prostu zakładam sobie reżim na węgle ; żadnych owsianek, żadnych naleśników, żadnych placków ziemniaczanych ( a PiW zrobił fajne placki w sobotę). Musze do końca czerwca dobic do 59 kg, bo się załamię. to dla mnie sprawa honoru?! Niestety, nie jestem tak ambitna jak moje dziecko, właściwie wcale nie jestem ambitna. wogóle to skończę na dziś, bo coś mi sie chyba na resztki mózgu rzuciło i zaczynam biadolić. Oby ten dzień rozkręcił sie we właściwym kierunku, bo umrę ze znudzenia.

 

25 maja 2011 , Komentarze (3)

Moja waga stoi w łazience i kurzy się. Moja waga też stoi w miejscu i nie zamierza się ruszyć. Muszę znów ograniczyć żarcie, bo jak miałam reżim w I fazie SB, to i lepiej się czułam, i chudłam. teraz w II to za duża dowolność dla mnie i to mnie gubi.

Humor mi już zrzedł, cóż jak zwykle, moje wzloty i upadki, wystarczy jedno słowo, żeby odwrócic mnie o 180 stopni. Właściwie nie wiem sama co się stało.

Kupiłam dzisiaj bilety na żużel. Zapłaciłam i idę, chociaż miałam sobie odpuscić. I tak sobie myślę, że mam marzenie : usiąść koło parkingu....niestety z moim refleksem to niemożliwe. Znów siedzę na drugim łuku...no i gites.

Dietowo wczoraj takse : zamiast carpaccio była jajecznica z pieczarkami, 1/4 kromki chleba, plaster sera i 2 plastry szynki. No i 2 garście orzeszków przy książce. Ale też stepper zaliczyłam, dobre 30 minut. I to mnie jakoś motywuję, bo ćwiczę i nie ma zmiłuj. W sobotę na basen jeszcze.

Menu :

I - owsianka z granolą i batonikiem zbożowym, kawa z mlekiem

II - twarozek polany jogurtem kiwi, sik z czerwonego grapefruita (1 szklanka)

lunch - gotowany brokuł, kalafior, grillowany kurczak (1/2 cycka kurzego)

obiad - wczorajsze spagetti

kolacja - obowiązkowo carpaccio

Plan na dziś : stepper, nie podjadać!! nie fochować (o na tym mi najbardziej zależy). I pić wodę, bo coś mi słabo idzie dzisiaj, moze dlatego, że pochłodniało na zewnątrz.

Córa wczoraj się popłakała, bo nie będzie miałam 6 z muzyki.Stwierdziła, że wie, że nie śpiewa ładnie ale pani jej nie lubi. Liczyła na średnią 6.0, a jak baba jej nie postawi 6 to bedzie 5.9. Szkoda mi jej, a z drugiej strony myslę, że są większe problemy. Tłumaczyłam jej, myślę, że coś tam dotarło ale napewno ma żal. Inna inszość, że baba wredna jest. A jeszcze inna inszość, że mam wyhodowane dziecko z chorobliwą ambicją - tak było od najmłodszych lat i mimo moich i PiW tłumaczeń nic się nie zmienia. Swoją drogą średnia 5.9 w 6 klasie - szacun, no nie? A ta muzyka to do czego jej potrzebna? Muzykiem nie będzie, ważne, że polski matematyka przyroda - same szóstki, no i jej ukochany w-f!!

Ciężkie jest życie rodzica, oj ciężkie...

A sensacja dnia : wchodzę dziś do biurowca, zbliżam się żeby złożyc autograf w liście i nagle słyszę ze swojego pokoju jak moja koleżanka krzyczy : o Jezuuuu. Ja wchodzę, ona wyskakuje przerażona. Myślę, co jest a tu jaskółka fruwa po pokoju!. Wypuściłam ja, śmiechu było... koleżanka boi się pierzastych latających, czyli ptaków... ja panicznie boję się pająków. Rozumiem ja.

24 maja 2011 , Komentarze (1)

Otóż historia "zdrady" mojego PiW ma dalszy ciąg... To chyba będzie neverending story.

PiW zadzwonił z zastrzeżonego numeru na nr z esemesa i przekonany, że to bramka sms, po usłyszeniu damskiego głosu - odłożył słuchawkę, wystraszywszy się swego czynu. aI teraz następi przytoczenie smsowej rozmowy z PiW:

Pani - " czemu milczysz"

PiW (przekonany, że to nasza znajoma Barabara) : "przyjedx Basiu jak chcesz, ale co na to Sylwek?"

odpowiedź Pani - " ty draniu, co za Basia?"

Na tym wymiana się urwała. PiW w domu zdał relację z rozmowy, to już robi się śmieszne. I nudne... ale co tam, niech baba myśli sobie co chce...ja to olewam.

Wczorajszy dzień nawet dietowo udany, co prawda były 2 garstki niesolonych fistaszków, plaster sera Morskiego i 2 plastry krakowskiej z drobiu. Ale przecież to się nie liczy bo...ćwiczyłam na stepperze, tak jak zaplanowałam. Cwiczę, a z nudów oglądam tępe programy w tv w stylu "dlaczego ja"... Wiem, wiem ... kretynizm. Tam to dopiero ludzie mają problemy!! Moje to nic.

Dzisiaj zamierzam wchłonąć:

I- musli, kawa z mlekiem (pochłonięte)

II- twarozek z jogurtem z kiwi, kiść rózowych winogron

lunch - surówka z grillowanym kurczakiem (wczoraj tez to było i po surowiźnie bolały mnie flaczki)

obiad - spagetti z cukinią, makaron ciemny (ilość skromna, mam nadzieję)

kolacja - wariacje na temat carpaccio ( mój kolejny hit jedzeniowy, będę jadła aż do znudzenia)

W tak zwanym międzyczasie : woda- ilosci hurtowe, nad książką - garsć orzeszków, kawa z mlekiem.

Mój PiW zauważył, że zmienia się moja sylwetka, szczególnie dolne partie, co mnie uszczęsliwia, że ktoś oprócz mnie to zauważył. Ponieważ ja nie mogę być obiektywna. Wchodzę w dżinsy sprzed 3 lat, a to dobra wróżba. Nie wiem, czy nie zrobię sobie pięciodniowego maratonu z uderzeniówką dukana. muszę to jeszcze przemyśleć.

No i najważniejsze : słońce, słońce, słońce!!! Jestem spragniona upałów!

 

23 maja 2011 , Komentarze (2)

Konca świata nie było!!! Ale ale nie traćcie nadziei, nastepny koniec ma być w czerwcu za rok. Poczekamy, zobaczymy. Jeśli ma być równie spektakularny jak w filmie "2012", to warto poczekać

Staleczka udupiła meczyk we Wrocławiu - no żaal, co prawda nie ma się co napinać, bo w play-offach i tak wszystko od nowa i tylko one się liczą, ale niesmak pozostał. Nowe tłumiki to porażka, wystarczyło popatrzeć na mecz w falubazie...wrażenia słuchowe - jakby panowie ścigali się na skuterach. Cóż, ktoś wziął grubą kasę za te tłumiki i ich wprowadzenie, więc show must go on, do czasu aż ktos się zatrzaśnie, albo wybuchnie silnik.

Weekend dla mnie był takise. Otóż w sobote mój PiW otrzymał smsa z nieznanego numeru - kiedy się spotkamy ? Olał to, pokazał mi i zapomniał. po paru godzinach 2 sms - to kiedy sie spotkamy, może u ciebie jak żona wyjedzie? i tu już zonk, no wiecie. coś zaiskrzyło pod kopułą, zasiało ziarneko niepewności. PiW znów pokazam mi tego esa, wkurzony...Zapierał sie, zapewniał... ale kobieca wyobraźnia jest bogata!! Poszłam spać z takim fochem... i nie chodzi o zdradę tylko o to, że napewno się ze mnie śmieją, że ja o niczym nie wiem. Przespałam się z tym problemem i wiem, że to jakiś głupi żart. ale jednak moze nie? Gratuluję komuś poczucia humoru, naprawdę...

Dobra dość tych rozkmin egzystencjalnych.

Poległam wczoraj u teściowej : zjadłam 2 duże markizy, kisiel z jagód i 1/2 kawałka placka. Później poszliśmy do pizzeri i zjadłam 3 kawałki pizzy, do tego sałatka O.K. w domu jeszcze zjadłam 4 żelkomisie. No i cola light... Zaszalałam, A i zapomniałam - były jeszcze 2 kieliszki wina musującego. to tyle, a teraz biczujcie mnie za grzechy.

Za to dziś :

I - to co zwykle

II - twarozek menu B, 2 rzodkiewki, jogobella mała

lunch - sałatka na wzór sałatki ok czyli : kapusta pekińska, pomidor ogórek, grillowany kurczak,ser zółty, odrobina sosu włoskiego, odrobina majonezu

obiad - totalne szalenstwo - naleśniki z serkiem homo

kolacja - takie oszukane carpaccio (moja nowa jedzeniowa miłość)

Postanowiłam tez odkurzyć dzisiaj stepper i to na dłuzej niż tylko 30 minut, a na sobotę planuję basen... Nie nie planuję. Po prostu słowo "muszę" zamieniam na "chcę" I uda mi się.

Słońce świeci, nastrój już lepszy... tylko czemu ciągle tak wieje?

20 maja 2011 , Komentarze (2)

Nareszcie... wyszło słońce wczoraj w GW, Nareszcie było ciepło i nareszcie nie wieje.

Upały przybywajcie!!! Czekam!!

Menu :

I - standard, banał czyli nieśmiertelne musli, kawa z mlekiem

II- równie nieśmiertelny twarożek, mała jogobella jagodowa, sok pomarańczowy

lunch - tortilla z grillowanym kurczakiem, szynką szwarcwaldzką, kapustą pekińską i pomidorem

obiad - miruna (filet), fasolka szparagowa, kilka frytek

kawa z mlekiem, woda

kolacja - i tu znów problem, mam ochotę na jajko, plaster szynki i plaster sera zółtego, do tego pomidorki z cebulką

W zwiazku z pojawieniem się ciepła i słońca mój nastrój poprawił się zdecydowanie. cieszę się nadchodzącym weekendem, mimo tego, że w niedzielę czeka mnie wizyta u teściowej.

Podjarałam się tym wyjazdem w Alpy a tu zonk, mail owszem dotarł do firmy, ale spółka -matka nie brała pod uwagę naszej firmy...czyli potwierdza to moją teorię o wywaleniu naszej ukochanej firmy poza margines w strukturach tego monopolu. Ale nieważne, w końcu kogo to obchodzi.

Wczoraj wlazłam na stepper - tylko na 15 minut, ale zawsze coś, prawda? Plany niestety pokrzyżował mi 1 telefon - rozmowa trwała ponad 60 minut ciurkiem. Łeb mi już pękał, uszy mi się paliły... ja nigdy nie rozmawiam tak długo przez komórkę a tu...blablabla, ale było sporo spraw do obgadania. Więc godzinę snułam się między kuchnią a przedpokojem. Konkluzja z rozmowy taka : kto posprząta po balu 6klasistów (moja klasa dekoruje salę)? Nikogo nie wyznaczono na ogólnym zebraniu, 3ciego już nie będzie...a z autopsji wiem, że nigdy nie ma chętnych do prac porządkowych.

II sprawa : jak się  czujecie ze świadomością, że jutro o 18nastej nastąpi koniec świata??? 

A jeśli to "prawda" może użyć życia? może pójść na całość?! Hahaha .... śmieję się ale oby mi jutro mina nie zrzedła, no nie.

 

19 maja 2011 , Komentarze (1)

Taa... PiW spełnił moje marzenie (1 z wielu) - zabrał mnie wczoraj na basen. Konkluzja, która jednak napawa mnie smutkiem jest taka : nie ma co wybierać się na Słowiankę w tygodniu, gdyż jest takie zagęszczenie, że szkoda słów. Oczywiście basen stawia na szkółki pływackie ale nie może być tak, że wolne są 2 tory na olimpijskim, na rekreacyjnym natomiast rekreacyjny opanowała szkołka "Hipcio" (hm...czy maluchy potrzebuję tyle miejsca, żeby się chlapać?). Ludzie...no żal. Ale i tak byłam zadowolona.

Wracając do tematu wyprawy w góry z cargulami...chyba się jednak nie skuszę, bo z mojej spółki nikt nie jedzie, a tamci to takie "elyty". Ale... moja spółka w październiku obchodzi 10 lecie istnienia, więc jest szansa, że jaśnie nam panujacy pan Prezes pójdzie tym tryndem i też zorganizuje obowiązkową wyprawę - obstawiam jakiś ośmiotysięcznik ( z jego ambicjami świat to za mało...). Póki co planowany jest bal na zamku i atrakcje :

1. zwiedzanie z przewodnikiem późnorokokowego skansenu : zabudowania w stylu epoki, odtworzenie procesu naprawy taboru na żywo przez "aktorów", maszyny i urządzenia również z epoki (doskonale zachowane)

2. polowanie z nagonką : w charakterze zwierza "biurwy" (jak pieszczotliwie nazywa pracowników administracji przeodniczący pewnego związku zawodowego), w carakterze nagonki - fizole z hali, myśliwi - oczywiście pany prezesy, dyrehtory..

Btw... do rzeczy:

restauracja serwuje dziś:

I - musli z granolą, kawa z mlekiem

II - twarozek, jogobella pieczone jabłko, sok grapefruitowy

lunch - gotowany brokuł, pomidor, grillowany kurczak i sos tzatziki

obiad - wczorajszy kapuśniak z młodej kapusty

kolacja - jajecznica, warzywa

Stepper - 30 minut, woda - 1.5 litra

Wczoraj oczywiście idąc do domu zawinęłam do pewnego dyskontu spożywczego w celu zakupienia pewnego ulubionego trunku. Dokonałam zakupu, przydźwigałam do domu, otworzyłam i wieczorkiem zasiadłam z książką (Inne pieśni Dukaja, polecam nota bene) i kielichem w ręku. Później zebrało mi się na amory wskutek czego dziś ledwo zwlekłam się z łoża. Głupota nie popłaca

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.