jest takie że odkąd założyłam sobie że na wage nie stane wcześniej niż początkiem marca to jakoś nie cczuje pre1sji odchudzania. Nie myśle sobie codziennie rano że musze stanąć na wage i oby nie przytyć, tylko trzymam się założenia - zero cukrów, zero smarzonego, dużo wody z cytryną i regularne ćwiczenia (w tym przypadku pajacyki, ćwiczenia na boczki i rowerek stacjonarny). I nie mam potrzeby stawać na wadze, chociaż sama zauważyłam już jakiś mały efekt w postaci troszke spłaszczonego brzucha i lekkości bytu :) heh serio od kiedy przestałam żreć te wszystkie niezdrowe rzeczy (cukier, soki smakowe, sery żółte, smażone kotlety i podjadanie) to czuje się lekko (jak na moje 100 kilo wagi) i nawet nie przeszkadzają mi zakwasy które jeszcze dają znać po ćwiczeniach. Swoją drogą ćwiczenia też mi się robi coraz lepiej i dłużej. To jest niesamowite co może zdziałać wyeliminowanie niektórych syfów w diecie (głównie cukier!!!). Zdaje sobie oczywiście sprawe że mogą i na pewno pojawią się kryzysy i to niejedne ale mam cichą nadzieję że uda się je szybko pokonać. W maju mamy komunie siostrzenicy męża i chciałabym już jakoś wyglądać w miare normalnie do tego czasu. A waga w kąt - raz w miesiącu do skontrolowania i pochwalenia się wynikiem, a tak to patrze przede wszystkim na centymetry. A że mam ich mega dużo (głównie na brzuchu ponad 130!!! O matko!!!) to mam co spalać.
ok ide powoli budzić dzieciaki bo trzeba ogarniać szkołe i przedszkole a za oknem - 11 stopni!!! Chyba oszaleli! Ranki zawsze za szybko uciekają a tyle rzeczy trzeba zrobić!
pozdrawiam!