Zrobiło się chłodniej I włączyłam większą aktywność.
Syn wyjechał na wakacje a ja dokarmiam jego jaszczurkę.
Tym sposobem wymyśliłam że od 2 dni chodzę tam na piechotę.
Pół godziny w jedną stronę i trzeba wejść na 3 piętro.
I tak jeszcze 10 dni.
Oby się udało i nie wpadła pokusa żeby jechać tam autem.
Jedzonko też ogarnięte tzn małe porcje.
A wczoraj nie jadłam obiadu bo długo mi zeszło na mieście.
Pytam męża dzisiaj czy jak by sam mieszkał czy by po pracy gotował obiad.
Mówi,że nie bardzo,bo to zajmuje trochę czasu.
Ale docenia,że ja nam gotuje.
Choć dzisiaj na szybko sos pieczarkowy i makaron.
Fajnie mieć mało wymagającego męża.
Może to też dlatego,że ostatnio 2 razy jedliśmy na mieście za grubą kasę totalna porażka takie niedobre było.
Jutro skok na wagę.
Trzymajcie kciuki.
A to moja kotka dostała nową zabawkę i szaleje.