Takie były piękne plany na sobotę - wycieczka, dzień na łonie natury i tere-fere W piątek koło 14 zadzwonili znajomi, że chcą nas odwiedzić. No cóż - sugerowaliśmy im, że temat ich odwiedzin jest otwarty, więc absolutnie nie możemy mieć pretensji. W związku z tym w piątek po pracy zakupy, podczas których mój mały urwis zgubił gdzieś jednego sandałka… zgubił… właściwie to ona po prostu go zdjęła i gdzieś wyrzuciła. Przeszliśmy alejkami sklepowymi, ale nie udało nam się go znaleźć. Byłam punkcie obsługi klienta z prośbą, żeby ogłosili ten fakt i może ktoś zauważy, ale Pani powiedziała, że nie ogłaszają takich rzeczy… tak więc mamy tylko jeden bucik. całe szczęście, że lato powoli się kończy, a za rok i tak by były zbyt małe. Po powrocie jeszcze szybkie ciasto, sałatka. A na uwieńczenie dnia drink koło 23. Wybaczcie, ale już nie poćwiczyłam nic a nic. Zresztą w sobotę też, ale od czego są takie “zabieganie” dni? Po prostu czasem trzeba odpuścić. Za to w niedzielę w ramach pokuty za kiepski jadłospis w sobotę zrobiłam dłuższy trening niż planowałam. Zresztą czułam się w niedzielę spuchnięta, co nie było zbyt komfortowe - mam za swoje. Zobaczymy w piątek czy na wadze coś się zmieniło.
Jakby mało było nam zawirowań z gośćmi i zmianą planów to w piątek zrobiłam Michalinie badanie moczu i wyszły jej bardzo złe wyniki. Jak je zobaczyłam to aż usiadłam. Załamana już miałam dzwonić do nefrologa, ale stwierdziłam, że to niemożliwe, żeby w tak krótkim czasie coś takiego się podziało. Ochłonęłam i mówię do Męża - jutro zaniesiemy do innego laboratorium. I co? I wyniki dobre! Co się nastresowałam to moje! Posiew też wyszedł tak sobie (kilka szczepów w małej ilości), więc dzisiaj pobraliśmy i też zawiozłam kontrolnie do innego laboratorium. Obawiam się, że coś jest nie-halo z tymi diagnostami tam - jakimś dziwnym trafem zawsze jak oddaję mocz od córki to są jakieś podejrzane wyniki. Zobaczę jeszcze jak ten posiew wyjdzie, ale może się okazać, że zrezygnuję z badań na nfz i będę robić prywatnie w innym miejscu… Ale spoko-składkę przecież będę musiała dalej płacić…..
Dietowo staram się trzymać od niedzieli, treningi robię zgodnie z planem. Ostatnio tylko mam straszne parcie na owoce - jabłka, śliwki, winogrona. Często wpadają między posiłkami - w sumie grunt, ze to nie słodycze. Zresztą w swoim dietowaniu doszłam już do takiego momentu, że chcę mieć czasem coś od życia bez planu, a jak nie odnotuje spadku… trudno. Widać tak ma być!