Ciut do przodu...
Muszę się pochwalić, że wczoraj byłam bardzo grzeczna dietkowo. Jeszcze to nie całkiem to, co ma być, ale już coś. Jak to będzie dzisiaj - zobaczymy. Warzyw nakupowałam, będę zmieniać się w królika.
Jakby ktoś był ciekawy, to waga w poniedziałek byla taka sama jak w zeszły, czyli niźle, biorąc pod uwagę weekend i tydzień bez większych ograniczeń w jedzeniu. Obiecałam sobie, że ważę się raz w tygodniu. Cholera!! Jakie to trudne!!! W nagrodę za wczoraj, już dzisiaj chciałam się zważyć, ale wytrzymałam.
W dalszym ciągu zero ruchu, nie licząc biegania po schodach w pracy. Dzisiaj może bym i znalazła czas na rowerek, ale coś mi gardziołko wysiada, kaszelek dokucza, a w przyszłym tygodniu aerobik się zaczyna. Spróbuję się podkurować. Nie ma to jak dobra wymówka!
Obiecałam sobie (oh, czegóż to ja sobie nie naobiecywałam!!), że nie będę kupować już żadnych książek o odchudzaniu. I co? Wczoraj znalazłam ksążeczkę dr Pierre Dukan "Nie potrafię schudnąć" i zakupiłam. Spodobał mi się tytuł, taki o mnie. Jeszcze nie wiem, co w środku, bo czas ...
Spadam, do roboty! Niektórzy wypominają nauczycielom, że pracują tylko 18 godzin w tygodniu. A ja bym chciała pracować tylko 40 w normalnej pracy, przychodzić do domu i o niej nie myśleć, tylko zająć się rodziną i np. odchudzaniem!
Dość marudzenia! Nauczyciele i tak wiedzą o co chodzi, a nie nauczyciele nie wiem, czy chcą zrozumieć. To taka gorycz związana z ostatnimi komentarzami na tematy oświaty...
Dalej...
Nie ustaję w kolejnych dzialaniach symulujących konkretne zabranie się do rzeczy :)
Dzisiaj zakupiłam spodnie dresowe na aerobik. Oczywiście nie w normalnym sklepie, tylko w lumpeksie. Z resztą co mam wydawać krocie na coś, co nie wykorzystam. Bo są dwie możliwości: albo wcale nie będę chodzić na ten aerobik, albo schudnę i spadą mi dresiki z chudego tyłka.
Nie ma dla mnie nadziei!
Po raz kolejny przekonuję się, że nie wszystkie klepki mam na fest przymocowane. Jak tylko świta mi myśl: "odchudzam się", to zapala mi się lampka z napisem JEŚĆ. To jest chore! Obiecałam sobie, że będę ważyć się tylko raz w tygodniu. Codzienne ważenie nie zdało egzaminu. Za to teraz boję się, co będzie w poniedziałek, tym bardziej, że cały weekend będzie imprezowy: tzw. zamknięcie sezonu. Ale potem koniec, szlus!!!
Moje "osiągnięcia" w odchudzaniu w tym tygodniu:
1. Zważyłam się i zmierzyłam
2. Wróciłam do pamiętnika na Vitalii
3. Znalazłam w stertach papierzysk założenia dietki, którą sobie kiedyś skserowałam. Ma być mało absorbująca i w zasadzie do stosowania na całe życie (buuuu), zobaczymy.
4. Wyraziłam chęć rowerkowania od poniedziałku za namową alldonki (Dzięki!)
5. Umówiłam się z ulubioną koleżanką z pracy, że będziemy się wspierać. Ona wróciła po macierzyńskim z 25 kg nadwagi, ale jest młodsza, więc nie wiem, czy jej dotrzymam kroku. Przed trzydziestką odchudzało mi się szybciej i łatwiej! No cóż, starość też ma swoje dobre strony i tej wersji będę się trzymać!
Marne te osiągnięcia :(
Gdybym startowała w konkursie "Kto więcej potrafi zjeść a mniej się ruszać" uplasowałabym się w czołówce ;)
Godz. 13
Ha!! Mogę dopisać kolejne dwa punkty!
6. Kupiłam "odchudzającą" kawę w aptece (na ile ona działa, to inna broszka, ale zawsze)
7. Dowiedziałam się, że aerobik zaczyna się od 15.09 i na razie mam nieugiętą wolę uczęszczania :)
Do roboty!
Tak oto teraz wyglądam:
Przytyło mi się znowu. Cóż, kiedyś podczas wakacji chudłam, a teraz piwko, grille. woda coraz zimniejsza w jeziorach i człowiek taki jakiś leniwy...
Za to teraz wraca normalny rytm dnia i miejmy nadzieję, że normalny sposób jedzenia. Może nie dopadnie mnie jesienna depreska (bo wiosenną zaliczyłam) i nie będę leżała tak, jak Pucio, zamiast ćwiczyć.
To jest jego pozycja relaksacyjna :) Nawet nie zauważył jak mu zdjęcie robiłam.
Wypatrzyłam, że w szkole będzie aerobik i to nawet w takch dniach, że nie spóźnię się na próbę chóru. Zatem do roboty! Pomijając nawet to, że wyglądam jak świnka Pigi tuż przed oprosieniem, to niestety nie nadaję się z tyloma kilogramami na dłuższe wędrówki. Zaliczyłam w tym roku parę górek, ale mało co nie zeszłam z nich ...śmierlelnie.
Tylko, że ja tak lubię jeść!!!!
Jestem uzależniona od jedzenia!
Kochane, sorrki!!
Strasznie mi miło, że o mnie myślicie. Ja jednak wpadłam w czarną dziurę pracy, przeplatanej całe szczęście przyjemnościami :)
Niestety prawie brak mi czasu na sen. Oszczędzam zatem na Vitalii. Niestety nie jest to dobry pomysł. W poniedziałek się ważyłam i wpadłam w popłoch. Dzięki temu pojeździłam, 40 km przeleciało migiem. I to by byo na tyle w tym tygodniu, bo do niedzieli nie wyskrobię ani odrobiny czasu na nadprogramowy ruch.
Jedyne, na co zawsze znajdę czas, to jedzenie. Dlaczego?
Pozdrawiam, myślę o was wszystkich i to mnie jeszcze jest w stanie powstrzymać przed pochłonięciem całej zawartości lódowki.
Wiem, że należą mi się kopy na rozpęd
Niestety dzisiaj nie jeździłam znów na rowerku, ale cierpię na chroniczny brak czasu. Chyba się po prostu starzeję i wszystko robię wolniej :)
Jeszcze przed snem zamieszczę wam parę zdjęć. Te najbardziej miniaste są jeszcze w innym kompie.
Najpierw jak odbieram nagrodę z dyrygentem:
A teraz tak nieco z daleka nasz chór:
A na deser możecie sobie nas posłuchać. Oto adres do krótkiego filmiku:
http://pl.youtube.com/watch?v=YDs28VEloG8
Można się było tego spodziewać :(
1,5 kg więcej niż w zeszłym tygodniu. Tak się niestety podsumowują wyjazdy i imprezki, ale jednak nie zrezygnuję z nich, najwyżej będę się jakoś ograniczać z jedzeniem i piwkowaniem. Jeżeli chodzi o jedzenie, wychodzi mi to coraz lepiej, gorzej z piwkowaniem :(
Niestey w zeszłym tygodniu nie było praktycznie rowerka i to też wpływa na wagę. Czas wreszcie wziąć się do roboty i hajda na koń! Wiesinka jak nic wywali mnie z peletonu. Chociaż znając ją, to raczej zacznie kręcić za mnie ;)
Niestety ten tydzień zapowiada się makabrystycznie czasowo. Ferie się skończyły, buuu... Jednak dziś postaram się chociaż troszeczkę podgonić peleton.
Z tej wagowej rozpaczy, to zapomniałam się wam pochwalić sukcesem chóralnym. W sobotę na III Ogólnopolskim Konkursie Kolęd i Pastorałek w Chełmnie zdobyliśmy Grand Prix!!! No cóż, wykosilimy konkurencję.
Jak znajdę chwilę, to zamieszczę kilka zdjęć z wyjazdu i z konkursu. Jest kilka fajnych, na których robię strasznie pocieszne miny podczas śpiewania :)
Wybywam na parę dni
Jedziemy do lasu. To nic, że zimy nie ma. Ale nie mamy zamiaru na nią czekać, bo podobno już była i drugi raz nas nie odwiedzi. Warunki będą ekstremalne, ale kto by tam przejmował się brakiem bieżącej wody. Niezła wymówka, żeby się nie myć ;)
Niestety dietkowo nie będzie i to mnie martwi. Jedynie mogę się postarać, żeby nie przegiąć za mocno. Zakupiłam 4 pary nowych spodni, o numer mniejszych niż ostatnio, więc nie mogę przesadzać. W rajdzie równikowym będę się teraz wlekła w ogonie. Znów tydzień będzie bezrowerkowy.
Imprezki były superowe. Wytańczyłam się po uszy. Następne tańce za dwa tygodnie.
Przepraszam wszystkie odwiedzające, że nie mam kiedy poodpisywać. Poprawię się jak wrócę. Cóż, ferie, a człowiek nie ma na nic czasu ;)
Zapowiada się weekend pod znakiem imprezowania
Znaczy się: wykurowałam się i można już iść na balety ;)
Nie mam w ogóle weny twórczej jeśli chodzi o domową krzątaninę. Nie chce mi się sprzątać, prasować, gotować, sprawdzać zaległe klasowki itp. Wczoraj i dziś byłam na półtorej godzinki w szkole, muszę trochę przygotować dzieci do konkursu rejonowego. Jak się zaczną lekcje, to znów nie będzie się z nimi kiedy spotkać. Miałam zrobić też porządek w szkolnych papierzyskach, ale jakoś tak spojrzałan na tę stertę z obrzydzeniem i poszłam po prostu do domu. Buuuu... Połowa ferii już za mną, szkoda, że straciłam je głównie na chorowanie i łażenie po lekarzach. Mówi się trudno!
Dziś idziemy na imprezę do przyjaciół, szkoda tylko, że nie taneczną. Za to jutro idziemy do Teatralnej potańczyć, do rana, takiego mam przynajmniej plana :) Ale przed tańcami chciałabym sobie coś do ubrania na tyłek zakupić, wszystkie spodnie wytarły mi się między udami (też tak macie?). Są jakieś wyprzedaże, może coś znajdę? I tak będę musiala je skracać, jeszcze nie udało mi się za przyzwoitą cenę zakupić spodni dobrych na długość. Myślałby kto, że standard, to ludzie powyżej 170 cm!
Dzisiaj przejechałam aż 46 km! Cóż, długi film oglądałam :)
Mój psiuńcio
Obiecałam kiedyś Ani - Balbinie fotki mojego pieska. Wreszcie mam chwilę czasu, żeby spełnić swoją obietnicę. Tym bardziej, że przejechałam na rowerku dziś aż 34 km. Jak po chorobie, to nieźle!
Szaleństwo na plaży. To jest chyba pies pustynny, uwielbia tarzać się w piasku!
Ale wody nie lubi!
A tutaj chyba dostał bardziej w kość niż ja :)
Ale oczywiście jak się położyć, to zawsze na ręczniczku!