I co najgorsze, moje jeszcze długo mnie pomęczą, ale...
... i tego będę się obsesyjnie trzymać.
Bardzo dziękuję za wsparcie, nawet nie wiecie, jak bardzo mi pomagacie nie wiedząc nawet o co chodzi.
Wiedzmowata napisała mi tak:
Nie generuj za wszelką cenę złości, niewprawnym to nie wychodzi, niestety ;-)). Zamiast tego otocz się szczelnym różowym mięciutkim kokonem (może być różowy majtkowy), który Cię ochroni i który będzie świecił i zalewał wszystkich wkoło samą słodyczą, przesładzał tak do urzygu.
I właśnie to robię. Do urzygu! I wszyscy robią zdziwione miny, bo raczej spodziewaliby się mnie spłakanej lub rzucającej "k...wami". A ja przy okazji ładuję akumulatorki do walki ze smokiem o swoje i mężowe!
I wbrew całemu smutnemu i wrednemu światu, zrobimy sobie i innym mnóstwo przyjemności w ten weekend.
Jutro mam koncert w filharmonii:
A w niedzielę w katedrze śpiewamy podczas mszy o 11. Też Reguiem.
Sobie i księciu małżonkowi sprawimy przyjemność wieczorami na milongach. A co!
Waga? Spada! Po weekendzie było mnie 2 kg więcej Chociaż nie było się co dziwić, dogadzałam sobie. Dziś pokazało się 0,4 kg mniej niż przed tygodniem. Cóż, dopadł mnie taki poziom stresu, którego już nie zajadam, bo niewiele mogę przełknąć.