Troszeczkę ochłonęłam
Chociaż o naszej wycieczce po Europie jeszcze pisać nie mogę... Czuję jeszcze mętlik. Nie miałam siły dobrać się do zdjęć. W trakcie, ze względu na swoją galopującą sklerozę, robiłam notatki dla pamięci. Zatem jest szansa, że coś wkrótce napiszę :))
Na razie rozpakowałam niektóre bagaże. Te z ciuchami poczekają do jutra.
Nie kupowaliśmy wielu pamiątek, ani prezentów. Nie było siły do dźwigania nadprogramowych toreb, ani nie było nadprogramowych pieniędzy. Jedynie w Barcelonie poszaleliśmy: ja zakupiłam torbę, a reszta po Tshircie i breloczku.
Pamiątką będą zdjęcia i filmik oraz oczywiście wspomnienia...
Kupiliśmy sobie bilety kolejowe Interrail, miejsca do spania zarezerwowaliśmy w hostelach, starając się nie przekraczać 20 EUR za osobę. Jedzenie kupowaliśmy w marketach, wybierając te najtańsze. Czasami skusiliśmy się na jakąś specjalność regionu, ale przeważnie przekraczało to nasz budżet. Parę razy zaliczyliśmy McDonaldsa :(( Ale tam przynajmniej były ceny porównywalne z naszymi. Nie jesteśmy krezusami finansowymi i trzeba było liczyć się z każdym wydawanym euro.
Zatem dietkowo nie było najlepiej, chociaż bez szaleństw.
Natomiast ruchu było duuużo. Chodziliśmy, chodziliśmy, chodziliśmy....
Aż boję się jutro mierzenia łydek ;)))
Wszyscy ucieszyli się, że już wróciliśmy. Teściowie opiekowali się naszym psiundulem i mieszkaniem. A dzisiaj jeszcze teść wyjechał po nas na dworzec, a teściowa przygotowała nam obiad i pyszne ciasteczka, ktorym nie byłam się w stanie oprzeć. I na dodatek znów dostałam od niej fajną bluzeczkę. Kochani są!
Córka się tylko przepakowala i jedzie jutro na biwak pod Ostródę. Ta to ma kondycję!!! Ale ona ma jeszcze miesiąc wakacji, to może sobie pozwolić.
Reszta do roboty!
Pozaglądałam do waszych pamiętniczków. Widzę, że wiele osób wrociło już z wypadów wakacyjnych i ma problemy z powrotem na łono dietkowania. Ja dziś mam motywację jutrzejszego ważenia. Po spaśliwym obiedzie o 18 u teściów już nic oprócz herbatki!
Ale całkiem łatwo było, bo w domu jedzenia prawie zero. Nie wiem po co włączyłam lodówkę, skoro tam tylko światło i ostre papryczki w zalewie. Rodzina o 21 zaczęła krzyczeć, że głodni. Dostali po zupce chińskiej, która została z wyjazdu ;))) bo nie było gdzie jej gotować, a jak można było coś ugotować, to kto by tam jadł zupki chińskie. Zatem przjechały się prawie wszystkie dookoła Europy i zostały pożarte w domu :))))
Ja byłam dzielna: tylko powąchałam.
Nawet przeszła mi przez głowę myśl, co by wskoczyć na rowerek, ale to chyba byłaby lekka przesada po 19 godzinnej podróży z Pragi do domu. Zatem dałam sobie dziś rozgrzeszenie, ale jutro....
Wreszcie w domu
Oj, sprawdza się przysłowie: Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej!
Aż dziwnie!
Żadne hotele, hostele tylko własne łóżeczko i łazienka, bez perspektywy pakowania się z samego rana w pośpiechu.
Za to z widokiem na powrót do pracy i to już jutro
Ale co tam, dam radę!
Jutro zważę się i pomierzę i zapiszę wszystko. Wprawdzie będzie to jednodniowy poślizg, ale kto by się tam przejmował drobiazgami!
Mam cichą nadzieję, że jestem lżejsza, ale jak nie, to nie! Tragedii nie będzie! Trzeba się będzie po prostu brać do roboty: wskoczyć znów na rowerek i zapitalać dookoła Polski!
Nie wiem, czy tak szybko dam radę opisać swój urlop. Dzisiaj nie mam siły!
Teraz tyko w skrócie.
Trasa pociągiem: Berlin, Bremen, Amsterdam, Bruksela, Paryż, Cerbere (na granicy z Hiszpanią), Barcelona, Mediolan, Wenecja, Wiedeń, Praga.
To wszystko w 20 dni.
Nachodziłam się do bólu i z bólem.
Napociłam się, bo upały!
Naoglądałam się cudowności!
Tym razem chyba bye bye na 2 tygodnie
Jutro ruszamy dalej.
Nie wiem kiedy bede miala dostep do netu.
Dzisiejsza waga 87,3 kg i to po piwkowaniu ;))))
Buziaczki :***
Pare zdjatek z podrozy
Pergamonmuseum
Potsdam Sanssouci
Symbol Berlina
Bremenscy muzykanci
Buziaczki z Bremen
Jestem w dlugiej podrozy. Akurat odwiedzam starszego braciszka. Ale w poniedzialek ruszamy dalej. Juz mamy zaliczony Berlin, no i wlasnie zaliczamy Bremen.
Na razie wszysto idzie ok. Mialam okazje sie dzis zwazyc. Nie jest zle, ale mogloby byc lepiej :))) 87,6 kg
Pisze na niemieckiej klawiturze, pewnie daloby sie cos zmienic, ale nie chce namieszac braciszkowi w komuterze.
Pelen opis mojej wycieczki bedzie pozniej.
Na razie buziaczki :***
"Schudłaś jednak ostatnio!"
To dzisiejsze słowa księcia małżonka po zerknięciu na paski wagi. Akurat stał za plecami. Nie robię w domu tajemnicy z odchudzania się, ale też przestałam się chwalić osiągnięciami (najczęściej nie ma czym). W zasadzie rodzinka uodporniła się już na mnie ;)))) Widzą, że ćwiczę, że staram się jeść mniejsze porcje itd, ale nie informuję ich na bieżąco o stanie wagi. Tylko wy jesteście wtajemniczone/wtajemniczeni :)))
Wczoraj jednak niepotrzebnie panikowałam, a może i tak, bo nie podjadałam już po kolacji.
Waga równo 88 kg (moje kochane bałwanki!), czyli o 1 kg mniej niż tydzień temu!
Minęły 2 miesiące od powrotu, wypadałoby coś podsumować :)))
Bilans lipca:
masa: -3,7 kg (nieźle, byle tak dalej!)
szyja: -1cm
biceps: -0,5 cm
piersi: -1 cm (to akurat mnie nie cieszy :()
talia: -5 cm (w zeszłym miesiącu było -4cm)
biodra: -3 cm
udo: -1,5 cm
łydka: -0,5 cm (mało!)
tłuszcz: -3% (ostatnio tylko -2%, mimo, że kilogramów więcej spadło)
Rowerek: 461 km (Jak tak dalej pójdzie, to do sylwestra uda mi się objechać Polskę dookoła!)
Mam poważny kryzys dietkowy
Przyznaję się do tego bez bicia! Podjadam!
Trochę się próbuję powstrzymać, bo normalnie żarłabym jak maciora, a tak tylko jak mały prosiaczek.
Bałwanki poszły się bujać :(
"9" grozi mi paluchem :(((
Jutro oficjalne zapisywanie wagi, a tu potworna zwyżka :(((
Dzisiaj waga pokazała 89 kg. Wczoraj wcale się nie ważyłam.
Po drodze była imprezka imieninkowa, potem dochodzenie do siebie po imieninkach.
Teraz za to reisefieber na całego.
Boję się tego wyjazdu jak cholera!!!
A żeby sprawdziło się przysłowie o nieszczęściu i o parach, to znów odparzyłam sobie stopy. Całe mam w bąblach, swędzące i cieknące :(((( Jak ja będę chodzić?!! W czym?!!! Chyba nowe buciki zostawię w domu, bo tylko odbędą podróż w walizce! A ja tylko klapeczki i sandałki, nawet w mróz. Przecież ja w podróży jakiegoś zakażenia mogę dostać!
Załatwiłam się tak tymi nowymi bucikami. Założyłam je na imprezkę, bo była w terenie. Wieczór i noc całkiem chłodne były, trawa mokra, więc chyba wszyscy założyliby coś innego, a nie sandałki. Zapomniałam, że jeśli chodzi o ciepłotę ciała, to ja nie jestem "wszyscy". Mnie jest zawsze ciepło, ręce i stopy mam zawsze gorące!
Jedyna dla mnie pociecha, że mam siłę zmobilizować się do jeżdżenia na rowerku.
Wczoraj 30, a dzisiaj 42 km. Razem 626 km. Ale i tu jeszcze tylko 2 dni i przerwa na 3 tygodnie :(
Będą inne atrakcje: zwiedzanie, błądzenie, zwiedzanie, błądzenie...
Książę małżonek stwierdził, że podczas naszej wyprawy będziemy oszczędzali na jedzeniu, bo na niczym innym się nie da. Zatem jest szansa, że nie przytyję...
Wiem, wiem, jestem panikara...ale najchętniej zamknęłabym się w domu i nie wychodziła do końca wakacji.
Bez inwencji...
Jakoś taka do niczego dziś jestem.
Ledwo przejechałam swoje 42 km i nie mam siły się ruszyć.
Dzisiaj w planie imieninki plenerowe, a pogoda jakoś ciut byle jaka :) Zimno, wietrznie i się chmurzy :((( A może tylko mi się wydaje, bo jeszcze nie byłam na dworze.
Wczoraj szanty mnie zawiodły :(( Nawet nie dotrwałam do końca. Krótko mówiąc: nie porwały mnie.
Wypiłam 2 piwka i ledwo dojechałam do domu. Koniec świata! Osłabłam, czy co?
Oczywiście po tym piwie zachciało mi się jeść, ale waga dziś bez zmian :)
Zobaczymy, jak będzie jutro po imprezce.
Cieplej, cieplej...
O jednego bałwanka mniej: 88,2 kg
Już zaliczyłam rowerek : 31 km. Razem 512.
Wczoraj zakupiłam już bilety na podróż. Klamka zapadła, jedziemy!!!!
Będzie to podróż w stylu: "Jeśli to czwartek, to jesteśmy w Paryżu".
Reisefieber mam taką, że aż ręce mi się trzęsą.
Piesio zostaje w domu z teściami. Przypomniało mi się, że nie szczepiłam go jeszcze w tym roku! Zaraz lecę do weterynarza, potem muszę wykupić ubezpieczenie. Karty EKUZ (Europejska Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego) już wczoraj wyrobiłam.
Wczoraj też zakupiłam sobie buty i torebeczkę na podróż.
Książę małżonek też miał szczęście, bo trafiłam na sandały ze skóry rozmiar 49 w cenie 70 zł. Wzięłam bez przymiarki! Ciut za duże, ale lepiej to niż nic! Nie uświadczysz żadnych w rozmiarze 47, 48 w przyzwoitej cenie.
Po południu jadę odwiedzić rodzicieli. Ojciec marnieje w oczach. Ale od kiedy dostał plasterek z lekiem uśmierzającym ból, może jako tako funkcjonować. Przynajmniej śpi spokojnie. Lekarze planują mu chemioterapię paliatywną. Nie wiem, czy jest sens męczyć człowieka 77 letniego z przerzutami do płuc!
By pamiętać
Po rowerku powinnam robić ćwiczenia rozciągające!!!!
Żeby o nich nie zapomnieć wpisuję je do pamiętniczka!!
Stań na jednej nodze, drugą ugnij w
kolanie, chwyć za stopę i przyciągnij piętę do pośladka, wypychając
jednocześnie biodro do przodu - rozciąga mięsień czwórgłowy uda.
Stań
na jednej nodze ugiętej w kolanie, drugą wysuń do przodu i oprzyj całą
stopą na podłodze, biodra skieruj w tył naciskając lekko w stronę
podłogi - rozciąga mięsień dwugłowy uda.
Stań
w wypadzie, ciężar ciała na nodze z przodu, naciskaj piętą nogi z tyłu
w kierunku podłogi, aby mocniej rozciągnąć łydkę, ugnij lekko nogę w
kolanie - rozciąga mięsień trójgłowy łydki.
Stań
w wypadzie, ciężar ciała równomiernie rozłożony na obu nogach, noga z
tyłu oparta na palcach, skieruj biodra do przodu, przenosząc ciężar
ciała na nogę z przodu - rozciąga mięsień biodrowo-lędźwiowy.
Siedząc
w siadzie skrzyżnym, złącz ręce z przodu na wysokości klatki piersiowej
i uwypuklij plecy na wysokości klatki piersiowej, następnie pochyl
głowę i rozciągaj dalej - rozciąga mięśnie pleców i karku.
Siedząc
w siadzie skrzyżnym, złącz ręce z tyłu i wypchnij klatkę piersiową do
przodu, nie wyginając kręgosłupa - rozciąga mięsień piersiowy większy.