Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Bardzo lubię tańczyć, szczególnie tango argentino. No ale wyobraźcie sobie słonicę tańczącą ten piękny, zmysłowy taniec. Poza tym śpiewam w chórze, często mamy koncerty, a ja stoję w pierwszym rzędzie. Wypadałoby jakoś ładnie wyglądać, no nie? Edit 2020: czas na zmiany. W chórze już od zeszłego roku nie śpiewam. Kiedyś trzeba odpuścić ;) Za to zaczęłam regularnie biegać. Zrobiłam nawet kurs animatora slow joggingu.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 572381
Komentarzy: 5114
Założony: 30 stycznia 2007
Ostatni wpis: 30 sierpnia 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
alam

kobieta, 57 lat, Olsztyn

159 cm, 88.80 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Nie przytyć ;)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

24 kwietnia 2013 , Komentarze (3)


Przyjdzie jak nic zastosować się do tej rady podczas tegorocznego lata.
Dzisiejsze ważenie ogłaszam jako kwietniową porażkę. Od miesiąca kręcę się wokół wagi lekko poniżej 90 kg. Przez chwilę jest na wadze mniej, potem znów więcej i tak w kółko.
Nie powiem, że nie mogę sobie niczego zarzucić, ale, żeby przy takim pedałowaniu, takie marne efekty wagowe? Centymetrowe zresztą też. Dzisiaj 89,4 kg. Mimo, że cele ustawiłam sobie baaardzo małe, i tak ich nie osiągam. No, dobrze, cel kwietniowy jest zagrożony. Do tej pory szło jakoś.
Mało wody ostatnio piłam i chyba @ nadchodzi, może to dlatego??
Nastrój też do kitu. Zmęczona jestem, chyba najbardziej psychicznie. Mało śpię, wcale nie dlatego, że cierpię na bezsenność. Nie wyrabiam się przed 23 a wstaję o 5, żeby zdążyć trochę popedałować. Jak długo tak pociągnę? Na razie działam dzięki endorfinkom rowerkowym.

23 kwietnia 2013 , Komentarze (2)


Czy ja kiedyś zmądrzeję????
Znów pomyliłam pragnienie z głodem i zamiast pić wodę, to żarłam 
Waga nie omieszkała mi tego wytknąć: 89,9 kg 
Czas przefarbować włosy na blond, niech ludzie wiedzą z kim mają do czynienia!

22 kwietnia 2013 , Komentarze (3)


Waga po szalonym weekendzie: 88,5 kg  Nie spodziewałam się.
Pewnie to zasługa wczorajszej biegunki, ale zacznijmy od początku.
W piątek po pracy pojechaliśmy z księciem małżonkiem do Warszawy przetestować stołeczne milongi. Kwaterę mieliśmy przy Nowym Świecie zaraz obok Bliklego. Położenie świetne, jednak warunki niekoniecznie, ale nie jestem wymagająca, wystarczy mi łóżko z czystą pościelą. Przydałaby się również ciepła woda pod prysznicem...
Po przyjeździe zaliczyliśmy spacer po Krakowskim Przedmieściu, ale bez przesady, w końcu mieliśmy wieczorem tańczyć. Zdążyliśmy nabyć drogą kupna materiał na muszki: jedwab po 260 zł za metr  Zapłaciliśmy około stówy, wyjdą z tego przynajmniej 4 muszki, czyli i tak będzie taniej, bo wiązana muszka z byle jakiego materiału kosztuje ok. 50 zł. 
Na pierwszy ogień mieliśmy przetestować milongę na ul. Chłodnej, podobno najstarszą w Warszawie. Pogoda była ok, więc zdecydowaliśmy dojść tam na piechotę, ponad 2 km. Na miejscu z 15 minut szukaliśmy jeszcze nr 3, zanim okazało się, że wejście na salę jest od ulicy (!) Ciepłej . Nóżki ździebko bolały. Potem 4 godziny tańczenia i powrót również per pedes, ponieważ nie lubimy stołecznych taksówkarzy, którzy przy każdej wcześniejszej okazji obrabowywali nas z pieniędzy. Ledwo doczłapałam się do łóżka, podeszwy paliły żywym ogniem.
Następnego dnia nigdzie nam się nie spieszyło, pospaliśmy sobie, wyleżeliśmy się, ale głód wygonił nas w końcu na ulicę. Zachciało się nam jajecznicy w barze Familijnym. A tam klimaty prawie jak z Misia. Najedliśmy się za 10 zł, jednak pozwólcie, że nie opiszę kuchni, którą można było obserwować przez okienko do wydawania potraw, dobrze, że nie jestem obrzydliwa. Nie jest łatwo nas zniechęcić, więc przyszliśmy tam jeszcze na obiad. Mam podejrzenia co do źródeł mojej biegunki, chociaż mógł to być tylko przypadek. W każdym razie obiad dla dwóch osób kosztował nas 2 razy mniej niż deser zakupiony u Bliklego: 6 kawałków różnych ciast i 2 pączki. 
Nie tylko obżeraliśmy się w sobotę. Jakoś doczłapaliśmy się do Złotych Tarasów, książę małżonek namawiał mnie na zakupy ciuchowe, ale nie miałam na to najmniejszej ochoty, mimo że wieczorem wybieraliśmy się na Złotą milongę, która w nazwie ma Elegante. Obawiałam się, czy mnie wpuszczą. Stwierdziłam, że schowam się za księcia małżonka, który w myszce i kamizelce robił zupełnie eleganckie wrażenie. Na zakupy nie miałam siły. Za to dałam się namówić na kino, polecam Panaceum. Nawet pomogło na moje bolące stopy. 
Po obiadku zaliczyliśmy drzemkę i tym razem użyliśmy metra jako środka transportu. Wracaliśmy za to miejskimi rowerkami: świetny wynalazek!!! Milonga odbywała się na Długiej, wejście było od .... myśleliście, że od Krótkiej??? Hehe. Niespodzianka: od Parku Krasińskich, o ile nie pomyliłam nazwy.
No cóż, milongi jak milongi, nie powaliły nas stołecznym poziomem tańca. Nie żebyśmy my tak super tańcowali, ale spodziewaliśmy się czegoś lepszego. Podobno najlepsi tangueros pojechali na maraton tanga we Wrocławiu. Wytańczyliśmy się i wcale nie żałujemy wyjazdu, jednak z przyjemnością po powrocie pojechaliśmy na naszą domową milongę w Dyplomacie.
No i jak tu teraz iść do pracy 

17 kwietnia 2013 , Komentarze (3)


Wiosna za oknem, nawet jak pada deszcz, a u mnie bałwanki.  Waga pomimo dogadzania sobie w poniedziałek pokazała lekki spadek: 88,8 kg. Od zeszłego tygodnia 0,5 mniej. Nie będę narzekać! 
Dziś jestem już w zdecydowanie lepszej formie, zaraz dosiądę mojego rumaka i heja!
Mam mnóstwo roboty, ale dziś mnie to już nie przeraża, nawet świadomość, że połowy nie zrobię 
W perspektywie weekendowy wypad do Warszawy na tango. Trzeba się odstresować. Nie stać mnie na ciepłe kraje, to chociaż oderwę się od codzienności!
Zakupiłam książkę Chodakowskiej, mimo że obiecywałam sobie: żadnych więcej książek o odchudzaniu!!!! Cóż... Najpierw ją przejrzę, potem zdecyduję od kiedy ją zacznę realizować. Podczas wakacji też mogę nie mieć czasu, więc może nie ma co odkładać?

16 kwietnia 2013 , Komentarze (1)


Długo mnie tu nie było, a działo się, oj działo
Najpierw, w piątek byliśmy z księciem małżonkiem i dziedzicem w kinie na Imagine. Piekny film, polecam całym sercem.
Potem w sobotę ciężko pracowałam od 8 do 20 nad sprawdzianami szóstoklasistów. 
Ale o 21 byłam umówiona na balety w Kolorowej z naszą Vitalijką Marleną1966. 
Super babka, wyskakałyśmy parę kalorii, pogadałyśmy od serca i od cycka, zaplanowałyśmy ciąg dalszy.
Zrobiłam zdjęcie ręcami jej męża, ale moja komórka pogrubia, więc oto zdjęcie z pamiętnika Marlenki:

Jest dowód, żeby nie było to tamto 

W niedzielę był ciąg dalszy sprawdzania a w poniedziałek padłam  Jeszcze teraz bolą mnie wszystkie mięśnie. Nieźle musiałam być spięta. Dopiero dziś doszłam do siebie.
Waga w poniedziałek pokazała mi 88,3 kg, ale już dziś nie była taka łaskawa. Co się dziwić, jak dogadzałam sobie wczoraj za bardzo. Od czwartku zero rowerka, basen też tęskni już za mną. Nic to!!!
Dzisiaj starałam się już być grzeczna, zobaczymy co jutro waga na to. Wezmę to na klatę i powalczę dalej...

10 kwietnia 2013 , Komentarze (6)


Waga i wymiary praktycznie bez zmian od zeszłego tygodnia, bo przecież nie przejmę się tym 0,1 kg więcej  gdy wczoraj waga pokazywała 90,4, czyli 1,1 więcej. Wczoraj waga wytknęła mi palcem z krwiście czerwonym paznokciem, że mam skończyć z podjadaniem słodyczy... i skończyłam, ale nie do końca. No czasem muszę coś chapnąć, bo potem rzucę się na większe ilości!!!
Ten tydzień przewidziany jest na dopieszczanie. W poniedziałek byłam u kosmetyczki i mam nowe paznokcie na wszystkich czterech kończynach plus zadbane pięty. W piątek było już rwanie włosia, ale to trudno nazwać dopieszczaniem  aczkolwiek nie wyglądam już jak z "Walki o ogień". Jutro fryzjer, a w piątek zabieg na twarz i dekolt. I będę jak po renowacji.
Wczoraj byłam już o krok od poproszenia mojego lekarza rodzinnego o L4. Jadę resztką sił psychicznych. Jak widać robię, co mogę, żeby mi się poprawiło, ale wewnętrzne efekty są marne. W głowie kołacze się mantra: byle do majowego weekendu, ale nie wiem, czy dam radę. Zdecyduję w poniedziałek, wtedy okaże się, czy nie padnę na twarz po sobotnio niedzielnym maratonie egzaminacyjnym.

8 kwietnia 2013 , Komentarze (3)


Wczoraj już było lepiej  Waga ciut w dół!
Nie wiem, jak to jest, że czasem mam po prostu przymus jedzenia wszystkiego, co najbardziej kaloryczne i to w ilościach hurtowych. A kiedy indziej potrafię się opanować i to bez większego problemu.
Wczoraj zaczęłam dzień od rowerka, potem obfite, białkowe śniadanie i poszło z górki.
Wieczorem tango z księciem małżonkiem i padłam o 22 na twarz.
Jedynie do pracy zawodowej trudno mi się zmotywować  A tu znów poniedziałek! Ten tydzień będzie długi, bo w weekend sprawdzam sprawdziany szóstoklasistów. Jedyny plus: zapłacą mi za to! 
Teraz muszę się wziąć za sprawdzanie tych, za które mi płacą w ramach wynagrodzenia zasadniczego. 

7 kwietnia 2013 , Komentarze (2)


Zaliczam wpadkę za wpadką. Nie potrafię się opanować. Nie mam pojęcia, co się dzieje.  Wczorajszy dzień zupełnie spisany na straty. Najpierw jakieś zawody na basenie. Czekałam, ale ile można. Czyli w tym tygodniu basenu nie było. Za to w nadmiarze słodyczy i mega kalorycznego żarcia. Jedynie rowerkowałam, ale też bez przyjemności, bo jakoś wszystko mnie bolało. O co chodzi??!!  Gdzie mój power i optymizm??!!
Jak życie kopie po jajach, to trudno się uśmiechać. A za oknem biało i mróz. 
Waga dzisiejsza i tak łaskawa: 89,7 kg. Vitaliowe paski doprowadzają mnie do rozpaczy, bo ciągle pokazują wcześniejsze pomiary. Tu też moja cierpliwość sięga dna.
A olał to wszystko!!!!
Była wpadka? Była! Walczymy dalej? Walczymy!!! Nikt nie obiecywał, że będzie lekko. W piątek koleżanka powiedziała, że widać już, że chudnę. A przecież na razie doszłam tylko do tego, co było po wakacjach. Najważniejsze, że kolano tak nie dokucza. Mogę chodzić po schodach w górę i w dół, nie kuleję. Nawet obcasiki nie są problemem. Zasługa rowerka 
Zaraz na niego wsiadam i zaczynam aktywnie dzień, bo od wczorajszego lenistwa plecy już mnie bolą.

3 kwietnia 2013 , Komentarze (4)


I ja z tej szansy korzystam  0,7 kg mniej niż tydzień temu  pomimo świąt!
Nie przesadziłam z jedzeniem. ale wcale sobie wszystkiego nie odmawiałam. Piłam sporo wody, zamiast słodkich soczków. Nawet ciast sobie nie domówiłam.
Rowerek był, ale tylko dlatego, żeby wyrobić tygodniową normę.
Jednak warto było przeczekać bez nerwowych ruchów zastój wagowy. Myślę, że nie bez wpływu jest też to, że się wysypiałam do oporu. To bardzo dobrze działa na moją wagę  
Jestem zmotywowana do dalszego działania!!!!

31 marca 2013 , Komentarze (4)


Rys. Raczkowskiego


No to wszystkiego najlepszego oraz najchudszego!!!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.