Oczywiście podziwiam tak namiętnie własną głupotę. Niestety ten podziw nie wywołuje euforii. Wręcz przeciwnie.
Są wakacje a ja nie odpoczywam, bo nie mam po czym :) Ja po prostu bezwstydnie leniuchuję.
W domu zarasta, czas by też pomyśleć o pakowaniu przed wyjazdem z całą rodzinką a mnie się nie chce :(
W ogóle coś nie najlepiej ze mną ostatnio. Nieopatrznie za często zaczęłam zerkać do lustra, bo coś trudniej mi się ruszać, schylać ... I niestety nie jest to ładny widok. Dziwię się, że księciu małżonkowi to nie przeszkadza, ma przecież coraz mniej miejsca w łóżku.
Przecież ja w tej chwili jestem 10 kg cięższa niż w styczniu!
Patrzeć na siebie nie mogę ale zrobić z tym czegoś w tej chwili też nie mam siły.
Nie wiem, co się dzieje. Czuję w środku jakiś strach, roztrzęsienie, coś jakby stan na chwilę przed katastrofą.
Nie chcę nikogo zamęczać tymi odczuciami, więc na co dzień zachowuję się normalnie, żartuję, najczęściej z siebie. Po prostu uprzedzam innych. Ja mogę, ale inni wara, bo się poryczę.
Wróciłam do czytania waszych pamiętniczków. Działa, ale na krótko. Myślę o wykupieniu dietki z planem ćwiczeń. Kiedyś się sprawdzało, ale też krótko. Wszystkie moje motywatory przestały działać. Wszystkie sztuczki, które używałam ostatnio przy odchudzaniu wydają mi się teraz denne i głupie. Dlaczego, bo po raz kolejny odpuściłam, poszłam na łatwiznę i znalazłam się w punkcie wyjścia. Nie wiem, który już raz, mam wrażenie, że o ten raz za dużo.
Wiem, użalam się nad sobą. Wiem, że inni mają większe problemy niż waga i wygląd, aczkolwiek u mnie to też nie jest tylko to, bo o innych sprawach, które mnie dotyczą nie można tak otwarcie pisać. Niektórych się wstydzę, bo sama źle postępowałam, o innych lepiej żeby zbyt wiele osób nie wiedziało, bo niektórzy mogą wykorzystać to przeciwko mnie.
Mam wiele rzeczy, które przytrafiły mi się w życiu, z których mogę być dumna, ale... No właśnie. Czy też tak macie, że to co wychodzi, to po prostu tak ma być i żadna w tym moja zasługa. Natomiast porażek jestem jedynym winowajcą.
Po przeczytaniu waszych ostatnich komentarzy aż się poryczałam ze wzruszenia, że tak dobrze mnie odbieracie, albo mój wizerunek, który tutaj stwarzam. Nieźle obrazuje to mój obecny stan psychiczny.
Dość! Nikt za mnie z tym nic nie zrobi, muszę ja sama. Zacznę małymi kroczkami. Do wyjazdu postaram się choć trochę ogarnąć, a po powrocie systematycznie się odgruzuję, nie tylko pod względem kilogramów tłuszczu na sobie. Tym zajmę się tak przy okazji.
Zapomnę o dewizie: wszystko albo nic. "Trochę" też ma znaczenie. Za te "trochę" też można się pochwalić a nie tylko za wykonanie wszystkiego w perfekcyjny sposób, najlepiej, najszybciej, najpiękniej, najbardziej pomysłowo ze wszystkich. Muszę zabić w sobie tę wredną prymuskę.
Kolejne "naj" , ale chyba jakieś takie sensowniejsze.
Jutro rano zacznę od wstania o normalnej porze, zważenia się, zmierzenia i zobaczymy co jeszcze sensownego uda mi się zrobić.
Dziś ... też coś zrobię.