Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Bardzo lubię tańczyć, szczególnie tango argentino. No ale wyobraźcie sobie słonicę tańczącą ten piękny, zmysłowy taniec. Poza tym śpiewam w chórze, często mamy koncerty, a ja stoję w pierwszym rzędzie. Wypadałoby jakoś ładnie wyglądać, no nie? Edit 2020: czas na zmiany. W chórze już od zeszłego roku nie śpiewam. Kiedyś trzeba odpuścić ;) Za to zaczęłam regularnie biegać. Zrobiłam nawet kurs animatora slow joggingu.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 572387
Komentarzy: 5114
Założony: 30 stycznia 2007
Ostatni wpis: 30 sierpnia 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
alam

kobieta, 57 lat, Olsztyn

159 cm, 88.80 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Nie przytyć ;)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

9 czerwca 2011 , Komentarze (3)



W zeszłym tygodniu czułam, że chudnę w oczach. Nie ma to jak optymistyczne nastawienie Za to w tym nic takiego się nie dzieje. Jestem straszną meteopatką i każdy spadek ciśnienia objawia się u mnie spadkiem nastroju. Brak mi entuzjazmu A to odbija się niestety na efektach w dietkowaniu i aktywności fizycznej.
Wczoraj byłam na basenie, ale na rowerku pedaliłam tylko w poniedziałek. Za to wczoraj też wybrałam się nad jeziorko, żeby się trochę poopalać. 2 godziny smażyłam swoje boczki, żeby tak przy okazji dało się wytopić trochę tłuszczyku... A dziś już słonko schowało się za chmury, burza gdzieś mruczy z daleka a w domu parno, że cały czas pot cieknie po rowku.
Lenia mam. Ale może jeszcze przed próbą wsiądę i popedalę? Potem się wypryszniczę, bo już cała się kleję. Ale jednak mimo wszystko lubię jak jest tak gorąco

5 czerwca 2011 , Komentarze (4)



Dziś późno wstałam, bo wczoraj długo mi zeszło, zanim się położyłam, tym razem całkiem trzeźwa, bo robiłam za kierowcę. Poprzednie dwa wieczory były opiwkowane. Odkryłam w "Stokrotce" piwo bezalkoholowe lub raczej niskoalkoholowe inne niż Karmi i nie cierpiałam bardzo jak inni pili.
Napiszę trochę o festiwalu, bo do tej pory nie miałam kiedy.
W czwartek była inauguracja. Najpierw jak zwykle pitu pitu pod szkołą, pod pomnikiem Felka, potem przemarsz chórów i innych przez miasto do amfiteatru. Po drodze korowód zahaczył o Muzeum Nowowiejskiego, gdzie wszyscy zostali poczęstowani chlebem i solą  Zwykle pochód kończył się w kościele na koncercie inauguracyjnym z wielką pompą, a tym razem było luźniej. Na scenie na wolnym powietrzu nad stawem z fontanną zaprezentowały się wszystkie chóry. A że pogoda dopisała, to było bardzo sympatycznie. Aczkolwiek ta scena nie jest łaskawa dla chórów. Zbyt selektywnie słychać wszystkie głosy i niestety wychodzą wtedy wszystkie niedoróbki. W związku z tym obawiałam się trochę o poziom tegorocznych przesłuchań koncertowych, ale w kościele jest inna akustyka i wszystko ładnie się miksowało. Z wielką przyjemnością słuchałam przez prawie 6 godzin chórów w piątek. Choć moje biedne cztery litery wiele tego dnia wycierpiały na niewygodnej ławce kościołowej, mimo grubej poduszki, którą ze sobą miałam nauczona doświadczeniami wcześniejszych festiwali. Na koniec obawiałam się, że moja doopcia wyda niekontrolowany odgłos, gdy z wklęsłej znów zrobi się wypukła ;)
Po południu zostaliśmy zaproszeni, wraz z naszymi przyjaciółmi z Niemiec, którzy specjalnie przyjeżdzają co roku, żeby posłuchać (raz nawet sami wystąpili ze swoim chórem), na integracyjne ognisko dla wszystkich chórów do Tumian. Nie ma to jak mieć znajomości w komitecie organizacyjnym  W Starym Folwarku było jak zwykle wszystko doskonale przygotowane: pyszne jedzonko i rewelacyjna atmosfera. Oczywiście były śpiewy i tańce i nawiązywanie przyjaźni. Najpierw miałam być kierowcą, ale okazało się że zmieścimy się całą ferajną w jednym samochodzie, który poprowadzi nasz przyjaciel, który i tak nigdy nie pije. Zatem mogłam spokojnie wypić piwko, a nawet dwa. A było do czego, bo był pyszny bigos, kaszanka i kiełbaska z grilla, babka ziemniaczana odgrzewana na ruszcie. Nie omieszkałam wszystkiego spróbować, oczywiście w rozsądnych ilościach w ramach kolacji.
W sobotę zaprezentowały się już tylko ostatnie 4 chóry. Więc skorzystaliśmy z okazji i wybraliśmy się na jeden z wielu koncertów towarzyszących festiwalowi. Pojechaliśmy do Bartąga, do ślicznego kościółka. Okazało się, że na godzinę o której miał się odbyć koncert, został zaplanowany ślub. Chórowi bardzo się to spodobało i zaproponowali, że po prostu swoim śpiewem uświetnią tę piękną uroczystość. Młoda para o niczym nie wiedziała. To był najpiękniejszy ślub w jakim uczestniczyłam i to nie tylko z powodu chóru, bo przecież wile razy ja sama z moim chórem śpiewałam innym chórzystom z tej okazji. Niesamowicie sympatycznie poprowadził całą uroczystość ksiądz. A mowa, którą wygłosił w ramach kazania, była tak ciepła i sympatyczna, że Niemcy, mimo, że nic nie rozumieli, to byli zafascynowali samą modulacją głosu, gestykulacją, tym, że wziął mikrofon do ręki i podszedł do młodych i gości i wręcz prowadził z nimi ciepłą przyjacielską rozmowę. Po tym, gdy młodzi wymienili się już obrączkami, poprosił ich rodziców, żeby mogli im podziękować, za to, że po prostu są, a oni są dzięki nim, dzięki ich miłości. A do tego jeszcze śpiew chóru i Ave Maria wykonane przez solistkę z chóru. Rewelacja!
Wieczorem - ogłoszenie wyników i koncert galowy. Już w zeszłym roku organizatorzy wymyślili świetną formułę prezentacji chórów. Wszyscy uczestnicy ustawieni są w kościele. Wykorzystane są w tym celu wszystkie balkony i wolne miejsca. W związku z tym w ławkach jest sporo miejsca dla widzów i słuchaczy. Po kolei, niezapowiadani zaczynają śpiewać. Wspaniałe wrażenie, gdy słychać śpiew, a nie wiadomo skąd. W tym roku śpiewano tylko utwory Nowowiejskiego, a trzeba przyznać, że chóry się postarały i wygrzebały ciekawe jego kawałki, a nie tylko Parce Domine, które jednak ma największą popularność wśród wykonawców. Z resztą nie ma się co dziwić, bo jest piękne. Dopiero potem jest ogłoszenie wyników i zdobywca Grand Prix może zaprezentować się jeszcze raz. Zwyciężył mój faworyt - chór Akolada z Bydgoszczy. Co roku na festiwal przyjeżdża najmłodszy i jedyny żyjący jeszcze, ponad 80 letni syn Feliksa, Jan z żoną Niną. Bardzo to sympatyczne z ich strony, bo oboje są już bardzo schorowani. Nawet na chwilę pokazali się na ognisku integracyjnym.
Po wszystkim pojechaliśmy do Mokin, gdzie nocują nasi przyjaciele i miło spędziliśmy wieczór przy piwku. Po północy przywiozłam wszystkich bezpiecznie do domu, mimo, że droga z Mokin do Barczewa jest tragiczna. Jechałam 30 km/h takie dziury i hopki są na niej. Ale w końcu nie spieszyło się nam
Dziś pospałam długo, potem odwiedziliśmy teściową, żeby opowiedzieć jej wrażenia z festiwalu, a teraz zabiorę się za jakiś obiadzik, potem prasowanko i wieczorkiem jakiś spacerek i rowerek, bo wczoraj nie było kiedy. Na basenie też nie byliśmy, nie dało się Pogoda taka rewelacyjna, a ja biała jak młynarz, nie ma kiedy się poopalać :(
Dietka tak sobie, ale staram się chociaż w ilości nie przesadzać.

3 czerwca 2011 , Komentarze (6)



Pierwszy tydzień zwykle przynosi spektakularny spadek wagi a tu tylko pól kilo mniej
Wiem, wiem, wiem! Dobre i pół byle we właściwą stronę, powolutku też można dojść do celu. Ale skąd czerpać motywację? Wprawdzie ten tydzień był pod znakiem @, jednak starałam się. Znaczy się trzeba postarać się bardziej. Następne ważenie za tydzień i byle było znów pół kilo mniej
Pewnie to kara za to, że 2 dni nie było rowerka! Bo wczoraj się zleniłam  Znalazłam wymówkę w postaci braku czasu, ale przecież: chcieć to móc!
Zatem do roboty!

2 czerwca 2011 , Komentarze (5)



I wszystko robię, żeby nie wsiąść na rowerek. Zajęłam się zdjęciami, które książę małżonek zrobił mi 26 maja. Ledwo mieszczę się w obiektywnie Brak słów na to, jak się utuczyłam. Kiedyś, dawno temu, kiedy ważyłam 74 kg i uważałam, że nikt gorzej ode mnie nie wygląda, wywiesiłam sobie jedno bardzo niekorzystne zdjęcie na lodówce. Pomogło. Ale takie cuda dzieją się tylko raz, drugim razem ten pomysł nie zadziałał. Teraz też nie zadziała, bo mimo wszystko, pomimo tego wydatnego podgardla, chomiczych policzków, ramion jak u zawodnika sumo (dobrze, że widać mnie na zdjęciu tylko do cycków, które mogłyby zostać takie jakie są) to zdjęcia mi się podobają. Ma talent ten książę małżonek!


Wczoraj rowerka nie było Ale za to był rekordowy basen: 48 długości w pół godziny. No dobra, wpuścili nas 5 minut wcześniej Od pewnego czasu nie mogę poprawić swojego wyniku 40-42 długości. Obserwując zegar. stwierdziłam, że pływam cały czas równym tempem: 10 długości na 7 minut. Myślę, że teraz, żeby poprawić wynik musiałabym albo poprawić technikę pływania żabką, albo stawiać mniejszy opór wodzie Nie wiem, co przyjdzie mi łatwiej. Stawiam na poprawę techniki
Chociaż nie tracę też nadziei na zmniejszenie gabarytów. Wczoraj na próbie profesor częstował z okazji Dnia Dziecka śliwkami w czekoladzie. Twarda byłam, włożyłam do torebki a w domu szybko oddałam synkowi. On chudy, szybko spala a w ogóle to się uczył, więc potrzebny mu był dopalacz. Książę małżonek nic nie dostał, bo też ma gruby brzuch.

Dziś rozpoczyna się w Barczewie festiwal muzyki chóralnej. Już cieszę się na przesłuchania konkursowe. Nasłucham się do woli, bo zwykle jestem po tej drugiej stronie sceny.

Koncert Inauguracyjny X Festiwalu Barczewo 2011 

A kto nie ma czasu a odbiera Radio Olsztyn też będzie mógł posłuchać w piątek:

Chóry w Radiu Olsztyn 


No dobra, idę już popedalić...

31 maja 2011 , Komentarze (4)



Powoli zbliżam się do końca alfabetu, jeśli chodzi o odchudzanie. Potem zastosuję sposób numeracji kolumn w Excelu 

Trzymam się jednakowoż planu. Przynajmniej tak z grubsza  Zdecydowanie chcę te "z grubsza" zamienić na "z chudsza". Trzymam się założeń dietkowych, ale bez przesady. Ktoś, kiedyś nakładł mi do głowy, że żeby chudnąć, trzeba jeść. I ja w to z ulgą uwierzyłam i stosuję. A ponieważ pamięć mam dobrą, tylko krótką i dziurawą to nie pamiętam, co trzeba było jeść 
Za to dzielna jestem, jeśli chodzi o powstrzymanie się przed ważeniem. Chociaż nie mogę się doczekać piątku. Jeszcze dwa dni bez ważenia, bo i tak zawsze ważę się tylko rano.
Rowerek zaliczany codziennie. Tylko 20 km, ale zawsze coś. Jutro basen, mam nadzieję, że w sobotę nic nie wypadnie i też popływamy całą rodzinką.

28 maja 2011 , Komentarze (2)

Było zapotrzebowanie na zohydzenie lodów śmietankowych i innych białych:


Nie wiem, czy mi się udało, bo bałwanki zdecydowanie mniejsze obrzydzenie we mnie wzbudzają niż krowy

Postanowiłam, że będę się ważyć raz w tygodniu a nie codziennie. Nie wiem, czy wytrzymam, bo kiedy chcę schudnąć mam ochotę ważyć się co chwilę. Tylko jaki to ma sens? Tym razem wybrałam piątek, poniedziałek po weekendzie za bardzo mnie frustrował, tym bardziej, że nigdy nie wytrzymałam całego tygodnia bez ważenia.
Zawzięcie szukam motywacji i pozytywnych wzmocnień. Od księcia małżonka dostałam książkę
 

I szukam w niej inspiracji zarówno dla siebie, jak i dla swej pracy z dziećmi. Polecam.

Wczoraj byłam na festynie zorganizowanym przez naszą szkołę. Jestem dumna, bo nie skusiłam się na żadne pyszne i cudnie wyglądające ciasto. Jedynie nie mogłam oprzeć się chlebkowi ze smalczykiem i kiszonym ogórem. Ale to w ramach kolacji.
Wystarczy, że w czwartek u teściowej pochłonęłam torta.
Jakoś już 2 tydzień jem normalnie, nie podjadam. Staram się zjeść całkiem normalne (bez przejadania się) 2 posiłki: śniadanie i obiad. W tzw. międzyczasie, żeby coś przegryźć co 2-3 godziny, jakiś owoc, warzywko, czy jogurcik. Znów piję dużo wody. Z kolacją mam problemy, bo albo za późno, nawet jak lekko, albo zdecydowanie jak na kolację za dużo. Ale pracuję nad tym.
Dziś w planach basen z rodzinką, spacer po mieście i koniecznie muszę wygospodarować czas na rowerek. Doopcia mimo gaci z pampersem boli. Ale niepoobcierana

27 maja 2011 , Komentarze (8)



Jeśli tylko zniechęci to mnie do jedzenia lodów (szczególnie czekoladowych), to wytrzymam. Zawsze można przerzucić się na sorbety owocowe

No to zmobilizowałam się i przejechałam na rowerku 22 km. Oj, ciężko było

26 maja 2011 , Komentarze (7)



Tak się zdecydować nie mogę :(
Ale Krynia1952 zmobilizowała mnie Fakt, że trafiła na moment, kiedy myślałam o Was. W końcu zdecydowałam się stanąć na wagę parę dni temu i nie jest dobrze Zmarnowałam cała swoją poprzednią robotę i zaczynam od nowa. Taki już mój los, wiecznego odchudzacza. Nie ma to jak znaleźć sobie wymówkę, a to tylko i wyłącznie moja wrodzona głupota, lenistwo i łakomstwo.
Jutro się zważę i zmierzę i trzeba chudnąć, bo znów w nic się nie mieszczę. Wyglądam jak chomik, to na twarzy, nie mówiąc o innych gabarytach. We wrześniu trzeba wrócić do pracy. Ciężko będzie z takim nadbagażem. Teraz też nie jest lekko, ale przynajmniej mam wolne. Byłam już u lekarza, który stwierdził, że nadaję się do roboty i nie ma wymówek. Nie mogę też zwalać tycia na tarczycę, bo hormony są ok.

Zakupiłam w biedronce spodenki kolarskie z wkładką i ustawiłam rowerek na tym miejscu, na którym mi się dobrze jeździło. Nawet książę małżonek się odgraża, że zacznie. W końcu też dostał nowe gacie i brzuch wystaje mu, że jeszcze trochę i zagrozi mu lustrzyca.
 

Całe szczęście, że przynajmniej raz w tygodniu jeżdżę na basen, bo byłoby paskudnie, a tak to przynajmniej jędrna jestem, chociaż to marna pociecha.
Za poniedziałek, wtorek, środę włożyłam do skarbonki po 5 zł. Zbieram na saunę infrarot. W końcu jestem kierowcą i mam wreszcie czym dojechać. W zasadzie to niedaleko i powinnam rowerem, trzeba to przemyśleć Problem z towarzystwem do rowerka, a na autko ktoś dałby się namówić.
Zapowiedziałam też księciu małżonkowi, że od poniedziałku wznawiamy tango. Dość lenistwa. Nie pamiętam, kiedy byliśmy ostatnio na milondze. Trochę z mojej winy, bo prawie co niedziela mieliśmy próby chóru.

Jakby ktoś lubił muzykę chóralną, to zapraszam na koncert w niedzielę:


A to nasz chór w pełnej krasie:


Zapraszam, bo warto. No to lecę na próbę. Dziś do 22

24 marca 2011 , Komentarze (8)



Nie wiem, co się ostatnio ze mną dzieje. Tylko bym spała. Śpię po 12 godzin dziennie i jeszcze ziewam Dziś postanowiłam się nie dać lenistwu, zobaczymy co z tego wyjdzie. Plany mam jak zwykle mocno przeładowane, więc jak zrobię połowę, to i tak będzie sukces.
Ograniczyłam jedzenie, chociaż ze słodkim ostatnio gorzej, świnka głoduje.
Waga paskowa, nie ma się czym chwalić.
Za to rowerek odkurzony i w tym tygodniu przejechane 2 razy po 30 km, dziś będzie kolejny etap, za chwilę
Basen niestety w odstawce, nie wykupiłam karnetu, jakoś przegapiłam. W sobotę mam nadzieję namówić rodzinkę na wspólną kąpiel. Do tej pory chorowali, ale teraz nie ma już wymówek, tym bardziej, że autkiem będzie wygodniej. Kocham prowadzić swoje autko!!!! Jutro muszę kupić sobie karnet, to i w środy popływam. Trzeba ruszyć grube dupsko!
Książę małżonek też już napomyka o powrocie do tanga, bo wcześniej był zbyt słaby, bo chory. Wiadomo: katar, kaszel i mężczyzna umierający
Przyszła wiosna i coś się wreszcie u nie ruszyło! Oby tak dalej!!!
Czego i Wam wszystkim życzę

17 marca 2011 , Komentarze (6)



Lady Red odchodzi na miesiąc i chyba zaczynam panować nad dietą. Jeszcze tylko ten rowerek Mobilizacjo, gdzie jesteś???
Rano nie mogę zwlec się z łóżka a wieczorem zasypiam pierwsza, co się dzieje?? Zmęczenie wiosenne?? Ale ja nie miałam się czym zmęczyć! No chyba, że jedzeniem

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.