Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W końcu wzięłam się za siebie! :) Nie ma marudzenia, nie ma wymówek - trzeba działać! Znalazłam prezent od kumpeli z LO. Dostałam tego słonika na dowód, że różowe słonie istnieją, zwłaszcza takie z czerwonymi kokardkami ;D To mój prywatny symbol na to, że nie ma rzeczy nie możliwych ;) W kwestii odchudzania również.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 129311
Komentarzy: 2278
Założony: 30 października 2012
Ostatni wpis: 21 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kawonanit

kobieta, 38 lat, Warszawa

163 cm, 72.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

26 lipca 2015 , Komentarze (13)

Jestem osobą, która zanim się za coś weźmie, musi przemyśleć sprawę w każdą "stronę świata". Kombinatorka ze mnie straszna (tajemnica) Czasem to pomaga, a czasem trafia się jakiś mało istotny szczegół, w którym "coś mi nie gra" i pojawia się problem nie do przeskoczenia. Jak na przykład moje wczorajsze rozkminy na temat ilości porcji w garze gulaszu... Na cholerę mi to teraz wiedzieć?! Przecież nie zamierzam gotować strogonowa w najbliższym czasie, to nie jest danie na te upały! Poza tym kto mi każe przygotowywać trudno policzalne obiady??! Zapętliłam się w kwadraturę koła, przyczepiłam mało istotnej kwestii, aż w końcu mogę stwierdzić - głupia baba ze mnie (smiech)

Przygotowałam sobie na dzisiaj ładne menu, które natrafiło na pierwszą przeszkodę już z rańca. Mianowicie mąż nagle zmienił śniadaniową rutynę domagając się jajek z chrzanem. Najpierw lekka panika - przecież chciałam zjeść jajka na drugie śniadanie, teraz miała być jaglanka!! Na szczęście szybko się opamiętałam :p Nie mogę przecież pozwolić, żeby mój orientacyjny jadłospis rządził całym dniem. Nie o to mi chodziło, gdy wkraczałam w świat kalorii :PP

No to teraz nienerwowo ;) Podliczanie posiłków na bieżąco okazało się mniej denerwujące niż układanie jadłospisu dzień wcześniej. Na chwilę obecną mam jeszcze 500 kcal do schrupania :D

To naprawdę może się udać... :)

25 lipca 2015 , Komentarze (12)

Jeszcze dwa dni temu dałabym sobie rękę uciąć, że jem bardzo ładnie, czasem jedynie przesadzam "bo takie dobre", ale żeby to miało aż tyle kalorii? :?

Czasem śledząc forum patrzę na jadłospisy do oceny i wszędzie komentarze typu "jesz za mało", no to starałam się, żeby u mnie nie było za mało (smiech)

Wkroczyłam w świat liczenia kalorii i co się okazuje? Moje śniadania mają ich ponad 400 (co akurat mnie cieszy i to zdecydowanie zostawiam, jak jest), ale ulubione obiadki potrafią dopić do... 900 kcal! Tak, dokładnie!!

I moja teoria pt. "jesz spoko, ale za mało się ruszasz" legła w gruzach :< Bo jem spoko, ale te moje bombki kaloryczne pojawiają się zbyt często. I tak jestem pod wrażeniem, że tą wagę trzymam tyle czasu...:D

Trzeba te kalorie jakoś trzymać w ryzach, a że ich liczenie jest tak uprzykrzające, jak się spodziewałam to siedzę i układam szablon. Obiecałam sobie, że ułożę chociaż ze 3 dni na tip top. Może na początku będzie to nieco monotonne, ale muszę jakoś mądrze ruszyć.

Może uda się już jutro ;) Nie no, musi to być jutro, bo w poniedziałek się niczego nie zaczyna.... ;)

20 lipca 2015 , Komentarze (3)

Bardziej się szykowałam niż ambitnie działałam, ale! Miałam dużo sprzątania (naprawdę dużo ;)), poćwiczyłam ze 2 razy, żarcie ładnie ogarnęłam, ale piwo lało się litrami :p Schudłam całe 100 g!(smiech)

Ten tydzień będzie już bardziej "zorganizowany", nic nade mną nie wisi, będzie dobrze 8)

12 lipca 2015 , Komentarze (5)

Który to raz biorę się za siebie z intencją działania, a nie tylko myślenia o tym? Nie mam bladego pojęcia.... Trochę nie wierzę, że będzie bezproblemowo, że z pełną mocą zacznę działać i radośnie gubić kilogramy. Taka weteranka jak ja, nie powinna kłamać w żywe oczy, że tym razem to już na miliard procent się uda! Bla bla bla....:x

Mam tylko nieśmiałą nadzieję, że tym razem będzie tak, jak powinno być już trzy lata temu. A dlaczego? Ano mam już taki swój zestaw ćwiczeń przy którym nie dostaję szczękościsku z niechęci. Potrafię się zebrać w sobie na godzinny trening gdzie nie tylko macham leniwie nóżką i jestem z siebie głupio dumna, że ćwiczę (smiech) O tyle jestem bliżej sukcesu 8)

Co do menu - to nienerwowo. Zwykłe bilansowanie posiłków. Na początku może być dziwnie szczególnie przy obiadach, bo ja już chyba z rok starałam się jeść MMowo, ale niestety było to na pół gwizdka. Skoro czyste MM mi nie wychodzi, czas uporządkować michę i przestać przeprowadzać samobiczowanie, że 2 posiłki były zgodne z Monignaciem, a w trzecim namieszałam tłuszcz z węglami.

Krok pierwszy - bilansowanie posiłków. 

Krok drugi - sprawdzenie, czy intuicyjne jedzenie się sprawdza, czy też trzeba zacząć liczyć kalorie.

W między czasie - spacerować ile wlezie. Trening 3 razy w tygodniu, twister i rowerek najlepiej codziennie (no, chyba, że w tym dniu zaliczę 10 kilometrowy spacer).

Kupiłam nową wagę. Niby wiedzieć, że stara zaniża i wystarczy dodać 3 kg, a zobaczyć, na wadze te cyferki to jest różnica! Od roku trzymam wagę, czas najwyższy zacząć ją zbijać ;)

10 czerwca 2015 , Komentarze (9)

Teoretycznie powinnam się chwalić, że zaczęłam tydzień 4, ale będąc szczerym - czy ten ostatni tydzień się liczy? :?

Nie mogę powiedzieć, że jest źle. Jak czytam niektóre pamiętniki to ja naprawdę trzymam się "na poziomie". Moje odchyły w porównaniu do niektórych Vitalijek (bez urazy ;)) to pestka. Ale i tak nie jest tak, jak sobie założyłam i to mnie najbardziej zniechęca. Takie moje własne zaniedbanie :( Wszystkie cele, które sobie założyłam były realne, skąd więc ta porażka?

Najpierw ta niekonsekwencja i lenistwo. A teraz faktyczna fizyczna niemoc (pierwszy raz od bardzo dawna, czuję się przy @ jak rozjechana żaba z częstoskurczem macicy ;() I mam ochotę na puste węgle i też już nie pamiętam kiedy ostatni raz miałam na nie takie parcie. 

Pomarudziłam, nie powiem, żeby mi się zrobiło jakoś lepiej, ale przynajmniej nie ściemniam (wszem i wobec, ale co najważniejsze też sobie), że jest perfect.... 

Mam nadzieję, że za dzień, dwa, odzyskam równowagę i to pociągnę już tak, jak być powinno.... 

4 czerwca 2015 , Komentarze (5)

Wczorajszy długodystansowy spacer w upale zaowocował:

- pęcherzem na pół pięty,

- zjaranym karkiem i ramionami

oraz skończył się lodami i piwem...

Nie tak powinna wyglądać moja dieta, nie tak... :<

Przynajmniej nie odpuściłam aktywności. Z tym u mnie coraz lepiej 8)

No i ciągle jest we mnie ten zapał, bez którego nic by się nie udało :D Pewnie potrwa to dłużej, ale na pewno się uda :)

To tylko lody, to tylko piwo.... świat się nie zawalił ;)

1 czerwca 2015 , Komentarze (8)

I jest mnie trochę mniej! Jupi :D

Chociaż ten tydzień był mniej aktywny od poprzedniego, a i zdarzyło się nadprogramowe żarcie, są efekty :)

Zaczyna się czerwiec, ten miesiąc ma być absolutnie idealny 8) I są zadatki na to, że to nie są czcze słowa :)

Musze też wspomnieć o ćwiczeniach na twisterze. Zabierając się za nie miałam dwa cele - wzmocnienie mięśni kręgosłupa i redukowanie boczków. Po miesiącu regularnych ćwiczeń (15 min. dziennie) stwierdzam co następuje:

- faktycznie lepiej się trzymam, wyprostowana postawa nie "męczy" mnie tak szybko, jak wcześniej,

- redukcji boczków nie zarejestrowałam. Przez pierwsze 2 tygodnie średnio trzymałam dietę, kolejne dwa już ładnie jadłam i pojawiły się spadki (czyli jednak jedzonko, nie kręcenie się pomaga zbijać ten tłuszczyk ;))

ale!

- na przestrzeni od cycków po biodra "coś się dzieje". Mam w tym miejscu konkretną warstwę tłuszczu (tak właściwie mam wrażenie, że tam siedzi moja cała nadwaga). Mąż stwierdził, że pojawiły mi się jakieś wklęsłości (smiech) I faktycznie, w regularnych odstępach (mostek, nad pępkiem i po bokach w okolicach tali) zrobiły się takie cosie... no wklęsłości, innej nazwy nie znajdę :? :PP Mam takie bardzo silne wrażenie, że jak to sadło zejdzie, będę miała tułów pierwsza klasa! ]:>

W tym miesiącu poświęcę 20 minut na twister. Dochodzi też plank, z którym coraz lepiej sobie radzę :) No zobaczymy co się stanie z wklęsłościami w lipcu ;)

31 maja 2015 , Komentarze (5)

Zaliczając sporo przeprowadzek, bardzo szybko objawia się lista rzeczy zbędnych. U mnie na tej liście wylądował zegar. Przecież godzinę można sprawdzić na kompie i w telefonie, więc po co jeszcze dodatkowe coś, co zawala miejsce i jeszcze denerwuje tykaniem?

Tak oto stałam się niewolnikiem minutnika. Jakkolwiek śmiesznie to nie brzmi :PP

Jestem gapa. Jak mierzę czas kiedy coś gotuję, nie wystarczy, żebym sprawdziła, która jest godzina, dodała potrzebny czas i zapamiętała godzinę, w której mam coś wyłączyć/ przestawić czy coś tam. Zazwyczaj się zapominam i mam wtedy problem nawet z ustaleniem, o której dana rzeczy mi się zaczęła w ogóle gotować.... :( 

Tak więc... niech żyje minutnik! :D

Już od rana idzie w ruch. Zaczęłam używać takiej maści do twarzy, którą powinnam nałożyć na pyszczek 20 minut po umyciu. Coby nie myśleć o tym cały czas, nastawiam minutnik. 

Przy gotowaniu, oczywiście minutnik, no bo jakże by inaczej! (smiech)

Przy ćwiczeniach - minutnik! Do twistera i rowerka, na plank nie minutnik, jedynie stoper ;)

Dobrze, że na spacerach nie używam minutnika!! Haahhaha :p

No i tak śmiechem, żartem. odpalam to ustrojstwo z 10 razy na dobę...

Też tak macie?

***

Dietowo przyzwoicie, chociaż wpadły mi do paszczy herbatniki holenderskie (tajemnica) No i było nieco mniej ruchu niż w zeszłym tygodniu, ale całokształt jest zdecydowanie na plus! :)

27 maja 2015 , Komentarze (4)

Chociaż wczoraj popłynęłam z gorzką czekoladą....:< Bywa :)Dobrze, że to nie były pierogi :PP

Dziś przerwa w ćwiczeniach, bo wczoraj się wykończyłam....

Pogoda mnie dobija, gdzie to słońce?! (szloch)

I to tyle u mnie.... Strasznie dużo się u mnie dzieje, nie? (smiech)

Bez jakiś większych pokus, ciągot, niewskazanych fantazji kulinarnych.... Dobrze jest 8)

25 maja 2015 , Komentarze (4)

Nie, nie zmyłam się, nie wymiękłam ;) Tylko jakoś nie po drodze mi było do komputera ;)

Jedzeniowo super. Wszystko zgodnie z planem 8) Raz było piwo, ale też zaplanowane.... :p

Efekt?

Jest mnie mniej, jakieś pół kg :) Wydaje mi się, że ten tydzień "naprawiałam" to co narobiłam, przez ten czas, jak "udawałam", że jestem na diecie :D 

Nie pochwaliłam się wcześniej, że znowu ćwiczę! Nawet nie mam w sobie tej strasznej niechęci co zawsze. Może dlatego, że w końcu wpasowałam się odpowiednią porę dnia? Nie wiem, oby zapał nie przeszedł! :) Odkryłam plank, niezłe wyzwanie... Jak na razie najbardziej bolą... łokcie!(smiech) Nie, no... żarcik taki ;) Ale mam wrażenie, że jak przejdzie mi ten ból z łokci (tak, jakbym dociskała siniaka) to utrzymam się dłużej niż minutę :)

No i dalej robię swoje i czekam na ładne spadki :D 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.