Jestem na diecie już kilka dni, ale dopiero teraz zdecydowałam się stanąć na szklanej. Dlaczego? Okres, opuchniecie, co tu dużo mówić, nie chciałam się zbyt mocno demotywować na starcie ;)
Wynik? 67,8 kg, czyli lekko ponad kg na plusie od ostatniego, kontrolnego ważenia w listopadzie. Uważam, że całkiem zacnie. Paska nie zmieniam. Zaraz go dogonię. Chociaż... Za dwa tygodnie mam kilka dni wolnego i chciałabym je spędzić typowo urlopowo :D zobaczymy jak to wyjdzie, jestem dobrej myśli, bo nawet jeśli jedzenie wymknie się nieco spod kontroli to planuję dużo aktywności.
A jak było na talerzu ostatnio?
Zdjęcie, na którym gucio widać, a tak chciałam pokazać mix kasz. Dostępne nawet w biedrze ratują sytuację, gdy się bardzo mocno nie chce kombinować coby tu wciągnąć. U mnie do tego trochę nabiału, bo lubię. Warzyw zazwyczaj więcej, ale tu zgarnęłam totalną resztówkę.
Zdjęć owoców postanowiłam nie robić. Staram się zjadać ze dwa owocka dziennie.
Następna znienawidzona przez wielu i równie mocno uwielbiana przez innych - wątróbka!
Ze smażoną cebulą, ogorkiem kiszonym i domową musztardą. Wiedziałyście jak łatwo robi się musztardę? Bo ja, jak się tylko dowiedziałam to moment zorganizowałam produkty. Nie spodziewałam się tylko, że nawet biała gorczyca jest taka ostra. Trzeba dać jej trochę pooddychać przed wsadzeniem do lodówki, bo nawet, jak ktoś lubi ostre żarcie to i tak jest to wysoki level.
Orzechom włoskim też odpuściłam zdjęcie ;)
A tutaj kolejne autorskie dziwadło. Nazwijmy to zupą ze schabu z pekinką i porem. Przyprawiona pieprzem cayenne, imbirem i cynamonem ;) Raz użyliśmy karkówki i wtedy chyba była lepsza.
Nom, na razie to tyle.
Pozdrawiam!