Wczoraj 15 km po różnych wertepach. Jest łatwiej niż się spodziewałam. Całe szczęście, bo teściu miałby używanie. Owszem jestem zastana, a kondycja leży, ale okolica mobilizuje do działania i jak już zaczynam iść to idę :) Bardzo to lubię! Obym po powrocie nie zapomniała ile frajdy daje mi wędrówka i las.
Pogoda też się udała. Niezbyt deszczowo, chłodno, słońce nie pali, a ogólna aura nie sprzyja fruwajkom. No i ludzi robi się coraz mniej. Nie wiem dlaczego jesień odstrasza turystów. Dla mnie to najlepszy czas na relaks.
A dzisiaj pierwsza objazdówka po rodzinie. Skusiłam się na ciacho, no trudno. Dietę na poziomie i tak planuję po powrocie, a na razie żągluję możliwościami i raczej wychodzi mi to całkiem zgrabnie.
Jutro do znajomych, potem znowu w las ;)
Jedyne co mi bardzo przeszkadza, a totalnie wypadłam z pamięci, to konieczność łażenia nawet nie tyle co poboczem, bo takowe rzadko istnieją, co brzegiem ulicy, często wbrew przepisom ruchu drogowego. I ja wiem, że i kierowcy są z tym zaznajomieni, i policja się nie czepia, ale kurcze, chodnik jako luksus? Nom. Odblaski to wyższa konieczność i dobrze, że od dawna mam to podoczepiane do wszytskich torebek i plecaków, bo zwyczajnie w świecie, przed wyjazdem nawet mi przez myśl nie przeszło...