Z przerażeniem odkryłam, że tęsknie za klasycznymi upałami, bo to, co mamy teraz na co dzień to jest jakieś nieporozumienie. Jak jest skwar, to jest skwar i tyle. Trzeba przeczekać i przecierpieć. A tak, temperatura niby przyzwoita, pada częściej niż rzadziej, więc też powinno być lepiej, ale ta wilgotność i lepkość doprowadza mnie do szału. Cały czas jestem poirytowana, a winą mogę obarczyć jedynie pogodę. Jeśli całe lato takie będzie to ja wymiękam.
Grunt to do jesieni! W ogóle tej jesieni rozstrzygnie się sporo spraw, więc czekam na nią podwójnie, bo dopiero w październiku będę wiedziała na czym stoję i zawodowo, i zdrowotnie, o finansach nie wspominając... To już może chociaż niech szczuplejsza będę do tego czasu, nie? Jeden kłopot mniej!
W końcu dojrzałam do diety na tak zwane 100% Już się "wybawiłam", mogę skupić się na polepszaniu siebie, a nie na deliberowaniu, czego to teraz mi nie będzie wolno, więc pozwolę sobie jeszcze ten jeden, oczywiście ostatni, raz. Tym bardziej, że dietka przecież jest super! Ja to bardzo dobrze wiem. Tylko chyba jakoś tak musiałam dojrzeć do tego, że nie wkraczam w czas zakazów, tylko nieco innego toru odżywiania. A robię to dla zdrowia i piękności, więc koniec z przymierzaniem się, czas na działanie!