Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W końcu wzięłam się za siebie! :) Nie ma marudzenia, nie ma wymówek - trzeba działać! Znalazłam prezent od kumpeli z LO. Dostałam tego słonika na dowód, że różowe słonie istnieją, zwłaszcza takie z czerwonymi kokardkami ;D To mój prywatny symbol na to, że nie ma rzeczy nie możliwych ;) W kwestii odchudzania również.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 129171
Komentarzy: 2278
Założony: 30 października 2012
Ostatni wpis: 21 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kawonanit

kobieta, 38 lat, Warszawa

163 cm, 72.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

21 czerwca 2020 , Komentarze (4)

Z przerażeniem odkryłam, że tęsknie za klasycznymi upałami, bo to, co mamy teraz na co dzień to jest jakieś nieporozumienie. Jak jest skwar, to jest skwar i tyle. Trzeba przeczekać i przecierpieć. A tak, temperatura niby przyzwoita, pada częściej niż rzadziej, więc też powinno być lepiej, ale ta wilgotność i lepkość doprowadza mnie do szału. Cały czas jestem poirytowana, a winą mogę obarczyć jedynie pogodę. Jeśli całe lato takie będzie to ja wymiękam.

Grunt to do jesieni! 8) W ogóle tej jesieni rozstrzygnie się sporo spraw, więc czekam na nią podwójnie, bo dopiero w październiku będę wiedziała na czym stoję i zawodowo, i zdrowotnie, o finansach nie wspominając... To już może chociaż niech szczuplejsza będę do tego czasu, nie? (smiech) Jeden kłopot mniej!

W końcu dojrzałam do diety na tak zwane 100% Już się "wybawiłam", mogę skupić się na polepszaniu siebie, a nie na deliberowaniu, czego to teraz mi nie będzie wolno, więc pozwolę sobie jeszcze ten jeden, oczywiście ostatni, raz. Tym bardziej, że dietka przecież jest super! Ja to bardzo dobrze wiem. Tylko chyba jakoś tak musiałam dojrzeć do tego, że nie wkraczam w czas zakazów, tylko nieco innego toru odżywiania. A robię to dla zdrowia i piękności, więc koniec z przymierzaniem się, czas na działanie! :D

17 czerwca 2020 , Komentarze (2)

Jednak szkielet jadłospisu już hula :D

W pracy sezon imieninowy... Ależ ja jestem łasa na domowe ciasta! Sama nie piekę (oficjalna wersja jest taka, że nie dogaduję się z piekarnikiem. Starym, gazowym, z grzaniem od dołu... A nie, żem beztalencie w tym temacie (smiech) tej wersji się trzymamy). No i piwa się chce po całym dniu ciężkiej pracy w tej duchocie... Ale kierunek obrany nie idzie w zapomnienie. Wierzę, że jeszcze kilka dni i wszystko ładnie we łbie pyknie!

- na czczo pół grapefruita i kiwi

- omlet z dwóch jajek przełożony plastrem schabu i żółtym serem, surówka z pekinki, pomidorów, oliwek

- zupa z cukinii i czerwonej soczewicy, dużo cebuli i przecier

- zielony groszek w przyprawie curry z makaronem, świeża papryka i rzodkiew.

15 czerwca 2020 , Komentarze (2)

(smiech)

Pewnie, aż do skutku nie?

Dobra, przynajmniej nie utyłam. Jakby nie patrzeć, to co ładnie schudłam w zeszłym roku - trzymam. Jest to jakiś sukces.

Z powodów zdrowotnych mam sporą motywację, żeby się złapać za gębę. Za jakieś dwa miesiące przechodzę badania (okresowe w pracy i klasyfikacyjne do zabiegu, ale o nim później) i zdałoby się nie wstydzić za mocno z wyników. A wiem, że w dwa miesiące można zdziałać baardzo duużo.

Klasycznie z czułością wracam do Montignaca. I mam nadzieję, że uda mi się regularnie zaglądać do Pamiętnika. 

Jak na razie wygląda to tak:

- placuszki z fermentowanej kaszy gryczanej białej z twarożkiem (szczypior, rzodkiewka), kalarepa, kefir

- dwa jajka na twardo, kabanosy, ser pleśniowy, sałata z pomidorem, papryką, oliwkami, oliwa

- schab pieczony, mizeria (do ogórków dodaję pora i chrzan - polecam!)

2 listopada 2019 , Komentarze (4)

Nic mi nie idzie.

Dieta, praca, gospodarowanie czasem wolnym - nie idzie mi :( 

Dieta, temat rzeka. I raczej standardowa historia. Raz jest rewelacja, a potem dni fuszerki... Dobra jestem jedynie w planowaniu. W praktyce jestem mistrzem wymówek.

Praca. Byłam z niej bardzo zadowolona. Chyba najlepsza, jaka do tej pory miałam. Serio. Jednak pracując na jednym dziale musiałam przejść szkolenia na każdym stanowisku. A jest ich 6. Przez to mam wrażenie, że jestem od wszystkiego i do niczego :/ no i to ostatnie stanowisko... Uczyły mnie dwie osoby, które pracują w tak różny sposób, że chyba bardziej nie można. Nawet oryginały i kopie dokumentów odkładają w różny sposób! Cały czas słyszę, że wypracuje własny system i jak już coś próbuje w tym kierunku to słyszę jedno głośne ALE! No i mam pewne niedociągnięcia, ciągle zdarzy mi się coś przeoczyć no i ok, przecież ciągle się uczę. Jednak jak wypływa jakaś sprawa, o którą przecież pytałam no to ludzie!!! Kurcze. Dopiero teraz dojrzałam do tego, żeby zdać się na intuicje, bo przecież sporo już wiem, a nie pytać i potem obrywać za dobre chęci. Przynajmniej jak coś spierdole to własnoręcznie! Niemniej bywa, że jest mi wstyd, że nie ogarnęłam jeszcze tego po mistrzowsku i czuję ciągły stres, który jest trochę irracjonalny... Doskonale zdaje sobie z tego sprawę, ale nijak nie jestem w stanie sobie z nim poradzić ;( i wykańcza mnie to okrutnie...

No a czas wolny? Tutaj zawalam chyba najbardziej... Wolę przesiedzieć cały dzień pod kocem przy serialach, niż zrobić coś konstruktywnego. Cokolwiek. Mówię sobie, że to tylko taki etap. Jednak coś długo trwa...

No nie idzie mi...

23 września 2019 , Komentarze (1)

Kosmetyczka gorąco poleca mi ten produkt. Opinie na necie bardzo różne i w sumie jest ich dosyć mało. Jakby ktoś, coś to ślicznie proszę o komentarz ;) 

Myślałam, że po przykrych doświadczeniach sprzed kilkunastu lat już nigdy nikomu nie dam dotknąć swojej twarzy. Jednak do wyboru miałam konsultacje u kosmetyczki lub wizytę u dermatologa, która skończyłaby się w wiadomy sposób (prochy i kosmetyki przeznaczone do cery trądzikowej, które wcale tak dobrze mojej skórze nie robią). Zdecydowałam się na pierwszą opcję i nie żałuję. Trafiłam na kompetentną kobietkę. Nie mydliła mi oczu, powiedziałabym wręcz, że była szczera do bólu. Czeka mnie sporo różnych zabiegów, będzie to duży koszt, ale przynajmniej wątroba zdrowsza.

Co do wagi i odchudzania - do przodu :) Chociaż ciągle nie jest to 100% czysta Metoda Montignaca to cały czas się zmniejszam. Ciągle próbuję sobie tak zrutynizować dni, żeby nie było tych sporadycznych "wpadek". Kiedyś w końcu się uda, nie? :D

30 sierpnia 2019 , Komentarze (4)

Chyba jeszcze nigdy tak długo nie zbierałam się do rozpoczęcia dietki. Owszem, zawsze to był proces. Najpierw pojawiała się myśl, która spokojnie dojrzewała sobie przez chwilę, a potem to już była czysta konsekwencja, która trwała dłużej lub krócej (smiech)

A teraz?

Stopniowo wyżeram całe zło, które mamy w domu. Np. puszki rybne, nawet nie wiedziałam, że aż tyle udało nam się ich zachomikować. Staram się ułożyć jak najwygodniejszy jadłospis w zgodzie z Metodą Montignaca i na tym też trochę schodzi. Niby te 2/3 dnia jest już OK tylko to wyjadanie resztek ciągle trwa.

Nie pomierzyłam się jeszcze, ale wagę mogę już podać - 75,5 kg. Zawsze to lepsze niż 83, ale ludu...jak można tyle przytyć i nie bardzo się w tym zorientować? To znaczy wiem jak. W końcu przy tym byłam (smiech) Gdy waga przekroczyła 70 kg zmartwiłam się nieco, ale zbytnio nie przejęłam. Miesiące mijały, a przy kolejnej wenie na ważenie o mało z tej wagi nie spadłam. Utyć tak dużo i ciągle nosić te same gacie? No jak to? A tak to, że ta nowa dyszka nadbagażu wlazła mi w tułów. Kompletnie straciłam talię. Sadło rozłożyło się spod cycków do pasa (oszczędzając same cycki... wyhy? (szloch)). 

Nom, ale jak się w końcu zorientowałam postanowiłam zadziałać. Zdecydowałam się na IF, które okazało się w praktyce bardzo przyjemne. Najgorzej było mi upchnąć taką ilość kalorii w okienku i bałam się, że wieczorami będę głodna, ale w praktyce okazało się, że wieczorem tak bardzo byłam szczęśliwa, że nie muszę już nic więcej jeść, że nawet to delikatne ssanie przed pójściem spać nie bardzo mnie denerwowało. Ładnie i bez większego wysiłku zbijałam wagę od końcówki maja i gdyby nie podwyższony cukier i zmiana linii odżywiania, trwałabym ciągle na IF. Jednak trzeba uspokoić trzustkę i zaprowadzić porządek w organizmie, a do tego Montignac nadaje się idealnie.

24 sierpnia 2019 , Komentarze (2)

Zaczęłam odświeżać sobie wiedzę z zakresu Metody Montignaca. Odkopałam notatki, stare jadłospisy oraz te, które układałam dla mamy, ale żeby nie było tak pięknie...

Indeks Glikemiczny to zacne pojęcie i narzędzie. Pierwsze schody pojawiły się, kiedy w tym kontekście pojawił się Ładunek Glikemiczny, ale i to było dosyć proste do ogarnięcia. Niestety, teraz ze zgrozą odnotowałam fakt, że należy zwracać również uwagę na Indeks Insulinowy. Podsumowując te kwestie najprościej jak się da można powiedzieć, że:

- IG mówi nam o tym, jak szybko po zjedzeniu posiłku wzrasta poziom cukru we krwi, 

- ŁG  odpowiada na pytanie, czy spożyta ilość posiłku ma faktycznie duży wpływ na wzrost poziomu cukru we krwi,

ale!

- nie każdy produkt z niskim IG gwarantuje niski wyrzut insuliny we krwi, dlatego pojawiło się pojęcie II.

I największe schody pojawiają się w tym właśnie miejscu... Chociaż udowodniono zasadność wprowadzenia pojęcia Indeksu Insulinowego to jeszcze daleka droga do przebadania większej gamy produktów. O ile w ogóle zamierzają się za to wziąć konkretnie...

Chociaż zabili mi ćwieka ruszę ze standardową wersją Metodą Montignaca. Mam nadzieję, że uspokoję trzustkę na tyle, żeby odnotować sukcesy na cukrowym gruncie. Chociaż znając siebie ten Indeks Insulinowy będzie mi siedział we łbie na tyle, że raczej nie będę sięgała po nabiał... Wyjdzie w praniu!

W domowej spiżarce coraz ładniejsza czystka. Wyjadamy wszystko co nam przestaje odpowiadać podczas akcji "zbijam cukier", a u Mojego "potowarzyszę żonie, może coś schudnę".

20 sierpnia 2019 , Komentarze (2)

Wiecie, jak to w życiu bywa - raz jest lepiej, a raz gorzej. Teraz jest gorzej (smiech)

Chociaż nie tak do końca. Generalnie jestem szczęśliwa, w końcu trafiłam na pracę, która nie wywołuje u mnie myśli samobójczych, ani morderczych... W przyszłym roku kupujemy mieszkanie, a i lista postanowień noworocznych z 2017 roku ma coraz więcej odhaczeń :D

Chociaż od ostatniego logowania zaliczyłam całkiem imponującą huśtawkę wzrostów i spadków wagi, jakoś za specjalnie nie przeszkadzało mi, że biję rekordy. Było już nawet ponad 80 kg! Niestety wczoraj odebrałam wyniki badań i.... nie jest dobrze. Jestem na dobrej drodze do cukrzycy. A tej boję się jak diabli! W rodzinie mam jej sporo przypadków. Naoglądałam się nasłuchałam więcej niż bym chciała. Po początkowej panice pomyślałam sobie - nie no luzik. Wystarczy, że wcielę w życie wszystkie dobre rady, które od lat serwuję własnej rodzicielce :PP

Najbliższe dni daję sobie na przetrawienie sytuacji, odświeżenie wiedzy i lekką reorganizację kuchni. Na sam projekt pt. "zbijam cukier" daję sobie pół roku. Wtedy powtórzę badania i zobaczymy, czy sama dieta udźwignie problem. Jeśli nie to wiadomo - lekarz i farmakologia. Jednak głęboko wierzę, że to da się jeszcze cofnąć, że nie jest jeszcze zbyt późno na porządny rachunek sumienia i otrzeźwienie zdrowego rozsądku.

Trzymajcie kciuki za sukces!

 :)

19 sierpnia 2017 , Komentarze (9)

(smiech)

Tak, tak... skończyło się rumakowanie.

Początkiem lipca skończyłam pracować na magazynie, co za tym idzie przede wszystkim pojawił się czas na regularne posiłki. W ten sposób już po 3 dniach pojawiło się 1,5 kg na plusie. Jakoś mnie to ani nie wzruszyło, ani nie przeraziło. Czułam, że tak będzie.

Do chwili obecnej też coś tam wzrosło, ale od dłuższego czasu ważę stabilne 63 i coś. Nie narzekam :)

Nowej pracy szukam nienerwowo. Bardzo uważam, żeby nie załatwić się tak, jak przy ostatniej... Zaczęłam też odświeżać mieszkanie co mi bardzo opornie idzie, ponieważ malowanie sufitów to istna MASAKRA. Temperatury też nie pomagają...

Nie zamierzam się na razie odchudzać. Raczej koncentruję się, żeby utrzymać to co osiągnęłam od początku roku, a jest to niebagatelne 15 kg na minusie (impreza) Uczę się umiaru. Raz idzie lepiej, raz gorzej, ale jakoś idzie. I mam jedną naczelną zasadę:

Ograniczać się - tak, zakazywać czegokolwiek - nie.

Jak mi to wyjdzie? Objawi się ;) Z pewnością się pochwalę.

A aktywność? Jak to zwykle u mnie... Leży i kwiczy.

18 czerwca 2017 , Komentarze (4)

Jeszcze trochę i przywitam 5 z przodu :D Nie mogę się doczekać!

Cały czas zastanawiam się jak to będzie wyglądało, gdy zmienię pracę. Mam nadzieję, że waga dalej będzie spadać lub przynajmniej się utrzyma. Niby zamierzam prowadzić kuchnię lekkostrawną, ale jak to się wszystko potoczy nie wie nikt.

W tym tygodniu znowu pracuję na nocki... Po pierwszym zdziwieniu muszę powiedzieć, że nawet się cieszę. Między innymi oznacza to, że nie załapię się już na żaden weekend, a praca w soboty i niedziele jest kijowa, bo krótka. Wkurzające jest to, że trzeba się tam fatygować na kilka godzin. Cały dzień rozwalony, a dniówka wychodzi marna, więc tymi nockami ktoś mi niechcący zrobił przysługę. A ostatni tydzień miesiąca, bez względu na rodzaj zmiany i tak będzie cudowny, bo ostatni w tym miejscu (smiech) Sama praca bardzo mi odpowiada. Za to kierownictwo jest poniżej wszelkiej krytyki. Gdyby nie fakt, że potrzebowałam kasy na gwałt, zrezygnowałabym już dawno. A tak przetrzymałam 4 miesiące, ale więcej katować się nie zamierzam.Swoją drogą fascynuje mnie to, że można być tak niezadowolonym z pracy, cały czas narzekać i siedzieć w tym miejscu latami. Nie ogarniam tego. Rekordzistka, z którą rozmawiałam męczy się tam już 12 lat!!! Żeby jeszcze zajmowała jakieś prestiżowe stanowisko, albo kasa była bardzo konkurencyjna, ale nie... nic z tych rzeczy. I to mieszkając w Warszawie, gdzie podobnych ofert jest na pęczki. Naprawdę nie rozumiem.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.