Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W końcu wzięłam się za siebie! :) Nie ma marudzenia, nie ma wymówek - trzeba działać! Znalazłam prezent od kumpeli z LO. Dostałam tego słonika na dowód, że różowe słonie istnieją, zwłaszcza takie z czerwonymi kokardkami ;D To mój prywatny symbol na to, że nie ma rzeczy nie możliwych ;) W kwestii odchudzania również.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 129096
Komentarzy: 2278
Założony: 30 października 2012
Ostatni wpis: 21 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kawonanit

kobieta, 38 lat, Warszawa

163 cm, 72.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

12 czerwca 2024 , Komentarze (4)

Dziękuję ślicznie za komentarze pod poprzednim wpisem. Podniosłyście mnie na duchu i pomogły uporządkować myśli. W gruncie rzeczy wybór jest oczywisty. Z jednej strony mogę przewartościować jadłospis tak, aby poprawić stan zdrowia i codzienność. Fakt, nie mam gwarancji, że tak będzie, ale tym samym nie mogę mieć pewności, że tak się nie stanie :) Z drugiej strony mogę dalej tkwić w tym emocjonalnym grajdołku nie robiąc nic i czekając na cud.

Tym samym jeden z dzisiejszych posiłków wyglądał tak:

Mrożona gruszka zaskakująco smaczna pomijając jej wygląd, natomiast kiwi było conajmniej dziwne... Pęczak ze skyrem plus mieszanka orzechów i pestek dyni. Zdecydowanie mogę tak jadać. Całość wymaga lepszego roplanowania, ale nie jest to taka gehenna, jak się spodziewałam.

Już mnie tak nie szarpie na myśl o kanapce, czy czekoladce ;) Makaronu mam jeszcze w domu sporo, więc będziemy wyjadać. Na kolejnych zakupach rozejrzę się za jakimś gryczanym, czy ryżowym. Muszę jeszcze przejrzeć zamrażarkę, bo wydaje mi się, że mam tam trochę razowego pieczywa. W końcu pozytywnie podchodzę do pomysłu zmiany menu. Oby szybko zrobiło się smacznie :)

11 czerwca 2024 , Komentarze (11)

Wiem, że większość osób najlepiej znosi właśnie pierwsze dni odchudzania. Pełni motywacji i zapału początkowo realizują plan bez większych rozterek. Natomiast dla mnie te pierwsze dni są najbardziej problematyczne. I może nie o odchudzanie teraz chodzi, ale schemat działania odczuwam tak samo. W końcu wywalam z jadłospisu pewne produkty. Produkty znane, lubiane, takie do których zawsze wracam. 

Nie chciałam tego robić. Uważałam, że samo odstawienie alkoholu i lekka aktywność wybronią się wystarczająco. I też nie bardzo wierzyłam (w sumie do tej pory nie jestem przekonana), że trzymanie specyficznej diety w zauważalny sposób poprawi moją sytuację. I skąd mogę mieć pewność, że wykluczone produkty wystarczą? Czy nie zostawię w jadłospisie czegoś, co ciągle będzie podkręcało stan zapalny? Niestety w ostatnich dniach moje objawy nasiliły się do tego stopnia, że dotarło do mnie w końcu, że jeśli chcę funkcjonować jak wcześniej, będzie to wymagało ode mnie znacznie więcej wysiłku.

I tak oto znajdujemy się w punkcie krytycznego dnia trzeciego. Siedzę w domu, żeby przez przypadek nie zawędrować do sklepu po jakieś lody, czy wafelka. Jutro powinno być już lepiej, wiem z doświadczenia. Wiem też, że na pewien czas bez problemu zapomnę o słodyczach. Jednak wiem też, że ta ochota wróci... i co wtedy? 

Myślicie, że da się na stałe przewartościować miskę w tym wieku? Porzucić cukier, pszenicę i inne prozapalne odpalacze? Ciekawe, czy organizm kiedykolwiek przestanie reagować ochotą na widok cukierniczych witryn i paczek przekąsek...

8 czerwca 2024 , Komentarze (14)

Jakieś dwa tygodnie temu byłam na pierwszej wizycie u nowej rodzinnej. Dotychczasowa pasowała mi tak se, na przychodnię się obraziłam, więc zapadła decyzja o zmianie. Padło na lekarza, który przejął się mną jako pierwszy (wizyta u "byle kogo" zakończona wezwaniem karetki. Jesooo, jaka ja byłam na nią zła wtedy!). Wchodzę do gabinetu, a ta do mnie, że jej się czkawką odbijam. Tyle razy do mnie chciała dzwonić, ale się bała... A mnie nawet do głowy nie przyszło, żeby tam zajrzeć, pomachać i obwieścić, że przeżyłam. Głupio mi do tej pory. Na wizycie spędziłam prawie godzinę wprowadzając Panią Doktor we wszystko co się wydarzyło od momentu, gdy odjechałam karetką. Bardzo się uniosła, że nie zaopiekowano się mną na SORze i powinnam ich pozwać za błąd w sztuce. Do innego szpitala trafiłam kolejnego dnia i spędziłam tam dwa tygodnie. Ale do czego zmierzam. Dopiero gdy musiałam streścić pół roku w telegraficznym skrócie dotarło do mnie jak mało rozumiałam całą sytuację. Bo jasne, przejęłam się szpitalami, tym jak się czułam i faktem pojawienia się tajemniczej choroby, ale absolutnie nie załapałam jak bardzo źle było. Diagnoza - zapalenie płuc, płyn w osierdziu i zator płucny. Ale byłam w szpitalu, podłączona do eliksirów. Skrzepy? Ale przecież rozpuszczacie. No to cacy. Płyn? Ale schodzi, to ekstra. 

A teraz?

Miałam zatorowość płucną... Nie wiadomo co mi jest... Ja prdl!

Wróciłam z wizyty i ... zestresowałam się. I tak mnie trzyma do tej pory. Mam tylko ogólne zalecenia, z którymi mogę zrobić wszystko, ale nie robię nic. No, prawie nic. Diagnostyka trwa, ale nie wiadomo ile to jeszcze potrwa, ani czy w ogóle z tego cokolwiek wyniknie.

Przez to, że emocje tak wystrzeliły jestem zagubiona jeszcze bardziej niż dotychczas. A już miałam zaczynać szukać pracy... Gdzie w tym miejsce na zdrową mnie? Skupiam się na tym wszystkim w bardzo negatywny sposób. Ja to widzę. Nie bardzo tylko wiem, jak to odczarować.

22 maja 2024 , Komentarze (7)

Śniadania:

- w wersji z chlebem - śledź, sardynki, jajka na miękko, 

- płatki/kasza z kefirem, jogurtem skyrem, łyżka oleju z awokado lub siemienia, 

- gofry, omlety.

Obiad:

- chude mięso lub tłusta ryba z dodatkami.

Kolacja:

- sałatka ze strączkami, garść orzechów, łyżka pestek.

Pamiętać o porcji owoców!

Jedzeniowo jest już całkiem nieźle. Tzn ciągle lekki chaos, ale coraz częściej wygląda to tak, jakbym chciała.

Natomiast z codzienną dawką ruchu, która przypomnę, ma sprawić, że będę aktywna, ale nie przemęczona, jest mały problem. Z rotorka korzystam w dni, w których z jakiegoś powodu nie wychodzę na dłuższy spacer. Chciałabym jednak wprowadzić jeszcze rozciąganie/pilates. Nie powinno mi zaszkodzić. Raczej 😅 No ale szukam i szukam. Nie trafiłam jeszcze na program dla początkujących z zachęcającym prowadzącym. Jakieś polecajki?

21 maja 2024 , Komentarze (7)

Ja tak serio.

Pomijając fakt, że słoneczna pogoda nie bardzo mi służy, dotarło do mnie, że za kilka miesięcy będzie już zbyt późno żeby myśleć o ogólnie pojętej odporności. A to bezdyskusyjnie będzie moim być, albo nie być. A o odporności przypomniało mi się, ponieważ spędziłam trochę czasu u rodziców (tym samym łamiąc nakaz unikania stresu) i dotarło do mnie, że nie mając zdrowia, nie mamy nic. Moi staruszkowie w dużej mierze sami zapracowali sobie na aktualne dolegliwości. Nie chcę podzielić ich losu. I ja wiem, że się powtarzam, że kręcę się wokół tematu x czasu. Ale to nie są proste rzeczy. Ja bym bardzo chciała być już zdiagnozowana, mieć ogarniętą rutynę oraz zacząć nową pracę. Ten proces wymaga wysiłku, a dopiero teraz czuję się na tyle dobrze, żeby spróbować go podjąć.

Mówi się, że zmiany trzeba wprowadzać stopniowo. Jednak ostatnimi czasy traktowałam to zbyt dosłownie, więc nie widać zbyt wielu postępów. Pracuję nad listą, która ułatwi mi wprowadzić nowy rytm dnia i zamierzam realizować tak wiele punktów, jak się da. Tak, na raz! Zdaję sobie sprawę z tego, że będą dni, w których będzie żal patrzeć na efekty, ale liczę na to, że widząc tak często usystematyzowany cel, ogarnę to w końcu.

A jest nim - być zdrowym, być sprawnym. Tylko tyle i aż tyle.

8 maja 2024 , Komentarze (9)

Chyba się nie da. Nie na tym etapie spaczenia "myśleniem cały czas o dietach i odchudzaniu". Niemal każdy pomysł na posiłek generuje skojarzenia "a na Montiniacu to bym nie dodała tutaj tłuszczu", "kiedy byłam na keto nie wsadziłabym tutaj bobu" itp itd.

To, że nic nie robienie strasznie rozleniwia wie chyba każdy. A wyobraźcie sobie, że do tego nie jest się głównie gotującym w domu... Po stokroć łatwiej jest zjeść co się dostanie pod nos, niż dodatkowo coś przygotowywać. Gorzej jak głównie gotujący też się nieco rozleniwia i część posiłków opędza kanapkami... ;) nie to, że uważam, że w kanapkach jest coś złego, ale jak mi nakładli do głowy, że jak pieczywo to tylko żytnie pełnoziarniste, to jedzenie czysto pszenicznych kromek wywołuje dziwne poczucie winy i dyskomfort. Zawzięłam się zatem i stwierdziłam - koniec z chlebem. 

Od kilku dni do posiłków zjadam kaszę, ryż, makaron. Ciekawe jak na tym wyjdę :] nie wiem tylko z czym ja teraz będę jadła śledzie...

3 maja 2024 , Komentarze (2)

Wszystko średnio.

Wdrażanie nowego gotowania idzie tak se...

Ogolnie pojęta aktywność nieco lepiej. Rotorek uwielbiam miłością prawdziwą. Godzinka na nogi wchodzi bez problemu. Ręce na razie ćwiczyłam po kwadransie. Dziś pierwszy raz 20 min i zobaczymy co jutro na to moje łopatki 😆 jeśli macie w rodzinie emeryta, który z jakichkolwiek powodów mało się porusza to gorąco polecam ten sprzęt. Praktycznie bez wysiłku można cudnie rozruszać stawy. Różnica w komforcie bycia odczuwalna niemal natychmiast. To cudo zdecydowanie zostaje ze mną na zawsze 😉 chodzenie też mi wychodzi 😁 codziennie min 4 km. Od czegoś trzeba zacząć.

Jednak coś mi wjechało na psychikę i siedzi... Próbowałam skontaktować się ze szpitalem, w którym czeka mnie hospitalizacja celem dalszej diagnostyki. Po dwóch miesiącach ciszy ogarnęła mnie zwykła ciekawość która jestem w kolejce oczekujących na przyjęcie. Nie mogłam dodzwonić się pod podany numer, więc wysłałam meila z pytaniem o orientacyjny termin. Po tygodniu dostałam odpowiedź... A raczej długaśny meil strofujący mnie, że w terminanch powinnam była rozeznać się przed przystąpieniem do kwalifikacji do przyjęcia i dopiero zgłosić się w wybrane miejsce. Pani pisała o tym, że ludzie czasem rezygnują i mogę dostać się wcześniej o czym poinformują mnie w stosownym terminie. No i nie tylko ja czekam na przyjęcie w trybie pilnym i w ogóle czego się spodziewałam. Ta pani zmarnowała pewnie dużo czasu tłumacząc mi na czym świat stoi, zamiast udzielić informacji, że jestem nasta, pięćdziesiąta, albo że nie weszłam jeszcze do pierwszej setki... Powiem szczerze, że nie mam pojęcia co zrobić z tak niemiłą i nieprofesjonalną wiadomością. Olać? Odpisać? A jesli tak, to co...? Podziękować za... brak odpowiedzi? 🤣 Mam mgliste wrażenie, że kolejne pytanie zostanie potraktowane w każdy możliwy sposób, poza jego intencją...

27 kwietnia 2024 , Komentarze (4)

Praktykując relaks podczas spotkania towarzyskiego nad Wisłą, wróble chciały mi się dobrać do babeczki z malinami. Były urocze, a przy tym niezwykle napastliwe. Najpierw pojawił się jeden, potem następny, a przy kolejnym mrugnięciu było ich już kilkanaście! Tak wiem, nie wolno dokarmiać ptaków takimi specjałami, ale jak mi obsiadły talerzyk z okruszkami nie umiałam zmusić się, żeby je przegonić... (Nie umiałam też zmusić się, żeby nie zamówić żadnych ciastków... Dieta przeciwzapalana, tiaaa...)

Przeszłam 11 km. Mam nadzieję, że nie przesadziłam i jutro przemieszczanie się nie będzie sprawiało problemów. Ćwiczenia na rotorku w związku z powyższym dziś odpuszczę.

Zasypiam na siedząco... Chyba dobrze się dotleniłam :D

26 kwietnia 2024 , Komentarze (5)

Tym nieco przewrotnym tytułem chciałam zacząć historię o tym, jak zorientowałam się, że przez długi czas nie zwracałam uwagi na to co trzeba.

Żeby nie było, każdy suplement łykam z zalecenia lekarza, niestety tylko jeden z nich został wskazany z nazwy (potas - Katelin). Pozostałe to polecajki farmaceutów.

Dzisiejsza historia jest o magnezie. W zaleceniach adnotacja, że ma to być magnez z B6 zażywany 2x dziennie. Przez długi czas trafiałam na ten sam, w dodatku lek, nie czułam więc potrzeby zagłębiania się w ulotkę. Do momentu gdy wyszłam z apteki ze zwykłym suplementem. Wtedy to postanowiłam porównać dawkowanie obu produktów i dopiero wtedy zorientowałam się, że magnez, który łykałam od tygodni (przypominam to ten, który był lekiem) do przyjęcia pełnej dawki wymagał od 6 do 8 tabletek na dobę! No chyba nie... Nowy suplement - 2 tabletki. Dziwne to to. Trudne do ogarnięcia myślą. Czyli co? Mimo, że korzystałam z produktu z pewnego źródła robiłam to źle, ale też nie sądzę, bym z chęcią dostosowała się do zaleceń producenta i pochłaniała taką ilość tabletek. Pozostają suplementy o wątpliwej jakości, bo co tam w nich faktycznie siedzi i w jakiej ilości, nie wiemy. Po prostu. Nie twierdzę, że wszyscy oszukują na jakości, ale skoro nie ma nad tym nadrzędnej kontroli, zwykłe zapewnienie mi nie wystarcza. Korzystacie z suplementów? Macie ulubione marki?

Marzy mi się wyrównanie niedoborów dietą. Mam nadzieję, że uda się to osiągnąć i utrzymać. Wiem, że potrzebuję do tego konkretnej pomocy i jak tylko trafię na namiary na dietetyka, który wzbudzi moje zaufanie, nie będę się wahać. Na razie mam innych specjalistów do ogarnięcia, więc tą kwestię zostawiam na potem. Może niesłusznie? 


25 kwietnia 2024 , Komentarze (10)

Długo się oszukiwałam, że tak. Jednak rozsądek krzyczy, by nie iść tą drogą. Dużo się dzieje, dużo się teraz zmienia. I tak mam do przeprowadzenia rewolucję w odżywianiu. Na początku był to argument "za", bo skoro "niechcący" waga zaczęła lecieć może warto to pociągnąć. Potem myślałam, że skoro skończy się na dietetyku, to może przy okazji wejść w deficyt i niech se chudnie. No w ogóle miałam dużo dzikich pomysłów.

Dlaczego jednak nie? Ano bo ciągle organizm na wysokich obrotach walczy ze stanem zapalnym. Odchudzanie to deficyt kaloryczny, który może powodować niedobory. W najlepszym wypadku znowu straciłabym trochę włosów... A w stanie niedoborów jestem już dłuższą chwilę, nie ma co jeszcze bardziej ubierać z tego worka.

Ostatnio czuję, że wychodzę na prostą. Za jakiś miesiąc się okaże, czy to nie ułudne wrażenie. Do tego czasu zamierzam ostro podziałać na polu dietetycznym, ale nie odchudzeniowym. To, że nie zamierzam wchodzić w deficyt kaloryczny, nie znaczy, że będę kontynuowała dotychczasowy sposób odżywiania. Po tym, jak dosyć długo nie miałam apetytu i waga poleciała, jak już weszłam w etap, że coś mi w końcu zaczyna smakować i nie jem z przymusu i rozsądku, zaczęłam podejmować bardzo głupie decyzje jedzeniowe. Między innymi w jadłospisie pojawiło się bardzo dużo chleba. I nie to, że mam coś do zarzucenia produktowi (no może poza tym, że czysty pszeniczny jest średnio odżywczym produktem), ale była to taka zapchajdziura na posiłek. Żeby mi jeszcze jakoś wybitnie smakowały te kanapki, ale nie, to było tylko wygodne w przygotowaniu. Drugim takim produktem były słodycze. Smakują mi ostatnio tak jakoś dziwnie, są zbyt słodkie i nie zaspokajają tego tajemniczego chcenia, które odczuwam, a i tak zagościły codziennie. Po co? Na co? Któż to może wiedzieć... Ostatnim grzechem na sumieniu mam piwo bezalkoholowe. Procenty odstawiłam chyba w październiku? Żyłam sobie w przekonaniu, że nadużywam i pewnie mam z tym problem, bo przecież częstotliwość piwkowania zatrważająca itp. Zaczęło się chorowanie to i o alko się zapomniało i delirki nie było ;) Jednak wspomnienie tej goryczki dosyć szybko się odezwało. Na szczęście na rynku w tej chwili jest całkiem spory wybór piwa 0%, które smakuje jak piwo, a nie coś z sokiem. No i pozwalałam sobie, a co! Podobno fajnie nawadnia i ma dużo witamin ;) Ale ten słód jęczmienny... Jak już wywalam produkty prozapalne nie mogę zignorować i tego. Heh, smuteczek. Mam suszone szyszki chmielu, będę warzyć chmieloniadę xD

Także odchudzanie - nie. Nowy, lepszy level odżywiania - tak. W końcu przestanę sobie szkodzić, tak? Dzięki temu mam nadzieję na uzupełnienie niedoborów i może kiedy będę mogła sobie pozwolić na więcej niż rotor to deficyt ogarnie się aktywnością...?

Właśnie, rotor. No uwielbiam urządzonko. Wstałam dziś z lekkim bólem pleców, ale czułam, że to dają o sobie znać ruszone mięśnie, a nie te moje uj wie co. A tak w ogóle. Wiem, że wszyscy wiedzą, bo się o tym uczyliśmy, ale byłam szczerze zaskoczona, gdy mi przypomniano, że płuca zbudowane są z tkanki łącznej, a stawów w ciele jest ponad 200... Ma co dokuczać ;) 

Informacyjnie wspomnę jeszcze, że waga poleciała do 68 kg. Jak się zaczęło robić spokojniej, a ja zaczęłam jeść i nie patrzeć na to, co jem podskoczyła do 73kg. Nic dziwnego. 

To teraz robimy eksperyment na żywym organizmie. Jedzone będzie rozsądnie, korzystając z przebogatej puli produktów diety przeciwzapalnej, z minimalnie angażująca aktywnością. Co się wydarzy? Ktoś wie? ;) Może schudnę, hę? ;] 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.