Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W końcu wzięłam się za siebie! :) Nie ma marudzenia, nie ma wymówek - trzeba działać! Znalazłam prezent od kumpeli z LO. Dostałam tego słonika na dowód, że różowe słonie istnieją, zwłaszcza takie z czerwonymi kokardkami ;D To mój prywatny symbol na to, że nie ma rzeczy nie możliwych ;) W kwestii odchudzania również.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 130385
Komentarzy: 2281
Założony: 30 października 2012
Ostatni wpis: 25 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kawonanit

kobieta, 38 lat, Warszawa

163 cm, 72.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 listopada 2014 , Komentarze (5)

Wszystko przez wspomnienia z samych początków diety (daaaawno to było), jak próbowałam gotowanej piersi z kurczaka. Do tej pory, na samo wspomnienie mam ciary :x 

Jednak to nie początek tej historii. Raczej powinnam zacząć od tego, że postanowiłam zredukować smażone żarcie i rozstać się na trochę z wieprzowinką. Wołowina wiadomo - droga - więc się pojawia od święta. Pozostaje kurczak i ryby. W związku z tym, że kurczaka toleruję tylko w postaci pieczonej lub gotowanej nogi - pole do wymyślania nowych potraw nieco ubogie... A ryby? Cóż.... pstrąg pieczony - czemu nie, mogłabym codziennie :), ale..... nie jestem w stanie sama go przygotować. Nie dotknę się surowej ryby, nie jestem w stanie odciąć jej łba itp. itd (tak samo w styczności z surową wątróbką... nie dotknę się i koniec!). Może czas najwyższy zainteresować się kuchnią wegetariańską?..... Pozostaje mi ryba mrożona..... I się zaczęło....

Naczytałam się o różnych wariacjach rozmrażania. Co wolno, a czego nie powinno się robić. Oczywiście masa sprzecznych informacji. Po długich rozmyślaniach postanowiłam ją po prostu ugotować, zamiast piec w jakimś sosie (bo taki był plan pierwotny). W tej chwili przyznam się bez bicia, że nie popisałam się inteligencją, ponieważ na opakowaniu były instrukcje na każdy wariant przygotowywania dania.... :PP mniejsza :p

No i co, i co? Była pyszna!! Przygotowałam do tego surówkę z pekinki, papryki i ogórka kiszonego + sosik koperkowy... Ta rybka maczana w tym sosie...(slina) mhrrrmm.... (zakochany)

***

Dietka spoko, tylko aktywności ciągle brakuje....

31 października 2014 , Komentarze (4)

"Magiczny dzień trzeci" już za mną ;) Obyło się bez jakiś większych dramatów i ciągot :) Jak utrzymam ten stan przez dwa tygodnie, to będzie jakiś sukces ;) Miejmy nadzieję, że również wagowy :D

I po raz kolejny dochodzę do tych samych wniosków - dobrze jest poświęcić z godzinkę, czy dwie na rozpisanie tygodniowego menu dla dwóch osób. Trzeba się nakombinować, żeby czegoś nie brakło, albo i nie było za dużo. Wziąć pod uwagę co wtrynić mężowi, jeśli będzie szedł do pracy, a jak zostanie w domu to też muszę mieć coś przygotowane około posiłkowo....

Heh.... czy tylko ja mam taki problem z komponowaniem posiłków? (szloch)

29 października 2014 , Komentarze (5)

Zaliczyłam dzień idealny 8) Może nie ma co się chwalić, ale ostatnio wszystkie plany zmieniały mi się kilka razy dziennie, a teraz chociaż żarcie mam ogarnięte ;)

I tak sobie pomyślałam, że jak teraz obwieszczę wszem i wobec, że już poszło, w końcu udało się opanować niezdecydowanie, to może w końcu przerwę dobrze znany mi schemat działania. A jak on przebiega?

Dzień pierwszy - jest spoko, nic tylko trzymać się planu.

Magiczny dzień trzeci - zyskuję wiarę, że się uda, że dam radę i nie będę mieszać w menu.

Końcówka drugiego tygodnia -  no jestem taaaaka grzeczna, notuję zadowalające spadki, czas najwyższy się nagrodzić jakąś zapiekanką i najlepiej popić piwem :PP..... i tu już różnie bywa, albo powtarzam schemat od nowa, albo "magiczny dzień trzeci" nie następuje i zaczyna się żarcie w kratkę....

A chciałoby się ogarnąć.... coby przyszły rok nie przebiegał pod znakiem odchudzania, a stabilizacji... :)

***

Kompletnie nie rozumiem tej mojej niemocy w trzymaniu się rozpiski. Wybrałam dietę, którą lubię, na której mogę jeść wszystko, byleby trzymać się zasad niełączenia niektórych produktów. Byłam na niej przez 2 miesiące w czasie których schudłam 7 kilogramów!! A ostatnie pół roku to takie bujanie się :| A tu wystarczą jeszcze 2 -3 miesiące idealne i będzie cud, miód i orzeszki! Bo jak się okazuje po "zarzuceniu" zasad Montignaca waga stoi. Dlatego wierzę, że ze stabilizacją ostateczną nie będzie problemu :)

24 października 2014 , Komentarze (7)

Jak w tytule :) Wczoraj zreanimowaliśmy w końcu skypa i pogadaliśmy chwilę z rodzicami męża. Nie widzieliśmy się jakiś rok, przypuszczam, że teściowie byli przygotowani na to, że może mnie być więcej, ponieważ ton głosu (duże zdziwienie) i mina mówiły wszystko :D No i usłyszałam "ależ zeszczuplałaś! pokaż się bokiem..." czego oczywiście nie zrobiłam, ponieważ bokiem widać moją zaawansowaną ciążę spożywczą (smiech) Nasłuchałam się komplementów jak to fajnie wyglądam, że nowa fryzurka bardzo mi pasuje i inne takie :) Jednak najważniejsza rzecz, która mnie cieszy, to sam fakt, że człowiek (teściu), któremu nie wiele trzeba, żeby komuś przyfasolić nierzadko chamskim komentarzem, tak bardzo mnie.... hmm... chwalił? Jak to sobie wspaniale poradziłam z nadwagą i w ogóle.

Heh.... czemu takich rzeczy nie słyszę od swoich rodziców. Nic tylko nieustająca krytyka i żale.... Mniejsza, nie ważne. 

I tak sobie myślę, że bardzo potrzebowałam takich słów. Utknęłam w połowie odchudzania i tak trochę już się przyzwyczaiłam do rozmiaru 40, a przecież celowałam się na 38 ;) Można powiedzieć, że dostałam dowód na to, że warto. Mój wysiłek został zauważony i doceniony :) Bo to nie jest to samo, co słowa męża o tym, że jestem piękna i wspaniała :p Wiecie o co chodzi, prawda? :)

***

Przez to wszystko mam super humor. Zimno bardzo (chyba czas, na cieplejszy płaszcz), a mam w planach zakupy, potem spacer :) Gdyby to był inny zwykły dzień, załatwiłabym szybko spożywkę i zakopała się w kocu z książką lub serialem. Ale nie... dzisiaj to ja będę góry przenosić!!!!!! (smiech)

21 października 2014 , Komentarze (9)

Przebimbałam cały miesiąc... Właśnie zorientowałam się, że minęło 31 dni od mojego "wielkiego planowania". Oznacza to, że zostało równiutkie 100 dni do rzucania tabletek. A ja jestem w lesie....

Przez 3 dni jestem grzeczna, potem coś mi odpierdala i zaczynam sobie pozwalać. I tak już przez miesiąc... Wspaniale utrzymuję wagę (smiech) Szkoda tylko, że to jeszcze nie czas na stabilizację (smiech)

Nie będę się zarzekać, że to "już ten czas", że się ogarnęłam i będzie dobrze. Nie wiem, czy będzie... Moją umiejętność planowania posiłków dopadła ostra dysfunkcja.... I przez to leży cała reszta. Leży, kwiczy i jeszcze się ze mnie śmieje...

***

Z rzeczy, które mi się raczej udały to zmywanie na bieżąco :) Już tylko sporadycznie odkładam rzeczy do zlewu "na potem".

***

Mam nadzieję, że kolejna notka nie pojawi się po kolejnych 31 dniach ;)

24 września 2014 , Komentarze (3)

Mąż w domu i trudno mi ogarnąć kuchnię, bo... to on gotuje :D

Dieta

 wszystko ok.zeżarłam coś w "niedozwolonej kombinacji"poległam na całej linii

12, 3

Pielęgnacja Twarzy

 według planuodpuściłam

1, 2, 3,

Układnie menu 

wszystko zaplanowane na 100%nie mam pomysłu na jeden posiłekobjawi się w sklepie,

1, 2, 3,

Zmywanie na bieżąco

 zrobionezostawiłam coś w zlewie na noc.

1, 2, 3,

22 września 2014 , Komentarze (5)

No nie pomyślałam, noooo.......:p A raczej nie pomyślałam, że mąż będzie miał romantyczny zryw. Zaskoczył mnie przy śniadaniu mówiąc, że wróci wcześniej z pracy i posiedzimy sobie przy romantycznej kolacji... Zapytał też, czy w związku z tym skuszę się na roladę węgierską na deser.... (slina) Tak, przypuszczam, że się skuszę (smiech)

Heh, przekombinuję menu, trudno się mówi ;) Zresztą, jakbym miała tak odkładać na "po czymś tam" to bym nigdy z dietą nie ruszyła.

Wczorajsze jedzonko:

- owsianka, zielona herbata

- jabłko, gruszka,

- makaron z sosem pomidorowym,

- kotlety mielone, gotowany brokuł i papryka z fetą, garść orzechów włoskich,

- jajecznica z pomidorami.

***

A teraz kontrolka poczynań ;)

Dieta wszystko ok., zeżarłam coś w "niedozwolonej kombinacji", poległam na całej linii

1,

Pielęgnacja Twarzy według planu, odpuściłam

1,

Układnie menu wszystko zaplanowane na 100%, nie mam pomysłu na jeden posiłek, objawi się w sklepie,

1,

Zmywanie na bieżąco zrobione, zostawiłam coś w zlewie na noc.

1,

21 września 2014 , Komentarze (11)

Uwaga, wpis jest na temat zrezygnowania z antykoncepcji hormonalnej i związanymi z tym przemyśleniami. Jeśli ktoś ma się bulwersować, niech lepiej nie czyta. Wiem, że to moja prywatna sprawa (średnio powiązana z odchudzaniem, ale jednak ;)) i teoretycznie nie powinnam tutaj poruszać tego tematu, ale czuję potrzebę usystematyzowania tego co mi się wydaje, myśli i wiem.

Normalnie czuję się jakbym zamieszczała post z postanowieniami na Nowy Rok (smiech)

A wszystko przez to, że postanowiłam rzucić tabletki antykoncepcyjne... Dlaczego? Ano uświadomiłam sobie, że nie warto czekać na ewentualne skutki uboczne... A w to, że przecież mogą się nie pojawić jakoś nie wierzę...

Dlatego decyzja została podjęta :)

Tylko, że nie teraz, już, na hop siup. Dopiero za 4,5 miesiąca. Mam jeszcze 4 opakowania tabsów, nie licząc tego, co mi się niedługo kończy. Zużyję je do końca, przecież nie wyrzucę, ani nie będę szukała nikogo do odsprzedania. No i to będę ostatnie  miesiące bezstresowego seksu...:p Nad nową metodą antykoncepcyjną prowadzimy ostre dyskusje (smiech) A rzecz najważniejsza - chcę się do tego porządnie przygotować - do tej myśli wrócę za chwilę.

Co dały mi tabletki?

- biust w rozmiarze pełnym A...

- nieskazitelną cerę,

- totalną kontrolę nad cyklem,

- zero skrępowania w łóżku.

Co może się stać po odstawieniu?

- pewnie stracę swoje śliczne A i znowu zaczną się horrorki z dobieraniem biustonosza,

- liczę się z wysypem trądzikowym,

- ogólnie pojęte huśtawki nastrojowe,

- przetłuszczanie się i wypadanie włosów,

- rozregulowany cykl,

- mogę przytyć (tak, to podobno zdarza się bardzo często :()

- z tego co podczytuję teraz na wizażu na ten temat może zdarzyć się wszystko, albo nic. A ewentualne cyrki w organizmie mogą trwać nawet do pół roku...

Żeby nie pluć sobie w brodę, że wiedziałam o tym wszystkim, a nie zrobiłam nic, postanowiłam:

- uporać się z nadwagą (chociaż jak wszystko pójdzie zgodnie z planem, do tego czasu powinnam być już wyłaszczona na błysk :D). Dlatego jakby mi się zdarzyło przytyć po odstawieniu, nie będzie to taki wielki dramat. Bo teraz by był... A uporam się z nią sprawdzoną i jakże skuteczną w moim przypadku dietą, zwaną Metodą Montagnica. Postaram się pisać, częściej niż rzadziej, zamieszczać jadłospisy... Bo przede wszystkim, chcę w sobie wypracować rutynę. Chcę, żeby niektóre czynności wlazły mi do rdzenia kręgowego, żeby nie było zastanawiania się "czy mi się chce, czy nie", po prostu robię co mam robić :)

- wrócić do regularnej pielęgnacji twarzy - ostatnio ograniczyłam się do minimum, a przy mojej trądzikowej cerze to może być za mało....Także będą regularne peelingi i maseczki. Mam nadzieję, że dzięki temu, nawet jeśli mnie wysypie, będę w stanie to jakoś opanować.

- a skoro robię już publiczne deklaracje, oświadczam również, że:

  • będę regularnie układać menu,
  • zacznę zmywać na bieżąco :D

Mam na to 131 dni (o ile nie rąbnęłam się w mnożeniu :x), to niecałe 19 tygodni - kupa czasu :D Dokładnie 30 stycznia 2015 skończę ładować w siebie ten syf. Na początku roku kontrolna wizyta u ginekologa (cytologia i te sprawy), pogadam z nim czego mogę się spodziewać po odstawieniu i... tak jakby zacznę jakiś nowy etap w swoim życiu :)

Tak naprawdę to nieduże te zmiany, ale brakuje mi w życiu regularności, brakuje rutyny. Z jednej strony trochę głupio układać dietę pod termin rzucania antykoncepcji, a z drugiej to chyba nie jestem w stanie wyobrazić sobie lepszego powodu, niż chęć ratowania (utrzymania?) swojego zdrowia :) Ślub koleżanki, czy imieniny ciotki, chyba nie zmobilizowałby mnie w takim samym stopniu ;)

29 sierpnia 2014 , Komentarze (3)

Nic tylko piłabym w kółko:

- inkę z kakao i mlekiem

lub

- herbatę z imbirem i goździkami 8)

A jadła?

Zupy, zupy, zupy! (slina) Na tłustym rosołku :D Albo gulasze (smiech)

A jeszcze nie tak dawno (ze 3 tygodnie?) człowiek marzył o schłodzonych posiłkach i napitkach...:?

Co do napitków % - mija tydzień mojej dzielności :p A dziś pewnie będę oblewała nowe okulary, w końcu je odbieram :) I przynajmniej z tym będę miała spokój, na najbliższe lata ;) Jeszcze tylko fryzjer (jak się w końcu zdecyduję, bo waham się pomiędzy 4 opcjami!) i jakaś tam metamorfoza będzie zaliczona 8) Fajnie będzie się tak trochę zmienić :) Może poczuję się ładniejsza? Może doda mi to odwagi przy szukaniu pracy? Wolałabym, żeby nie było tych "może" w powyższych zdaniach, jednak... zasiedziałam się ;( już dawno straciłam rozpęd (szloch) i czuję jakbym "zabierała się za życie" po raz pierwszy....Także, metamorfozo! pomóż!! spełń swoje zadanie :D

***

Dietka bez większych wtop :) Obserwuję tendencję spadkową, ale z aktualizacją paska wstrzymam się do następnego tygodnia ;)

25 sierpnia 2014 , Komentarze (15)

Jak już pisałam, w zeszły piątek byłam u okulisty w celu rutynowych badań po okulary. Sama wizyta przeszła szybko i bezboleśnie. Jestem zadowolona z badań i lekarza. Okazało się, że wada postępuje powoli, nie ma dużych zmian, co jest super informacją, ponieważ w podstawówce straszono mnie koniecznością operacji, a w przypadku jej braku do pełnoletności - postępującą ślepotą... Taa... nie ma co, miałam farta do "inteligentnych" lekarzy....

Po badaniu, podbudowana wynikami, pełna optymizmu stanęłam przed ścianą pełną oprawek. Miałam jakąś tam wizję modelu, więc sięgałam i mierzyłam sztuki, które mi się podobały. Na to wtrąciła się pani obsługująca salon. Piszę wtrąciła, bo wcześniej miała mnie w dupie. Najpierw obsługiwała dwóch klientów na raz, potem zawisła nad telefonem, aż w końcu zajęła się przekładaniem kilku papierków z miejsca na miejsce.

Aż w końcu postanowiła zainterweniować i słyszę coś takiego:

"Nie, nie, nie. Tego pani sobie zrobić nie może. Takie oprawki nie są dla pani. Z tak specyficzną urodą musi pani podkreślić ten mankament, aby stał się zaletą! Przy tak blisko osadzonych oczach i szerokiej czaszce musi pani wybrać większe oprawki. Te co pani mierzy sprawią, że oczy zamienią się w szparki. Pani ma za dużą twarz do takich oprawek!"

Jak byście zareagowały? Bo mnie ścięło i zmurowało....

Bez słowa protestu zaczęłam mierzyć te ohydne oprawki na pół twarzy z "grubymi konturami"... Trochę to potrwało, ale w końcu mnie odblokowało.

Po tym jak udała, że nie słyszy, jak powiedziałam, że szukam modelu zbliżonego do tego, który noszę aktualnie i innego nie wezmę, również zaczęłam ją ignorować. 

Tak strasznie żałuję, że nie zapłaciłam w tamtym momencie za okulistę, nie wzięłam recepty i nie wyszłam....

No, ale... oprawki wybrane, siadam naprzeciwko niej, do salon ktoś wchodzi i co? Idę w odstawkę. Jakaś koleżanka wpadła po płyn do soczewek. Jego zakup zajął jej 5 minut....

Przewinął się jeszcze ktoś wychodzący i wchodzący do gabinetu, jeden telefon, bo pani się coś pilnego przypomniało i w końcu jesteśmy - ustalamy szczegóły. Pierwsze pytanie, czy chcę spiłowane brzegi.... pytam, czy szkło będzie wystawać, ona, że nie, ale warto zadbać o końcowa estetykę. Potem zaczęło się przeszukiwanie katalogów. W tym momencie, pomyślałam, że fajnie, może i jest idiotką, ale nie chce ze mnie zedrzeć najwyższych stawek, po czym postanowiła się odezwać i czar prysł: " z tego to akurat wyjdzie jakoś 400 zł., to dużo prawda?" i coś tam jeszcze plotła, a ja dostałam kurwicy galopującej. Najwidoczniej wyglądałam na klienta, którego nie stać! :<  I pomyślałam, że koniec, jak tak to niech się gimnastykuje, żeby było jak najtaniej. Nie dam babsztylowi na sobie zarobić!

Coś tam jeszcze mamrotała do siebie: " no nie, młoda dziewczyna musi mieć antyrefleks..." A spróbowałaby mi zamówić, szkła bez tej powłoki... pogryzłabym chyba!!

Wyrobienie tych okularów trochę potrwa, bla bla, pitu pitu.... znam to, zawsze czekam co najmniej tydzień.... ale tak dziwnej wizyty u optyka nie miałam jeszcze nigdy! Strasznie żałuję, że nie poszłam znowu do Vison. Jak dotąd, nigdzie indziej nie potraktowano mnie tak dobrze.

I chyba pierwszy raz w życiu pofatyguję się o wystawienie kilku negatywnych opinii na necie...Przede wszystkim za podejście do klienta.

Druga sprawa, już bardzo subiektywna, to to co powiedziała o budowie mojej twarzy, chyba zostanie ze mną na bardzo długo.... Za każdym razem gdy myję ręce i patrzę w lustro, widzę te moje blisko osadzone szparki w szerokiej czaszce i... robi mi się niedobrze....

***

Przez to wydarzenie, nie potrafię się cieszyć z tego, że dogoniłam pasek. Powrót na dobre tory, jest już oficjalny, należałyby się jakieś fanfary z tego tytułu... A tak?

Mam ścisk w żołądku na myśl, że odbierając okulary, być może znowu się na nią natknę...

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.