Dawno żeśmy się nie widzieli
Co prawda ciągle podkreśla mi boczki, ale rozmiar 40 już mi strasznie leci. Może się mylę, ale chyba lepiej przez chwilę mieć taki baleronik niż wiszący tyłek i cały czas podciągane gacie. Tym bardziej, że większość bluzek też zrobiła się za duża, więc mi te wałeczki w okolicach pasa ładnie maskują
Dotarło do mnie, że przygodę z odchudzaniem zaczynałam mniej więcej od takiej wagi i to był dramat. Kompletnie nie odnajdowałam się z nadprogramowym tłuszczykiem, wszyscy intensywnie komentowali mój wygląd, dawali miliard "dobrych rad" no i w ogóle mięli używanie Jak roztyłam się bardziej to spotkania rodzinne niemal w całości były poświęcone moim gabarytom. A teraz, gdy tak ładnie chudnę jest... cisza! Nikt nic nie mówi. Dopiero pocztą pantoflową dowiaduję się jakie wrażenie zrobiło na innych, że pozbyłam się nadwagi.
Żebym tylko tego nie pokpiła... Z końcem miesiąca rezygnuję z pracy na magazynie. Czyli ta magiczna dawka ruchu się skończy... Dobrze byłoby też obmyślić jakiś plan (ćwiczeń zapewne), żeby utrzymać tą siłę, którą sobie wypracowałam, bo jej utrata byłaby tak samo dotkliwa, jak powrót nadprogramowych kilogramów. Ale czy ja się zmuszę do ćwiczeń? No właśnie... A może pójdę na łatwiznę i kolejną pracę również wybiorę fizyczną?