Założenia akcji "do wiosny" padły* już dawno, tylko jakoś nie mogłam się do tego przyznać. Tzn. padły pod względem technicznym, praktycznie jest dobrze ;) Ćwiczę i staram się być grzeczna ;)
Natomiast mój "prozdorowtny świr", zaczyna mnie nieco przerażać... Oto co się zmieniło u mnie w ciągu miesiąca:
- kiełki - ich hodowle mam już obcykaną ;) tyle co się naczytałam o odróżnianiu pleśni od włókienek to moje :D
- ziółka posiane w zeszłym tygodniu zaczynają kiełkować ;) Przyznam szczerze, że nie bardzo wiem czego się spodziewać po takiej doniczkowej hodowli... zobaczymy, jak się rozbujają.
- naprodukowałam domowych kostek rosołowych i pomroziłam (nareszcie!)
- włosy:
- maseczka z lnu - bardzo przyjemniutka, będę powtarzać ;)
- peeling z kawy - równie przyjemny, ale znacznie bardziej denerwujący..miałam problem z wypłukaniem ziarenek :/ ale ładnie przetrzebił łupież, nie podrażniając przy tym skóry... hmm... Czynność raczej powtórzę ;)
- odstawiłam szampon (ostatnia deska ratunku dla mojej skóry głowy - walczę z łupieżem i przetłuszczaniem - wszystkie inne ewentualne przyczyny tych problemów zostały wyeliminowane, zatem stawiam na detergenty nawet tych "łagodnych" środków myjących...) Z różnych opcji "no poo" wybrałam mycie włosów odżywką z mąką ziemniaczaną. Wczoraj zastosowałam miksturkę po raz pierwszy :) Włosy bardzo ładnie się domyły, a dzisiaj rano miałam standardowy tłuszczyk, tak jak po szamponie. Niektórym już po 3 tygodniach reguluje się wydzielanie sebum... Rety, jakbym nie musiała myć włosów codziennie.... to bym znowu mogła je zapuścić! :) Za dzieciaka miałam kłaki do kolan... ;D
Przymierzam się do:
- wypieku nadziewanych bułek (głównie z myślą o małżonku, coby mógł zabrać do pracy coś innego niż kanapki),
- poszukiwań trzypoziomowego garnka do gotowania na parze,
- kupna (lub wycyganienia) od kogoś grzybka tybetańskiego :D
- zrobienia pierwszych zakupów na "zrób sobie krem" lub innych "mazidłach", ale lista zakupów mnie trochę przytłacza ;) Muszę ją jakoś zminimalizować...
- no i buty sportowe... jakoś nie mam weny na szukanie... ;(
To tak w wielkim skrócie :D
* nie umiem/nie lubię/ nie potrafię... przeprowadzać akcji z godziną zero, stawiać sobie deadlinów, skrupulatnie prowadzić dzienniczka internetowego (o dziwo z papierowym nie mam problemów ;P), denerwowało mnie to i frustrowało. Już wiem, że na więcej "odliczanek" się nie skuszę ;)