Szczerze mówiąc nie mam zielonego pojęcia o co chodzi.... z tą moją wagą 62.6kg????.... wczoraj jeszcze było 62.2kg... i do tego pięknie jadłam i ćwiczenia zaliczone... a tu taki psikus.... no ... no ale cóż... nie poddaję się ... tym razem.... się nie poddam.... wiem że jak się nie poddam to się uda... zawsze się udawało jak nie rezygnowałam mimo zastoju lub wzrostu.... i tym razem też tak będzie....
Mój mąż zaczyna snuć plany co do przyszłorocznych wakacji... więc jest po co się starać...
A6W idzie jak krew z nosa... ćwiczę bo się podjęłam wyzwania.... i mój charakter nie pozwala mi się przyznać że mi się nie chce... te ćwiczenia jednak nie są dla mnie stworzone... zobaczymy ile dni tak wytrzymam... a może zagryzę wargi i wreszcie się uda dojść do końca... oby... bo jak będą jakieś efekty to chociaż będę wiedziała że warto było....
Od tego tygodnia jadę też z CZAROWNICAMI... do Bożego Narodzenia... i dlatego też od tego tygodnia minimum 20km każdego dnia...
a tu mój paseczek... do wczoraj mam na liczniku
tego akurat się nie boję... bo lubię mój rowerek... czasem tylko ciężko się zmobilizować jak nie miałam czasu przez cały dzień i trzeba ćwiczyć wieczorem jak dzieciaki już śpią... ale że mały już w swoim pokoju... to wstawię sobie rowerek do sypialni.... i będę jeździć przy książce....