I tak oto znów życie zatriumfowało nad śmiercią...
Kocham ten czas....
Daje mi taki spokój...
W moim domu biesiaduje się tylko w pierwszym dniu świąt
przyznam, że oddycham z ulgą,
bo już mam dość tego żarcia
Nie jadłam nawet tak wiele, ale ponieważ w ostatnim czasie mocno się staram nie utyć więcej, szybko odczułam, że pojemność mi się skończyła:)
właściwie już po pierwszym jajku byłam najedzona, ale gdzieś z tyłu głowy miałam, że trzeba popróbować wszystkiego, bo jutro znów mam szlaban
....no i tak próbowałam dzień cały ...
a teraz czuję ,że pękam:)
Moim przekleństwem były jajka z pieczarkami i żurek:)
{Moja ukochana zupa od dnia w którym dowiedziałam się co znaczy kac:)}
Jak widać życzenia się spełniają:)
ale z lekka przewrotnie:)
Naładowałam akumulatorki....ale przy okazji i całą siebie:)
żeby odwrócić uwagę od mojej beztroski jedzeniowej, pochwalę się sukcesem mojego vitaliowego kolegi:)
otóż ten dzielny człowiek przed samiutkimi świętami osiągnął oszałamiający sukces w postaci
-40 kg!!!
to ci dopiero zajączek;)
odchudzał się od lata i jak widać podszedł do sprawy bardzo poważnie...
Archange....
Sie robi z Ciebie niezły herbatnik;)
Jestem z Ciebie dumna:)
Gratuluję:)
Kwiaty dla Ciebie:)