Moja nowa przychodnia po 1 wizycie zdawala sie byc lepsza niz poprzednia. Lekarka pogadala, zrobila komplet badan, na ktory nie musialam nalegac .. i pomyslalam, moze tu bedzie OK. Taa..
Nastepnego dnia Pojechalam po holter. Zalozyli, ma pompowac co 20min, ok to wracam do domu. Dojechalam metrem... siedze na kanapie.. minelo 40min a tu nic. Nie dziala. Dzwonie, mowia zeby przyjechac. Jade. Sprawdza kable, cos tam ustawia, mowi no teraz to na bank bedzie dzialac - mozesz jechac. Mowie, moze poczekam w razie co? To 20min... no jak chcesz to poczekaj... wiec czekam. Czekam i czekam.. i sie nie doczekalam. Wchodze znowu na recepcje, wychodzi inna pielegniarka, znowu sprawdza kable.. podlacza holter do PC, tam niby wyniki ma tego co automatycznie pompowala sprawdzajac czg dziala... dzwoni po technika. Technik nie opowiada. Odsylaja mnie z niczym i mam wrocic za tydzien... w drodze do domu dostaje sms ze mam zaplacic za wizyte.
Wkurw siega granic. Zmarnowany ranek. 3,5h w dupie na beznesnownej podrozy i czekaniu az ten cud techniki zadziala, zmarnowane bilety. I jeszcze sms z linkiem do zaplaty. Zadzwonilam wiec .... przeprosili. I anulowali. Niesmak pozostal.