Niedziela zaczela sie juz o 5 rano. Nie moglam spac. Znowu. Mysle ze to przez prace i stres. Martwie sie jak minal dzien, jak bedzie jutro. Czy znowu wroce taka zmeczona. Teraz gdy V ma wakacje, namacalny jest jego brak. Rak do pracy brak. I jego szybkosci. I jest to flustrujace. Ja normalnie pracuje jak za 2 os a teraz gdy jego nie ma, kazdy z kazda pierdola truje mi tylek.wiec dochodzi mi rzeczy do robienia czy dogladniecia. Niby powinnam to docenic. I tak jest. Ale po 6h non stop ciaglej bieganiny mam ochote powiedziec a wez sie odpieprz. Pracujesz tu rok, i dalej nie wiesz? Nie umiesz? Boze widzisz i nie grzmisz!
Wiec cieszy mnie, ze dzis zrobie sobie francuskie tosty z kaki i jogurtem na sniadanie, wypije pyszne winko. I poleze. I moze uda mi sie nie myslec o tym cyrku. Male rzeczy a ciesza!
A waga, uwaga - 76.2 jestem ZACHWYCONA!! Jedyny plus stresu, jem i spalam wszystko. Ale moze 75 zobacze niebawem na stale. I tyle by starczylo na 80% zadowolenia, bo z wina nie zrezygnuje. Oj co to to nie!
Milej niedzieli!