Z nudów dziś poćwiczyłam....wczorajsze wciąganie mebli na 4 piętro nieco mnie wycisnęło,ale z nudów przebrałam się w dres i dawaj jillian 6-packa :P Wykańczające to,ale po pierwszym treningu następnego dnia bolały mnie mięśnie skośne, więc wnioskuje ze działa...:)
Nagroda za wysiłek - sernik!! Własnej roboty;D Zauważyłam, że ostatnio nachodzi mnie na pieczenie na weekend. Kiedyś robiła to mama, ale że jej się nie chce, to na mnie jakoś ta ochota przeszła...Wyrósł pięknie..a jak smakował...jeden kawałeczek i basta! :D
Podobny do tego, bo już nie chciało mi się fotki pstrykać..
Z wyliczonego magicznego cpm, przy średnio-wysokiej (bo tak do końca nie mogę się zdecydować jaka jest ta moja aktywność?pracuje na część etatu,więc się tam nie nasiedze zbytnio, sporo ćwiczę...ale znowu nie kopie rowów, ani nie trenuje wyczynowo jakiegoś sportu...) aktywności wyszło mi ~ 2600 kcal/dzień. W dobry dzień to się w tym przedziale mieszcze...w gorszy (wczorajsze ciacho na gorąco, piwka, sałatka..ehhh..wspomnień czar:D) to już niestety nie. Poniżej 2000kcal to raczej nie zejdę, bo królikiem nie jestem żeby jeść tylko zielone i z talerzyka o średnicy 10cm:D No ale, JAKOŚ się postaram ograniczyć, co by to ŻM, zaczęło działać... Piękną tabelkę w excelu dziś zrobiłam, żeby nie musieć już ręcznie podliczać ile wchłonełam...zobaczymy, plany planami, a lodówka lodówką:D
Ćwiczenia z dziś:Skalpel Ewki (w głowie już tylko: miejsce na sernik robi się:D)
Jillian 6weeks 6-pack abs (a w głowie:za 30min start do lodówki:D)
W tym tygodniu (żeby nie było niedomówien, mój tydzień ma 5 dni - pon-pt) próbuje nie tknąć słodyczy. Tym sposobem w weekend będzie chęć i ochota na upieczenie czegoś! :D
Leniwej niedzieli,