Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1816852
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

19 października 2009 , Komentarze (4)

Wykonywałam dzisiaj dwa całkiem różne rodzaje wysiłków. Nie wiem, który gorszy. Ale oba dające SATYSFAKCJĘ.


Pierwsze to służenie za tłumacza między programistą a właścicielem firmy, co chce mieć nową stronę.... kamienie lepiej gołymi dłońmi rozbijać. Ponad 3 godziny. Ufff. Zupełnie, jakby byli różnymi gatunkami człowieka.


Drugi to rower. Wreszcie dzisiaj pogoda znośna. Przejechałam niewiele, bo tylko 27 i pół kilometra.... no, ale tydzień ponad nie jeździłam. Pusto na ścieżkach rowerowych, jeżdżą tylko tacy kamikadze jak ja.

Zmarzły mi okropnie paluszki w zadnich łapkach.

Do założonego w tym roku dystansu brakuje mi jeszcze 353 km. Jeśli będzie tak zimno, mogę się nie wyrobić.



 

Pochłanianie pokarmu pod kontrola. Do wyjazdu na rower zassałam tylko 590 kcali. Teraz zajadam drugą miskę kapusty z grzybami i rodzynkami, bez zasmażki, bez tłuszczyku. Tylko rodzynki z tego dają jakieś znaczące kalorie.

 

Muszę dzisiaj wcześniej iść spać, jutro męczący, ganiany dzień. Bo będę :

i troskliwą synową z teściową u lekarza

i rowerzystką, mam nadzieję

i biznesłómen, bo mam obiecującą wizytę klienta

i babcią, bo mi synek zostawił swoje potomstwo na głowie

i tłumaczem między programistą a zamawiaczem usług

i matkąpolką, co się trzęsie nad wyjazdem córki.

A wieczorem, mam nadzieję, będę rozpustnicą. Bo mi chodzą takie różne pomysły po głowie.... heh, ale nie głowy dotyczą

 

18 października 2009 , Komentarze (1)

Prawie kończę. Pilna, niespodziewana robota. Sprawdzanie poprawności konstrukcji i wyświetlania nowo tworzonej strony internetowej, w IE, w Operze i Mozilli. Oczy mnie bolą od wyślepiania błędów. Prawa dłoń mnie boli, bo wszystkie notatki robię dzisiaj długopisem.
Może drobna kasa za to wpadnie.....

ach, pożarłam jeszcze jednego kotleta.
jutro od rana tylko kapusta z grzybami, jabłka, śliwki, musli, wędlina..... po tym łikendzie w spodniach, jak siedzę dłużej, muszę rozpinać guzik.... jakoś mi ciasno...
ale waga ok, nie rośnie

prawie nie widzę na oczy

18 października 2009 , Komentarze (2)

Były plany, wyjazdowokomputerowowspólne. Poszły się....no, pieprzyć. Jak króliki. Zostało wspólne bycie, wspólne zrobienie obiadów na kilka dni. Wspólnie spędzane przerwy w domowej robocie, spędzane w łóżku albo jego okolicy. Lubię ten sposób spalania kalorii. Bardzo.


Ale, ponieważ to łikend, to kończę go najedzona, z rozepchanym brzuszkiem. W tygodniu jakoś, lepiej lub gorzej, ale kontroluję wchłanianie. W łikendy zawsze samo się robi za dużo.

Ale Pan i Władca gotuje tylko w niektóre łikendy, a robi to tak pysznie... na sam zapach czuję napływ gęstej śliny.

No, zjadłam w sumie 3, TAK, TAK - pochłonęłam 3 kotlety mielone. Najpierw się raczyliśmy, karmiąc nawzajem, gdy pierwsze opuszczały patelnię. Potem, za godzinę albo później, zjadłam na obiad grzecznie jednego ziemniaka suchego z solą i jednego kotleta. A potem potajemnie pożarłam jeszcze jednego.... to wszystko jego wina, on tak pachniał....


Chyba powinnam zaaplikować sobie jeszcze trochę gimnastyki okołołóżkowej....


 

17 października 2009 , Komentarze (4)

zjadłam loda
jedna kulkę, o smaku mlecznej czekolady, z rodzynkami
po dniu pilnującokalorycznym
potem zasysałam jarzynki różne pod postaciami różnymi
i drinki, wciąż zasysam....

nie przekroczylam zakładanego limitu kcal
WIĘC DLACZEGO CZUJĘ SIĘ NIE W PORZĄDKU ????

17 października 2009 , Komentarze (1)

Nie jeżdżę od zeszłej niedzieli.

Pochłaniam dziennie, razem z drinkami od 1300 do 1600 kcali. Odstępstwa nie było, nawet to nocne jedno obżarstwo skompensowałam anty-kalorycznie nazajutrz.

Waga ciut od razu podskoczyła. Teraz stoi. Chyba dobrze. .... bo nie rośnie....

Któraś mi napisała, żebym się nie martwiła, że w przyszłym tygodniu ma byc lepsza pogoda. Sprawdziłam w takiej jednej wypasionej pogodynce. Ma być lepsza, rzeczywiście. bo ma prawie nie padać. Ale zapowiadane temperatury..... nic, tylko sobie w "ep" strzelić.
Maxymalnie w dzień 9 stopni. Zanim dojadę np, do Okęcia, to zasmarkam paczkę chusteczek. I chyba muszę przygotować polarowe rękawice. I wyjąć dres z misiem od środka. Czy są zimowe opony do roweru?

na szczęście wypasione kijki do nordic walking już zamówione



ps
odpowiedź dla innaja,
założonym celem jest 55 kg
poza tym waga chyba nie zależy od wieku, tylko od konstrukcji ciała
i jeszcze - netykieta mówi, że pisanie wielkimi literami jest krzykiem, a to chyba niegrzeczne

16 października 2009 , Komentarze (1)

Na rowerze nie lubię z czynników zewnętrznych

  1. wiatr prosto w paszczę - jadę tylko 16 na godzinę, spocona i zmęczona jak przy trzydziestce co najmniej, i jeszcze wiejanie wyciska mi łzy z oczu i zatyka dech
  2. zimno, czyli poniżej 14 stopni - trzeba brać rękawiczki, a ja nie przepadam; po godzinie drętwieją mi palce w butach i marzną kolana; niewygodnie się mi siedzi w grubych spodniach na siodełku, no i co chwilę niemalże muszę stawać i chusteczką usuwać mokrości z wnętrza nosa
  3. deszcz - mokrość w nosie, jak powyżej; śliskie i piszczące hamulce; zachlapane błotem plecy, i mokre okulary.... a nie przepadam za soczewkami na oczach na rowerze
  4. burza - wtedy wszystkie 3 czynniki jednocześnie, wtedy albo nie wychodzę na rower, albo wracam do domu przeklinając wniebogłosy
  5. śnieg - a jeszcze gorzej zadymka, a już najgorzej zadymkowy śnieg z deszczem.... no, go ja będę dalej pisać

A każdy i każda z nas wie, jaka była i jeszcze jest pogoda w tym tygodniu.....


Więc na rowerze nie pośmigałam. Więc wariacji dostawałam. Więc waga ciut-ciut w górę. Więc (nie wiedzieć czemu?) mnie % piłam. Więc mięśnie bolą od nicnierobienia, durne takie. Więc odzywają się dolegliwości w barku, nieużywane stawy skrzypią i rdzewieją. Więc...


Ach, w podstawówce mnie uczono, że nie zaczyna się zdania od 'więc'.

 

Jutro, pojutrze, albo jakoś tak niedługo - nabywam kijki do nordic walking. Żeby całkiem nie oszaleć.

15 października 2009 , Komentarze (2)

niestety, jadłam w nocy
nie bardzo dużo, tylko sporo, tylko trochę
stressss się obudził i chciał żreć
uległam

teraz rano waga mnie nie kocha i czyni mi wyrzuty
teraz rano boli mnie brzuch w środku i skóra na brzuchu

nie, to nie kompuls
tylko kompulsik

i nie wiem, czy czynić samej sobie wyrzuty czy siebie żałować?....

14 października 2009 , Komentarze (5)

Wczoraj wieczorem zabrałam z balkonu kwiatki. Został tylko rower, samotny taki stoi. Bo mam jednakże wciąż nadzieję, że jeszcze tej jesieni pojeżdżę - więc niech sobie stoi, nie chowam do piwnicy.

Cały wczorajszy dzień na nogach, a nogi w szpilkach. Jak wstałam o 5:40 (brrrrr, jeszcze mnie otrząsa) i wybiegłam, to wróciłam przed 22. Uchetana jak oślica. I z bólem pleców. Zawsze mnie bolą, gdy zasuwam długo na wysokich obcasach. Czy to tak musi być?....

Żadnego roweru, żadnego basenu. Ale to bieganie dzień cały jakąś tam aktywność daje przecież! I jakieś przyzwoite spalanie kcali.

Nie miałam czasu jeść, do 23 zassałam niewiele ponad 1000 kcali. Potem nie mogłam zasnąć ze zmęczenia i siedziałam w kuchni z książką. I jadłam śliwki, bo akurat stały przede mną. Pewnie z pól kilo wrąbałam. Ale co tam, i tak nie przekroczyłam pułapu niebezpieczeństwa kalorycznego.

Rano za oknem koszmar. No wiem, miał padać dzisiaj śnieg.... ale czy to jesień jest czy zima ?

Świtem deszcz ze śniegiem, teraz trochę przestało wiać, temperatura spadła. I z nieba prószy taki cukierkowy śnieżek, suchy, wesoły, bez deszczu. Zupełnie jak na pocztówkach świątecznych. Czyste kretyństwo, przecież jest pierwsza połowa października!?

 

Czy mojemu rowerkowi nie za zimno w oponki na tym balkonie?

12 października 2009 , Komentarze (4)

drugi dzień leje, pada, siąpi, małe przerwy, duże przerwy, znowu woda z nieba - ja lubię deszcz, ale nie dzisiaj. każda kropla dźwiękiem kapiącego uderzenia wbija się we mnie...

ciało, przyzwyczajone do wysiłku i aktywności - zaczyna wariować
kretyńsko "tęsknię" za bólem mięśni na rowerze, za zadyszką pod górkę, za wiatrem rozwiewającym włosy

jeszcze trochę, a zacznę obgryzać ściany do żywego tynku albo ugryzę kota w ogon albo ...sama nie wiem

na lodówce wiszą wielkie czerwone litery MŻ

może zapowiadają lepszą aurę na jutro?....

10 października 2009 , Komentarze (1)

Wrzask radości. Bo dyscyplina jedzenia przynosi efekty. I nie tylko w centymetrach.

Waga pokazała 55,8. Zawrzeszczałam. Weszłam drugi raz. 55,7. Weszłam jeszcze raz i popodskakiwałam. 55,8. I za cholerę nie chce być więcej.


Paska dzisiaj nie zmieniam, bo ważenie czarownic na miotłach z pedałami dopiero jutro.

Ale z czeluści szafy wyciągam jeszcze węższe spodnie !


© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.