Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1816567
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

28 sierpnia 2013 , Komentarze (6)

popołudniem późnym i wczesnym wieczorem testowałam nową oponę, na jezdni, chodnikach, ścieżkach rowerowych z kostki dauna fazowanej i nie, na szutrze, na ścieżynkach, polnych drogach, dziurawych jezdniach i plytach MONowskich
jest ok
prawie 56 kilometrów
trochę niechcący, bo w planach miałam tylko ciut ponad 20
po powrocie stek, kartofelek i cały kalafior, z tych mniejszych

wtorkowa waga pokazała mi niezasłużone 61,7
świnia!
toczymy z wagą spór "kto kogo przetrzyma"


ps.
wlazłam na wagę jeszcze przed samiutkim śniadaniem
61,4


27 sierpnia 2013 , Komentarze (11)

w poszukiwaniu wybranej opony jeździłam rowerem z jednego obrzeża aglomeracji na drugie
ponad 44 km
zbajerowałam serwisanta, tam, gdzie oponę w końcu dostałam
gadałam cały czas, komplementowałam pracę, jakość i szybkość
wymienił mi oponę nie dość, że na poczekaniu i na cito, to jeszcze za friko
i jeszcze smarem kapnął do łańcucha i na tylne tryby
za miłe słowa, za uprzejmość i za uśmiech


gdyby nie steki i duuuużo winogronek bezpestkowych po powrocie - waga na pewno byłaby niższa
ale i tak nieźle
61,4

26 sierpnia 2013 , Komentarze (16)

czyli zamiast pitu-pitu spadku jest constans
61,5
ale niedzielne jedzonko porowerowe było mega-full-wypaśne - to tak gwoli usprawiedliwienia



już kiedyś pokazywałam zdjęcia z tego miejsca
( o! tutaj! tu jest link do wpisu sprzed 3 lat  )
z czasów gdy ważyłam prawie 80 kilo
z wycieczki gdy ważyłam mocno poniżej 55 kilo
i z teraz, z wagą ciut powyżej 60 kilo
i przyznam się, że specjalnej różnicy wizualnej między 60 z 55 nie ma
owszem, ważę więcej, ale jakoś mięśnie są bardziej poukładane i ciało tak samo smukłe


na rowerze niedzielnie 54 km,
najpierw z osobistym mężczyzną,
a gdy kwękać zaczął, to do domu odstawiłam i sama pobrykałam

gówniarz jasnowłosy się popisywał na kolarzówce
(może od tyłu wziął mnie za młodszą ? hłehłe)
wyprzedził i natychmiast drogę zajechał
a za moment hamuje, bo on będzie skręcał
ale nawet ręki w bok nie wyciągnął, głupi szczyl
hamowałam w ostatniej chwili
zabrakło mi może z 30 cm
wywrotka
lekko starte kolano i trochę potłuczeń
nic strasznego

potem jeszcze 13 km nakręciłam

dopiero wieczorem się okazało, że mam okazałego siniaka centralnie na pośladku
a dzisiaj mam kłopot z siedzeniem przed monitorem, bo ten siniak akurat w takim miejscu, że każda pozycja siedząca dokucza


ps. Winiarskiego wyskrobałam do dna, do czysta
i słoik wstawiłam do surowców
pa! pa!
nie będzie mi tu żaden Winiarski więcej kreciej roboty uprawiał i do rozpusty znienacka namawiał !
przewiduję, że następny Winiarski zawita do mojej lodówki dopiero w grudniu, gdy sałatkę jarzynową przedświątecznie będę robić




25 sierpnia 2013 , Komentarze (12)

udało się - mimo kolacji powitalnej i mimo piegusków, co je synalek przyniósł - udało mi się !
nie przybyło!
a nawet spadło . .. drobne pół szklanki czyli pitu-pitu . .  ale gdy każdego kolejnego dnia jest te pitu-pitu-100 gram w dół, to po 10 dniach to jest CAŁY kilogram !!!
61,5

a poza tym  - CUDNIE !
siedzieliśmy z córczeciem wieczorem w Passe Partou, leniwa rozmowa, jak słowami nadrobić kilka miesięcy rozłąki ?
potem dobił do nas rowerem synalek, ależ misiaczka odstawił z siostrą dawno nie widzianą, objęci prawie podskakiwali
do domu razem poszliśmy, dzieciątka w kuchni siedziały, gadając, wzajemnie przeglądając fotki w swoich srajfonach i podjadając pieguski z fioletowego opakowania
potem wygoniłam ich na miasto, w końcu sobotnia noc jeszcze taka młoda!
w nocy, przez sen, odpisywałam na smsa od potomstwa, że synalek tak, może też u nas spać, tylko, do cholery, ma być cicho
usypiałam, wsłuchana w cichy szmer ich szeptów i śmiechów
to jak muzyka

o świcie wstał Pan i Władca, nie wiedział, że są oboje
niespodzianka
wyciągnął mnie z lóżka, chodziliśmy po pokojach i razem wsłuchiwaliśmy się w ich oddechy, jak kiedyś, gdy oboje jeszcze byli dziećmi



ja nie mam syndromu opuszczonego gniazda, ja z radością witam każdorazowy nawrót samotności
mój mężczyzna niestety ten syndrom ma
dziś oczy mu lśniły wzruszeniem

24 sierpnia 2013 , Komentarze (16)

Najpierw peregrynowałam po urzędach.
Potem poszłam na targ. Kupiłam poduchę puchową. I duuużą jagodziankę. Z miasteczka do wsi, z poduchą w objęciach, zrobiłam sobie własnonożny spacer.
Potem patrzyłam, jak tata podbiera pszczołom miód, jak w miodarce odwirowuje odsklepione ramki, jak z miodarki na sito wycieka wąska strużka gęstej złocistości.


Potem jedliśmy świeżutki miód, pachnący jeszcze kwiatami i rozgrzanym woskiem.




Potem poszłam w maminy ogród. Najadłam się malin i jeżyn, do wypęku, aż mi uszami i nosem nadmiar prawie wychodził. Owoce były tak dojrzale, że zsuwały się z szypułek od najlżejszego dotknięcia.




A nad głową latały mi samoloty, ćwicząc przed radomskim Air Show. Klucze siedmioodrzutowcowe latały równiutko, skrzydło w skrzydło, razem wchodziły w zakręty i razem sie wzbijały w niebo, pozostawiając równe smugi spalin z dopalaczy. Transportowy wielki Herkules też latał, nisko, jak szary obłok, wchodził w zakręt, opuszczając lewe skrzydło, nad lasem za wsią. Para Cas leciała za nim jak na sznurkach. Odrzutowce triumfalnie wrzeszczały, transportowe nisko dudniły. Cudnie!

Potem szłam z poduchą w objęciach do szosy, do busa. Poszłam na skuśki, po ugorze, i już w połowie drogi moje stopy płonęły ogniem. Szeptałam im, że przecież przeszły w greckich górach ponad 16 kilometrów, że ugór nie jest gorszy niż tamte kamienie, że muszą wytrzymać, bo przecież w polu na noc nie zostaniemy, że do domu trzeba wrócić.

Jakoś wróciliśmy, ja i moje stópki. Och ! jak dawno pozycja horyzontalna nie była taka słodka i taka wygodna. Zasnęłam przed telewizorem.



sobotnio na wadze 61,5
córczę dziś z Danii przylatuje, na dłużej chyba
Pan i Władca planuje powitalną kolację, więc dzisiaj nie będzie wstrzemięźliwości w jedzeniu. Już unoszą się zapachy.

23 sierpnia 2013 , Komentarze (15)

Wracam wczoraj wczesną nocą do domu, zmarznięta porowerowo. Gorąca herbatka, gorąca pomidorowa. Wstawiam garnek z resztą zupy do lodówki i nagle ręce mi zamierają. Oczy w słup stają z niedowiary.
JA wiszę na lodówce! JA?! Na magnesiku we własnej osobie!! Pomiędzy smokiem Muszu, Shrekiem, żółwiem z Zakyntos, kuponem totolotka i secesyjnym Alfonsem Muchą. I pod tarnowską grafiką oraz pod najpiękniejszym widoczkiem z tegorocznego rejsu.

Ja we własnej zmoczonej osobie, wyciągająca obie ręce ku ścianom najwęższego miejsca w Wąwozie Samaria. ACH!!!!
No, niby wiem, że nasz tegoroczny kapitan ma firmę reklamową, graficzną. No, niby wiem, że w tym roku przygotowuje dla nas na Poleko różne elementy do stoiska. No i wiem, ze synalek często się z nim zawodowo kontaktuje.
Ale takiego niespodziewanego gifta to w życiu nie oczekiwałam !!!
No bo nie dość, że ja wiszę na lodówce, to jeszcze ta błękitna fotka !!!

To przeze mnie zrobione zdjęcie!!
Ten widoczek z kopułą i dzwonnicą na tle niebieskiego nieba to najpiękniejsze zdjęcie i ujęcie, jakie w tym roku mi sie udało zrobić. Stałam w tym miejscu ( marmurowy ryneczek w Ia na Santorini) blisko pół godziny i zrobiłam ponad 40 zdjęć, różne kąty, światła, odległości, ustawienia. Rzadko kiedy trafia mi sie tak perfekcyjne zdjęcie. Od razu, jeszcze będąc w Grecji, wrzuciłam je na swoje tło na FiBi. Codziennie na nie patrzę z zachwytem i zadowoleniem. I nawet przemyśliwałam nad zrobieniem powiększenia i oprawieniem w ramki i powieszeniu w moim greckim pokoju.
Teraz już nie muszę.
Teraz mam siebie i swój widoczek na lodówce.
Przyznam się, że moja próżność została na dłuższy czas zaspokojona.




ps vitaliowe
paszcza pod kontrolą, prawie ....
rowerowanie mikre, ale jest
waga .. hmmmmm  61,9 ... hmmmmm



21 sierpnia 2013 , Komentarze (22)

popołudniem konflikt, z ust wylatują słowa, jakich potem nie cofnąć i nie zapomnieć
i dołek
i smutek
i bez roweru

zajadanie smutku, odruchowe
popołudniem 10 kostek Studenckiej
do kolacji Winiarski smarowany grubo
wieczorem przesłodki likier Tia Maria w ilościach za dużych
nocą, do książki, micha śliwek

skutek smutku
pół kilo w górę
62,1



nic to!
wysikam !
w chwili obecnej to najważniejsze, żeby się nie poddać, żeby po upadku nie leżeć jak rozmemłana i użalająca się nad sobą plazma, żeby po każdym potknięciu natychmiast się podnieść i hardo patrzeć przeciwnościom losu prosto w oczy

20 sierpnia 2013 , Komentarze (60)

waga mi sie unormowała, w tym sensie, że ustabilizowała
co prawda na poziomie okrutnym, bo od 6 dni buja się w przedziale od 61,1 do 61,6
nie mam już wagowych skoków 4 kilogramowych w ciągu nocy

a pourlopowy przybytek w ilości półtora kilo do dwóch to przecież rozpaczliwe nie jest
więc sie przyznaję do wagi, ale paska jeszcze nie zmieniam, niech sobie zachęcająco poczeka do końca wakacji . . . może popłynę ku niemu



a propos płynięcia !
zdjęcia z rejsu!!! ZDJĘCIA !!!!
i film, ohhhhh, filmik
(trasa: Ateny, w dół, wzdłuż Peloponezu, przez Aeginę, Poroz, Kiparisi. dłuższy przystanek przy skale Monemwasii, wycieczka piesza. Nocny przelot w dół Peloponezu na Kretę, do Chiani. Bujało okropnie. Dłuższy postój, całodniowa wycieczka w góry, 18 kilometrów Wąwozu Samaria. Całodobowy przelot do Wlichady na Santorini, znowu mocno wieje i mocno buja, fala cała wpadła do wnętrza mesy. Samochodowa wycieczka do Firy i wieczorem do Ia, na pogańskie, codzienne żegnanie zachodzącego słońca. Odtąd rejs lajtowy, bujamy się wedle kaprysu po Cykladach. Kapiel przy młodym wulkanie we wnętrzu kaldery Santorini. Ios, całonocna impreza na imprezowej Chorze. Ormos Skala, Sikinos, Vathi od tyłu Folegandros, Milos, najpiękniejsza na świecie zatoczka Kleftiko, Adamas. Sifinos, port Livathi na Serifos, Kifnos. Wyspa Kea, zapominana świątynka nad plażą. Przylądek Sunion, świątynia Posejdona. Przez Aeginę do Aten.)


Marina Kalamaki Alinou, Ateny


podejście do Poroz


malutka keja na 4 jachty, przed Kiparisi, kościółek i ścieżka w góry, nawet kranu z wodą nie ma




jacht płynie najwolniej jak może, tyle tylko, żeby zachować sterowność i nie obrócić się burtą do fal . . za jachtem jest lina z kołem na końcu . . między jachtem a kołem kąpią się straceńcy . . a wokoło NIC - w zasięgu oka nie ma wyspy, brzegu, statku, innego jachtu, bosssko, całe morze jest nasze!


ulubiona pozycja


wystająca z nagła skała Monemwasii


Twierdza Monemwasii, dolne miasto
po tym bruku tragarze pensjonatowi przewożą bagaże gości na taczkach


Monemwasia, ruiny twierdzy, powyżej górnego miasta


Monemwasia, podcienia kościoła w górnym mieście


Monemwasia, biesiada na plaży


Kreta, Chania. Obłędne białe dorożki, jedną powoził, jak słowo daję!! , Murzyn, i też siedział pod parasolem !


To samo miejsce, Chiania, ruiny wielkiej baszty. Oczywiście MUSIAŁAM wyleźć na samą górę.


Wąwóz Samaria. Och, jak ja nie lubię gór. Wszystko zasłaniają. A poza tym jest zizizimno, pada deszczomgła i wieje wiatr. Brrr.


Wąwóz Samaria, pierwszy potok, do pokonania skokami lub przepełzaniem.


Wąwóz Samaria. Nie wiadomo, czy uważnie patrzeć pod nogi czy też oczy zachwycać cudnymi okolicznościami przyrody.


Kolejny potok


Program przyrodniczy "Z kamerą wśród zwierząt". Wąwóz Samaria, dzikie zwierzę u wodopoju.
(to nie ja wymyśliłam, to kumpel robiący to zdjęcie!!!)


Wąwóz Samaria, najwęższe miejsce.Głowa, włosy, wielokrotnie moczone w mijanych potokach, oczywiście celem ochłody.


powrót promem, trochę mi energia zdechła po wąwozie


Port Wlichada, zewnętrzna strona Santorini


Fira, Santorini


Santorini, wszechobecne greckie koty.
Acz, w porównaniu z ubiegłymi latami, to można powiedzieć, że grecki kryzys skrupił się głównie na kotach. Pogłowie spadło prawie o połowę!


Santorini, Fira. W tej tawernie powyżej, 7 lat temu, pierwszy raz, własnoocznie, widziałam konsumpcyjne ośmiornice, suszące się na słońcu.


Santorini, Wlichada. Kolacja u Dimitriosa (zawsze u niego przez te 7 lat), po powrocie z Ia, z współcześniepogańskich misteriów ku czci zachodzącego słońca.


Klub Helios na Chora Ios. Z barmanką Milicą znamy się już 4 lata. Zawody taneczne o 4 rano, która dłużej wytrzyma bardzo szybkie tańczenie.


Oj, ciężko się żegluje na kacu po całonocnej imprezie ..  dreszcze, słońce oczy obraża, absmaki w paszczy . ..


hmmm, chyba mi przeszło


chyba Milos . . . ponieważ na jachcie była tylko jedna łazienka, czasem trzeba było myć zęby publicznie, przy kraniku na rufie.


świt po którymś nocnym przelocie, koniec psiej wachty, tej najgorszej, od nocy przez szarówkę i różowości, do chłodnego świtu


oj! znowu buja!


tu NIE MA żadnego fotoszopa!!! Taki nieprawdopodobny odcień ma morze miedzy Cykladami. Prawie codziennie.


O! To druga moja ulubiona pozycja. Jako rasowa jaszczurka, każdą wolną chwilę wykorzystuję na łapanie ergów słonecznej energii.


Kolejna wielogodzinna biesiada, chyba Sifinos.



Koło zapomnianej przez wszystkich świątynki; N 37 stopni 33,537 minut i E 024 stopni 19,957 minut. Piankowy kostium do nurkowania pozwala pływać i 3 godziny bez zmarźniecia


Płyniemy na Sunion, ponton teoretycznie czteroosobowy.


Świątynia Posejdona na szczycie przylądka Sunion


Ostatnie popołudnie, ostatnie słońce wpadające o zachodzie do morza. Przed nami widać już białe Ateny u stóp gór.



i to by było na tyle....
od jutra bedę znowu pisała tylko o jedzeniu, rowerze, codzienności

12 sierpnia 2013 , Komentarze (13)

a właściwie do stanu początkowego vitaliowego

z rejsu wróciłam w stanie doskonałym, niecały kilogram przybytku, wypoczęta, wyspana, opalona na mulatkę, oczy wciąż pełne cudownych wrażeń

po powrocie, w ciągu 10 dni, waga podskoczyła o ponad 4 kilo
(och, nie - żebym była bezgrzeszna, to nie, 2 czekolady studenckie i słoiczek majonezu też mają w tym przybytku swój udział .. . ale przecież nie zjadłam tego kompulsem na raz, ba! raczej dobroci podjadałam tylko, jako dodatek)
spuchłam na stałe, łapki jak zbiór paróweczek
i brzuszek mi wywaliło śmiesznie, ręce i nogi wciąż szczupłe, na biodrach normalnie, a brzuch wyglada jak średnio zaawansowana ciąża . .hłe, hłe, spożywcza

oczywiście, że aktywności fizycznej po powrocie nie zaniedbałam
na rowerze w tym czasie przejechałam 334 kilometry, brałam udział w pierwszosierpniowym Przejeździe Świeczkowym, potem 3.08 była Masa Powstańcza, teraz z kumplami robimy prywatny audyt południoowopraskich DDRów, czyli (błędnie) ścieżek rowerowych czyli Dróg Dla Rowerów

dzisiaj na wadze dumne i radosne 63,3 kilo
pochlastać się idzie

11 lipca 2013 , Komentarze (17)

ruszam ku ciepłej wodzie


piankowy kostium do nurkowania sie był odnalazł
w schowku, w pudle ze swetrami, z grubymi sukienkami i z rękawicami narciarskimi dzieci


waga poniedziałkowa 59,5
i w porządku!
tylko tyle ważę mając w sobie wczorajszowieczorny duży słoik fasolki po bretońsku z kiełbasą
phi!


rajzefiber



© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.