Ośnieżona - to ja! Bo pogoda taka śliczna! Śnieżąca! Cudna!!!
Jestem natchnieniem. Acz nie dla tych, dla których bym chciała.
No i od dzisiaj intensywne zażywanie dopalaczy mnie czeka.
Ośnieżona.
Jaka śliczna zima!!.. Uwielbiam zimę w mieście, gdy jeszcze nie ma błota pośniegowego.
Pada, śniegiem dymi, mrozi policzki. Cudnie. A ociupinkowy parczek przed stacją krwiodawstwa znowu wygląda piękniej niż bajkowo. Ulice wymiecione z samochodów. Nie ma tak, że korek komunikacyjny cały dzień. Nie! tylko jak panbóg przykazał - korek jest jeno w godzinach szczytu. Część kierowców przesiadła się do komunikacji miejskiej i nagle miasto ma płynny, acz powolny, ruch. I jeszcze jeden powód do radości - chyba pierwszy raz w życiu mogę powiedzieć, że zima NIE zaskoczyła drogowców.
Kilka razy dzisiaj wychodziłam i wracałam. I za każdym razem czułam dziecięcą radość z padającego śniegu.
A jak przestanie padać - to bez względu na temperaturę - IDĘ NA ŚNIEGOWY ROWER! Pierwszy raz w życiu. Chociaż raz w życiu. Tak bardzo chcę!
A jaki piękny wysiłek od dzisiaj prawdopodobnie mnie czeka!!! Zabawa w (Nocną) Niewidzialną Rękę. Siłownia i sauna w pigułce. I jeszcze wielka satysfakcja moralna i radość z dobrze zrobionej roboty. Nocne odśnieżanie, w czynie społecznym.
Natchnienie.
Od sierpnia mnie podglądają co najmniej dwie osóbki. Pod czarnymi nickami, z darmowych pamiętników założonych bez wykupu żadnej usługi vitaliowej i/lub z kont bezpamiętnikowych. Tak, tak.... "sprytne" "spryciule" "sprytnie" sądzą, że się ukrywają, hihi. Lepiej zajrzeć do (cudzego i wrażego) pamiętnika pod (niby) niewinnym nickiem, niż pokazać swój, znany nick, w statystykach odwiedzin.
Komuś się chce dokonywać czynności związanych z wylogowywaniem prawdziwej siebie i zalogowywaniem jako obcy, jego sprawa.
W niedzielę popołudniem zaś kopnął mnie niesamowity zaszczyt. Otóż stałam się dla kilku osóbek inspiracją do gargantuicznej pracy umysłowej. Tak, tak, moje pisanie i moja osoba to uczyniły.
Zostały założone dwa pamiętniki, jeden z nazwą łudząco podobną do mojego nicka. Z niesmacznym awatarem. I owe dwa nicki w forum vitaliowym, tym tyczącym macierzyństwa, zaczęły rozrabiać jak dzikie, wulgarne zające.
Niestety, ominęła mnie uciecha, bom całą niedziele odsypiała imprezę. Jak wcześnie w nocy odpaliłam kompa, to tematy były już usunięte. Tylko pocztą, kilka skopiowanych, co śmieszniejszych postów do mnie dotarło.
Jaką ogromną pracę umysłową, musiały wykonać moje dwie wroginie!!!... (hmmm, a może to była jedna osoba, hmmm serwery symetrii mają zapisane logi, więc jakby co...). Ale jestem pełna podziwu dla tych tytanicznych wysiłków. Umówić się, namówić na zrobienie bardachy, dogadać szczegóły, wykonać to ... jej!! Wymagało te pewnie wytężania tych malutkich umysłów ze wszystkich sił.
Wolałabym co prawda, abym stała się natchnieniem do czegoś pięknego, czegoś wspaniałego. Hihi, wystarczyłoby mi ostatecznie, gdybym stała się natchnieniem, by te niedorobione siły umysłowe przeznaczyć na naukę ortografii albo logiki...
A tak stałam się natchnieniem do podłości.
Jednak sądzę, iż to nie moja wina. Podłym publicznie stanie się tylko ten, co już ma w sobie znaczny potencjał podłości.
No cóż, jedni lubią jeździć na rowerze. Inni hodują kwiatki. A jeszcze inni wyrywają muchom skrzydełka i przywiązują kotom do ogonów puste puszki.
Dopalacze.
Jeden post na forum Mulionerów mnie zainspirował. Projekt podsumowania, ile schudliśmy od założenia wątku. I mi się zrobiło GŁUPIO! Nie guuuuupio, tylko właśnie głupio.
Przyszłam na vitalię z wagą ponad 64 i tendencją rosnącą. Przez 3 miesiące zasuwałam po 3 godziny na siłowni 5 razy w tygodniu. Pływałam, po co najmniej godzinie i co najmniej 4 razy w tygodniu. I sauna - 3 lub 4 razy w tygodniu, i na basenie i po siłowni. I WTEDY chudłam. To z wtedy mam schudniete na stałe!
Zjechałam z tych 64 z ogonkiem do ... mniej więcej 57 kilo.
Potem czerwcem ucieczka z domu i potem rejs po Cykladach i nagle 59 kilo prawie.
I od tego czasu tylko patyki i tylko rower. Owszem, pobiłam swój kilometrowy_w_jednym_sezonie rowerowy rekord. Ale rower mnie nie odchudza. Mnie rower utrzymuje na wadze. Mnie rower modeluje. Mi rower służy do rozmyślań i medytacji. Jestem silna, zwarta, zgrabniejsza - ale nie chudnę!!!!
Potem jesień 09 z Czarownicami Rowerowymi i na zimę byłam happy z 55 kilo.
Potem święta i obżarstwo i 58.
Wiosna 2010 cała na dojście do 56.
Wielkanoc i 58.
Do wakacji 55 z ogonem, a po Cykladach znowu 58.
I tak się bujam od ponad roku między 55 a 58.
Czyli co???? Po co ja jestem na Vitalii??? Żeby schudnąć czy żeby rozpaczliwie utrzymywać wagę ?????
Szlag mnie trafił! Ale na te stracone półtora roku to własną prośbę przecież. Tabelki Excelowi sa bezwzględne!
Więc szlag mnie trafił. Osobistemu kieszeniowemu wężowi zawiązałam seledynową kokardkę na zębie jadowym. Niech mi ten wąż tu nie chamra, niech mi syczy!
Poszłam i kupiłam karnet na siłownię.
I dzisiaj już byłam. Bieżnia: 6,8 km w 71 minut z górkami od 3 do 6,5 stopnia pod górkę. Rower z oparciem: godzina, 3 programy górskie, 2 z ostrymi podjazdami, 17,14 km. Orbiterek się zepsuł, a ja już nie mogłam czekać.
Moje dopalacze sportowe, te z Olimpu.
Thermo Line II do pierwszego posiłku w dniu, gdy będę się siłować.
L-Karnityna w dawkach trzech różnych: 500 plus (no nie, tego dzisiaj nie wzięłam, na 2 godziny nie warto), 500 i zwykła.
Zastanawiam się na zażywaniem Chitosanu, wszak tłustości ogromniastych nie jadam. Jedyna tłustość, to 2 łychy oliwy do michy sałat z pomidorami i fetą, mazanie smarowidłem po nieczęstych kanapkach oraz śmierdzące sery. Może nie warto? Może Chitosan zostawię na czas świąt i sałatkę jarzynową z majonezem?
Tak więc robię na samej sobie experyment dopalaczowy. 3 miesiące siłowni. Odśnieżania, póki śniegu i póki zapału. 3 miesiące wysiłkowych dopalaczy.
Mam cichutką nadzieję, że efekt stały/długofalowy będzie choć troszkę podobny do tego z wiosny 2009 roku.
jeszcze ps (dla niektórych)
Nie jestem wyliniałą lamą, znaczy - lamą mogę być, nawet umiem pluć do celu. Ale w życiu nie wylinieję. W latach młodości mogłabym sobie kłaść na głowie końskie łajno i zmywać szarym mydłem, nie szkodziło mi nic. Moje starsze dziecko ma włosy po mnie, akurat zapuszcza grzywę i ma ją takiej mocy jak ma tarpan lub konik Przewalskiego. A ja i teraz swoimi włosami mogłabym obdzielić ze dwie młódki i jeszcze by dla mnie zostało.
Nie jestem ani starym pudelkiem ani starym pudełkiem. Jestem osobą.
I kij wam w bok, jeżeli wciąż myślicie, że wasze śmieszne gówniarskie podchody budzą cokolwiek poza politowaniem, zdegustowaniem i niesmakiem.
EDIT dla Bajeczki, to chodzi o czarność w statystykach, nie w pamiętniku
zielone to wszyscy
fioletowe to pamiętniki odwiedzone ostatnio przeze mnie
czarne, zaznaczyłam, to osoba, do której nie możesz sie dostać, vitalia pisze, że nie istnieje albo że nie ma własnego pamiętnika